sobota, 17 maja 2014

7. Wybieraj...

KRAKÓW...

- Rozbieraj się Kotku. - powiedziała wchodząc do Jego pokoju. Położyła pudełko z chusteczkami na biurku, a ze swojej torby wyjęła maść. Spojrzała na zdezorientowanych braci. - Maciek, mówiłeś, że masz problem z łydką. - przypomniała.
- No tak. - potwierdził.
- No to pókim dobra ściągaj gacie. - rozkazała. 
- Ile Ja bym dał, żeby któraś była taka władcza dla mnie. - rozmarzył się drugi z Kotów.
- Kuba idź sprawdzić czy Cię nie ma na siłowni. - zaproponował Maciek ściągając koszulkę. 
 Jej oczom ukazała się dość chuda ale za to bardzo dobrze wyrzeźbiona klatka piersiowa. Może Pudzian to to nie był ale oczy same zatrzymywały się na brzuchu. 
- Od kiedy łydkę masz na torsie braciszku? - zapytał śmiejąc się Jakub. Sama się zaśmiała. Maciek za to rzucił w brata leżącym na biurku jabłkiem. Tamten tylko się jeszcze bardziej roześmiał i biorąc torbę sportową wyszedł z pokoju. Po chwili zajrzał jeszcze dosłownie na sekundę i rzucił krótkie "Młody! Gumki są w pierwszej szufladzie!" i już Go nie było. Zerknęła z rozbawieniem na zakłopotanego bruneta. Nie wiedział jak ma się zachować.
- No już nie bądź taki zmieszany. Zdejmuj gatki i kładź się na wyrku. - powiedziała. Zrobił to posłusznie. - Która łydka? 
- Lewa. 
 Uniosła lekko Jego nogę i dłońmi delikatnie przejechała po łydce. Potem pougniatała i spojrzała na pacjenta. Przyglądał się Jej dokładnie. Była skupiona na tym co robi. Spięła wysoko włosy i posmarowała łydkę maścią.
- Boli Cię łydka ale to nie brzuchaty jest naciągnięty. Masz naderwany Achilles. Mogę Ci Go rozmasować i trochę złagodzić ból ale musisz iść z tym do lekarza. Zrobi zdjęcie i będziemy wiedzieli jak bardzo jest naderwany. Być może sama rehabilitacja wystarczy a być może będziesz musiał mieć mały zabieg.
- Zabieg? - Jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Przerażone spojrzenie lekko Ją bawiło ale zdawała sobie sprawę z tego, że u sportowca nawet najmniejsza kontuzja może się okazać wielką przeszkodą.
- Nie panikuj Kocie. Dam Ci numer do dobrego lekarza. - powiedziała i zaczęła rozmasowywać miejsce, które było lekko uszkodzone. - Trochę zaboli. - ostrzegła. W momencie kiedy ścisnęła w odpowiednim miejscu Maciej wydał z siebie jęk. - No. Najgorsze za nami. Teraz relaksik. - puściła Mu oko i zaczęła swój masaż. 
  To co musiał Jej przyznać to to, że była w tym bardzo dobra. Mówiła co będzie robić, była spokojna, skupiona na swoim zadaniu i bardzo dokładna. A przy tym delikatna i pewna siebie. Kiedy trzeba było umiała użyć siły. Dziwiło Go, że w tak kruchym i małym ciałku drzemie taka siła. Małe dłonie - wielka moc. No i była miła. Bardzo. Aż za bardzo. Z jednej strony lubił kiedy taka była. Dało się wtedy z Nią porozmawiać, pośmiać... Ale Jej drugie oblicze, to drażniące i wredne bardziej Go pociągało. Iskry w oczach kiedy pokazywała swoją złośliwość nakręcała Go na Nią jeszcze bardziej. "Jestem nienormalny." - pomyślał. "Owszem, każdy normalny facet w takiej sytuacji myśli o tym, żeby zrobiła Mu masaż pleców a nie nogi." - dodała podświadomość. "Dlaczego jesteś laską?" - zapytał ją. "Nie mnie pytaj. Nie ja się tu wsadziłam. Poza tym myślę jak facet. Więc albo to tylko głos albo jestem podświadomością lesbijką" - odpowiedziała. 
- Ok. Dopóki nie zrobisz zdjęcia nie forsuj za bardzo tej nogi. Żadnych biegów, żadnych skoków, żadnych treningów. Rozumiemy się? - zapytała.
- Tak jest. 
- No to moja robota skończona. - wzięła do rąk chusteczkę i wytarła dłonie. Potem wzięła kolejną i uwolniła swój nos od zbędnych wydzielin. Wzięła głęboki wdech. Usiadł na łóżku i spojrzał na Nią ze współczuciem.
- Żyjesz? - zapytał z lekkim uśmiechem.
- Żyję. Łykam prochy na śniadanie obiad i kolację. - odpowiedziała uśmiechając się miło. - Jak już zdjąłeś podkoszulek to może chcesz masaż co? - zapytała. Zdziwienie wypisane na Jego twarzy było bezcenne. "Jak odmówisz to będziesz idiotą." - podpowiadała podświadomość.
- Jesteś chora, może powinnaś się położyć?
- Obiecałam Ci masaż i słowa dotrzymam. Kładź się. - nakazała ponownie. Zrobił to. 
 Ponieważ nie był to stół do masażu z regulowaną wysokością musiała sobie poradzić inaczej. Nie było innego sposobu jak po prostu wejść na Maćka i usiąść na Jego całkiem przyzwoitych pośladkach. Trochę Go to zaskoczyło ale sprzeciw byłby z Jego strony aktem idiotyzmu. "O matko stary ale mam teraz wizje." - usłyszał głos podświadomości kiedy brunetka położyła swoje dłonie na Jego plecach. W miejscu gdzie się pojawiały czuł ciepło a przez Jego organizm przechodziły delikatne przyjemne dreszcze. "Ja pierdziele, co się dzieje?" - pomyślał. "O ile mnie pamięć nie myli... Sprawdzając w słowniku... Tak, takie uczucie oznacza, że lecisz na Nią." - odpowiedziała poprawiając okulary na swoim nosie. Musiał czymś zająć myśli.
- Dlaczego jesteś dziś taka wesoła? - zapytał.
- A dlaczego miałabym nie być? - spytała ciągle dotykając Jego umięśnionych pleców. Wymagało to siły ale sprawiało dużo satysfakcji i dawało dziwną radość. Bo chciała to zrobić. Czy Ją pociągał? Chyba zaczynał. 
- Bo pada, bo jesteś chora, bo musisz usługiwać połamanej Adeli... Mam wymieniać dalej?
- Mam dobry dzień. Tak po prostu. - odpowiedziała wesoło. 
 I to było prawdą. Od kiedy tylko otwarła oczy wiedziała, że dzień będzie dobry mimo wszystkich przeciwności. Cieszyła się ze wszystkiego. Adela nazwała to naćpaniem ale jedynym narkotykiem w życiu brunetki obecnie były lekcje niemieckiego i głos po drugiej stronie. Czy można się zakochać w samym głosie? Raczej nie. Czy głos może pociągać? Owszem. Czy może zauroczyć? Oczywiście. Czy może sprawiać, że człowiek czuje w sobie słonce mimo, że na dworze szaleje burza? Tak się działo w Niej. A kiedy pokazał, że Ją potrzebuje, słońce rozpaliło ogień. Słyszała gaworzenie małej istotki i chciała jak najlepiej spisać się opowiadając Jej dobranockę. I zasnęła. A On wyszeptał ciche "Dziękuję." i tyle wystarczyło. Nie mogła pojąc jak ktoś kogo nie znamy, kogo nie widzieliśmy na oczy może tak działać na człowieka. To było dla Niej zagadką. On był dla Niej zagadką. Zagadką którą chciała rozwiązywać każdego dnia...
  Zakończyła swój masaż i usiadła obok Maćka. Odwrócił się na plecy ale nadal miał zamknięte oczy.
- Wszystko gra? - zapytała.
- Kobieto... w życiu nie czułem się lepiej. Od tej pory tylko Ty masz prawo mnie masować. Normalnie powiem Łukaszowi żeby zmienili nam masażystę na Ciebie. - stwierdził. Zaśmiała się.
- Nie ma takiej opcji. Nie wytrzymałabym z Tobą tyle Kocie. 
 Usiadł obok Niej zakładając "po drodze" spodnie. Przeciągnął się jak na kota przystało i spojrzał na Nią uważnie. Jej oczy się śmiały. Może to była chwila kiedy miał właśnie spróbować po raz drugi? Może to właśnie ten moment?
- Ubrudziłam się gdzieś? - zapytała.
- Nie... - odpowiedział z najbardziej uroczym uśmiechem na jaki było Go stać. Zdezorientowana patrzyła tylko w Jego oczy. W oczy tak bardzo skupione na Niej. Oczy mówiące o tym, że brunet zamierza zrobić coś czego może żałować. Ale oczy tak bardzo hipnotyzujące. Tak wciągające. Kiedy się już wpadnie w to spojrzenie nie da się wydostać. 
- Maciek? 
- Słucham.
- Czemu tak na mnie patrzysz?
- Bo jesteś ładna. - wzruszył lekko ramionami. Zaśmiała się. Ale krótko. Bo On się nie śmiał. Był całkowicie poważny. I ciągle patrzył. A Jego twarz zbliżała się powoli do Jej twarzy. To, że był półnagi nie pomagało w opanowaniu instynktu. Wiedziała do czego to zmierza ale dziwnie Jej to nie przeszkadzało. I w tym momencie zatrzymał się i dłonią przejechał po jej policzku. - Miałaś rzęsę. - powiedział cicho a w Jej głowie pojawił się helikopter. Odebrało Jej mowę. Poczuła Jego perfumy. Te męskie. Zbyt mocne jak na Niego. I zbyt mocne dla Jej nosa. Kichnęła uderzając czołem o czoło bruneta. 
- Matko, Maciek, przepraszam... Twoje perfumy... - zaczęła się tłumaczyć ale widząc Jego rozbawioną twarz sama zaczęła się śmiać. 
- Idź Ty się lepiej połóż kobieto. - powiedział masując sobie czoło. Wstała i zaczęła zbierać swoje rzeczy. - Zosiu... - zaczął. Spojrzała na Niego zaskoczona tym w jaki sposób się do Niej zwrócił. Podszedł do Niej i powiedział z uśmiechem... - Dziękuję za najlepszy masaż pod słońcem. - po czym pocałował Ją w policzek tak delikatnie, że aż zakręciło Jej się w głowie. Przez moment zapomniała o oddychaniu. Na szczęście szybko się opanowała i wyszła z pokoju...

INNSBRUCK...

   Nie wiedział czy była to wina sztuki czy samego teatru ale po prostu się nudził. Wybitnie nie odpowiadała Mu ta forma rozrywki. Ale czego wymagać od prostego skoczka? Przecież skoczek to normalny człowiek. Normalny facet, który wolałby iść na normalny film do normalnego kina, a potem na normalnego kebaba do normalnej budki z normalnym turkiem. Spojrzał w bok. Blondynka wsłuchiwała się w tekst wypowiadany przez aktorów na scenie. Była zapatrzona, zasłuchana i widać jak bardzo Ją to interesowało. Była na prawdę ładną kobietą ale... Zawsze jest jakieś ale. Miała wszystko co powinna mieć kobieta. Elegancję, klasę, poczucie humoru, urodę... Więc dlaczego w ogóle Go nie pociągała? Dlaczego nie sprawiała, że kiedy Ją widzi to na sercu robi się cieplej? Dlaczego na widok Jej uśmiechu sam się nie uśmiecha? Innym równie dobrym pytaniem było to dlaczego w ogóle chce żeby to wszystko się działo? Dlaczego na siłę próbuje coś poczuć? Nie. To złe pytanie. Dlaczego na siłę próbuje coś poczuć do Sylvii? Bo przecież czuje. Do Niej - sympatię i wdzięczność za to co robi dla Niego, dla całej drużyny... Ale nic więcej. Uczucia, które powodują, że traci kontrolę nad sobą przychodzą kiedy rozmawia z zupełnie nieznaną sobie dziewczyną.
   Odwrócił od Niej wzrok i spojrzał na aktorów. Nie miał pojęcia jak nazywa się sztuka, na którą przyszli. To nie był Jego świat. Jego światem była córka, która wróciła dzisiejszego popołudnia do swojej matki. Córka, którą tak łatwo uśpiła poprzedniego dnia Zofia. Uśmiechnął się na wspomnienie bajki, którą opowiedziała. Co jak co ale wyobraźnię to Ona ma bujną. Dlaczego Ona tak bardzo Go intryguje?...
- Thomas widziałam, że myślami byłeś gdzie indziej. - powiedziała stojąc już pod wejściem do swojego bloku. Spojrzał na Nią przepraszającym wzrokiem.
- Przepraszam. Mam dziś gorszy dzień. Kristina zabrała Lily i poczułem taką... pustkę.
- Pustkę? Thomas w każdej chwili możesz do Nich jechać. - oznajmiła. I poczuł coś. Zawód. Bo w ogóle Go nie rozumiała.
- Mam nadzieję, że podobał Ci się spektakl. - uśmiechnął się lekko.
- Bardzo. - uśmiechnęła się. - Może wejdziesz na chwilę? - spytała lekko się do Niego zbliżając.
 "I masz czego chciałeś." - podpowiedziała Mu podświadomość.
 Delikatnie chwycił Ją za dłonie i na każdej z Nich złożył delikatny pocałunek.
- Sylvia... jesteś na prawdę cudowną kobietą. - zaczął a na Jej twarzy pojawił się promienny uśmiech. - Ale to się nie uda. - dodał. Uśmiech zniknął z Jej twarzy. - Na prawdę chciałem, żeby coś z tego wyszło ale...
- Ale? Thomas czujesz jeszcze coś do Kristiny tak?
- Nie. Z Kristy łączy mnie jedynie i aż Lily. Po prosu... Chyba nie potrafię nic poczuć do Ciebie. - powiedział patrząc Jej prosto w oczy. Bał się Jej reakcji. Bał się, że Ją tym zrani. A nie lubił ranić ludzi.
- Może dajmy sobie trochę czasu? - zapytała. Westchnął.
- Sylvia... nie. - powiedział pewnie. - Przepraszam jeżeli Cię tym zraniłem ale nie mogę Cię oszukiwać. I sam siebie też nie.
 Jej wzrok mówił wszystko. Czuła złość. Była wściekła. Zraniona. Oszukana. Ale była kobietą z klasą więc nie pokazała tego po sobie. Być może dopiero jeszcze to pokaże. Ale w inny sposób.
- Rozumiem. - powiedziała nie patrząc na Niego. - W takim razie, dobranoc Thomas. - dodała i weszła do budynku...

KRAKÓW...

  Leżała w łóżku z pudełkiem chusteczek w jednej ręce i kubkiem herbaty z cytryną w drugiej. Po drugiej stronie pokoju leżała jęcząca co chwilę z bólu blondynka, która zamiast wziąć środki przeciwbólowe woli męczyć współlokatorkę. 
- Czyli Maciek zaczął Cię pociągać... - zaczęła.
- Nie. Nie wiem. Chyba nie. - gubiła się we własnych myślach.
- Oj Zocha... Fajny ma tyłek, fajną ma klatę, fajną buźkę, jak chce to się potrafi postarać i widać, że Mu zależy.
- No właśnie. Zależy tylko na czym? - zapytała. - Sama mówiłaś, że ma opinię podrywacza. Że zmienia laski jak rękawiczki. Ja za taką przygodę podziękuję. Jeżeli zależy Mu na tym, żeby mnie zaliczyć to niech spada.
- A jeżeli zależy Mu na Tobie a nie na Twoim tyłku?
 Brunetka nic nie odpowiedziała.
- Wiem, że już raz się sparzyłaś. I nie chcesz przez to przechodzić po raz drugi ale może Mu to powiedz wprost. Wtedy zobaczysz o co tak na prawdę Mu chodzi. 
- Nagle stajesz po Jego stronie? - zapytała zaciekawiona.
- Po prostu chcę żebyś miała coś z życia. Bo jak na razie to żyjesz wyobrażeniami o miłości jak z filmu. A takie się nie zdarzają. - oznajmiła. - Zośka... Jest jeszcze jedna sprawa. Może nie zauważasz starań Pana Skoczka bo wkręciłaś się w swoje wyobrażenie o tym gościu ze Skype.
- Słucham? 
- Widzę jak reagujesz na każdy Jego telefon. Kobieto Ty Go nawet nie widziałaś. Znasz Go mniej niż tydzień a jak dzwoni to normalnie oczy Ci się świecą jak u zakochanej nastolatki. Nie wiem co On Ci tam o sobie naopowiadał ale wiesz, że w ciemno to można mówić różne rzeczy. Poza tym tam chyba masz większą szansę na to, że zostaniesz znowu oszukana.
- Adelka ja Ci dziękuję za Twoją troskę ale właśnie w tej relacji czuję się o wiele bardziej bezpieczna. Nie widzę Go ale słyszę. Słyszę szczery głos. Prawdziwy. Wiem, że nie kłamie. Poza tym jaki miałby w tym cel? To nie są randki w ciemno tylko nauka języka przez internet. 
- Ale kiedyś się zobaczycie i co będzie jak będziecie chcieli się spotkać? Zakochasz się w wyobrażeniu o Nim a potem się okaże że to zupełnie ktoś inny. Ja Cię tylko proszę, żebyś nie wchodziła w tą relację tak głęboko. Martwię się o Ciebie.
- Wiem. - odpowiedziała. Słowa przyjaciółki mocno w Nią trafiły. Adela miała rację. Co będzie jeśli rzeczywiście zakocha się w swoim wyobrażeniu o tym mężczyźnie a potem okaże się, że to nie to? Że Ją oszukał? Tylko jak mógł Ją oszukać skoro wszystko o sobie mówi. Nie ukrywał, że ma córkę, że nie jest z Jej matką... Bo jaki w tym cel? Z drugiej strony może rzeczywiście weszła w tą relację za głęboko? Może rzeczywiście nie zauważa starań Maćka? Może rzeczywiście powinna dać Mu szansę? 
  W jednym momencie rozdzwonił Jej się telefon. Spojrzała na wyświetlacz. KOCUR DZWONI. 
- To Maciek. - oznajmiła.
  W kolejnej chwili laptop wydał dźwięk nadchodzącego połączenia. THOMAS DZWONI. Spojrzała na przyjaciółkę. Ta tylko wzruszyła ramionami.
- Wybieraj... - powiedziała...


100 laaaat 100 laaaat
Niech żyje naaaaaaaaaaaaaam!!
:*

***********************************************************************************
Cześć i czołem :)
Siódemka przyleciała :)
Liczę na szczere opinie ;)
A dla Kofiego buziaczki :*

piątek, 16 maja 2014

6. Księżniczka taplająca się w błotku...

KRAKÓW...

   Spojrzała w kalendarz i zapisała kolejne wydarzenie. 07.07. - "Wings for Life World Run part II". Zgłosiła swój start w odpowiednim dziale na uczelni. Zawsze lubiła takie akcje. Zwłaszcza, że forma biegu była dość nietypowa. Kiedy "meta" goni zawodnika a nie zawodnik dobiega do mety zawsze jest ciekawie. Tylko aby osiągnąć zadowalający Ją efekt musiałaby zacząć treningi. A do tego jakoś zmusić się nie może. Zwłaszcza kiedy patrzy na pogodę jaka panuje za oknem. Z dnia na dzień nastąpiła zmiana o 180 stopni. Zamiast świecącego słońca i wysokiej temperatury pojawiły się chmury, deszcz i chłodny wiatr. Jak na czerwiec - nieprzyzwoicie zimno. Zerknęła do swojej torby ale nie znalazła tam tego czego tak bardzo teraz potrzebowała. Parasol został w pokoju.
- Cholera. - zaklęła pod nosem. - Gdzie jesteś jak cię potrzebuję?
- Zaraz za Tobą. - powiedział ktoś wesoło. Odwróciła się i zobaczyła nikogo innego jak bruneta. Uśmiechał się do Niej wesoło najwyraźniej nie robiąc sobie nic z pogody na dworze. Jego uśmiech miał w sobie coś co powodowało, że mimowolnie poprawiał Jej się nastrój.
- Dziękujemy za śniadanie. - powiedziała z lekkim uśmiechem. Kiedy rano otwarła oczy zobaczyła na biurku dwa talerze z kanapkami i kartkę, na której widniał tekst "Przepraszam za wszystko. Dziękuję za wszystko. To dla Was. Najpierw szynka, potem ser. Nigdy odwrotnie. Maciek."
- Mam nadzieję, że smakowało.
- Nawet Adelka Cię pochwaliła. - stwierdziła. Tak właściwie to powiedziała "Jeśli myśli, że tym sposobem zapomnę o tym, że próbował Cię przelecieć to się myli." ale ogólnie rzecz ujmując to można było podciągnąć pod pochwałę.
- Cieszę się. - zerknął za okno. - Masz parasol? - zapytał.
- Został w pokoju. Miałam się tylko zapisać na maraton.
- Bierzesz w tym udział? - spytał zdziwiony wyciągając parasol z torby sportowej, którą tradycyjnie miał przewieszoną przez ramię. Wyszli z budynku. Chwycił Ją pod rękę. Nie protestowała. Wolała nie zmoknąć. 
- Chcę pokonać własną niechęć do biegania. To będzie idealna okazja a przy tym jeżeli to komuś pomoże to czemu nie spróbować?
- W takim razie spotkamy się na stracie. - powiedział zadowolony. - Zobaczymy co potrafisz.
- Nie oczekuj ode mnie zbyt wiele. Jeżeli doczołgam się jakimś cudem do siódmego kilometra to będę z siebie dumna. - ruszyli chodnikiem w stronę akademików.
- Wysoko mierzysz. - stwierdził. - Jak na nie-sportowca. - dodał z uśmiechem.
- Czyżbym wyczuwała nutkę sarkazmu Panie Kot? - zapytała.
- Uczę się od najlepszych. - wyszczerzył się. Wywróciła oczami.
- Mieliśmy zacząć od nowa o ile dobrze pamiętam. - przypomniała.
- Owszem.
- Obiecałam, że będę mniej złośliwa.
- A ja, że Cię więcej nie pocałuję. Ale nie obiecałem, że nie będę złośliwy. - zauważył.
- Asz... Ty sprytna bestia jesteś. - stwierdziła śmiejąc się. - Czyli ja całować Cię mogę tak? - zapytała.
- To zależy. - odpowiedział udając, że się nad czymś głęboko zastanawia.
- Od czego? - spytała zaciekawiona i lekko rozbawiona Jego miną. Zatrzymali się pod wejściem do Jej akademika.
- Od tego z jakich pobudek to będziesz chciała zrobić. - powiedział patrząc na Nią uważnie.
- No to nie będziesz musiał się nad tym zastanawiać bo w najbliższym czasie tego nie zrobię. - powiedziała pewnie. Na Jego twarzy pojawił się cień zawodu ale szybko zniknął i zamiast niego zapanował uśmiech.
- Jeśli deszcz Ci nie straszny to możemy zacząć Twój trening już dzisiaj. - zaproponował. - Co Ty na to?
- Co chcesz w zamian? - zapytała.
- Dlaczego myślisz, że chcę coś w zamian?
- Przeczucie. - powiedział uśmiechając się. Również to zrobił. Spojrzał na Nią wesołymi oczkami, w których zapaliły się małe iskierki. - Kino odpada. - ubiegła Jego propozycję. Uśmiech jeszcze bardziej Mu się poszerzył ale iskry w oczach zmalały.
- Ja Cię potrenuję a Ty mnie pomasujesz. Ostatnio naciągnąłem sobie łydkę. Jak dłużej pobiegam albo zagram jakiś mecz gdzie trzeba skakać to ciężko mi się chodzi.przyznał.
- Ok. Nie ma problemu. - zgodziła się. Na taki układ mogła pójść. Zwłaszcza, że brunet się starał. Nie robił żadnych aluzji, nie był nachalny, nie przekonywał za wszelką cenę że randka z Nim to najlepsza rzecz jaka mogła Ją spotkać... Zaczął być normalny. 
- W takim razie będę czekał tutaj o 19.00
- A możemy o 18.00? Chciałabym się ze wszystkim wyrobić do 20.00 - spytała.
- Ach... niemiecki... - wspomniał z nieukrywaną niechęcią. W głowie znowu zobaczył Jej szczerą radość po usłyszeniu głosu zupełnie obcego Jej faceta. - Właściwie to po co Ci te lekcje? - zapytał.
- Chcesz rozmawiać w deszczu?
- Możemy iść do Ciebie. - zauważył.
 "Oho! Wrócił Pan Nachalny." - podpowiadała Jej podświadomość. Brunetce uśmiech zszedł z twarzy.
- Maciek... - zaczęła.
- Ok, wiem. Przepraszam. Widzimy się o 18.00. - powiedział i odszedł.
Szybko wbiegła do budynku zaskoczona Jego reakcją na informacje o lekcjach nie wiedząc właściwie dlaczego tak zareagował. Przecież każdy może mieć własne sprawy, zainteresowania, a przede wszystkim własne życie nie uzależnione od Pana Kota.
  Weszła do pokoju i przywitała się z przyjaciółką buziakiem w policzek.
- Zośkaaaa - zaczęła blondynka jęczącym głosem. - Jestem trochę głodna. Zrobiłabyś obiad ciut wcześniej?
- Wcześniej czyli kiedy? - zapytała wychodząc z łazienki.
- Wcześniej czyli no nie wiem... może... na przykład... teraz? - zapytała z uśmiechem.
- Ech... Na co masz ochotę kaleko? - zapytała.
- Tylko nie kaleko! - oburzyła się. - Zrobiono mi to, bo broniłam dziewczynę przed napaścią seksualną i nikczemnymi czynami tego osiłka. Powinnaś być ze mnie dumna a nie śmiać się z mojego stanu. Ja tu jestem ciężko ranna, a nie żadna kaleka. Jestem bohaterką a nie ofiarą. I gdzie wdzięczność narodu dla takich ludzi jak ja? Gdzie te owacje i nagrody ja się pytam? Bohaterzy mają przekichane jeżeli spotykają się z takimi reakcjami! Ja się nie dziwię, że o żadnym nie słychać, jeżeli są tak samo traktowani przez społeczeństwo jak ja przez swoją najlepszą przyjaciółkę to mogę im jedynie współczuć i założyć koło wzajemnej adoracji dla niedocenianych bohaterów. I wiesz co? Jak Ci się coś nie podoba to Fuck Off! - krzyknęła i obróciła się na drugi bok z lekkim jękiem.
 Brunetka westchnęła i policzyła w myślach do trzech. Po tym czasie blondynka odwróciła się spowrotem ponownie jęcząc i spojrzała łagodniejszym wzrokiem na współlokatorkę.
- Pomidorowa z muszelkami i naleśniki z serem. - powiedziała głosem małej obrażonej dziewczynki.
- Obiad będzie za godzinkę. - odparła z uśmiechem Zośka i poszła do kuchni...

INNSBRUCK...

   Blondyn bawił się ze swoją córką. Uwielbiał patrzeć jak się śmieje. Uśmiech dziecka to najlepsze co człowiek może zobaczyć. Co może poczuć. Bo wtedy właśnie do człowieka dociera co to jest prawdziwe szczęście. Jego szczęście leżało przed Nim na łóżku gaworząc i gryząc co popadnie. Jej wielkie błękitne oczka patrzyły wesoło na Niego jakby chciały Mu coś powiedzieć. Już nie mógł się doczekać kiedy usłyszy te pierwsze magiczne "tata". Marzył o tej chwili i nadal marzy. Miał tylko nadzieję, że będzie Mu dane przy tym być.
- I jak? Przeprosiłeś ładnie Sylvię? - zapytał wchodzący do pokoju szatyn. Usiadł obok przyjaciela i zaczął robić głupie miny w kierunku małej. Ta jedynie się lekko skrzywiła i zaczęła bawić się palcami swojego ojca.
- Chyba jeszcze bardziej się pogrążyłem. - westchnął.
- To znaczy?
- Wytłumaczyłem Jej o co mi chodziło, przeprosiłem...
- A Ona?
- A jak myślisz? Skakała z radości. - powiedział z ironią.
- Ale ja nadal nie wiem o co Ci chodzi. Te 4 lata tak bardzo Ci przeszkadzają? Ona nawet nie wygląda na swój wiek. - przyjaciel wzruszył ramionami.
- Nie chodzi o różnicę wieku Greg. Sylvia jest po 30-stce i jak każda kobieta w tym wieku już zaczyna myśleć o założeniu rodziny, ustatkowaniu się, o dzieciach... Ja już mam Lily i na razie nie chcę się w nic poważnego angażować. Poza tym dopiero co rozstaliśmy się z Kristiną. To nie jest najlepszy czas na nowe związki. Za dużo się dzieje. Teraz muszę się skupić na sobie. Na skokach. Dobrze wiesz, że nasze życie osobiste odbija się na tym jak skaczemy. A ja nie chcę ponownie wylądować w szpitalu. Nie chcę się znowu bać, że zostawię Lily bez ojca.
- Co Sylvia na to? - zapytał.
- Powiedziała, że nigdzie Jej się nie spieszy i że niczego ode mnie nie oczekuje.
- To chyba dobrze?
- Byłoby dobrze gdyby to była prawda. Ale widziałem, że wolałaby usłyszeć coś zupełnie innego.
- Znając Ciebie pewnie masz teraz wyrzuty sumienia i masz ochotę Ją zaprosić na romantyczną randkę żeby pozbyć się poczucia winy. - stwierdził szatyn. Blondyn nic nie odpowiedział. - Nie...
- Umówiłem się z Nią na jutro. Idziemy do teatru.
- Thomas... zaprzeczasz sam sobie. I tym nie poprawisz swojej sytuacji, bo wysyłasz Jej błędne sygnały.
- Nie umiem tak po prostu Jej powiedzieć, żeby dała sobie spokój.
- Wolisz brnąć w coś czego w ogóle nie chcesz? Brawo. Nobel dla Twojej logiki. - zaczął klaskać w dłonie. - Stary zastanów się nad tym, bo potem na odwrót będzie za późno...

KRAKÓW...

  "Zabiję Go. Przysięgam, że Go zabiję. Jak tylko Go dogonię to Mu łeb urwę." - pomyślała biegnąc w błocie przez pobliski lasek. Brunet miał nadać odpowiednie tempo zaczynając od truchtu. Niestety chyba zapomniał o jednej małej kwestii. Zośka nie była studentką wf-u. Deszcz przerodził się w prawdziwą ulewę. Czuła się jak na obozie przetrwania. Włosy mimo, że spięte w wysokiego kucyka przylepiały się do całej twarzy. Krople spadające na oczy nie pomagały w orientacji. Jej czerwony dres był bordowy i przywierał do całego ciała. "Przecież sama stwierdziłaś, że deszcz Ci nie straszny." - przypomniała Jej podświadomość.
"Jasne. Jakby biegła po drodze rowerowej albo innym jakimkolwiek asfalcie." W tym momencie jak grzyb po deszczu pod Jej nogami wyrósł korzeń od wielkiego dębu rosnącego obok. Poczuła pod sobą ziemię. Wszędzie miała błoto. Obróciła się na plecy a Jej twarz przemyła ulewa. Ciężko oddychała. Wręcz sapała ze zmęczenia. 
- Nie wiem w co się bawisz ale najbardziej przypominasz mi małego różowego prosiaczka, który pierwszy raz zobaczył błotko. - usłyszała nad sobą. 
- Zostaw mnie... chcę umrzeć. - wysapała. Zaśmiał się ale chwycił Ją za rękę i podniósł.
- Biegamy dopiero 20 minut. - oznajmił.
- Widzisz? A ja już mam ochotę Cię udusić. To miał być trucht Maciek! - powiedziała zdenerwowana.
- To był trucht. To był nawet truchcik!
- Chyba dla Ciebie. - bąknęła. Ruszyła przed siebie.
- Gdzie Ty idziesz? - zapytał.
- Nie mam zielonego pojęcia. - oznajmiła ale uparcie szła do przodu. Złapał Ją za rękę i obrócił w swoją stronę. - Co?
- Wracamy do akademika. Myślałem, że pogoda się uspokoi ale w takich warunkach nie ma sensu nigdzie biegać. Poza tym ja już wiem, że będziesz przeziębiona. A jak złapiesz zapalenie płuc to Adela mnie zabije. - oznajmił.
- W którą stronę mam iść? - zapytała otrzepując się z błota.

  Gorący prysznic był zbawieniem dla Jej ciała. Od powrotu do pokoju zdążyła kichnąć 10 razy. Maciek miał rację. Będzie przeziębiona. Wyszła z łazienki ubrana w gruby sweter i dresowe spodnie. Wzrok Adeli mówił tylko jedno...
- Jak się wygrzebię z tego dziadostwa to On dostanie inauguracyjnie po mordzie.
- Adelka ja się dobrowolnie zgodziłam na to bieganie więc jak już masz kogoś bić to mnie. - powiedziała brunetka siadając na łóżku i włączając laptopa. Po chwili poczuła na swojej twarzy poduszkę. - Ej!
- No co? Sama mówiłaś, że...
- Ok, ok zrozumiałam.
- A co Ty Go tak bronisz co? - zapytała podejrzliwie blondynka. - Może Ty coś ten teges do Niego co? - wyszczerzyła się.
- Ten teges?
- No wiesz, mięta przez rumianek, motylki w brzuszku, ciepełko na serduszku i te sprawy.
- Nie kochanie, to Ty jesteś moją największą miłością. - odparła i posłała przyjaciółce buziaka.
- No bo wiesz, Maciek jest cholernie denerwujący, bezczelny i ma strasznie wysokie mniemanie o sobie ale trzeba Mu przyznać, że jak na takie chuchro to ma niezły torsik i całkiem całuśną gębę.
 Brunetka jedynie wywróciła oczami.
- Jak chcesz to Go sobie weź. - powiedziała i włączyła Skype.
- Wiesz jaki jest Twój problem? - zapytała blondynka.
- Oświeć mnie.
- Szukasz uczucia cholera wie gdzie wyobrażając sobie księcia na białym rumaku, który podjedzie pod nasz akademik i wejdzie po gzymsie wchodząc do naszego pokoju przez okno i będziecie żyli długo i szczęśliwie. A taki książę Ci się pojawił. I Go odtrącasz. A On łypie na Ciebie tymi swoimi patrzałkami jakbyś była jakaś nie wiadomo jak piękna. Brzydka nie jesteś owszem ale jak na dziewczynę skoczka to brakuje Ci paru centymetrów.
- Adelka, Thomas dzwoni.
- I o tym właśnie mówię.
- Mam lekcję skarbie...

INNSBRUCK...

   Widząc nadchodzące połączenie uśmiechnął się sam do siebie. Spojrzał na śpiącą Lily i odebrał.
- Cześć Piękna. - przywitał się wesoło.
- Cześć Bestio - usłyszał Jej pogodny głos i kichnięcie. - Przepraszam. Chyba się przeziębiłam. - dodała.
- To co Ty robiłaś?
- Ech... Chciałam się przygotować do "Wings for Life World Run", taki bieg, słyszałeś o Nim?
- Tak, nawet biorę w Nim udział. - przyznał. 
- No właśnie. I ja też chcę. No i chciałam trochę potrenować i kolega zaproponował mały jogging. Tylko, że u nas jest straszna ulewa i przemokłam i zmarzłam bo mnie zabrał do jakiegoś lasu i teraz chyba będę chora. - znów kichnęła. Zaśmiał się.
- To co to za kolega? Jakiś sadysta.
- Raczej wariat ale w gruncie rzeczy całkiem ok. - odpowiedziała. - Podczas naszej ostatniej rozmowy... - zaczęła. Chyba nie wiedziała jak skończyć. Wiedział, że musi Jej to powiedzieć. Tego już nie ukryje.
- Musiałem przerwać bo Moja mała księżniczka mnie potrzebowała.
- Córeczka? - zapytała. Była taka wesoła. Słysząc ten ciepły głos uśmiech sam się poszerzał.
- Tak. Ma na imię Lily i ma nieco ponad roczek. - przyznał. 
- Lily... ślicznie. No to masz teraz pewnie mnóstwo uciechy. Takie maleństwo to wielka odpowiedzialność ale chyba jeszcze więcej radości.
- Nawet sobie nie wyobrażasz ile. - potwierdził. Tak lekko Mu się z Nią o tym rozmawiało, że aż sam się dziwił. Zazwyczaj ludzie od razu zarzucają Go gradem pytań o matkę dziecka, o ich relacje... To męczy. Ale Ona nie wie kim On jest. Może gdyby wiedziała to w ogóle by nie pytała o nic... I wtedy zadała pytanie, którego się w ogóle nie spodziewał.
- Nie zastanawiasz się czasem co taka mała istotka myśli kiedy na Ciebie patrzy? Bo to, że Cię kocha jako swojego ojca jest naturalne ale jak każdy ojciec pewnie w jakiś sposób się z Nią bawisz, prawda?
- Owszem.
- No właśnie. Mnie często zastanawia co sobie takie dziecko myśli widząc dorosłego człowieka robiącego z siebie idiotę. - zaśmiała się. Rozmowa z Nią była taka naturalna. Jakby znali się od lat. Bez barier. 
- Myślisz, że uważa dorosłych za kretynów?
- Czasem można odnieść takie wrażenie widząc miny jakie niektórzy robią pochylając się nad wózeczkami.
- W takim razie mój przyjaciel w oczach mojej córki to kompletny idiota. - zaśmiali się. - W ostatnim czasie zastanawiam się czy będę w stanie przy Niej być kiedy wypowie pierwsze słowo albo zrobi pierwszy krok. A to raczej nastąpi już nie długo.
- Czemu miałoby Cię przy tym nie być? - zapytała. Ale nie było to wścibskie pytanie. Naturalne. Takie po prostu. Wynikające z rozmowy.
- Nie mieszkam z mamą Lily. Rozstaliśmy się kiedy Lily miała kilka miesięcy. 
- Chyba nie utrudnia Ci kontaktów z córką?
- Praca mi to utrudnia. - odpowiedział pewnie.
- Więc wracamy do tematu, na którym skończyliśmy. - zauważyła. - Czym się zajmujesz?
 Skrzywił się lekko. Miał ochotę ominąć ten temat. Niestety nie udało Mu się to. Jak nie skłamać nie mówiąc prawdy? Nie wiedział czy to w ogóle jest możliwe ale nie chciał od początku oszukiwać tej dziewczyny. W końcu kiedyś się zobaczą i co wtedy? Jeśli Go wtedy pozna, to jedyne co zapamięta z tej znajomości, to to, że Thomas Morgenstern to cholerny oszust. A to nie wchodziło w grę.
- Pracuję ze sportowcami. - powiedział uważając na każde swoje słowo.
- Ooo ciekawe. A jakiego typu sportowcami? Takimi, co biegają, co używają innych ludzi jako worków treningowych, takimi co jeżdżą niebezpiecznymi samochodami? - wypytywała dobrze się przy tym bawiąc. Jemu do śmiechu nie było, bo sytuacja zaczynała powoli się wymykać spod kontroli.
- Z takimi co używają nart. - oznajmił.
- Sporty zimowe mówisz... 
- W lecie niestety też im jestem potrzebny. - westchnął.
- I co Ty tam z Nimi robisz?
- Hmn... - nie wiedział co ma powiedzieć. - Rozmawiam z Nimi, dopinguję ich, staram się wspierać i spędzam z Nimi mnóstwo czasu. 
- Czyli pełnisz rolę psychologa?
- Można tak to ująć. - nie kłamał. Częste rozmowy pomiędzy kolegami można było zaliczyć do terapii. Musieli się wspierać i ze sobą rozmawiać. O wygranych i o przegranych konkursach. O tych dobrych stronach bycia skoczkiem i o tych złych. Bez rozmowy i bycia całością ta drużyna by nie istniała. A On najbardziej lubił pomagać innym. Więc tak. Pełnił rolę psychologa. 
 Do pokoju wszedł szatyn i niestety nie pamiętając o tym, że mieszka z Nimi mała istotka lubiąca spokój trzasnął drzwiami. Maleństwo natychmiast się obudziło i zła na cały świat o to, że ktoś przeszkodził Jej w śnie zaczęła intensywnie płakać.
- O matko, zapomniałem. Przepraszam Thomas. - tłumaczył się.
- Obudziłeś to teraz usypiaj. - powiedział z uśmiechem na ustach blondyn.
- Nie każ mi tego robić. Wczoraj zajęło mi to godzinę. Poza tym przypomnę Ci, że Lily mnie nie lubi. - powiedział i wszedł do łazienki. Blondyn tylko pokręcił głową i wziął na ręce małą. Zdjął słuchawki i włączył głośnik w laptopie. 
- Wybaczysz mi jeśli przez chwilę zajmę się moją śpiącą królewną? - zapytał.
- Jasne. - powiedziała wesoło.
 Mała natychmiast przekrzywiła główkę w stronę laptopa i na chwilkę się uspokoiła. 
- Zośka powiedz coś jeszcze. - powiedział.
- yyy... Ale co mam Ci powiedzieć i po co? - zapytała zdezorientowana.
 Lily znów spojrzała na komputer i Jej oczka zrobiły się duże. Tak samo reagowała kiedy puszczało się Jej bajki nagrane na płytach CD.
- Opowiedz jakąś bajkę. - powiedział ciszej.
- Bajkę? - zdziwiła się.
- Lily Cię słucha jak tych nagrań na dobranoc dla dzieci. Może zaśnie. - powiedział z nadzieją. Sam chętnie posłucha Jej głosu dłużej. Szatyn wychodzący z łazienki spojrzał na przyjaciela i zaczął się przysłuchiwać z zainteresowaniem rozmowie.
- O rany... weź mnie tak nie stresuj... Ok... bajka... Dawno, dawno temu... za wysokimi górami, za gęstymi lasami, za siedmioma jeziorami było piękne tęczowe miasto... - zaczęła. Ściszyła nieco swój głos. Blondyn usiadł obok laptopa z małą na rękach. Była zasłuchana. Jak zaczarowana. Spojrzał porozumiewawczo na przyjaciela, który z nieukrywanym rozbawieniem słuchał bajki o księżniczce, która zamieniła się w świnkę i uwielbiała taplać się w błotku, wymyślanej na bieżąco przez dziewczynę po drugiej stronie ekranu. Thomas z każdą kolejną chwilą coraz bardziej wciągał się w opowieść dziewczyny. Właściwie w Jej głos. Głos, który potrafił zaczarować nie tylko Jego córkę ale też Jego samego. Mógłby go słuchać całą noc...

***********************************************************************************
Cześć Wam :)
Dziś późno, bo wczoraj Wielki Koncert Plenerowy zajął mi całą noc i musiałam odespać.
Było zimno, było mokro ale atmosfera koncertu rozgrzewała wszystkich.
IRA dała czadu!!
Nawet Panowie Kot przemknęli obok mnie przy stoisku z piwem.
Jak w tamtym roku z resztą.
A teraz oddaję w Wasze ręce.
A! Zapomniałabym.
Dziękuję za wielkie wsparcie z Waszej strony, to dla mnie wiele znaczy.
A najbardziej chciałam podziękować Magic - Ty wiesz za co :*

czwartek, 15 maja 2014

5. Bez ładu i składu...

KRAKÓW...

   To co się właśnie działo było zaskoczeniem nie tylko dla Niej. Brunet sam nie wiedział dlaczego to robił. Całował Ją. Tak po prostu. Wkładając w to całą swoją frustrację. Poczuł, że musi to zrobić. Że chce to zrobić. Nie zważając na konsekwencje. A konsekwencje były... Na twarzy poczuł piekący ból po tym jak brunetka wymierzyła Mu policzek. Spojrzał na Nią zaskoczony. Jej oczy mówiły to samo. Też była zszokowana i lekko spanikowana. Jej wzrok mówił o zdezorientowaniu i złości. O braku kontroli i o chęci mordu...
- Co To miało być? - zapytała tak spokojnie, że sam się zdziwił. Skoro sam nie wiedział to co miał Jej odpowiedzieć?
- Chciałem sprawdzić jak to jest się całować z wiedźmą. - powiedział i wzruszył ramionami. Teraz Jej wzrok miotał pioruny.
- Z wiedźmą... - upewniła się.
- Tak, z wiedźmą. - przytaknął cały czas patrząc Jej w oczy. Już chciała coś powiedzieć kiedy zadzwonił Jej telefon. Odebrała nawet nie patrząc kto dzwoni.
- Słucham. - warknęła do telefonu ciągle na Niego patrząc. - Co się stało?! - krzyknęła. Natychmiast wstała z łóżka. Brunet bacznie obserwował dziewczynę. - Dobra, nie panikuj.... Przyjadę po Ciebie... Dobrze, będę jak najszybciej się da tylko mi powiedz w którym szpitalu jesteś?... Będę za 20 minut. - powiedziała i się rozłączyła. 
- Coś się stało? - zapytał.
- W klubie, w którym dorabia sobie Adela była jakaś bójka. Dostała butelką w głowę i przeleciała przez bar. Ma złamaną nogę i rękę. - powiedziała. Brunet tylko uniósł brwi.
- Nie chcę pytać jak to zrobiła. - stwierdził.
- Pobiła się z jakimś pakerem. - oznajmiła spokojnie.
- Ok. Jestem w stanie w to uwierzyć. - powiedział. - Do którego szpitala jedziemy?
- My?
- Na pewno nie pozwolę Ci jechać motorem w takim stanie, poza tym jak chcesz połamaną kalekę w gipsie przywieź na motorze? Pojedziemy moim samochodem. - oznajmił. Wziął Jej torebkę i pociągnął za sobą.

  Mitsubishi Maćka było bardzo szybkie. Chociaż miała wrażenie jakby chciał się popisać swoimi umiejętnościami rajdowymi co na krakowskich drogach w centrum było mało rozsądne. Do szpitala przyjechali w 10 minut. Weszła na oddział chirurgiczny i zobaczyła swoją przyjaciółkę siedzącą na krześle w poczekalni. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Podbite oko, rozwalony łuk brwiowy, gips na ręce i nodze, w dodatku prawej... Podeszli do Niej i stanęli przed Nią. Spojrzała na Nich z wyrzutem.
- Co tak długo i co On tu robi? - zapytała.
- Maciek strasznie wolno jeździ - zaczęła brunetka co spowodowało, że brunet musiał wziąć głębszy oddech. - Jeśli myślałaś, że z tym czymś na nodze i ręce dostarczę Cię motorem do domu to się grubo pomyliłaś. 
- Odwiozę Cię skoro i tak mam dzisiaj spać w Waszym pokoju...
- Że co masz robić gdzie i kiedy?! - krzyknęła blondynka. Brunetka zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech.
- Wyjaśnię Ci po drodze. - powiedziała i pomogła Jej wstać.

  Ułożyli blondynkę na Jej łóżku i dopiero wtedy się zaczęło...
- Skoro mam zdzierżyć Twoją obecność tutaj to zrób mi coś do jedzenia i kakao. - powiedziała naburmuszona do bruneta. Westchnął ale poszedł do małej kuchni dzielonej z pokojem po przeciwnej stronie korytarza. - Ok. Teraz mów co jest. - rozkazała. - I podaj mi pilota do telewizora. - dodała.
 Brunetka zrobiła to. 
- Właśnie o tego pilota poszło. 
- To zdążyliście mi powiedzieć. I przy tym ponownie się pokłócić o Twoją gościnność i Jego brak kultury.
- Pocałował mnie. - wyznała w końcu. Blondynka popatrzyła na przyjaciółkę jakby nie zrozumiała co tamta powiedziała.
- Co zrobił?! - krzyknęła.
- Ciszej! - uspokajała ją brunetka.
- Zośka On Cie po prostu wykorzystał a Ty jeszcze się z Nim wozisz i pozwalasz Mu zostać tutaj na noc, bo Jego bratu się chce bzykać?! Po moim trupie! - podniosła się na łokciu i chciała wstać ale brunetka skutecznie Jej to uniemożliwiła.
- Nigdzie się nie ruszasz. Zrozumiano?! - przytrzymała Ją przy poduszce. - Sama to załatwię. Po prostu Go zapytam czemu to zrobił.
- Bo jako jedyna na Niego nie lecisz i chciał za wszelką cenę Cię zaliczyć! Dobrze, że tylko tyle zrobił! Jak tu przyjdzie to tak mu nakopie do tyłka, że gips będzie z Niego przez miesiąc wygrzebywał! 
 Brunetka uśmiechnęła się. Spojrzała na przyjaciółkę. Ta trochę się uspokoiła widząc uśmiech na twarzy Zośki ale nadal miała ochotę przyłożyć brunetowi.
- Dostał chociaż porządnego liścia? - zapytała spokojniej.
Brunetka puściła Jej porozumiewawcze oko. Ta się tylko zaśmiała.
- I jak było? - spytała z chytrym uśmieszkiem. 
 Znów zmiany nastroju i nastawienia. To męczyło...
- Dłoń mnie trochę zapiekła ale efekt dobry. - powiedziała.
- Wiesz, że nie o to pytam.
- Nie pamiętam. - bąknęła.
- Że co?
- No nie pamiętam. Byłam tak zaskoczona, że nie mam pojęcia jak On całuje. - przyznała.
 Blondynka nie wytrzymała i musiała wybuchnąć głośnym śmiechem. Zośka tylko wywróciła oczami i wyszła z pokoju. Pokręciła głową i weszła do małej kuchni. Brunet kończył właśnie kanapki dla "kaleki".
- Życie Ci niemiłe? - zapytała patrząc na kanapki. Spojrzał na Nią z pytajnikami w oczach. Stanęła obok Niego i wzięła jedną kanapkę. - Po pierwsze za dużo masła, po drugie najpierw szynka, potem ser, nigdy odwrotnie. Po trzecie na pomidora najpierw ciut majonezu, na ogórka ciut keczupu na to pieprz, potem sól, nigdy odwrotnie. - powiedziała przekładając warstwy. - Kakao ma być z 4 łyżeczek, dobrze wymieszane i nie w tym kubku - wskazała różowy kubek w kropki. - Ten należał do Jej byłego. - powiedziała.
- To po co go trzyma? - spytał.
- Kazała Mu z tego kubka wypić wódkę przy rozstaniu. - powiedziała. Nie wiedział o co chodzi. - Adrian lubił wypić. W ostatnim czasie za dużo więc kazała Mu wypić cały kubek duszkiem. Biedak zwymiotował więc kazała Mu po sobie posprzątać i wyrzuciła z pokoju. - dodała. Brunet natychmiast schował kubek do szafki. Spojrzał na szereg innych kubków i nie wiedział co ma robić. Sięgnęła ręką po biały kubek z nadrukowanymi kłami i kroplami krwi.
- Ten kubek też ma jakąś głębszą historię? - spytał. - Ugryzła kogoś czy coś?
- Oddała krew. - odparła z lekkim rozbawieniem. Brunet pokręcił tylko głową.
  Nasypała kakao do kubka i czekała aż mleko będzie wystarczająco gorące. Czuła Jego wzrok na sobie. Stał tam i patrzył zamiast coś powiedzieć. Co? Na przykład wytłumaczyć swoje zachowanie.
- Nie spojrzysz na mnie? - zapytał.
- Nie wywiniesz żadnego numeru? - spytała. Nie otrzymała odpowiedzi wiec spojrzała na bruneta. W Jego oczach widziała kilka rzeczy. Odgadnąć mogła niewiele z nich bo tak właściwie Go nie znała. Ale była pewna, że Jego wzrok jest pełen wstydu, zakłopotania i złości. Na kogo? Tego nie wiedziała. Mogła jedynie podejrzewać, że złości właśnie na Nią. Bo była złośliwa, uszczypliwa no i uderzyła Go.
- Przepraszam. - powiedział po chwili. - Nie powinienem... Zachowałem się jak idiota. - dodał. - Na prawdę nie wiem co we mnie wstąpiło. Nigdy dotąd nie byłem taki nachalny. - tłumaczył. - Nie chcę żebyś myślała, że zrobiłem to, bo chciałem za wszelką cenę Cię w jakiś sposób zaliczyć.
- Zrobiłeś to, bo chciałeś wiedzieć jak to jest całować się z wiedźmą. - przypomniała. Zaśmiał się nerwowo.
- To też nie powinno być wypowiedziane. - stwierdził.
 Widziała, że mówił szczerze. Miała miękkie serce dlatego nie mogła patrzeć jak się chłopak męczy. Uśmiechnęła się nieśmiało i wyłączyła mleko zalewając kakao blondynce.
- Zapomnijmy o tym co się stało ok? - zapytała. - Zacznijmy od początku. Ja postaram się być trochę mniej upierdliwa a Ty postaraj się mnie więcej nie całować. Może tak być?
- Dla mnie bomba. - stwierdził. - Chociaż... - zaczął ale Jej wzrok kazał Mu nie brnąć w to dalej. Uśmiechnął się tylko i wziął talerz z kanapkami dla blondynki.

INNSBRUCK...

   Stali pochyleni nad łóżeczkiem, które teraz wylądowało u nich w pokoju. Mała istotka o wielkich błękitnych oczach patrzyła na Nich plując się i gaworząc. Blondynowi uśmiech nie schodził z twarzy. Uwielbiał patrzeć na swoją córkę. Była Jego oczkiem w głowie. Najważniejszą osobą w życiu. Choć spędzał z Nią tak niewiele czasu czuł, że i Ona Go kocha. Bo przecież jest ojcem. Może nie na pełnym etacie ale kiedy tylko może to stara się być blisko Niej. Dla Niej. Bo kocha Ją najbardziej na świecie i nikt nie daje Mu tyle radości. Każdy kolejny dźwięk wydobywający się z Jej maleńkiego gardła powodował, że nastrój poprawiał mu się stokrotnie, a kiedy chwytała Jego palec w swoje maleńkie dłonie nic dokoła nie istniało. I tak było właśnie w tej chwili.
- Chcesz Ją potrzymać? - zapytał blondyn. Szatyn lekko się skrzywił i spojrzał na przyjaciela jak na idiotę.
- Wiesz, że ja i dzieci to nie najlepszy pomysł. - stwierdził.
Blondyn wziął małą na ręce i odwrócił się w stronę szatyna. Popatrzył na Niego z uśmiechem ale tamten tylko pokręcił głową.
- Chrześnicy nie potrzymasz na rękach? - spytał.
- Moim obowiązkiem jest dawanie Jej prezentów na chrzciny, komunię, osiemnastkę i ślub. Jedno już odhaczone, następne za 8 lat. - bronił się uparcie.
- Gregor, Ona Cię nie zje.
- Ale może ugryź.
- O tak, to jest krokodyl, jak ugryzie to stracisz całą dłoń. - stwierdził z sarkazmem.
Szatyn ze strachem w oczach popatrzył na dziecko i niechętnie wziął je na ręce. Mała popatrzyła zdezorientowana na szatyna i Jej błękitne oczka zrobiły się wielkie jak spodki. Uśmiechnął się do Niej przyjaźnie.
- Hej Lily.. to ja, wujek Gregor. - powiedział.
 Mała natychmiast przestała gaworzyć. Za to Jej urocze oczęta zaszły łzami a maleńka bródka zaczęła się niebezpiecznie trząść.
- O nie... - jęknął. - Tylko nie to... Nie... nie płacz... - po wypowiedzeniu tych słów dziecko natychmiast zaczęło płakać i wywijać rączkami i nóżkami we wszystkie strony. Blondyn się zaśmiał a spanikowany Schlierenzauer spojrzał na Niego szukając pomocy. - Thomas weź Ją ode mnie... Ona płacze, ja nie wiem co mam robić... Ona się mnie boi... - gadał jak najęty.
- Uspokój się. Spróbuj Ją trochę pokołysać. - powiedział blondyn.
- Pokołysać... świetnie, a nie możesz Jej po prostu ode mnie wziąć? Byłoby szybciej i prościej. - nadal gadał ale starał się wykonywać ruchy podobne do kołysania dzieci.
- Nie szarp Nią w prawo i w lewo tylko delikatnie i powoli kołysz. Możesz lekko uginać kolana jak Ci to ułatwi to jakże trudne zadanie. - powiedział z lekką ironią.
- Uginać kolana, nie szarpać, powoli kołyyyysać. - powiedział robiąc to wszystko po kolei.
- Wiesz, że gdybym Cię teraz nagrał i wrzucił na Youtube to miałbyś więcej wyświetleń niż Twój hit "Planica"? - zaśmiał się.
 Szatyn podszedł do przyjaciela i oddał Mu córkę.
- To Twoja wina, że Lily mnie nie lubi. - powiedział siadając na łóżku.
- A niby czemu moja? - blondyn znów się zaśmiał kołysząc małą, której oczka już się zamykały.
- Bo Ty mnie nie lubisz. - powiedział obrażony.
- Słucham? Gregor... piłeś coś dzisiaj?
- Skoro Lily to Twoja córka, to znaczy, że powstała z Twojej... Twojego... No wiesz o co mi chodzi. - powiedział nie chcąc brnąć w to dalej. - A że To... było Twoje to znaczy, że Ty mnie nie lubisz. Rozumiesz?
- Nie bardzo. - powiedział chcąc jeszcze trochę pomęczyć przyjaciela. - Greg o co Ci chodzi, bo nie rozumiem?
- O spermę idioto. - powiedział zirytowany.
- Achaaa... - powiedział poważnie i się zaśmiał.
- Wiesz co? Spadaj. - obraził się i położył się tyłem do współlokatora.
- Idąc Twoim tokiem myślenia Schlieri, to można założyć, że to nie moja sperma Cię nie lubi tylko jajeczka Kristiny. Czyli Kristina Cię nie lubi. - stwierdził.
- Tak czułem. - powiedział zrezygnowany. - Żadna Twoja dziewczyna mnie nie lubiła. - zauważył po chwili. - Nawet Sylvia za mną nie przepada.
- Po pierwsze ciężko z Tobą wytrzymać, po drugie każdą próbujesz poderwać nawet jeśli jest ze mną, po trzecie Sylvia nie jest moją dziewczyną. - powiedział odkładając Lily do łóżeczka.
- Dlaczego Nią jeszcze nie jest? - zapytał ciekawy.
 Blondyn spojrzał na przyjaciela z niechęcią.
- Nie jest i raczej nie będzie.
- Dlaczego?
 W tym momencie drzwi do pokoju cicho się uchyliły czego niestety blondyn nie zauważył.
- Bo Sylvia jest za stara. - powiedział chcąc chwili spokoju. Spojrzeli w stronę drzwi, w których stał nie kto inny jak fizjoterapeutka. Jej mina nie była najweselsza. - Sylvia, nie to chciałem powiedzieć. - zaczął ale nie skończył bo dziewczyna zniknęła za drzwiami. W tym momencie Lily zaczęła płakać. Spojrzał zdezorientowany na przyjaciela.
- No leć za Nią, bo Ci jutro takich siniaków na masażu narobi, że będziesz cierpiał miesiącami. - powiedział szatyn i podszedł do łóżeczka wyjmując małą. Blondyn niepewnie na Niego zerknął ale wyszedł z pokoju. - No maleńka... Przecież wujek jest taki fajny... Może Ci zaśpiewać? - zapytał a maleństwo zaczęło płakać jeszcze głośniej. - Dobrze, tylko kołysanie... Nie będę śpiewał... - zaczął pospiesznie. - Ciiiii no już... ciiiii - zaczął Ją kołysać. - Ugnij kolana...

KRAKÓW...

   Każda na swoim łóżku a brunet między Nimi w śpiworze na podłodze. Komfortowo nie było ale czego się nie robi dla brata? Poza tym teraz, kiedy już nie musiał usługiwać blondynce, która na szczęście zasnęła, mógł spokojnie przemyśleć to co się stało. Cóż... miał wiele szczęścia, że brunetka Go nie dźgnęła nożem, ani nie wyrzuciła z pokoju... No i wybaczyła i zapomniała. Ale czy o to Mu właśnie chodziło? Czy miała zapomnieć? Właściwie to chciał, żeby pamiętała ten pocałunek. Żeby wiedziała co odtrąca. Z tym, że właściwie co odtrąca? Uczucie? To zbyt duże słowo. Nie byli nawet na jednej randce a On już wziął się za całowanie. "Idiota" - pomyślał. Spojrzał w prawo. Z łóżka zwisała Jej noga. Uśmiechnął się. Miał ochotę Ją połaskotać ale gdyby nagle się zerwała z krzykiem to obudziłaby Adelę. A Adela byłaby gorsza niż wkurzona Zocha. Zrezygnował z tego pomysłu. Dlaczego myślał o Niej odkąd Ją zobaczył przed salą? Nie wiedział. Spodobała Mu się. Fizycznie. Potem okazało się jaką jest osobą i to o dziwo też Mu się spodobało. Mimo, że męczyło. Miała w sobie tajemniczość, która Go cholernie pociągała. Taka mała istota a taki wielki temperament. Taka wielka złośliwość. "Taki wielki biust" - podpowiadała podświadomość. "Zamknij się." - pomyślał. "Tylko mi nie mów, że nie zauważyłeś. To chyba jest rozmiar D" - znowu się odezwała. "Nie rób ze mnie erotomana. Cycki to fajny dodatek do kobiety a nie główny Jej składnik" - pomyślał. "Nie rzucaj mi tu porównań kobiety do ciasta, bo dostaję kręćka. Wiesz jak takie ciałko układa się w dłoniach?" - zapytała podświadomość. Pokręcił głową. Zamknął oczy i próbował myśleć o czymś zupełnie innym. O skoczni, skokach, treningach, konkursach... O tym co musi poprawić, o tym co będzie robił na pierwszych zawodach letniego sezonu... "O tym czy Ją zaprosisz na inaugurację..." - dodała podświadomość. "Gdybym Cię teraz dorwał to bym Cię udusił. Daj mi normalnie przetrwać tą noc!" - rozkazał w myślach. Więcej się nie odezwała. Przez resztę nocy zastanawiał się już tylko nad jednym... Dlaczego do cholery Jego podświadomość ma kobiecy głos?!


***********************************************************************************
Witajcie moje Drogie Czytelniczki.
Po pierwsze, chciałabym bardzo podziękować "Życzliwej" za ostatni komentarz.
Dzięki Tobie zmieniłam opcje komentowania i weryfikacji już nie ma.
Pierwszy karygodny błąd naprawiony.
Co do reszty zarzutów...
Jeśli nie chcesz - nie czytaj.
Nie zmuszam do tego nikogo, a co do miejsca w internecie, które zajmuję to myślę, że jakoś się zmieszczę i nikt nie będzie miał mi tego za złe.
Co do mojego "Ładu i składu" - być może i go nie ma.
Może to co piszę nie ma głębszego sensu ani głębi merytorycznej ale robię to dla siebie, bo lubię i dla tej garstki osób, którym się to podoba.
Twoją krytykę przyjmuję z pokorą i mam nadzieję, że kiedyś podeślesz mi jakiś link do Twojego poradnika "Jak pisać funfiction żeby nie było bez ładu i składu".
Pozdrawiam Cię serdecznie.

środa, 14 maja 2014

4. Nie odwracaj Kota dupą...

KRAKÓW...

  Stała przed szafą wpatrując się w to co tam się znajdowało. Zerknęła przez okno. Ludzie ubrani byli w krótkie spodenki i podkoszulki, czyli było ciepło. "Nie idziesz na drugi koniec Krakowa głupia!" - krzyknęła podświadomość.
- Stroisz się jak na randkę. - zauważyła blondynka, która od jakiegoś czasu przyglądała się przyjaciółce. - Chyba, że to jest randka i nic mi nie powiedziałaś. - dodała patrząc uważnie na brunetkę. 
- Nie, to nie jest randka. Dlatego zastanawiam się w czym nie wyglądałabym jak na randkę. - powiedziała szperając pomiędzy ubraniami.
- Ubierz dres. - poddała pomysł blondynka. - Albo pidżamę. Tak zazwyczaj się ubierasz jak się uczysz. - przypomniała.
- Hmn... a Ty wiesz, że to nie jest głupi pomysł? - brunetka wyjęła z szafy czerwone spodnie od dresu i biały podkoszulek na szelkach.
- Zocha ja żartowałam - powiedziała śmiejąc się.
- A ja nie. - powiedziała poważnie i zmieniła ubranie na wygodniejsze. Do torby wrzuciła notatki, kilka flamastrów i swój ulubiony kubek. Włosy związała w wysoki kucyk i odwróciła się w kierunku współlokatorki.
- Kocur padnie z wrażenia. - powiedziała z ironią.
- Ostatnio chciałaś Mu podrapać twarz a teraz chcesz żebym się dla Niego stroiła?
- Nic takiego nie powiedziałam. Chciałabym ujrzeć Jego minę jak Cię zobaczy w tym stroju. Zrobisz dla mnie zdjęcie? Potem sobie je wydrukuję... - zaczęła cwanie. - Kupię lotki i będę atakować nimi Jego buźkę burząc tą jakże idealną strukturę. - powiedziała z dziką fascynacją w oczach. Brunetka wywróciła oczami i zabrała torbę wychodząc z pokoju.
- Nie zapomnij, że idziesz do pracy! - krzyknęła zza drzwi i udała się 3 bloki dalej.
 Po drodze ludzie patrzyli się na Nią jak na każdego innego. I to najbardziej podobało Jej się w tym mieście. Ludzie tutaj mogli chodzić ubrani jak chcieli a nikt nie zwracał na to uwagi. Mogłaby iść w stroju kąpielowym owinięta workiem na ziemniaki a i tak nikogo by to nie obeszło. Poza tym trwała sesja. I każdy skupiał się na swoich problemach a nie na tym jak kto jest ubrany. Pokój Kota nie trudno było znaleźć. Wystarczyło zapytać byle kogo na korytarzu akademika o "Kociarnię", a każdy wskazywał drzwi nr 15 na ostatnim piętrze budynku. Podchodząc do drzwi w oczy rzuciła Jej się kartka wywieszona na nich.

Siema!
Ten fajniejszy z Kotów, czyli Ja - poszedł na kluby.
Szukać mnie pod telefonem.
Jak nie odbiorę to znaczy, że leżę pod stołem, zwinęły mnie gliny albo wyrwałem lachona.
Ten nudniejszy z braci, czyli Maciek - prawdopodobnie śpi więc walić w drzwi młotem pneumatycznym!
Kubuś.

  Uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła mocno walić w drzwi pięścią. Po chwili drzwi otworzył Jej nie kto inny jak Maciek. Nie wyglądał na zaspanego. Właściwie to wyglądał jakby właśnie szykował się na randkę. Miał na sobie ciemne dżinsy i niebieską koszulę w kratę. A perfumy było czuć z daleka. Mocne i bardzo męskie. "Mało do Ciebie pasujące Kocie." - pomyślała. Znów musiała się zbesztać za te złośliwości. Uśmiechnęła się do Niego promiennie.
- Twój brat kazał się dobijać. - wyjaśniła wskazując kartkę na drzwiach. Przeczytał wiadomość i zdarł kartkę ściskając w pięści. Spojrzał na dziewczynę i nie krył zdziwienia Jej strojem. - Wychodzisz gdzieś? - zapytała. - Wyglądasz jakbyś szedł na randkę. Jeśli chciałabyś iść to mogę przyjść innym razem. - powiedziała.
- Nie, nigdzie się nie wybieram. - odparł i zaprosił Ją do środka klnąc w myślach samego siebie. "Mieliście się uczyć a nie iść na romantyczny spacer nad Wisłę idioto!"
- Siadaj, napijesz się czegoś? - zapytał wchodząc za Nią do pokoju.
- Masz kakao? - zapytała rozglądając się po pokoju. Był wyjątkowo zwyczajny. Myślała, że skoro mieszka w nim dwóch skoczków narciarskich to pokój będzie oblepiony różnymi plakatami, które będą mówiły o ich samouwielbieniu albo przynajmniej będą tam jakieś dyplomy, czy nagrody, medale, mały pucharek... cokolwiek co mówiłoby czym się zajmują. Natomiast w pokoju były dwie szafy, dwa biurka, dwa łóżka, półki z książkami i 2 hantle... różowe. Jej wzrok zatrzymał się właśnie na nich. Uniosła jedną brew.
- Prezent od kolegów z kadry. - wyjaśnił. - Mam kakao. - dodał. Udał się do maleńkiego aneksu kuchennego i wyciągnął niebieski kubek z logo "Wagraf". Z torby wyciągnęła swój ulubiony pomarańczowy kubek w kolorowe kropki i podała Mu go. Zdziwił się lekko ale nic nie powiedział tylko nasypał brązowego proszku do kubków. Nastawił mleko i odwrócił się w Jej stronę. Zlustrował Ją wzrokiem od góry do dołu po czym spojrzał w oczy.
- Zawsze się tak uczę. Nie ubiorę sukienki tylko dlatego, że uczę się u Ciebie. - wyjaśniła.
- Ok. - odparł. Zwyczajne OK. No bo co miał jeszcze powiedzieć? Zaskoczyła Go. Na początku myślał, że ta akcja z telefonem to była zgrywa. Teraz zaczął się zastanawiać czy Ona rzeczywiście jest obojętna na Jego urok osobisty. 
- Myślę, że nie będzie nas pytała z zakresu wykładów. - zaczęła. Popatrzył jakby nie rozumiał o co Jej chodzi. - Jaśkowiec. - wyjaśniła.
- Aaa, tak. - burknął. 
- Coś się stało? - zapytała.
- Nie, dlaczego tak myślisz? - spytał zdezorientowany.
- Bo nic nie mówisz. - wyjaśniła z uśmiechem. 
- Wykłady i tak trzeba powtórzyć. - powiedział w końcu. - W razie gdyby jednak o coś zapytała. - dodał i zalał kakao mlekiem. Podał dziewczynie kubek i udali się do pokoju. Usiedli na Jego łóżku. Dziewczyna wyciągnęła swoje notatki i otwarła na pierwszym wykładzie. 
- Gotowy na quiz? - zapytała z uśmiechem. Pokiwał jedynie głową.
  Nauka, a raczej powtórka poszła błyskawicznie. Oboje byli obkuci w zagadnieniach obowiązujących na egzamin więc paradoksem było to, że muszą go zdawać ponownie. W 45 minut mięli powtórzone wszystko. I co robić dalej jak już się wszystko wie? No właśnie...
- Dlaczego nie chciałaś iść ze mną do kina? - zapytał wprost. Spojrzała na Niego dziwnie. - Mamy się poznać więc chcę to wiedzieć. 
- Nie jesteś w moim typie. - powiedziała wzruszając ramionami.
- A co jest ze mną nie tak? - lekko się oburzył. 
- W takich sytuacjach facet zazwyczaj pyta kobietę o to jaki jest Jej typ a nie co z nim jest nie tak. W tym momencie wyszedłeś na zadufanego w sobie lalusia. - powiedziała.
- Czy to ważne? Nie jesteśmy na randce. - przypomniał.
- Tylko na randce nie chcesz wyjść na zadufanego w sobie lalusia? - zdziwiła się.
- Nie odwracaj Kota dupą. - powiedział z irytacją.
- Nie mam zamiaru Cię nigdzie smyrać Skarbie. - zaakcentowała ostatnie słowo. Spojrzał na Nią najpierw ze zdziwieniem a potem ze złością w oczach. Wzruszyła ramionami. - Mówiłam, że sobie Ciebie wygoogluję.
- Wiesz dlaczego nie masz faceta? - zapytał.
- Dlaczego myślisz, że Go nie mam? - odpowiedziała Mu pytaniem.
- Bo żaden by z Tobą nie wytrzymał. I to jest odpowiedź na oba pytania. - stwierdził.
- Dlaczego jesteś obrażony? - zapytała nie zważając na słowa bruneta.
- Nie jestem.
- Jesteś.
- Nie jestem! - warknął.
- A teraz jesteś zły.
- Nie potrafisz choć przez chwilę przestać być irytująca i po prostu ze mną pogadać? - zapytał z pretensją w głosie.
- Nawet jeżeli jestem irytująca to nie robię tego celowo. - powiedziała unosząc ręce w geście obrony.
- Akurat. - prychnął.
- No dobra, może trochę. Ale spróbuj znaleźć tego przyczynę. - zaproponowała.
- Nie lubisz mnie. - powiedział z rezygnacją.
- Teraz to zachowujesz się jak dziecko w przedszkolu. - skomentowała. - Chcę żebyś się trochę wyluzował. Strasznie spięty jesteś. Mam wrażenie, że chcesz zrobić świetne wrażenie a nie pokazać siebie. A to chyba nie o to chodzi. - stwierdziła. 
- A Ty będąc wredną jędzą pokazujesz prawdziwą siebie czy taką za jaką chcesz żeby ludzie Cię brali? - zapytał patrząc na Nią uważnie. Nie odpowiedziała. Oparła się o ścianę siadając po turecku na Jego łóżku.
- Sam musisz to odkryć. Chyba o to chodziło Jaśkowiec. - wzruszyła ramionami.
- To się nie uda. - westchnął.
- Zawsze się poddajesz tak szybko? - zapytała. Nic nie odpowiedział. - Myślałam, że skoczek to raczej musi być cierpliwy. No chyba, że jesteś geniuszem w swojej dziedzinie i wszystko udawało Ci się od pierwszego "hop". - dodała z uśmiechem.
 Pokręcił głową. Ta dziewczyna była irytująca, denerwująca i bardzo pewna siebie ale miała swój urok. Nutkę tajemniczości. Na razie odkrywała Jego i za wszelką cenę nie chciała aby On poznał Jej prawdziwą twarz. Zastanawiało Go dlaczego tak się dzieje. Spojrzał na Nią. Była spokojna, uśmiechnięta i wyluzowana ale w oczach można było dostrzec lekkie zdenerwowanie. Dlaczego? Nie wiedział. Ale bardzo chciał to odkryć.
- Jaki jest Twój typ? - zapytał po chwili namysłu. Był spokojny. Patrzył na Nią uważnie. Dopił kakao i usiadł po turecku obok Niej. Spojrzała na Niego i w Jego czekoladowych tęczówkach dojrzała autentyczną ciekawość.
- Jeśli powiem Ci, że nie mam swojego typu a facet po prostu musi mieć "to coś" to zaskoczę Cię? - zapytała.
- To czemu powiedziałaś, że nie jestem w Twoim typie? - spytał lekko zirytowany.
- Bo nie chciałam iść z Tobą do kina. - wzruszyła ramionami.
 Patrzył na Nią z niedowierzaniem. Próbował osądzić czy w tym momencie jest szczera czy tylko ponownie się zgrywa.
- Jesteś zakręcona jak ruski termos. - skomentował. - W ogóle umówiłaś się kiedyś z kimś na randkę?
- Owszem.
- I co? Wytrzymał? - spytał z przekąsem.
 Trochę Ją to ruszyło. Nie dało się ukryć, że jest irytująca i lubi denerwować innych ale to w brew pozorom nie było Jej misją życiową i potrafiła być tak po prostu "normalna".
- Posłuchaj Maciek... Potrafię być miła, sympatyczna, urocza, kobieca a nawet czuła. - oznajmiła. - Ale kiedy widzę Ciebie włącza mi się ta druga opcja. Irytująca, denerwująca i olewająca Twoje starania.
- A niby czemu? - zdziwił się.
- Nie wiem. Po prostu tak na mnie działasz. - wyjaśniła.
- Czyli nie umówisz się ze mną?
- Ta randka byłaby katastrofą. - powiedziała szczerze. - I to przeze mnie. - przyznała.
 Popatrzył na Nią uważnie. Nadal nie mógł uwierzyć w to, że istnieje dziewczyna, która Go odrzuca i wyraźnie daje Mu do zrozumienia, że ma Go gdzieś. Poza tym przyłapał się na tym, że im bardziej Ona Go odrzuca tym bardziej On chce Ją zdobyć. Tylko dlaczego?
 W tym momencie do pokoju wpadł chłopak bardzo podobny do Macieja. Spojrzała na Niego zaciekawiona sytuacją. "Pewnie brat." - pomyślała. i nie myliła się.
- Młody, sorry, że Ci randkę rozwalam ale sytuacja awaryjna. - zaczął.
- Nie ma mowy Kuba... Ustaliliśmy, że jak chcesz się bzykać to u Panny. - oznajmił.
 Spojrzała na Maćka ze zdziwieniem na twarzy ale po chwili się uśmiechnęła. Starszy z braci spojrzał na Nią a potem spowrotem na Maćka.
- Maniek, Maniuchna noo... Może koleżanka Cię przenocuje, co? - spojrzał na Nią błagalnie. Zaśmiała się.
- Maniek, Maniuchna noo - parodiowała Kubę. - No nie daj bratu cierpieć. - powiedziała. - Weź śpiwór i zapraszam. - wstała z łóżka i wzięła swoją torbę.
- Aniele... - zaczął Kuba i pocałował brunetkę w dłonie.
- Ej! Ja wcale się nie zgodziłem! - oburzył się młodszy.
- Nie zrzędź. Bądź dobrym bratem. - powiedziała i pociągnęła Go za rękę. - Tylko sobie pidżamę weź, bo jak będziesz spał w samych gaciach to nie gwarantuje, że po powrocie z pracy Adelka widząc Cię takiego zachowa się przyzwoicie. - powiedziała i wyszła z pokoju.

  Siedzieli na Jej łóżku i nie robili właściwie nic. No poza kłóceniem się o pilota...
- No weź! Jestem Twoim gościem!
- No właśnie! I dlatego będziemy oglądali to co ja chcę! - wyrwała Mu pilota.
Telewizor w pokoju akademickim można nazwać burżuazją. Ale Adela lubiła burżuazję i gdyby tylko zmieściła się tu zmywarka i jakuzzi to na pewno przywlokłaby oba te urządzenia.
- Aleś Ty uparta! - warknął.
- A Ty niegrzeczny!
- Uwielbiasz robić mi na złość, prawda?!
- Tak, dostałam taką misję od Boga! - powiedziała z sarkazmem.
- Jesteś niemożliwa!
- Inni jakoś nie narzekają!
- Adela? No tak, świetny przykład! Ta wariatka jest jeszcze gorsza niż Ty!
- To śpij na parkingu!
 Włączyła kanał informacyjny.
- To jest nudne, włącz Eurosport! - rozkazał.
- Nie rozkazuj mi w moim własnym pokoju!
- To zrób chociaż raz coś co chcą inni a nie Ty!
 Westchnęła. Nie miała siły ani ochoty na kolejne kłótnie. Podała Mu pilota.
- Rób co chcesz. - powiedziała.
 Spojrzał na Nią i zacisnął zęby. Nie wiedział dlaczego tak zareagował ale miał ochotę Ją przeprosić, przytulić i pocałować. Musiał to sobie wybić z głowy. "A właściwie dlaczego masz sobie to wybijać z głowy?" - spytała podświadomość.
- Kabaret może być? - zapytał tym razem spokojnie. Pokiwała głową a chłopak włączył odpowiedni kanał. W głowie zapaliła Jej się czerwona lampka.
- Maciek, która jest godzina? - zapytała ze strachem w oczach.
- 20.40. - powiedział i spojrzał na Nią uważnie.
- O cholera... - mruknęła i włączyła laptopa.
- Coś się stało? - zapytał.
- Przegapiłam lekcje niemieckiego. - powiedziała. - Kurde On na pewno już ma mnie dość. - jęknęła.
- Ale kto? - dopytywał.
- Thomas.
- Jaki Thomas?
- Mój lektor internetowy. Ech... później Ci wyjaśnię. - powiedziała pospiesznie i włączyła Skype. Założyła słuchawki na uszy i spojrzała na komunikator. Na szczęście był jeszcze dostępny. - Nie przeszkadzaj sobie. - powiedziała z uśmiechem do bruneta i kliknęła połączenie. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Cześć Piękna. - powiedział wesoło.
- Cześć Bestio. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Już myślałem, że zrezygnowałaś. - powiedział.
- Przepraszam, uczyłam się do egzaminu z kolegą i straciłam poczucie czasu. - wyjaśniła.
 Spojrzała na bruneta, który przyglądał Jej się z uwagą. Zasłoniła sobie mikrofon i zwróciła się do Niego.
- Jak będziesz głodny to częstuj się tym co jest w lodówce. Znasz niemiecki? - zapytała. Pokręcił głową. - To nawet lepiej. - stwierdziła i wróciła do rozmówcy.
- Nic się nie stało. - powiedział pogodnie. - To o czym dzisiaj chciałabyś porozmawiać? - zapytał.
- Może o tym czym się zajmujesz? To, że ja studiuję już wiesz więc chciałabym wiedzieć co Ty robisz w życiu? - powiedziała uśmiechając się do czarnego ekranu.
 Brunet obserwujący Ją z boku zastanawiał się jakim cudem po 2 minutach rozmowy z "lektorem" dziewczyna mogła być tak uśmiechnięta i tak wesoła. Przy Nim ani raz taka nie była. I to Go najbardziej denerwowało.
- Czym ja się zajmuję... - zaczął niepewnie. - Ja... - nie dane było Mu skończyć. W słuchawce usłyszała otwierane drzwi i głos jakiejś kobiety. Wypadła mi pilna delegacja, a rodzice są w sanatorium, musisz się w weekend zająć małą... - Przepraszam Cię ale musimy przełożyć tą lekcję. Odezwę się jutro. - powiedział i rozłączył się. Wpatrywała się w ekran nie kryjąc zdziwienia tą sytuacją. Z twarzy zszedł Jej uśmiech a pojawiło się coś w stylu zawodu. "musisz w weekend zająć się małą..." - to mogło oznaczać tylko jedno. Facet miał dziecko. I chyba nie był z matką swojego dziecka skoro miał się zająć córką w weekend. "Rozwodnik" - pomyślała. Spojrzała na bruneta i zdjęła słuchawki.
- Krótkie te lekcje. - zauważył.
- Coś nam przeszkodziło. - powiedziała.
- Długo się znacie? - zapytał.
- Dwa dni. - odpowiedziała. Jego wzrok mówił sam za siebie.
- I po dwóch dniach znajomości uśmiechasz się na Jego widok jakbyś widziała przyjaciela po raz pierwszy po długiej rozłące... - stwierdził.
- Nie widziałam Go. To są lekcje audio. Kamera jest wyłączona.
- Czyli nie wiesz kim On jest? - znów zapytał zaskoczony.
- Nie mam zielonego pojęcia.
- To jakim cudem się tak uśmiechasz kiedy Go słyszysz?
- Jego głos tak na mnie działa. - wzruszyła ramionami i na samo wspomnienie tego dźwięku uśmiechnęła się. Brunet zamilkł. Nie wiedział jak to możliwe. Starał się a Ona Go olewała. Tamtego w ogóle nie znała a wyglądała jak zakochana nastolatka. To wręcz męczyło Jego ego. Nie mógł się z tym pogodzić...
  Zanim się zorientowała na Jej ustach pojawiły się usta bruneta. Zaskoczenie było tak wielkie, że nie potrafiła zrobić nic racjonalnego. Jego ciepłe usta napierały zachłannie na Jej delikatne wargi, a Ona nie mogła nic zrobić. Po prostu odwzajemniła pocałunek...


***********************************************************************************
Niedobra Maniuchna... :D
Mam nadzieję, że nie zanudziłam na śmierć.
Do jutra ;)
Buziole :*

wtorek, 13 maja 2014

3. Bestia też był księciem...

KRAKÓW...

- Co Ty robisz?! - wydarła się Jej do ucha blondynka. - Zwariowałaś?! Przecież już odebrał!
- Sama mówiłaś, że to może być jakiś świr. - broniła się brunetka.
- Nawet jeśli tak, to powinnaś się rozłączyć jak już Ci zaproponuje tą orgię a nie zanim zdąży powiedzieć "cześć"! - krzyknęła oburzona.
 Brunetka jednak tylko niewinnie się uśmiechnęła. W brzuchu zaczęły się przewroty. Zdenerwowanie wzięło górę. A było tak wielkie jakby miała co najmniej przeprowadzić wywiad z prezydentem. Nie wiedziała co się z Nią działo. Zawsze była pełna odwagi i otwartości. Ale teraz czuła, że to co robi będzie miało jakiś większy wpływ na Jej życie. "No jasne, że będzie. W końcu dzięki tym lekcjom wydostaniesz się z tej pipidówy i pojedziesz w świat." - podpowiadała Jej podświadomość. "O ile zdołasz się z Nim skontaktować." - dodała.
- Dzwoń jeszcze raz. - nakazała blondynka.
- Teraz pomyśli, że jestem jakaś nienormalna. - powiedziała zrozpaczona. W tym momencie usłyszały dźwięk nadchodzącej rozmowy. Spojrzała w ekran a żołądek zwinął Jej się w supeł. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić Adela zdołała odebrać połączenie. Brunetka posłała Jej spanikowane spojrzenie by po chwili wydukać nieśmiałe "Halo".
- Cześć, coś nam chyba przed chwilą przerwało. - usłyszała po drugiej stronie wesoły głos. Słysząc lekko kaleczący angielski akcent na Jej twarzy zagościł lekki uśmiech. Mężczyzna miał głos delikatny, trochę chłopięcy ale przyjemny dla ucha i wzbudzający sympatię. Ale mimo tego chłopięcego elementu dało się wyczuć w tym głosie nutkę tajemniczości i niewypowiedzianych przeżyć. Jakby miał lat 70 a nie 27. Za tym głosem stały niezliczone historie, które wzbudzały zainteresowanie słuchacza. Być może dlatego tym jednym zdaniem ujął Jej duszę. - Jesteś tam? Zośka! - zawołał wesoło. Słysząc to oczy zrobiły Jej się wielkie jak pięciozłotówki, a uśmiech na twarzy poszerzył się jeszcze bardziej. Adela jedynie trącała przyjaciółkę łokciem, żeby ta w końcu odezwała się do rozmówcy.
- Tak, tak, jestem. - odpowiedziała. - U mnie burza za oknem, pewnie dlatego nam przerwało. - wyjaśniła nerwowo. Blondynka popatrzyła na przyjaciółkę jak na wariatkę widząc za oknem zachodzące słońce. Brunetka jedynie wzruszyła ramionami.
- Czyli może Nam coś jeszcze przeszkodzić - stwierdził.
- Nic Wam nie przeszkodzi, zamknę okno. - praktycznie wykrzyknęła blondynka. Zośka popatrzyła na Nią z mordem w oczach. Blondynka jedynie wzruszyła ramionami. Po drugiej stronie usłyszały ciszę.
- To tylko moja współlokatorka. Przepraszam Cię na chwilkę. Odezwę się za dosłownie 5 minut. - powiedziała pospiesznie i rozłączyła się. Spojrzała na blondynkę a ta tylko nieśmiało się uśmiechnęła i wzruszyła ramionami.
- No co? - zapytała z jękiem.
- Zamknę okno? A co to da kiedy jest burza? - zapytała brunetka.
- Oj czepiasz się. Chciałam dobrze. Poza tym zmieniam zdanie co do faceta. Jego głos wzbudził moje zaufanie wiec daję Wam moje błogosławieństwo. - powiedziała szczerząc się.
- Dziękuję. Tylko, że teraz to już na bank myśli, że jesteśmy powalone więc nie wiem czy się przyda.
- Nie panikuj tylko dzwoń jeszcze raz. - rozkazała blondynka.
- Na pewno nie przy Tobie. Znowu wypalisz coś jak z tym oknem. 
- Mówiłam Ci już że jesteś upierdliwa?
- Ja?
- Nie, Monia z dziećmi i Rafałkiem. Łącz się.
 Brunetka zrobiła to. Ku Jej zaskoczeniu odebrał po pierwszym sygnale...

INNSBRUCK...

- Współlokatorka zamknęła okno? - zapytał z nieukrywanym rozbawieniem. Czuł, że ta znajomość może trochę ubarwić Jego jak do tej pory szary świat. Wprowadzić trochę zabawy i humoru. 
- Przepraszam Cię za Nią. Lubi wciskać nos w nie swoje sprawy - usłyszał po drugiej stronie. Po chwili było słychać jakiś bliżej nieokreślony dźwięk, "Ałaaaa!" i kilka zdań prawdopodobnie po Polsku, których nie rozumiał ale miał wrażenie, że ta wymiana zdań może być zabawna.
- Ja to dla Twojego dobra robię!
- W tym momencie robisz mi wstyd.
- Taka jesteś wdzięczna?
- Adelka dajże już spokój On to wszystko słyszy!
- I tak nic nie rozumie!
- Każdy głupi by zrozumiał, że się oburzasz.
- Fuck Off!
- To nie wpychaj się w moje relacje z innymi!
- Muszę, bo sama nigdy nic nie zdziałasz!
- Chcesz mi powiedzieć, że jestem pierdołą?!
- Chcę Ci powiedzieć, że beze mnie zginiesz aspołeczna brunetko!
- yyy przepraszam dziewczyny - wtrącił. Po drugiej stronie zapanowała cisza. - Nie chciałbym Wam przeszkadzać...
- To nie przeszkadzaj! - warknęły obie. Zaskoczenie jakie teraz malowało się na Jego twarzy było nieogarnięte. Dopiero po chwili był zdolny się uśmiechnąć. "Tak, ta znajomość na pewno nie będzie nudna." - pomyślał i cierpliwie czekał na kontynuację tej kłótni.
- To chociaż kłóćcie się po angielsku, żebym mógł się pośmiać. - powiedział rozbawiony.
- O widzę, że kolega doskonale bawi się naszym kosztem. - powiedziała jedna z nich.
- Adela wyjdź. - odezwała się druga.
- To jest tak samo Twój pokój jak i mój.
- Świetnie. - skomentowała pierwsza. - Możemy przejść na niemiecki? Będę Ci bardzo wdzięczna. - zaproponowała po niemiecku.
- Jasne. Po to tu jesteśmy. - odpowiedział w tym samym języku.
- Wredne bestie. - skomentowała druga po angielsku i zamilkła.
- Przepraszam Cię za to wszystko. Chyba źle zaczęliśmy. - powiedziała lekko kalecząc niemiecki akcent. Uśmiechnął się mimowolnie. Jej kaleczenie było urocze. Głos miała delikatny i bardzo kobiecy. Wydawać się mogło, że ma więcej niż 23 lata ale nie zmieniało to faktu, że przyjemnie się Jej słuchało.
- Przynajmniej nie możemy powiedzieć, że jest nudno. - zauważył.
- Jeszcze raz Cię przepraszam. Może zacznijmy od początku ok? - zapytała.
- Cześć, jestem Thomas i mam zamiar pomóc Ci w walce z naszym akcentem. - powiedział wesoło. 
- Cześć, jestem Zośka i chętnie skorzystam z Twojej pomocy. - powiedziała miło. Wyczuł, że się uśmiecha. I na chwilę zapanowała cisza. Ale nie jakaś bardzo krępująca. Chwila ciszy, która pozwalała na głębsze przeanalizowanie głosu po drugiej stronie monitora. Naszła Go ochota zobaczenia właścicielki tego głosu. Skoro głos był ciekawy, charakter ciekawy, to i sama właścicielka musiała być ciekawa. Poza tym kiedy odezwała się po chwili poczuł ciepło bijące od tego głosu. Takie ciepło, które zazwyczaj słychać na nagraniach bajek dla dzieci. Uspokajające. To było Jego pierwsze wrażenie. Pierwsze porównanie. - Nie mam pojęcia jak powinniśmy zacząć - zaśmiała się.
- Może zacznijmy od tego czego ode mnie oczekujesz. - zaproponował.
- Jak sam pewnie słyszysz mój akcent woła o pomstę do nieba, czasem brakuje mi słów... No i moja ... yyy... jak to jest po niemiecku... to jak powinno się budować zdanie...
- Składnia.
- Właśnie. Moja składnia też mogłaby być lepsza. - dodała.
- Popracujemy nad tym. Ale wydaje mi się, że nie trzeba będzie wkładać w to dużej pracy. Słyszę, że całkiem nieźle sobie radzisz. - powiedział. I znów zapanowała cisza. 
 Do pokoju wrócił szatyn. Blondyn spojrzał na Niego i pokazał Mu gest prosząc o ciszę. 
- Moja współlokatorka to też moja przyjaciółka. Trochę panikowała kiedy powiedziałam Jej o tych lekcjach i chyba przez to wyszło tak jak wyszło. Poza tym uwielbia wiedzieć wszystko o wszystkich a zwłaszcza jeżeli coś dotyczy mnie. - wyjaśniła przepraszającym tonem.
- Nie martw się, doskonale wiem o czym mówisz. - spojrzał znacząco na przyjaciela, który uniósł brew i skrzyżował ręce na piersi. - Też mam współlokatora, który uwielbia wtykać nos w nieswoje sprawy. - dodał.
- Ja to z troski robię Thomas. - powiedział wyraźnie i wystawił język przyjacielowi. Blondyn pokręcił głową z niedowierzaniem i wrócił do rozmowy z dziewczyną.
- Przepraszam Cię. Właśnie wrócił z siłowni i jest zły jak osa, bo musi zrzucić parę kilogramów.
- A rośnie Mu już podgardle? - zapytała wesoło. - Powiedz Mu, że lepiej niech dba o siebie, bo jakby kiedyś poszedł na masaż to lepiej żeby masażystce dłonie nie wtapiały się w tłuszcz na plecach. To jest straszne. - zaśmiała się. Blondyn nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Jesteście siebie warci. - mruknął szatyn i rzucił przyjacielowi słuchawki.
- Chyba powinniśmy założyć słuchawki - znów się zaśmiała.
- Ok. To opowiedz mi coś o sobie na początek. - zaproponował.
- Hmn... Jak już wiesz mam na imię Zośka. Swoją drogą... bardzo ładnie to wymówiłeś. - powiedziała ciepło. Uśmiechnął się.
- Znam parę zdań po Polsku. Jak jeżdżę na zawody to... - przerwał. "Cholera. Mam za długi jęzor." - pomyślał.
- Na zawody? - zapytała.
- Yyy no tak. Czasem zdarzy mi się pojechać na zawody w skokach narciarskich do Zakopanego. - przyznał. "Co Ty gadasz?" - zapytała podświadomość.
- O rany, na prawdę jesteś fanem tego durnego sportu? - zapytała z jękiem czym Go bardzo zainteresowała.
- Lubię ten sport. Poza tym atmosfera na trybunach jest wyjątkowa. I jedyna w swoim rodzaju. Mam wrażenie, że Polacy składają się głównie z fanów tego sportu. No i nie da się z Polski wyjechać bez znajomości kilku zwrotów. - wybrnął. Poczuł lekką ulgę, że nie poznała tego co wolał na razie ukryć ale i ciekawość co Ona sądzi na temat tego sportu i czemu jest tak negatywnie nastawiona.
- O tak, odkąd Adam zaczął wygrywać nagle wszyscy stali się fanami. Ja tam bez tego przeżyję. - wyznała. - A wracając do tematu rozmowy to jak już wspomniałam dostałam się na staż po studiach do Wiednia i muszę trochę poćwiczyć niemiecki. - dodała.
- Gdzie studiujesz? - spytał.
- W Krakowie.
- Kraków... słyszałem, że to piękne miasto. - powiedział szczerze.
- Tylko wiosną i latem. W zimie nawet śnieg nie jest biały. Wszystko traci swój magiczny klimat. I jest tu strasznie dużo ludzi. Ciągle mam wrażenie, że każdy mnie goni. Nie ma ani chwili wytchnienia. Osobiście wolę góry.
- Opisz mi się. Żebym mógł sobie Ciebie dopasować do głosu. - zaproponował.
- Hmn... jestem bardzo niska. Mam 158cm wzrostu więc na moim motorze wyglądam zabawnie...
- Jeździsz na motorze? - zapytał zdziwiony. Ta dziewczyna coraz bardziej Go ciekawiła.
- Yyy no tak.
- Ok, mów dalej, już nie będę Ci przerywał.
- No więc jestem niska... - zaczęła. - Jestem brunetką, jak wychodzi słońce to na moim nosie i pod oczami pojawiają się piegi. - dodała z wyraźnym niezadowoleniem co rozbawiło blondyna. - Poza tym to chyba nic szczególnego. Jak przechodzę ulicą to nikt się nie potyka o krawężnik ale też nie ucieka wiec chyba nie jest źle. - powiedziała pogodnie. - A Ty? - zapytała. "No i co teraz geniuszu?" - zapytała podświadomość. "Skoro nie jest fanką skoków to i tak mnie nie skojarzy" - pomyślał.
- Hmn... Jestem stosunkowo wysoki. Chyba. Znaczy... mam 184 cm wzrostu, no i jestem blondynem, mam niebieskie oczy... Z tego opisu wynika, że wyglądam jak książę z bajki nie uważasz? - zapytał śmiejąc się. Usłyszał Jej wesoły śmiech. Usłyszał też prychnięcie ze strony przyjaciela, który leżał na swoim łóżku i uparcie wsłuchiwał się w to co blondyn mówi. Rzucił Go pusta puszką po Red Bullu i wrócił do rozmowy.
- Książę z bajki... Bestia też był księciem - zauważyła.
- Punkt dla Ciebie. - przyznał.
- Bliżej Ci do Bestii czy do Pana Smitha z Pocahontas? - zapytała.
- A jak powiem, że do Bestii to zadzwonisz jutro? - spytał. Sam nie wiedział czemu zadał to pytanie. Szatyn spojrzał na przyjaciela z zainteresowaniem. "Morgenstern opanuj się, to nie jest randka w ciemno!" - zbeształa Go podświadomość.
- Zadzwonię. Bestia miał dobre serce. - powiedziała przyjaźnie. Uśmiechnął się słysząc te słowa. - Chyba wystarczy na dzisiaj. - dodała. - Słyszymy się jutro o tej samej porze.
- W takim razie... Dobranoc Piękna. - powiedział żartobliwie.
- Hehe dobranoc Bestio. - odparła i rozłączyła się.
  Jeszcze przez dość długą chwile siedział na łóżku z laptopem na kolanach i słuchawkami na uszach szczerząc się do ekranu nie wiedząc właściwie dlaczego. Dopiero głos przyjaciela sprowadził Go na ziemię.
- Bawicie się w odgrywanie ról? Taki fetysz? Sex on-line? Thomas nie poznaję Cię. - powiedział drwiąc trochę z blondyna.
- Zamknij się Greg. - odpowiedział z uśmiechem.
- I jeszcze się cieszysz! - zdziwił się. - Co to za dziewczyna? - zapytał ruszając znacząco brwiami. - Kiedy się zobaczycie? Przyjedzie tu? A może na zawodach w Polsce? - zadawał milion pytań na raz.
- Nie wie kim jestem. - odparł krótko. - I nie przepada za skokami. - dodał.
- I to Cię w Niej kręci? - zapytał zdziwiony.
- Nic mnie nie kręci Schlieri. To tylko dziewczyna, której pomagam w niemieckim. - powiedział spokojnie.
- Yhyym. I od pierwszej rozmowy mówisz do Niej "Piękna"... - zauważył szatyn. Blondyn spojrzał na Niego uważnie a Jego uśmiech lekko przygasł.
- Myślisz, że przesadziłem? - zapytał.
- Jeśli jest normalna to więcej się nie odezwie. - powiedział szatyn.
- Rozbawiło Ją to. - odparł blondyn lekko urażony.
- W takim razie jest nienormalna i jutro będziesz miał kolejną wirtualną randkę w ciemno. - powiedział szatyn. - A teraz zrób mi kolację tatusiu. - poprosił z miną zbitego psa.
- Idę pobiegać. Poproś Stefana. On zawsze coś je to może Ci się uda. - powiedział z zapałem i wziąwszy bluzę i słuchawki wyszedł z pokoju. Szatyn jedynie pokręcił głową i westchnął.
- Ech ta miłość...
 Po chwili wyszedł z pokoju.
- Steeeeeeeeeeeeeeeefciooooooooooooooooooooooooooooo! Robisz kolację?!...


100 lat! 100 lat! Niech żyje naaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaam!
Dalekich skoków Stefcio i pysznego tortu :*

***********************************************************************************
Hejka :*
Oddaję trójeczkę.
Od razu przepraszam, że krótka i bez ładu i składu ale wczoraj akademik rządził się swoimi prawami i nikt z Nas nie miał prawa nie siedzieć na miasteczku z odpowiednim trunkiem w ręce ;)
Kac morderca dopadł wszystkich ale są Juwenalia więc nikt Go nie odczuwa.
Jak to mówią - klina klinem i do przodu :P
Czekam na Wasze komentarze i do jutra ;*

poniedziałek, 12 maja 2014

2. Czas poznać Anakina...

KRAKÓW...

   Wyszedł na balkon i spojrzał na parking. Czerwone Suzuki stało zaparkowane niedaleko Jego akademika. W dłoni trzymał telefon. W "kontaktach" znalazł odpowiedni numer. Obok Niego stanął blondyn z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Czego chcesz? - zapytał brunet.
- Włącz głośnik jak do Niej dzwonisz. Muszę usłyszeć głos tej, która na Ciebie nie leci Skarbie. - puścił oko koledze.
- Po pierwsze nie mów do mnie "Skarbie" Mustaf... - podkreślił ostatnie słowo. - Po drugie, nie nadużywaj mojej gościnności i zostaw mnie w spokoju.
- Nie zrzędź. Taka sytuacja nie zdarza się codziennie. - znów się wyszczerzył.
- A Ty nie miałeś przypadkiem iść do Patrycji? - przypomniał koledze brunet.
- Kocha to poczeka. - powiedział. - Dzwoń. - nakazał.
 Brunet posłusznie wcisnął zieloną słuchawkę i włączył głośnik. Odebrała dopiero po trzecim sygnale.
- Słucham. - usłyszał miły głos. Uśmiechnął się pod nosem.
- Cześć tu Maciek. - powiedział wesoło.
- Jaki Maciek? - zapytała. Spojrzał na kumpla, który już miał banana na twarzy.
- Kot. Ten, co Go ochlapałaś. Ten, z którym nie zdałaś egzaminu.
- Ok, ok pamiętam. Drażnię się z Tobą. - zaśmiała się. - Co jest? - zapytała.
- Co robisz jutro popołudniu? - zapytał.
- To zależy. Co proponujesz? - spytała wesoło.
- Może miałabyś ochotę na kino? - powiedział szybko. 
- Masz na myśli... randkę? 
 Poczuł jak kolega dźga Go w bok. Posłała Mu chłodne spojrzenie.
- A jeśli tak?
- Przykro mi Maciek ale jestem zawalona nauką. Może innym razem. Papa. - powiedziała i rozłączyła się. Tak po prostu. Spojrzał zaskoczony na blondyna stojącego obok. Patrzył z lekkim niedowierzaniem.
- Cóż... Maniek jednak nie podoba się wszystkim dziewczynom. Trzeba to gdzieś zapisać. - powiedział poważnie. - Ale głos ma przyjemny. - skomentował. 
 Brunet nie mógł pogodzić się z tym, że tak po prostu Go spławiła. W ogóle nie wiedział jak to mogło się stać. Zawsze wystarczał jeden telefon i dziewczyna kolejnego dnia była w Jego ramionach. Widocznie ta, lubiła się bawić w niedostępną. Uśmiechnął się pod nosem i ponownie wybrał Jej numer. Tym razem odebrała po drugim sygnale.
- Słucham. - ponownie usłyszał Jej wesoły głos.
- Cześć, tu Maciek, ten z egzaminu. - powiedział.
- Miło mi Cię słyszeć Maćku. - odpowiedziała nie kryjąc rozbawienia. On również się uśmiechnął.
- Pasowałoby się trochę pouczyć jeżeli chcemy to razem zdać nie uważasz? - zapytał.
- Owszem. Mam na ten temat takie samo zdanie jak Ty. - odparła.
 Spojrzał na Dawida, który kręcił z rozbawieniem głową.
- Miałabyś chwilę na wspólną naukę?
- Jutro popołudniu mam wolne. - powiedziała. - Jedna randka nie wypaliła więc chętnie się z Tobą pouczę. - dodała. Wywrócił oczami. - Możesz wpaść do mnie koło 17.00.
Przed oczami stanął Mu widok wściekłej, gotowej do pobicia Go blondynki.
- Wolałbym żebyśmy spotkali się u mnie. Jeśli nie masz nic przeciwko oczywiście.
- Adela będzie w pracy. Nikt Cię nie podrapie Kotku. - powiedziała z rozbawieniem. Blondyn nie wytrzymał i parsknął śmiechem chowając się w środku pokoju.
- Nie przeginaj z tą złośliwością. - powiedział.
- Nie obruszaj się tak. Będę u Ciebie o 17.00 
- Skąd wiesz gdzie mieszkam? - zapytał.
- Ty znalazłeś moją norę ja znajdę Twoją. Moja w tym głowa. Papa. - rozłączyła się.
 Wrócił do pokoju i spojrzał na rozbawionego kolegę.
- Lubię Ją haha - zaśmiał się.
- Idź już dobra?

INNSBRUCK...

  Patrzył na monitor i czytał kolejny już tego dnia mail. Zrezygnowany nawet nie odpisywał na wiadomości, które otrzymał. Dziwił się jak można wypisywać takie rzeczy do kogoś kogo się nie zna. Zrozumiałby gdyby miał przy profilu zdjęcie. Wtedy można liczyć na milion wiadomości o tej samej treści. Niekoniecznie głębokiej merytorycznie. Maile, które otrzymywał zazwyczaj dzieliły się na dwa typy. Pierwszy z nich to typ "Pomóż mi odrobić zadanie z niemieckiego", a drugi typ to "Wypisz najbardziej wulgarne i świńskie wyrażenia po niemiecku." Zdarzały się nawet propozycje wirtualnego seksu. Załamał ręce. Nie wierzył, że tacy ludzie istnieją na prawdę. Cóż... wiele jeszcze nie widział.
- I co? - szatyn usiadł obok przyjaciela na łóżku. - Znalazłeś jakiegoś potrzebującego? - zapytał z zainteresowaniem ale i z pewną dawką ironii.
- Nie. - stwierdził z kwaśną miną. - Chyba sobie odpuszczę. To nie ma sensu.
- Ile jeszcze Ci tych maili zostało do przeczytania?
- 10. Mam dość. - odłożył laptopa na bok i podszedł do szafy.
- Gdzie idziesz?
- Pobiegać. Może znajdę jakiegoś kotka na drzewie.
- Nudzisz, wiesz? Od kiedy się tak łatwo poddajesz? - zapytał szatyn. - Zazwyczaj kończysz to co zacząłeś. I ciągle mi powtarzasz, że swoich postanowień trzeba się trzymać więc czemu tego nie robisz?
 Blondyn spojrzał na przyjaciela i pokręcił głową.
- Thomas, stary jeszcze tylko 10. Może akurat coś się trafi.
- A co Ci tak zależy żeby się trafiło?
- Bo wtedy przestaniesz zrzędzić jak stara baba. Siadaj i czytaj. Ten mail wygląda ciekawie. - podał blondynowi laptopa.
 Ten niechętnie usiadł na łóżku i zaczął czytać treść wiadomości...

Cześć. Albo dzień dobry...
Nie wiem co napisać, bo nie wiem ile masz lat.
Dla jasności ja mam 23.
No ale przejdźmy może do sedna sprawy...
Nazywam się Zofia Pawlak i jestem z Polski.
Kończę teraz przedostatni rok studiów ale dostałam się na staż po studiach do bardzo dobrego gabinetu... no tak... studiuję fizjoterapię.
Dostałam się do bardzo dobrego gabinetu w Austrii.
Mój niemiecki nie jest zły ale chcąc zrobić dobre wrażenie muszę mieć go opanowanego dość dobrze.
Stąd moje poszukiwania pomocy tutaj.
Napisałeś w profilu, że jesteś chętny do pomocy, pozytywnie nastawiony do świata i otwarty.
Właśnie dlatego mam nadzieję, że się dogadamy.
No i jesteś Austriakiem a to w moim przypadku jest bardzo ważne, bo Wasz akcent jest zupełnie inny niż akcent Niemców, których tutaj pełno.
Czekam na odpowiedź i pozdrawiam gorąco.
Zośka.

- Jak? - zapytali równocześnie patrząc na podpis.
- Co to za znaczek w ogóle jest? - spytał szatyn.
- Czekaj. Skopiuje do translatora i włączę głośnik to nam powie jak to brzmi. - stwierdził blondyn.
- Ależ z Ciebie sprytna bestia Thomas. - poklepał przyjaciela po ramieniu. 
 Po chwili w głośnikach zabrzmiało wyraźnie "Zośka". 
- Łatwiej chyba wymówić Sophia - stwierdził szatyn. - To trochę jak nasze Sophie nie?
- Trochę tak. - przyznał nadal próbując nieudolnie wymówić słowo "Zośka".
- I co? Odpiszesz Jej? - zapytał z zainteresowaniem patrząc w monitor.
- Nie wiem. Chyba tak.
- A jak to jest jakaś gruba, niska, piegowata w okularach jak denka od butelek...
- Greg... opanuj wyobraźnię. Nie będę Jej widział. Dobrze o tym wiesz.
- No właśnie. Może Ci wmówić, że jest super modelką.
- To nie są randki tylko pomoc w szlifowaniu języka. To po pierwsze. A po drugie miałeś dzisiaj iść na siłownię o ile się nie mylę.
- Wydaje Ci się. 
- Wiesz, że rośnie Ci podgardle? - zapytał z uśmiechem na twarzy blondyn.
- Bardzo zabawne. - skomentował szatyn.
- Pysie już Ci urosły, a Sylvia mówiła, że już nie jest w stanie unieść Twojej nogi i że podczas masażu jej dłonie wtapiają się w tłuszcz na Twoich plecach...
- Dobra. Nie produkuj się tak. - szatyn wstał z łóżka i leniwie poczłapał do szafy wyciągając dres. - A propo Sylvii... - zaczął. - Jak było w kinie? - zapytał szczerząc się. Blondyn tylko obrzucił Go zimnym spojrzeniem. - No co? To fajna dziewczyna jest. Co prawda starsza od Ciebie ale całkiem sympatyczna. No i ma świetne dłonie. Ty wiesz co Ona mogłaby Ci tymi dłońmi zrobić?
- Idź sobie Gregor. - powiedział wpatrując się ponownie w ekran monitora.
- Hej! Tylko żebyś przez swój Samarytanizm nie przegapił czegoś fajnego. - ostrzegł przyjaciela i wyszedł z pokoju.
  Blondyn przez chwilę zamyślił się nad słowami Gregora. Miał trochę racji. No bo kiedy ostatnio zdarzyło Mu się tak po prostu umówić z jakąś fajną dziewczyną? W ogóle. Dlatego to, że Sylvia zdołała Go wyciągnąć do kina było cudem. Sam film był beznadziejny. Przez cały seans głowę zajmowała Mu myśl o tym co teraz robi Lilly. Chciał wtedy być przy Niej. Ze swoją rodziną... Tylko z jaką rodziną? Związek, który przez ostatnie pół roku trwał tylko przez przyzwyczajenie. Coś się wypaliło a w prawdziwej miłości się przecież nie wypala prawda? O obecności Sylvii przypomniał sobie dopiero jak film się skończył. Było Mu głupio więc postanowił zaprosić Ją na drinka. I jakoś to poszło. Czas spędził z Nią bardzo miło ale nie czuł nic magnetycznego w ich relacji. Tylko czy to czuje się od razu czy to powinno dopiero dojrzeć? Nie wiedział. Ale wiedział jedno. Skoro jest szansa to może warto ją wykorzystać. Zwłaszcza, że Sylvia to na prawdę fajna kobieta. No właśnie... Kobieta. 31-latka myśli już chyba o jakimś poważniejszym związku. Być może o małżeństwie i dzieciach. A On na to nie był gotowy. Miał córkę, którą kochał nad życie ale nie chciał ryzykować, że pojawi się kolejne dziecko a On znów dojdzie do wniosku, że nie kocha Jego matki. I co w takiej sytuacji najlepiej zrobić?

KRAKÓW...

- Jest odpowiedź! - krzyknęła podekscytowana blondynka.
- Kto Ci pozwolił grzebać w moim laptopie? - zapytała brunetka wchodząc do pokoju z kubkiem kakao w dłoni. Usiadła obok przyjaciółki i wzięła od Niej laptopa. Wysłała kilka maili ale w większości odpowiedzi były bez większego sensu. Ludzie tutaj dzielili się na 2 typy. Pierwszy to taki, gdzie facet chciał od razu przejść do fazy "włączmy kamerkę pokażę Ci coś czego jeszcze nie widziałaś" oraz drugi typ, w którym ktoś chciał zbierać kasę za internetowe lekcje. Nie spodziewała się jakiejś specjalnie normalnej odpowiedzi i tym razem. 
- No czytaj! - ponagliła Ją blondynka.

Witaj Zofia.
Miło mi Cię poznać.
Na początku może się przedstawię.
Mam na imię Thomas a nazwisko chyba nie jest tutaj najważniejsze :)
Mam 27 lat i szczerze mówiąc to zdziwiłem się lekko czytając Twojego maila.
Do tej pory otrzymywałem różne "dziwne" propozycje i już powoli traciłem wiarę w normalnych ludzi.
Cieszę się, że moje Austriackie pochodzenie może Ci pomóc.
Rzeczywiście nasz akcent i niektóre zwroty są zupełnie inne niż niemieckie.
Mam nadzieję, że będę w stanie Ci pomóc i że nasza współpraca będzie przebiegała w sympatycznej atmosferze :)
Co do czasu, którym obecnie dysponuję to są raczej wieczory.
Więc możesz dzwonić od 20.00
Będę czekał na kontakt :)
Do usłyszenia, Thomas.

- No dawaj, bo widzę, że nie możesz się już doczekać żeby powiedzieć mi o swojej analizie tego gościa. - powiedziała z rozbawieniem brunetka.
- O matko Zocha, po pierwsze skoro ma 27 lat i ma wolne wieczory to znaczy, że jest samotny. Czyli są dwie opcje. Albo jest paskudny jak noc listopadowa albo jest tak przystojny, że laski się Go boją i będzie Cię chciał namówić na wirtualną orgię. - powiedziała z przejęciem blondynka. - Po drugie, podał tylko imię mówiąc, że nazwisko jest nieważne czyli albo jest znany w Austrii albo będzie chciał Cię namówić na wirtualną orgię i nie chce żebyś Go potem znalazła i oskarżyła o coś. - dodała. Brunetka wywróciła oczami. - No i po trzecie, jest stanowczo za miły na faceta, więc albo gej albo będzie chciał Cię namówić na wirtualną orgię. - zakończyła swój wywód.
- Adelka... Ty masz jakąś fantazję erotyczną o której chciałabyś mi opowiedzieć? - zapytała z rozbawieniem.
- No wiesz co?! Ja się tutaj o Ciebie martwię a Ty mi takie rzeczy insynuujesz? Zero wdzięczności. Jak zwykle. Wiesz co? Fuck Off! - oburzyła się i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.
 3...2...1... Drzwi ponownie się otwarły i blondynka usiadła spowrotem na łóżku przyjaciółki.
- Nadal jestem oburzona. - powiedziała wpatrując się w ekran monitora.
- Trzymaj, na zgodę. - brunetka podała Jej kubek z kakao.
- Co Mu odpiszesz? - zapytała z uśmiechem Adela.
- Nic. 
- Nic? - zdziwiła się.
- Dochodzi 20.00. Podał kontakt więc chyba czas na pierwszą lekcję. - powiedziała pełna optymizmu.
- Jesteś pewna?
- Czas poznać Anakina. - powiedziała poważnie.
- Albo Lorda Vadera. - stwierdziła blondynka.
- No dobra... Kim jesteś... - mruknęła sama do siebie i nacisnęła zieloną słuchawkę na komunikatorze. Po chwili usłyszała sygnał. Pierwszy... drugi... trzeci... 


***********************************************************************************
Cześć i czołem :)
Jak obiecałam tak wstawiam dwójeczkę :)
I dziękuję za poprzednie komentarze.
Sprawiły mi wiele uśmiechu na buźce :*
Jeśli wszystko pójdzie dobrze to w tym tygodniu rozdziały będą ukazywały się codziennie ;)
Buziole :*