KRAKÓW...
Spojrzała w kalendarz i zapisała kolejne wydarzenie. 07.07. - "Wings for Life World Run part II". Zgłosiła swój start w odpowiednim dziale na uczelni. Zawsze lubiła takie akcje. Zwłaszcza, że forma biegu była dość nietypowa. Kiedy "meta" goni zawodnika a nie zawodnik dobiega do mety zawsze jest ciekawie. Tylko aby osiągnąć zadowalający Ją efekt musiałaby zacząć treningi. A do tego jakoś zmusić się nie może. Zwłaszcza kiedy patrzy na pogodę jaka panuje za oknem. Z dnia na dzień nastąpiła zmiana o 180 stopni. Zamiast świecącego słońca i wysokiej temperatury pojawiły się chmury, deszcz i chłodny wiatr. Jak na czerwiec - nieprzyzwoicie zimno. Zerknęła do swojej torby ale nie znalazła tam tego czego tak bardzo teraz potrzebowała. Parasol został w pokoju.
- Cholera. - zaklęła pod nosem. - Gdzie jesteś jak cię potrzebuję?
- Zaraz za Tobą. - powiedział ktoś wesoło. Odwróciła się i zobaczyła nikogo innego jak bruneta. Uśmiechał się do Niej wesoło najwyraźniej nie robiąc sobie nic z pogody na dworze. Jego uśmiech miał w sobie coś co powodowało, że mimowolnie poprawiał Jej się nastrój.
- Dziękujemy za śniadanie. - powiedziała z lekkim uśmiechem. Kiedy rano otwarła oczy zobaczyła na biurku dwa talerze z kanapkami i kartkę, na której widniał tekst "Przepraszam za wszystko. Dziękuję za wszystko. To dla Was. Najpierw szynka, potem ser. Nigdy odwrotnie. Maciek."
- Mam nadzieję, że smakowało.
- Nawet Adelka Cię pochwaliła. - stwierdziła. Tak właściwie to powiedziała "Jeśli myśli, że tym sposobem zapomnę o tym, że próbował Cię przelecieć to się myli." ale ogólnie rzecz ujmując to można było podciągnąć pod pochwałę.
- Cieszę się. - zerknął za okno. - Masz parasol? - zapytał.
- Został w pokoju. Miałam się tylko zapisać na maraton.
- Bierzesz w tym udział? - spytał zdziwiony wyciągając parasol z torby sportowej, którą tradycyjnie miał przewieszoną przez ramię. Wyszli z budynku. Chwycił Ją pod rękę. Nie protestowała. Wolała nie zmoknąć.
- Chcę pokonać własną niechęć do biegania. To będzie idealna okazja a przy tym jeżeli to komuś pomoże to czemu nie spróbować?
- W takim razie spotkamy się na stracie. - powiedział zadowolony. - Zobaczymy co potrafisz.
- Nie oczekuj ode mnie zbyt wiele. Jeżeli doczołgam się jakimś cudem do siódmego kilometra to będę z siebie dumna. - ruszyli chodnikiem w stronę akademików.
- Wysoko mierzysz. - stwierdził. - Jak na nie-sportowca. - dodał z uśmiechem.
- Czyżbym wyczuwała nutkę sarkazmu Panie Kot? - zapytała.
- Uczę się od najlepszych. - wyszczerzył się. Wywróciła oczami.
- Mieliśmy zacząć od nowa o ile dobrze pamiętam. - przypomniała.
- Owszem.
- Obiecałam, że będę mniej złośliwa.
- A ja, że Cię więcej nie pocałuję. Ale nie obiecałem, że nie będę złośliwy. - zauważył.
- Asz... Ty sprytna bestia jesteś. - stwierdziła śmiejąc się. - Czyli ja całować Cię mogę tak? - zapytała.
- To zależy. - odpowiedział udając, że się nad czymś głęboko zastanawia.
- Od czego? - spytała zaciekawiona i lekko rozbawiona Jego miną. Zatrzymali się pod wejściem do Jej akademika.
- Od tego z jakich pobudek to będziesz chciała zrobić. - powiedział patrząc na Nią uważnie.
- No to nie będziesz musiał się nad tym zastanawiać bo w najbliższym czasie tego nie zrobię. - powiedziała pewnie. Na Jego twarzy pojawił się cień zawodu ale szybko zniknął i zamiast niego zapanował uśmiech.
- Jeśli deszcz Ci nie straszny to możemy zacząć Twój trening już dzisiaj. - zaproponował. - Co Ty na to?
- Co chcesz w zamian? - zapytała.
- Dlaczego myślisz, że chcę coś w zamian?
- Przeczucie. - powiedział uśmiechając się. Również to zrobił. Spojrzał na Nią wesołymi oczkami, w których zapaliły się małe iskierki. - Kino odpada. - ubiegła Jego propozycję. Uśmiech jeszcze bardziej Mu się poszerzył ale iskry w oczach zmalały.
- Ja Cię potrenuję a Ty mnie pomasujesz. Ostatnio naciągnąłem sobie łydkę. Jak dłużej pobiegam albo zagram jakiś mecz gdzie trzeba skakać to ciężko mi się chodzi. - przyznał.
- Ok. Nie ma problemu. - zgodziła się. Na taki układ mogła pójść. Zwłaszcza, że brunet się starał. Nie robił żadnych aluzji, nie był nachalny, nie przekonywał za wszelką cenę że randka z Nim to najlepsza rzecz jaka mogła Ją spotkać... Zaczął być normalny.
- W takim razie będę czekał tutaj o 19.00
- A możemy o 18.00? Chciałabym się ze wszystkim wyrobić do 20.00 - spytała.
- Ach... niemiecki... - wspomniał z nieukrywaną niechęcią. W głowie znowu zobaczył Jej szczerą radość po usłyszeniu głosu zupełnie obcego Jej faceta. - Właściwie to po co Ci te lekcje? - zapytał.
- Chcesz rozmawiać w deszczu?
- Możemy iść do Ciebie. - zauważył.
"Oho! Wrócił Pan Nachalny." - podpowiadała Jej podświadomość. Brunetce uśmiech zszedł z twarzy.
- Maciek... - zaczęła.
- Ok, wiem. Przepraszam. Widzimy się o 18.00. - powiedział i odszedł.
Szybko wbiegła do budynku zaskoczona Jego reakcją na informacje o lekcjach nie wiedząc właściwie dlaczego tak zareagował. Przecież każdy może mieć własne sprawy, zainteresowania, a przede wszystkim własne życie nie uzależnione od Pana Kota.
Weszła do pokoju i przywitała się z przyjaciółką buziakiem w policzek.
- Zośkaaaa - zaczęła blondynka jęczącym głosem. - Jestem trochę głodna. Zrobiłabyś obiad ciut wcześniej?
- Wcześniej czyli kiedy? - zapytała wychodząc z łazienki.
- Wcześniej czyli no nie wiem... może... na przykład... teraz? - zapytała z uśmiechem.
- Ech... Na co masz ochotę kaleko? - zapytała.
- Tylko nie kaleko! - oburzyła się. - Zrobiono mi to, bo broniłam dziewczynę przed napaścią seksualną i nikczemnymi czynami tego osiłka. Powinnaś być ze mnie dumna a nie śmiać się z mojego stanu. Ja tu jestem ciężko ranna, a nie żadna kaleka. Jestem bohaterką a nie ofiarą. I gdzie wdzięczność narodu dla takich ludzi jak ja? Gdzie te owacje i nagrody ja się pytam? Bohaterzy mają przekichane jeżeli spotykają się z takimi reakcjami! Ja się nie dziwię, że o żadnym nie słychać, jeżeli są tak samo traktowani przez społeczeństwo jak ja przez swoją najlepszą przyjaciółkę to mogę im jedynie współczuć i założyć koło wzajemnej adoracji dla niedocenianych bohaterów. I wiesz co? Jak Ci się coś nie podoba to Fuck Off! - krzyknęła i obróciła się na drugi bok z lekkim jękiem.
Brunetka westchnęła i policzyła w myślach do trzech. Po tym czasie blondynka odwróciła się spowrotem ponownie jęcząc i spojrzała łagodniejszym wzrokiem na współlokatorkę.
- Pomidorowa z muszelkami i naleśniki z serem. - powiedziała głosem małej obrażonej dziewczynki.
- Obiad będzie za godzinkę. - odparła z uśmiechem Zośka i poszła do kuchni...
- Chcesz rozmawiać w deszczu?
- Możemy iść do Ciebie. - zauważył.
"Oho! Wrócił Pan Nachalny." - podpowiadała Jej podświadomość. Brunetce uśmiech zszedł z twarzy.
- Maciek... - zaczęła.
- Ok, wiem. Przepraszam. Widzimy się o 18.00. - powiedział i odszedł.
Szybko wbiegła do budynku zaskoczona Jego reakcją na informacje o lekcjach nie wiedząc właściwie dlaczego tak zareagował. Przecież każdy może mieć własne sprawy, zainteresowania, a przede wszystkim własne życie nie uzależnione od Pana Kota.
Weszła do pokoju i przywitała się z przyjaciółką buziakiem w policzek.
- Zośkaaaa - zaczęła blondynka jęczącym głosem. - Jestem trochę głodna. Zrobiłabyś obiad ciut wcześniej?
- Wcześniej czyli kiedy? - zapytała wychodząc z łazienki.
- Wcześniej czyli no nie wiem... może... na przykład... teraz? - zapytała z uśmiechem.
- Ech... Na co masz ochotę kaleko? - zapytała.
- Tylko nie kaleko! - oburzyła się. - Zrobiono mi to, bo broniłam dziewczynę przed napaścią seksualną i nikczemnymi czynami tego osiłka. Powinnaś być ze mnie dumna a nie śmiać się z mojego stanu. Ja tu jestem ciężko ranna, a nie żadna kaleka. Jestem bohaterką a nie ofiarą. I gdzie wdzięczność narodu dla takich ludzi jak ja? Gdzie te owacje i nagrody ja się pytam? Bohaterzy mają przekichane jeżeli spotykają się z takimi reakcjami! Ja się nie dziwię, że o żadnym nie słychać, jeżeli są tak samo traktowani przez społeczeństwo jak ja przez swoją najlepszą przyjaciółkę to mogę im jedynie współczuć i założyć koło wzajemnej adoracji dla niedocenianych bohaterów. I wiesz co? Jak Ci się coś nie podoba to Fuck Off! - krzyknęła i obróciła się na drugi bok z lekkim jękiem.
Brunetka westchnęła i policzyła w myślach do trzech. Po tym czasie blondynka odwróciła się spowrotem ponownie jęcząc i spojrzała łagodniejszym wzrokiem na współlokatorkę.
- Pomidorowa z muszelkami i naleśniki z serem. - powiedziała głosem małej obrażonej dziewczynki.
- Obiad będzie za godzinkę. - odparła z uśmiechem Zośka i poszła do kuchni...
INNSBRUCK...
Blondyn bawił się ze swoją córką. Uwielbiał patrzeć jak się śmieje. Uśmiech dziecka to najlepsze co człowiek może zobaczyć. Co może poczuć. Bo wtedy właśnie do człowieka dociera co to jest prawdziwe szczęście. Jego szczęście leżało przed Nim na łóżku gaworząc i gryząc co popadnie. Jej wielkie błękitne oczka patrzyły wesoło na Niego jakby chciały Mu coś powiedzieć. Już nie mógł się doczekać kiedy usłyszy te pierwsze magiczne "tata". Marzył o tej chwili i nadal marzy. Miał tylko nadzieję, że będzie Mu dane przy tym być.
- I jak? Przeprosiłeś ładnie Sylvię? - zapytał wchodzący do pokoju szatyn. Usiadł obok przyjaciela i zaczął robić głupie miny w kierunku małej. Ta jedynie się lekko skrzywiła i zaczęła bawić się palcami swojego ojca.
- Chyba jeszcze bardziej się pogrążyłem. - westchnął.
- To znaczy?
- Wytłumaczyłem Jej o co mi chodziło, przeprosiłem...
- A Ona?
- A jak myślisz? Skakała z radości. - powiedział z ironią.
- Ale ja nadal nie wiem o co Ci chodzi. Te 4 lata tak bardzo Ci przeszkadzają? Ona nawet nie wygląda na swój wiek. - przyjaciel wzruszył ramionami.
- Nie chodzi o różnicę wieku Greg. Sylvia jest po 30-stce i jak każda kobieta w tym wieku już zaczyna myśleć o założeniu rodziny, ustatkowaniu się, o dzieciach... Ja już mam Lily i na razie nie chcę się w nic poważnego angażować. Poza tym dopiero co rozstaliśmy się z Kristiną. To nie jest najlepszy czas na nowe związki. Za dużo się dzieje. Teraz muszę się skupić na sobie. Na skokach. Dobrze wiesz, że nasze życie osobiste odbija się na tym jak skaczemy. A ja nie chcę ponownie wylądować w szpitalu. Nie chcę się znowu bać, że zostawię Lily bez ojca.
- Co Sylvia na to? - zapytał.
- Powiedziała, że nigdzie Jej się nie spieszy i że niczego ode mnie nie oczekuje.
- To chyba dobrze?
- Byłoby dobrze gdyby to była prawda. Ale widziałem, że wolałaby usłyszeć coś zupełnie innego.
- Znając Ciebie pewnie masz teraz wyrzuty sumienia i masz ochotę Ją zaprosić na romantyczną randkę żeby pozbyć się poczucia winy. - stwierdził szatyn. Blondyn nic nie odpowiedział. - Nie...
- Umówiłem się z Nią na jutro. Idziemy do teatru.
- Thomas... zaprzeczasz sam sobie. I tym nie poprawisz swojej sytuacji, bo wysyłasz Jej błędne sygnały.
- Nie umiem tak po prostu Jej powiedzieć, żeby dała sobie spokój.
- Wolisz brnąć w coś czego w ogóle nie chcesz? Brawo. Nobel dla Twojej logiki. - zaczął klaskać w dłonie. - Stary zastanów się nad tym, bo potem na odwrót będzie za późno...
- I jak? Przeprosiłeś ładnie Sylvię? - zapytał wchodzący do pokoju szatyn. Usiadł obok przyjaciela i zaczął robić głupie miny w kierunku małej. Ta jedynie się lekko skrzywiła i zaczęła bawić się palcami swojego ojca.
- Chyba jeszcze bardziej się pogrążyłem. - westchnął.
- To znaczy?
- Wytłumaczyłem Jej o co mi chodziło, przeprosiłem...
- A Ona?
- A jak myślisz? Skakała z radości. - powiedział z ironią.
- Ale ja nadal nie wiem o co Ci chodzi. Te 4 lata tak bardzo Ci przeszkadzają? Ona nawet nie wygląda na swój wiek. - przyjaciel wzruszył ramionami.
- Nie chodzi o różnicę wieku Greg. Sylvia jest po 30-stce i jak każda kobieta w tym wieku już zaczyna myśleć o założeniu rodziny, ustatkowaniu się, o dzieciach... Ja już mam Lily i na razie nie chcę się w nic poważnego angażować. Poza tym dopiero co rozstaliśmy się z Kristiną. To nie jest najlepszy czas na nowe związki. Za dużo się dzieje. Teraz muszę się skupić na sobie. Na skokach. Dobrze wiesz, że nasze życie osobiste odbija się na tym jak skaczemy. A ja nie chcę ponownie wylądować w szpitalu. Nie chcę się znowu bać, że zostawię Lily bez ojca.
- Co Sylvia na to? - zapytał.
- Powiedziała, że nigdzie Jej się nie spieszy i że niczego ode mnie nie oczekuje.
- To chyba dobrze?
- Byłoby dobrze gdyby to była prawda. Ale widziałem, że wolałaby usłyszeć coś zupełnie innego.
- Znając Ciebie pewnie masz teraz wyrzuty sumienia i masz ochotę Ją zaprosić na romantyczną randkę żeby pozbyć się poczucia winy. - stwierdził szatyn. Blondyn nic nie odpowiedział. - Nie...
- Umówiłem się z Nią na jutro. Idziemy do teatru.
- Thomas... zaprzeczasz sam sobie. I tym nie poprawisz swojej sytuacji, bo wysyłasz Jej błędne sygnały.
- Nie umiem tak po prostu Jej powiedzieć, żeby dała sobie spokój.
- Wolisz brnąć w coś czego w ogóle nie chcesz? Brawo. Nobel dla Twojej logiki. - zaczął klaskać w dłonie. - Stary zastanów się nad tym, bo potem na odwrót będzie za późno...
KRAKÓW...
"Zabiję Go. Przysięgam, że Go zabiję. Jak tylko Go dogonię to Mu łeb urwę." - pomyślała biegnąc w błocie przez pobliski lasek. Brunet miał nadać odpowiednie tempo zaczynając od truchtu. Niestety chyba zapomniał o jednej małej kwestii. Zośka nie była studentką wf-u. Deszcz przerodził się w prawdziwą ulewę. Czuła się jak na obozie przetrwania. Włosy mimo, że spięte w wysokiego kucyka przylepiały się do całej twarzy. Krople spadające na oczy nie pomagały w orientacji. Jej czerwony dres był bordowy i przywierał do całego ciała. "Przecież sama stwierdziłaś, że deszcz Ci nie straszny." - przypomniała Jej podświadomość.
"Jasne. Jakby biegła po drodze rowerowej albo innym jakimkolwiek asfalcie." W tym momencie jak grzyb po deszczu pod Jej nogami wyrósł korzeń od wielkiego dębu rosnącego obok. Poczuła pod sobą ziemię. Wszędzie miała błoto. Obróciła się na plecy a Jej twarz przemyła ulewa. Ciężko oddychała. Wręcz sapała ze zmęczenia.
- Nie wiem w co się bawisz ale najbardziej przypominasz mi małego różowego prosiaczka, który pierwszy raz zobaczył błotko. - usłyszała nad sobą.
- Zostaw mnie... chcę umrzeć. - wysapała. Zaśmiał się ale chwycił Ją za rękę i podniósł.
- Biegamy dopiero 20 minut. - oznajmił.
- Widzisz? A ja już mam ochotę Cię udusić. To miał być trucht Maciek! - powiedziała zdenerwowana.
- To był trucht. To był nawet truchcik!
- Chyba dla Ciebie. - bąknęła. Ruszyła przed siebie.
- Gdzie Ty idziesz? - zapytał.
- Nie mam zielonego pojęcia. - oznajmiła ale uparcie szła do przodu. Złapał Ją za rękę i obrócił w swoją stronę. - Co?
- Wracamy do akademika. Myślałem, że pogoda się uspokoi ale w takich warunkach nie ma sensu nigdzie biegać. Poza tym ja już wiem, że będziesz przeziębiona. A jak złapiesz zapalenie płuc to Adela mnie zabije. - oznajmił.
- W którą stronę mam iść? - zapytała otrzepując się z błota.
Gorący prysznic był zbawieniem dla Jej ciała. Od powrotu do pokoju zdążyła kichnąć 10 razy. Maciek miał rację. Będzie przeziębiona. Wyszła z łazienki ubrana w gruby sweter i dresowe spodnie. Wzrok Adeli mówił tylko jedno...
- Jak się wygrzebię z tego dziadostwa to On dostanie inauguracyjnie po mordzie.
- Adelka ja się dobrowolnie zgodziłam na to bieganie więc jak już masz kogoś bić to mnie. - powiedziała brunetka siadając na łóżku i włączając laptopa. Po chwili poczuła na swojej twarzy poduszkę. - Ej!
- No co? Sama mówiłaś, że...
- Ok, ok zrozumiałam.
- A co Ty Go tak bronisz co? - zapytała podejrzliwie blondynka. - Może Ty coś ten teges do Niego co? - wyszczerzyła się.
- Ten teges?
- No wiesz, mięta przez rumianek, motylki w brzuszku, ciepełko na serduszku i te sprawy.
- Nie kochanie, to Ty jesteś moją największą miłością. - odparła i posłała przyjaciółce buziaka.
- No bo wiesz, Maciek jest cholernie denerwujący, bezczelny i ma strasznie wysokie mniemanie o sobie ale trzeba Mu przyznać, że jak na takie chuchro to ma niezły torsik i całkiem całuśną gębę.
Brunetka jedynie wywróciła oczami.
- Jak chcesz to Go sobie weź. - powiedziała i włączyła Skype.
- Wiesz jaki jest Twój problem? - zapytała blondynka.
- Oświeć mnie.
- Szukasz uczucia cholera wie gdzie wyobrażając sobie księcia na białym rumaku, który podjedzie pod nasz akademik i wejdzie po gzymsie wchodząc do naszego pokoju przez okno i będziecie żyli długo i szczęśliwie. A taki książę Ci się pojawił. I Go odtrącasz. A On łypie na Ciebie tymi swoimi patrzałkami jakbyś była jakaś nie wiadomo jak piękna. Brzydka nie jesteś owszem ale jak na dziewczynę skoczka to brakuje Ci paru centymetrów.
- Adelka, Thomas dzwoni.
- I o tym właśnie mówię.
- Mam lekcję skarbie...
- Adelka ja się dobrowolnie zgodziłam na to bieganie więc jak już masz kogoś bić to mnie. - powiedziała brunetka siadając na łóżku i włączając laptopa. Po chwili poczuła na swojej twarzy poduszkę. - Ej!
- No co? Sama mówiłaś, że...
- Ok, ok zrozumiałam.
- A co Ty Go tak bronisz co? - zapytała podejrzliwie blondynka. - Może Ty coś ten teges do Niego co? - wyszczerzyła się.
- Ten teges?
- No wiesz, mięta przez rumianek, motylki w brzuszku, ciepełko na serduszku i te sprawy.
- Nie kochanie, to Ty jesteś moją największą miłością. - odparła i posłała przyjaciółce buziaka.
- No bo wiesz, Maciek jest cholernie denerwujący, bezczelny i ma strasznie wysokie mniemanie o sobie ale trzeba Mu przyznać, że jak na takie chuchro to ma niezły torsik i całkiem całuśną gębę.
Brunetka jedynie wywróciła oczami.
- Jak chcesz to Go sobie weź. - powiedziała i włączyła Skype.
- Wiesz jaki jest Twój problem? - zapytała blondynka.
- Oświeć mnie.
- Szukasz uczucia cholera wie gdzie wyobrażając sobie księcia na białym rumaku, który podjedzie pod nasz akademik i wejdzie po gzymsie wchodząc do naszego pokoju przez okno i będziecie żyli długo i szczęśliwie. A taki książę Ci się pojawił. I Go odtrącasz. A On łypie na Ciebie tymi swoimi patrzałkami jakbyś była jakaś nie wiadomo jak piękna. Brzydka nie jesteś owszem ale jak na dziewczynę skoczka to brakuje Ci paru centymetrów.
- Adelka, Thomas dzwoni.
- I o tym właśnie mówię.
- Mam lekcję skarbie...
INNSBRUCK...
Widząc nadchodzące połączenie uśmiechnął się sam do siebie. Spojrzał na śpiącą Lily i odebrał.
- Cześć Piękna. - przywitał się wesoło.
- Cześć Bestio - usłyszał Jej pogodny głos i kichnięcie. - Przepraszam. Chyba się przeziębiłam. - dodała.
- To co Ty robiłaś?
- Ech... Chciałam się przygotować do "Wings for Life World Run", taki bieg, słyszałeś o Nim?
- Tak, nawet biorę w Nim udział. - przyznał.
- No właśnie. I ja też chcę. No i chciałam trochę potrenować i kolega zaproponował mały jogging. Tylko, że u nas jest straszna ulewa i przemokłam i zmarzłam bo mnie zabrał do jakiegoś lasu i teraz chyba będę chora. - znów kichnęła. Zaśmiał się.
- To co to za kolega? Jakiś sadysta.
- Raczej wariat ale w gruncie rzeczy całkiem ok. - odpowiedziała. - Podczas naszej ostatniej rozmowy... - zaczęła. Chyba nie wiedziała jak skończyć. Wiedział, że musi Jej to powiedzieć. Tego już nie ukryje.
- Musiałem przerwać bo Moja mała księżniczka mnie potrzebowała.
- Córeczka? - zapytała. Była taka wesoła. Słysząc ten ciepły głos uśmiech sam się poszerzał.
- Tak. Ma na imię Lily i ma nieco ponad roczek. - przyznał.
- Lily... ślicznie. No to masz teraz pewnie mnóstwo uciechy. Takie maleństwo to wielka odpowiedzialność ale chyba jeszcze więcej radości.
- Nawet sobie nie wyobrażasz ile. - potwierdził. Tak lekko Mu się z Nią o tym rozmawiało, że aż sam się dziwił. Zazwyczaj ludzie od razu zarzucają Go gradem pytań o matkę dziecka, o ich relacje... To męczy. Ale Ona nie wie kim On jest. Może gdyby wiedziała to w ogóle by nie pytała o nic... I wtedy zadała pytanie, którego się w ogóle nie spodziewał.
- Nie zastanawiasz się czasem co taka mała istotka myśli kiedy na Ciebie patrzy? Bo to, że Cię kocha jako swojego ojca jest naturalne ale jak każdy ojciec pewnie w jakiś sposób się z Nią bawisz, prawda?
- Owszem.
- No właśnie. Mnie często zastanawia co sobie takie dziecko myśli widząc dorosłego człowieka robiącego z siebie idiotę. - zaśmiała się. Rozmowa z Nią była taka naturalna. Jakby znali się od lat. Bez barier.
- Myślisz, że uważa dorosłych za kretynów?
- Czasem można odnieść takie wrażenie widząc miny jakie niektórzy robią pochylając się nad wózeczkami.
- W takim razie mój przyjaciel w oczach mojej córki to kompletny idiota. - zaśmiali się. - W ostatnim czasie zastanawiam się czy będę w stanie przy Niej być kiedy wypowie pierwsze słowo albo zrobi pierwszy krok. A to raczej nastąpi już nie długo.
- Czemu miałoby Cię przy tym nie być? - zapytała. Ale nie było to wścibskie pytanie. Naturalne. Takie po prostu. Wynikające z rozmowy.
- Nie mieszkam z mamą Lily. Rozstaliśmy się kiedy Lily miała kilka miesięcy.
- Chyba nie utrudnia Ci kontaktów z córką?
- Praca mi to utrudnia. - odpowiedział pewnie.
- Więc wracamy do tematu, na którym skończyliśmy. - zauważyła. - Czym się zajmujesz?
Skrzywił się lekko. Miał ochotę ominąć ten temat. Niestety nie udało Mu się to. Jak nie skłamać nie mówiąc prawdy? Nie wiedział czy to w ogóle jest możliwe ale nie chciał od początku oszukiwać tej dziewczyny. W końcu kiedyś się zobaczą i co wtedy? Jeśli Go wtedy pozna, to jedyne co zapamięta z tej znajomości, to to, że Thomas Morgenstern to cholerny oszust. A to nie wchodziło w grę.
- Pracuję ze sportowcami. - powiedział uważając na każde swoje słowo.
- Ooo ciekawe. A jakiego typu sportowcami? Takimi, co biegają, co używają innych ludzi jako worków treningowych, takimi co jeżdżą niebezpiecznymi samochodami? - wypytywała dobrze się przy tym bawiąc. Jemu do śmiechu nie było, bo sytuacja zaczynała powoli się wymykać spod kontroli.
- Z takimi co używają nart. - oznajmił.
- Sporty zimowe mówisz...
- W lecie niestety też im jestem potrzebny. - westchnął.
- I co Ty tam z Nimi robisz?
- Hmn... - nie wiedział co ma powiedzieć. - Rozmawiam z Nimi, dopinguję ich, staram się wspierać i spędzam z Nimi mnóstwo czasu.
- Czyli pełnisz rolę psychologa?
- Można tak to ująć. - nie kłamał. Częste rozmowy pomiędzy kolegami można było zaliczyć do terapii. Musieli się wspierać i ze sobą rozmawiać. O wygranych i o przegranych konkursach. O tych dobrych stronach bycia skoczkiem i o tych złych. Bez rozmowy i bycia całością ta drużyna by nie istniała. A On najbardziej lubił pomagać innym. Więc tak. Pełnił rolę psychologa.
Do pokoju wszedł szatyn i niestety nie pamiętając o tym, że mieszka z Nimi mała istotka lubiąca spokój trzasnął drzwiami. Maleństwo natychmiast się obudziło i zła na cały świat o to, że ktoś przeszkodził Jej w śnie zaczęła intensywnie płakać.
- O matko, zapomniałem. Przepraszam Thomas. - tłumaczył się.
- Obudziłeś to teraz usypiaj. - powiedział z uśmiechem na ustach blondyn.
- Nie każ mi tego robić. Wczoraj zajęło mi to godzinę. Poza tym przypomnę Ci, że Lily mnie nie lubi. - powiedział i wszedł do łazienki. Blondyn tylko pokręcił głową i wziął na ręce małą. Zdjął słuchawki i włączył głośnik w laptopie.
- Wybaczysz mi jeśli przez chwilę zajmę się moją śpiącą królewną? - zapytał.
- Jasne. - powiedziała wesoło.
Mała natychmiast przekrzywiła główkę w stronę laptopa i na chwilkę się uspokoiła.
- Zośka powiedz coś jeszcze. - powiedział.
- yyy... Ale co mam Ci powiedzieć i po co? - zapytała zdezorientowana.
Lily znów spojrzała na komputer i Jej oczka zrobiły się duże. Tak samo reagowała kiedy puszczało się Jej bajki nagrane na płytach CD.
- Opowiedz jakąś bajkę. - powiedział ciszej.
- Bajkę? - zdziwiła się.
- Lily Cię słucha jak tych nagrań na dobranoc dla dzieci. Może zaśnie. - powiedział z nadzieją. Sam chętnie posłucha Jej głosu dłużej. Szatyn wychodzący z łazienki spojrzał na przyjaciela i zaczął się przysłuchiwać z zainteresowaniem rozmowie.
- O rany... weź mnie tak nie stresuj... Ok... bajka... Dawno, dawno temu... za wysokimi górami, za gęstymi lasami, za siedmioma jeziorami było piękne tęczowe miasto... - zaczęła. Ściszyła nieco swój głos. Blondyn usiadł obok laptopa z małą na rękach. Była zasłuchana. Jak zaczarowana. Spojrzał porozumiewawczo na przyjaciela, który z nieukrywanym rozbawieniem słuchał bajki o księżniczce, która zamieniła się w świnkę i uwielbiała taplać się w błotku, wymyślanej na bieżąco przez dziewczynę po drugiej stronie ekranu. Thomas z każdą kolejną chwilą coraz bardziej wciągał się w opowieść dziewczyny. Właściwie w Jej głos. Głos, który potrafił zaczarować nie tylko Jego córkę ale też Jego samego. Mógłby go słuchać całą noc...
***********************************************************************************
Cześć Wam :)
Dziś późno, bo wczoraj Wielki Koncert Plenerowy zajął mi całą noc i musiałam odespać.
Było zimno, było mokro ale atmosfera koncertu rozgrzewała wszystkich.
IRA dała czadu!!
Nawet Panowie Kot przemknęli obok mnie przy stoisku z piwem.
Jak w tamtym roku z resztą.
A teraz oddaję w Wasze ręce.
A! Zapomniałabym.
Dziękuję za wielkie wsparcie z Waszej strony, to dla mnie wiele znaczy.
A najbardziej chciałam podziękować Magic - Ty wiesz za co :*
Coraz bardziej lubię te rozmowy Zośka - Thomas...a niby nieoczekiwane pojawienie się Gregora zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy,
OdpowiedzUsuńZauroczyłam się...
Nawet Maciej , którego realnie nie darzę sympatią , wzbudził małe iskierki radości:)
Oby do przodu.
Ann.
Od 16:00 czekałam na rozdział i co 5 minut odświeżałam stronę. Nie masz pojęcia jak się ucieszyłam kiedy pojawiła się 6! *-*
OdpowiedzUsuńKot w tym opowiadaniu jest całkiem sympatyczny, nawet go lubię :P
Chociaż może nie. Przez niego Zośka jest przeziębiona. A choroba to prawdziwe paskudztwo. Coś o tym wiem. Od wczoraj siedzę z paczką chusteczek i gorącą herbatką...tyle, że mnie akurat zaraziła koleżanka :P
A co do Thomasa, to cóż... no lubię go :D
Taki miły i naturalny się wydaje być :)
Zośka ma chyba dar do opowiadania bajek, skoro Lilly się tak spodobały :)
A Gregor... no Gregor jak to Gregor w tym opowiadaniu- zawsze powie, coś, co spowoduje ogromny uśmiech na mojej twarzy.
" Nawet Panowie Kot przemknęli obok mnie przy stoisku z piwem. " - co? :O
Ja chyba o czymś nie wiem ;)
Pozdrawiam :)
Skoczek też student na Juwenaliach być musi ;)
UsuńThomas się zakochał :) Widać to po nim, po jego zachowaniu. Ciekawe co będzie, gdy się jednak spotkają. Czuję, że Zośka mu tego nie wybaczy, przynajmniej nie tak szybko. Biedny Gregor, Lily nie przepada za swoim chrzestnym. Biedny Greg. Współczuję Zosi tego biegania z Maćkiem. Nie ma to jak się przeziębić. No ale cóż, to jej wina, sama się zgodziła. Czyżby Maciek był zazdrosny i to mocno zazdrosny o Zośkę. Oj coś czuję, że niedługo nasz Pan Kot się zakocha. Moja kochana Adelka rozwala system jak zawsze. Uwielbiam ją. Pozdrawiam i czekam na następny.
OdpowiedzUsuńPS. Zazdro, też bym chciała zobaczyć Maćka albo Kubę na żywo.
Czytam i czytam... jeden fragment wywołuje uśmiech, inny śmiech, inny zaskoczenie, jeszcze inny rozmarzenie... ale kopara opadła mi dopiero na sam koniec... w chwili, kiedy przeczytałam o Kotach, którzy obok Ciebie przemknęli! hahahaha
OdpowiedzUsuńWracając do treści rozdziału :) rozczulił mnie bardzo liścik zostawiony przez Maćka dla dziewczyn wraz ze śniadaniem. No i jakoś normalniej się zaczął zachowywać w stosunku do Zosi, na plus :)
Dziwi mnie trochę takie jednostronne, szablonowe traktowanie kobiet i ujednolicanie ich potrzeb ( zwłaszcza tych po 30-tce)... Natomiast jeśli chodzi o wytłumaczenie Thomasa czym się zajmuje... nieźle kręcił i kręcił, aż coś ukręcił, wprawdzie wybrnął, ale tak ledwo ledwo:)
Adela ma całkowitą rację, Zośka czeka na jakiegoś księcia na białym koniu ( chyba raczej wypadałoby napisać: o pieknym głosie :P ), a tu Kot się dwoi i troi.
Czekam na następny, podrawiam :*
krateczka
Dobra, że kocham wszystkie sceny z Adelką i Gregorem, wiesz. :D
OdpowiedzUsuńA Zosia i Thomas? Wiesz, że kiedy czytam ich rozmowy to się uśmiecham? Oni wydają mi się być tacy uroczy. *o*
Świetne, fenomenalne, cudowne, kochana. :) Ale to nie nowość. :D Zawsze tak jest. :)
Dziś niestety tylko tyle potrafię napisać, ale czekam z niecierpliwością na następny! :D
Buziaki. ;*
Gregor i Adela... widzę ich razem. :D Tylko kto by im obiadki gotował... Możliwa jest też druga opcja, że pozabijaliby się nawzajem. :D
OdpowiedzUsuńAle Gregor dobrze radzi Thomasowi... on się wpakuje w związek z Sylvią (przez wyrzuty sumienia), a (chyba) zakochał się w Zośce...
Takie zachowanie Kota jest lepsze... zaczyna "odgryzać" się Zośce i teraz to ona musi się bronić.:D
Nic więcej nie napiszę, bo nie mam czasu niestety... matura ustna sama się nie zda (może chociaż tego nie zawalę).:D
jk
Adela jest bezbłędna ;D Normalnie jakbym siebie czasami widziała ;D
OdpowiedzUsuńUwielbiam rozmowy Zośka- Thomas, są tacy kochani ;)
Kot faktycznie jakiś normalny się zrobił, taki lepszy ;D
Właśnie nie wiem, za co, bo nic nie zrobiłam, ale polecam się na przyszłość ;)