KRAKÓW...
- Rozbieraj się Kotku. - powiedziała wchodząc do Jego pokoju. Położyła pudełko z chusteczkami na biurku, a ze swojej torby wyjęła maść. Spojrzała na zdezorientowanych braci. - Maciek, mówiłeś, że masz problem z łydką. - przypomniała.
- No tak. - potwierdził.
- No to pókim dobra ściągaj gacie. - rozkazała.
- Ile Ja bym dał, żeby któraś była taka władcza dla mnie. - rozmarzył się drugi z Kotów.
- Kuba idź sprawdzić czy Cię nie ma na siłowni. - zaproponował Maciek ściągając koszulkę.
Jej oczom ukazała się dość chuda ale za to bardzo dobrze wyrzeźbiona klatka piersiowa. Może Pudzian to to nie był ale oczy same zatrzymywały się na brzuchu.
- Od kiedy łydkę masz na torsie braciszku? - zapytał śmiejąc się Jakub. Sama się zaśmiała. Maciek za to rzucił w brata leżącym na biurku jabłkiem. Tamten tylko się jeszcze bardziej roześmiał i biorąc torbę sportową wyszedł z pokoju. Po chwili zajrzał jeszcze dosłownie na sekundę i rzucił krótkie "Młody! Gumki są w pierwszej szufladzie!" i już Go nie było. Zerknęła z rozbawieniem na zakłopotanego bruneta. Nie wiedział jak ma się zachować.
- No już nie bądź taki zmieszany. Zdejmuj gatki i kładź się na wyrku. - powiedziała. Zrobił to posłusznie. - Która łydka?
- Lewa.
Uniosła lekko Jego nogę i dłońmi delikatnie przejechała po łydce. Potem pougniatała i spojrzała na pacjenta. Przyglądał się Jej dokładnie. Była skupiona na tym co robi. Spięła wysoko włosy i posmarowała łydkę maścią.
- Boli Cię łydka ale to nie brzuchaty jest naciągnięty. Masz naderwany Achilles. Mogę Ci Go rozmasować i trochę złagodzić ból ale musisz iść z tym do lekarza. Zrobi zdjęcie i będziemy wiedzieli jak bardzo jest naderwany. Być może sama rehabilitacja wystarczy a być może będziesz musiał mieć mały zabieg.
- Zabieg? - Jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Przerażone spojrzenie lekko Ją bawiło ale zdawała sobie sprawę z tego, że u sportowca nawet najmniejsza kontuzja może się okazać wielką przeszkodą.
- Nie panikuj Kocie. Dam Ci numer do dobrego lekarza. - powiedziała i zaczęła rozmasowywać miejsce, które było lekko uszkodzone. - Trochę zaboli. - ostrzegła. W momencie kiedy ścisnęła w odpowiednim miejscu Maciej wydał z siebie jęk. - No. Najgorsze za nami. Teraz relaksik. - puściła Mu oko i zaczęła swój masaż.
To co musiał Jej przyznać to to, że była w tym bardzo dobra. Mówiła co będzie robić, była spokojna, skupiona na swoim zadaniu i bardzo dokładna. A przy tym delikatna i pewna siebie. Kiedy trzeba było umiała użyć siły. Dziwiło Go, że w tak kruchym i małym ciałku drzemie taka siła. Małe dłonie - wielka moc. No i była miła. Bardzo. Aż za bardzo. Z jednej strony lubił kiedy taka była. Dało się wtedy z Nią porozmawiać, pośmiać... Ale Jej drugie oblicze, to drażniące i wredne bardziej Go pociągało. Iskry w oczach kiedy pokazywała swoją złośliwość nakręcała Go na Nią jeszcze bardziej. "Jestem nienormalny." - pomyślał. "Owszem, każdy normalny facet w takiej sytuacji myśli o tym, żeby zrobiła Mu masaż pleców a nie nogi." - dodała podświadomość. "Dlaczego jesteś laską?" - zapytał ją. "Nie mnie pytaj. Nie ja się tu wsadziłam. Poza tym myślę jak facet. Więc albo to tylko głos albo jestem podświadomością lesbijką" - odpowiedziała.
- Ok. Dopóki nie zrobisz zdjęcia nie forsuj za bardzo tej nogi. Żadnych biegów, żadnych skoków, żadnych treningów. Rozumiemy się? - zapytała.
- Tak jest.
- No to moja robota skończona. - wzięła do rąk chusteczkę i wytarła dłonie. Potem wzięła kolejną i uwolniła swój nos od zbędnych wydzielin. Wzięła głęboki wdech. Usiadł na łóżku i spojrzał na Nią ze współczuciem.
- Żyjesz? - zapytał z lekkim uśmiechem.
- Żyję. Łykam prochy na śniadanie obiad i kolację. - odpowiedziała uśmiechając się miło. - Jak już zdjąłeś podkoszulek to może chcesz masaż co? - zapytała. Zdziwienie wypisane na Jego twarzy było bezcenne. "Jak odmówisz to będziesz idiotą." - podpowiadała podświadomość.
- Jesteś chora, może powinnaś się położyć?
- Obiecałam Ci masaż i słowa dotrzymam. Kładź się. - nakazała ponownie. Zrobił to.
Ponieważ nie był to stół do masażu z regulowaną wysokością musiała sobie poradzić inaczej. Nie było innego sposobu jak po prostu wejść na Maćka i usiąść na Jego całkiem przyzwoitych pośladkach. Trochę Go to zaskoczyło ale sprzeciw byłby z Jego strony aktem idiotyzmu. "O matko stary ale mam teraz wizje." - usłyszał głos podświadomości kiedy brunetka położyła swoje dłonie na Jego plecach. W miejscu gdzie się pojawiały czuł ciepło a przez Jego organizm przechodziły delikatne przyjemne dreszcze. "Ja pierdziele, co się dzieje?" - pomyślał. "O ile mnie pamięć nie myli... Sprawdzając w słowniku... Tak, takie uczucie oznacza, że lecisz na Nią." - odpowiedziała poprawiając okulary na swoim nosie. Musiał czymś zająć myśli.
- Dlaczego jesteś dziś taka wesoła? - zapytał.
- A dlaczego miałabym nie być? - spytała ciągle dotykając Jego umięśnionych pleców. Wymagało to siły ale sprawiało dużo satysfakcji i dawało dziwną radość. Bo chciała to zrobić. Czy Ją pociągał? Chyba zaczynał.
- Bo pada, bo jesteś chora, bo musisz usługiwać połamanej Adeli... Mam wymieniać dalej?
- Mam dobry dzień. Tak po prostu. - odpowiedziała wesoło.
I to było prawdą. Od kiedy tylko otwarła oczy wiedziała, że dzień będzie dobry mimo wszystkich przeciwności. Cieszyła się ze wszystkiego. Adela nazwała to naćpaniem ale jedynym narkotykiem w życiu brunetki obecnie były lekcje niemieckiego i głos po drugiej stronie. Czy można się zakochać w samym głosie? Raczej nie. Czy głos może pociągać? Owszem. Czy może zauroczyć? Oczywiście. Czy może sprawiać, że człowiek czuje w sobie słonce mimo, że na dworze szaleje burza? Tak się działo w Niej. A kiedy pokazał, że Ją potrzebuje, słońce rozpaliło ogień. Słyszała gaworzenie małej istotki i chciała jak najlepiej spisać się opowiadając Jej dobranockę. I zasnęła. A On wyszeptał ciche "Dziękuję." i tyle wystarczyło. Nie mogła pojąc jak ktoś kogo nie znamy, kogo nie widzieliśmy na oczy może tak działać na człowieka. To było dla Niej zagadką. On był dla Niej zagadką. Zagadką którą chciała rozwiązywać każdego dnia...
Zakończyła swój masaż i usiadła obok Maćka. Odwrócił się na plecy ale nadal miał zamknięte oczy.
- Wszystko gra? - zapytała.
- Kobieto... w życiu nie czułem się lepiej. Od tej pory tylko Ty masz prawo mnie masować. Normalnie powiem Łukaszowi żeby zmienili nam masażystę na Ciebie. - stwierdził. Zaśmiała się.
- Nie ma takiej opcji. Nie wytrzymałabym z Tobą tyle Kocie.
Usiadł obok Niej zakładając "po drodze" spodnie. Przeciągnął się jak na kota przystało i spojrzał na Nią uważnie. Jej oczy się śmiały. Może to była chwila kiedy miał właśnie spróbować po raz drugi? Może to właśnie ten moment?
- Ubrudziłam się gdzieś? - zapytała.
- Nie... - odpowiedział z najbardziej uroczym uśmiechem na jaki było Go stać. Zdezorientowana patrzyła tylko w Jego oczy. W oczy tak bardzo skupione na Niej. Oczy mówiące o tym, że brunet zamierza zrobić coś czego może żałować. Ale oczy tak bardzo hipnotyzujące. Tak wciągające. Kiedy się już wpadnie w to spojrzenie nie da się wydostać.
- Maciek?
- Słucham.
- Czemu tak na mnie patrzysz?
- Bo jesteś ładna. - wzruszył lekko ramionami. Zaśmiała się. Ale krótko. Bo On się nie śmiał. Był całkowicie poważny. I ciągle patrzył. A Jego twarz zbliżała się powoli do Jej twarzy. To, że był półnagi nie pomagało w opanowaniu instynktu. Wiedziała do czego to zmierza ale dziwnie Jej to nie przeszkadzało. I w tym momencie zatrzymał się i dłonią przejechał po jej policzku. - Miałaś rzęsę. - powiedział cicho a w Jej głowie pojawił się helikopter. Odebrało Jej mowę. Poczuła Jego perfumy. Te męskie. Zbyt mocne jak na Niego. I zbyt mocne dla Jej nosa. Kichnęła uderzając czołem o czoło bruneta.
- Matko, Maciek, przepraszam... Twoje perfumy... - zaczęła się tłumaczyć ale widząc Jego rozbawioną twarz sama zaczęła się śmiać.
- Idź Ty się lepiej połóż kobieto. - powiedział masując sobie czoło. Wstała i zaczęła zbierać swoje rzeczy. - Zosiu... - zaczął. Spojrzała na Niego zaskoczona tym w jaki sposób się do Niej zwrócił. Podszedł do Niej i powiedział z uśmiechem... - Dziękuję za najlepszy masaż pod słońcem. - po czym pocałował Ją w policzek tak delikatnie, że aż zakręciło Jej się w głowie. Przez moment zapomniała o oddychaniu. Na szczęście szybko się opanowała i wyszła z pokoju...
INNSBRUCK...
Nie wiedział czy była to wina sztuki czy samego teatru ale po prostu się nudził. Wybitnie nie odpowiadała Mu ta forma rozrywki. Ale czego wymagać od prostego skoczka? Przecież skoczek to normalny człowiek. Normalny facet, który wolałby iść na normalny film do normalnego kina, a potem na normalnego kebaba do normalnej budki z normalnym turkiem. Spojrzał w bok. Blondynka wsłuchiwała się w tekst wypowiadany przez aktorów na scenie. Była zapatrzona, zasłuchana i widać jak bardzo Ją to interesowało. Była na prawdę ładną kobietą ale... Zawsze jest jakieś ale. Miała wszystko co powinna mieć kobieta. Elegancję, klasę, poczucie humoru, urodę... Więc dlaczego w ogóle Go nie pociągała? Dlaczego nie sprawiała, że kiedy Ją widzi to na sercu robi się cieplej? Dlaczego na widok Jej uśmiechu sam się nie uśmiecha? Innym równie dobrym pytaniem było to dlaczego w ogóle chce żeby to wszystko się działo? Dlaczego na siłę próbuje coś poczuć? Nie. To złe pytanie. Dlaczego na siłę próbuje coś poczuć do Sylvii? Bo przecież czuje. Do Niej - sympatię i wdzięczność za to co robi dla Niego, dla całej drużyny... Ale nic więcej. Uczucia, które powodują, że traci kontrolę nad sobą przychodzą kiedy rozmawia z zupełnie nieznaną sobie dziewczyną.
Odwrócił od Niej wzrok i spojrzał na aktorów. Nie miał pojęcia jak nazywa się sztuka, na którą przyszli. To nie był Jego świat. Jego światem była córka, która wróciła dzisiejszego popołudnia do swojej matki. Córka, którą tak łatwo uśpiła poprzedniego dnia Zofia. Uśmiechnął się na wspomnienie bajki, którą opowiedziała. Co jak co ale wyobraźnię to Ona ma bujną. Dlaczego Ona tak bardzo Go intryguje?...
- Thomas widziałam, że myślami byłeś gdzie indziej. - powiedziała stojąc już pod wejściem do swojego bloku. Spojrzał na Nią przepraszającym wzrokiem.
- Przepraszam. Mam dziś gorszy dzień. Kristina zabrała Lily i poczułem taką... pustkę.
- Pustkę? Thomas w każdej chwili możesz do Nich jechać. - oznajmiła. I poczuł coś. Zawód. Bo w ogóle Go nie rozumiała.
- Mam nadzieję, że podobał Ci się spektakl. - uśmiechnął się lekko.
- Bardzo. - uśmiechnęła się. - Może wejdziesz na chwilę? - spytała lekko się do Niego zbliżając.
"I masz czego chciałeś." - podpowiedziała Mu podświadomość.
Delikatnie chwycił Ją za dłonie i na każdej z Nich złożył delikatny pocałunek.
- Sylvia... jesteś na prawdę cudowną kobietą. - zaczął a na Jej twarzy pojawił się promienny uśmiech. - Ale to się nie uda. - dodał. Uśmiech zniknął z Jej twarzy. - Na prawdę chciałem, żeby coś z tego wyszło ale...
- Ale? Thomas czujesz jeszcze coś do Kristiny tak?
- Nie. Z Kristy łączy mnie jedynie i aż Lily. Po prosu... Chyba nie potrafię nic poczuć do Ciebie. - powiedział patrząc Jej prosto w oczy. Bał się Jej reakcji. Bał się, że Ją tym zrani. A nie lubił ranić ludzi.
- Może dajmy sobie trochę czasu? - zapytała. Westchnął.
- Sylvia... nie. - powiedział pewnie. - Przepraszam jeżeli Cię tym zraniłem ale nie mogę Cię oszukiwać. I sam siebie też nie.
Jej wzrok mówił wszystko. Czuła złość. Była wściekła. Zraniona. Oszukana. Ale była kobietą z klasą więc nie pokazała tego po sobie. Być może dopiero jeszcze to pokaże. Ale w inny sposób.
- Rozumiem. - powiedziała nie patrząc na Niego. - W takim razie, dobranoc Thomas. - dodała i weszła do budynku...
Odwrócił od Niej wzrok i spojrzał na aktorów. Nie miał pojęcia jak nazywa się sztuka, na którą przyszli. To nie był Jego świat. Jego światem była córka, która wróciła dzisiejszego popołudnia do swojej matki. Córka, którą tak łatwo uśpiła poprzedniego dnia Zofia. Uśmiechnął się na wspomnienie bajki, którą opowiedziała. Co jak co ale wyobraźnię to Ona ma bujną. Dlaczego Ona tak bardzo Go intryguje?...
- Thomas widziałam, że myślami byłeś gdzie indziej. - powiedziała stojąc już pod wejściem do swojego bloku. Spojrzał na Nią przepraszającym wzrokiem.
- Przepraszam. Mam dziś gorszy dzień. Kristina zabrała Lily i poczułem taką... pustkę.
- Pustkę? Thomas w każdej chwili możesz do Nich jechać. - oznajmiła. I poczuł coś. Zawód. Bo w ogóle Go nie rozumiała.
- Mam nadzieję, że podobał Ci się spektakl. - uśmiechnął się lekko.
- Bardzo. - uśmiechnęła się. - Może wejdziesz na chwilę? - spytała lekko się do Niego zbliżając.
"I masz czego chciałeś." - podpowiedziała Mu podświadomość.
Delikatnie chwycił Ją za dłonie i na każdej z Nich złożył delikatny pocałunek.
- Sylvia... jesteś na prawdę cudowną kobietą. - zaczął a na Jej twarzy pojawił się promienny uśmiech. - Ale to się nie uda. - dodał. Uśmiech zniknął z Jej twarzy. - Na prawdę chciałem, żeby coś z tego wyszło ale...
- Ale? Thomas czujesz jeszcze coś do Kristiny tak?
- Nie. Z Kristy łączy mnie jedynie i aż Lily. Po prosu... Chyba nie potrafię nic poczuć do Ciebie. - powiedział patrząc Jej prosto w oczy. Bał się Jej reakcji. Bał się, że Ją tym zrani. A nie lubił ranić ludzi.
- Może dajmy sobie trochę czasu? - zapytała. Westchnął.
- Sylvia... nie. - powiedział pewnie. - Przepraszam jeżeli Cię tym zraniłem ale nie mogę Cię oszukiwać. I sam siebie też nie.
Jej wzrok mówił wszystko. Czuła złość. Była wściekła. Zraniona. Oszukana. Ale była kobietą z klasą więc nie pokazała tego po sobie. Być może dopiero jeszcze to pokaże. Ale w inny sposób.
- Rozumiem. - powiedziała nie patrząc na Niego. - W takim razie, dobranoc Thomas. - dodała i weszła do budynku...
KRAKÓW...
Leżała w łóżku z pudełkiem chusteczek w jednej ręce i kubkiem herbaty z cytryną w drugiej. Po drugiej stronie pokoju leżała jęcząca co chwilę z bólu blondynka, która zamiast wziąć środki przeciwbólowe woli męczyć współlokatorkę.
- Czyli Maciek zaczął Cię pociągać... - zaczęła.
- Nie. Nie wiem. Chyba nie. - gubiła się we własnych myślach.
- Oj Zocha... Fajny ma tyłek, fajną ma klatę, fajną buźkę, jak chce to się potrafi postarać i widać, że Mu zależy.
- No właśnie. Zależy tylko na czym? - zapytała. - Sama mówiłaś, że ma opinię podrywacza. Że zmienia laski jak rękawiczki. Ja za taką przygodę podziękuję. Jeżeli zależy Mu na tym, żeby mnie zaliczyć to niech spada.
- A jeżeli zależy Mu na Tobie a nie na Twoim tyłku?
Brunetka nic nie odpowiedziała.
- Wiem, że już raz się sparzyłaś. I nie chcesz przez to przechodzić po raz drugi ale może Mu to powiedz wprost. Wtedy zobaczysz o co tak na prawdę Mu chodzi.
- Nagle stajesz po Jego stronie? - zapytała zaciekawiona.
- Po prostu chcę żebyś miała coś z życia. Bo jak na razie to żyjesz wyobrażeniami o miłości jak z filmu. A takie się nie zdarzają. - oznajmiła. - Zośka... Jest jeszcze jedna sprawa. Może nie zauważasz starań Pana Skoczka bo wkręciłaś się w swoje wyobrażenie o tym gościu ze Skype.
- Słucham?
- Widzę jak reagujesz na każdy Jego telefon. Kobieto Ty Go nawet nie widziałaś. Znasz Go mniej niż tydzień a jak dzwoni to normalnie oczy Ci się świecą jak u zakochanej nastolatki. Nie wiem co On Ci tam o sobie naopowiadał ale wiesz, że w ciemno to można mówić różne rzeczy. Poza tym tam chyba masz większą szansę na to, że zostaniesz znowu oszukana.
- Adelka ja Ci dziękuję za Twoją troskę ale właśnie w tej relacji czuję się o wiele bardziej bezpieczna. Nie widzę Go ale słyszę. Słyszę szczery głos. Prawdziwy. Wiem, że nie kłamie. Poza tym jaki miałby w tym cel? To nie są randki w ciemno tylko nauka języka przez internet.
- Ale kiedyś się zobaczycie i co będzie jak będziecie chcieli się spotkać? Zakochasz się w wyobrażeniu o Nim a potem się okaże że to zupełnie ktoś inny. Ja Cię tylko proszę, żebyś nie wchodziła w tą relację tak głęboko. Martwię się o Ciebie.
- Wiem. - odpowiedziała. Słowa przyjaciółki mocno w Nią trafiły. Adela miała rację. Co będzie jeśli rzeczywiście zakocha się w swoim wyobrażeniu o tym mężczyźnie a potem okaże się, że to nie to? Że Ją oszukał? Tylko jak mógł Ją oszukać skoro wszystko o sobie mówi. Nie ukrywał, że ma córkę, że nie jest z Jej matką... Bo jaki w tym cel? Z drugiej strony może rzeczywiście weszła w tą relację za głęboko? Może rzeczywiście nie zauważa starań Maćka? Może rzeczywiście powinna dać Mu szansę?
W jednym momencie rozdzwonił Jej się telefon. Spojrzała na wyświetlacz. KOCUR DZWONI.
- To Maciek. - oznajmiła.
W kolejnej chwili laptop wydał dźwięk nadchodzącego połączenia. THOMAS DZWONI. Spojrzała na przyjaciółkę. Ta tylko wzruszyła ramionami.
- Wybieraj... - powiedziała...
100 laaaat 100 laaaat
Niech żyje naaaaaaaaaaaaaam!!
:*
***********************************************************************************
Cześć i czołem :)
Siódemka przyleciała :)
Liczę na szczere opinie ;)
A dla Kofiego buziaczki :*