AUSTRIA, INNSBRUCK…
Błyskawice rozświetlały czarne niebo przy okazji dając
jedyne źródło światła w pokoju. Ale czy światło było Im potrzebne? Wystarczyła
Ich obecność. Świadomość, że leżą tak blisko siebie. Czucie siebie nawzajem.
Dotyk, zapach… dźwięk szeptanych co jakiś czas słów… Nic więcej nie było do
szczęścia potrzebne.
- O czym teraz myślisz? –
zapytał szepcząc Jej do ucha.
- O Nas… - odparła
spokojnie. Uśmiechnął się pod nosem.
- Długo czekałem na to
określenie. – stwierdził cicho. – Ale nie żałuję. – dodał. Odwróciła się w Jego
stronę i spojrzała w oczy, które w blasku błyskawic świeciły jak dawniej. Wziął
w dłoń kosmyk Jej włosów i zaczął się nim bawić. – Jesteś najlepszą rzeczą jaka
mnie w życiu spotkała. – wyznał. – Nie wiem gdzie byłbym teraz gdyby nie Ty. –
powiedział z powagą.
- Bałam się, że straciłam
Cię na dobre Thomas. – powiedziała z bólem w oczach. Przyciągnął Ją jeszcze
bliżej siebie.
- Choćbym miał czekać na Ciebie do późnej starości to nigdy bym nie przestał Cię kochać. I mam wrażenie, że z każdym kolejnym dniem kocham Cię coraz bardziej. - powiedział szczerze. - Nie wiem jak to jest możliwe ale gdzieś w środku wiedziałem, że to nie może być nasz koniec.
- Boję się, że jeszcze długa droga przed nami żeby zaczął się początek. - szepnęła poważnie na Niego patrząc.
- Coś wymyślimy. Sylvia nie może być święta. Po tym co teraz zrobiła jestem pewien że sama ma coś na sumieniu. Musimy tylko znaleźć co to jest.
- To nie będzie proste. Nie znam Jej a już czuję, że to cholernie silny przeciwnik.
- Hej... - pogłaskał Ją po policzku. - Dawid też bał się Goliata. - powiedział. Lekko się uśmiechnęła. - Będę o Nas walczył. Za dużo mam do stracenia. - dodał a Jego oczy znów błyszczały. Tak jak kiedyś. Z tą samą determinacją i pewnością.
- Jak to teraz będzie wszystko wyglądało? - zapytała. - No wiesz... - zaczęła nieśmiało.
- No nie wiem... - odparł udając powagę. Próbował ukryć uśmiech jaki powodowało na Jego twarzy Jej zakłopotanie i nieśmiałość. I może lekkie zawstydzenie.
- Chodzi mi o... No o... O nas mi chodzi. - wydukała.
- O Nas? - dopytywał.
- No... bo skoro nadal mamy udawać, że o niczym nie wiemy i że nadal masz do mnie żal i w ogóle no to jak... kiedy... będziemy... - ciężko było Jej dobrać słowa.
- Spędzać ze sobą tak cudowne noce jak ta? - dokończył z cwanym uśmiechem na twarzy. Odpowiedziała Mu cisza. Doskonale wiedział co się dzieje z dziewczyną. Podciągnęła kawałek prześcieradła pod brodę i mocniej się nim zawinęła. - Czy Ty się zarumieniłaś? - spytał z wyraźnym rozbawieniem. - Zosiu... zawstydziłem Cię? - spytał ponownie.
- Och... nie śmiej się ze mnie! - warknęła tak cicho, że aż zaświszczała. Zaśmiał się wesoło i delikatnie położył swoją dłoń na Jej dłoni.
- Zosiu... - zaczął cicho. Powoli uwolnił skrawek materiału z Jej mocnego uścisku. Zbliżył swoją twarz do Jej twarzy i delikatnie wsuwając dłoń pod cienki materiał szeptał Jej na ucho... - Nigdy nie odważyłbym się z Ciebie śmiać. - powiedział i złożył czuły pocałunek zaraz obok Jej ucha, a dłonią przesuwał po Jej ciągle rozgrzanym ciele powodując przyjemny dreszcz, który rozchodził się wzdłuż Jej kręgosłupa. - Twoja skromność i zawstydzenie jeszcze bardziej mnie pociąga... - tym razem pocałował Jej szyję. - Jesteś taka piękna... - westchnął całując Jej obojczyk. - Idealna. - dodał zmierzając ku dekoltowi. - Dla mnie perfekcyjna. W każdym calu. - powiedział wracając do Jej twarzy. Słyszał Jej lekko przyspieszony oddech.
- Przy Tobie tracę głowę Thomas. - powiedziała sama nie mogąc w to uwierzyć. - Jeżeli tak działasz na wszystkie kobiety to chyba powinnam zacząć być zazdrosna. - dodała z lekkim uśmiechem.
- Tylko na Ciebie chcę tak działać. - powiedział z powagą. - Znajdziemy sposób żeby się spotykać tak, żeby nikt się nie dowiedział. Obiecuję Ci to.
- Wiesz... w tym wszystkim jest osoba, która cierpi najbardziej z Nas wszystkich. - powiedziała.
- Chodzi Ci o Manuela? - spytał.
- On na prawdę coś do mnie czuje. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak się musi z tym wszystkim czuć. - westchnęła. - Chciałabym móc coś zrobić żeby poczuł się choć trochę lepiej.
- Trzeba znaleźć Mu dziewczynę. - powiedział pewnie. Wywróciła oczami.
- Na razie oficjalnie to ja jestem Jego dziewczyną. - przypomniała. Zamilkł. Czuła, że Jego twarz wyraża wielkie skupienie. Zastanawiał się nad czymś. Być może nad tym jak zadać pytanie, które chciał zadać. - Co jest? - spytała głaszcząc Go po policzku.
- Zastanawiam się jak bardzo musi Ci na mnie zależeć skoro z Nim... żyłaś. - odpowiedział cicho. Na początku nie zrozumiała o co chodzi blondynowi. Dopiero po chwili dotarło do Niej o cym On w ogóle mówi. - Nie mogę sobie wybaczyć, że praktycznie wepchnąłem Cię do Jego łóżka. - westchnął. - Z tego wszystkiego zapomniałem Mu za to odpowiednio podziękować. - powiedział z ironią ale i z tak wielkim zdenerwowaniem jakiego jeszcze nigdy u Niego nie widziała.
- Nie sypialiśmy ze sobą Thomas. - powiedziała wyraźnie. Tak aby te słowa dotarły do Niego i utkwiły w Jego świadomości.
- Co? - nie mógł w to uwierzyć. - Manuel nie chciał...
- Chciał. Na początku. Ale potem... On się pogubił. Potrzebował czasu i odpowiedniego bodźca, żeby uświadomić sobie, że źle robi.
- Więc... Wy...
- Nie dotknął mnie. - powiedziała pewnie. - I nie zmuszał mnie do niczego. Nawet nie próbował namawiać. - dodała. - To na prawdę dobry facet. Nie skrzywdziłby mnie.
- Wiesz, że stawiasz Go w takim świetle, że właściwie robisz z Niego świętego? - zapytał. - Nie możemy zapomnieć, że to przez Niego i Jego zazdrość nie możemy teraz razem być.
- Ale to nadal jest ten sam Fetti. - powiedziała pewnie. - Wie, że źle zrobił. Wie, że namieszał i jest gotów ponieść tego konsekwencje. I będzie nas krył i nam kibicował. Bo wie jak bardzo Cię kocham i jak bardzo Ty kochasz mnie. - dodała. Westchnął. - Thomas jeszcze nie dawno dalibyście się za siebie pociąć. Sam mówiłeś mi kiedyś, że jesteście jak jedna wielka rodzina, pamiętasz? - zapytała.
- Pamiętam. Tylko w rodzinie nie robi się bratu takiego numeru. - powiedział kładąc się na plecach. Zwinnie podążyła za Nim kładąc się na Nim i całując Go czule w usta.
- Czy chcesz tego czy nie, jest w tym razem z nami. I jeszcze trochę pobędzie.
- Coś wymyślę, żeby to rozwiązać jak najszybciej. - powiedział patrząc Jej w oczy. W tym momencie zadzwonił Jego telefon.
- Odbierz. - podała Mu aparat. Z niechęcią to zrobił.
- To Kristina... - stwierdził zdezorientowany. Nie miał pojęcia czego może chcieć w środku nocy. Usiedli na łóżku. - Słucham... - przez chwilę nic nie mówił. Przetarł oczy i na moment zamarł. - Będę za pół godziny. - powiedział i się rozłączył.
- Coś się stało? - spytała kiedy w pośpiechu zakładał spodnie. Owinęła się szczelniej prześcieradłem i spojrzała na Niego z przejęciem. Widząc Jego minę była przekonana, że stało się coś niedobrego.
- Rodzice Kristy mieli wypadek. Są w szpitalu w stanie krytycznym. Obije są operowani. Muszę do Niej jechać. - powiedział poważnie. Od razu zaczęła się ubierać. - Co robisz? - spytał widząc Jej pośpiech.
- Jadę z Tobą.
- Nie musisz...
- Muszę Thomas. Teraz będziesz Jej potrzebny. Jesteś jedyną osobą, która w tym momencie może utrzymać Ją w całości. Ja zajmę się Lily. - oznajmiła zakładając buty.
- Jesteś pewna? - zapytał. Podeszła do Niego i pocałowała Go czule.
- Jedźmy już. Nie może długo być sama. - oznajmiła.
- Jesteś cudowna.
- Boję się, że jeszcze długa droga przed nami żeby zaczął się początek. - szepnęła poważnie na Niego patrząc.
- Coś wymyślimy. Sylvia nie może być święta. Po tym co teraz zrobiła jestem pewien że sama ma coś na sumieniu. Musimy tylko znaleźć co to jest.
- To nie będzie proste. Nie znam Jej a już czuję, że to cholernie silny przeciwnik.
- Hej... - pogłaskał Ją po policzku. - Dawid też bał się Goliata. - powiedział. Lekko się uśmiechnęła. - Będę o Nas walczył. Za dużo mam do stracenia. - dodał a Jego oczy znów błyszczały. Tak jak kiedyś. Z tą samą determinacją i pewnością.
- Jak to teraz będzie wszystko wyglądało? - zapytała. - No wiesz... - zaczęła nieśmiało.
- No nie wiem... - odparł udając powagę. Próbował ukryć uśmiech jaki powodowało na Jego twarzy Jej zakłopotanie i nieśmiałość. I może lekkie zawstydzenie.
- Chodzi mi o... No o... O nas mi chodzi. - wydukała.
- O Nas? - dopytywał.
- No... bo skoro nadal mamy udawać, że o niczym nie wiemy i że nadal masz do mnie żal i w ogóle no to jak... kiedy... będziemy... - ciężko było Jej dobrać słowa.
- Spędzać ze sobą tak cudowne noce jak ta? - dokończył z cwanym uśmiechem na twarzy. Odpowiedziała Mu cisza. Doskonale wiedział co się dzieje z dziewczyną. Podciągnęła kawałek prześcieradła pod brodę i mocniej się nim zawinęła. - Czy Ty się zarumieniłaś? - spytał z wyraźnym rozbawieniem. - Zosiu... zawstydziłem Cię? - spytał ponownie.
- Och... nie śmiej się ze mnie! - warknęła tak cicho, że aż zaświszczała. Zaśmiał się wesoło i delikatnie położył swoją dłoń na Jej dłoni.
- Zosiu... - zaczął cicho. Powoli uwolnił skrawek materiału z Jej mocnego uścisku. Zbliżył swoją twarz do Jej twarzy i delikatnie wsuwając dłoń pod cienki materiał szeptał Jej na ucho... - Nigdy nie odważyłbym się z Ciebie śmiać. - powiedział i złożył czuły pocałunek zaraz obok Jej ucha, a dłonią przesuwał po Jej ciągle rozgrzanym ciele powodując przyjemny dreszcz, który rozchodził się wzdłuż Jej kręgosłupa. - Twoja skromność i zawstydzenie jeszcze bardziej mnie pociąga... - tym razem pocałował Jej szyję. - Jesteś taka piękna... - westchnął całując Jej obojczyk. - Idealna. - dodał zmierzając ku dekoltowi. - Dla mnie perfekcyjna. W każdym calu. - powiedział wracając do Jej twarzy. Słyszał Jej lekko przyspieszony oddech.
- Przy Tobie tracę głowę Thomas. - powiedziała sama nie mogąc w to uwierzyć. - Jeżeli tak działasz na wszystkie kobiety to chyba powinnam zacząć być zazdrosna. - dodała z lekkim uśmiechem.
- Tylko na Ciebie chcę tak działać. - powiedział z powagą. - Znajdziemy sposób żeby się spotykać tak, żeby nikt się nie dowiedział. Obiecuję Ci to.
- Wiesz... w tym wszystkim jest osoba, która cierpi najbardziej z Nas wszystkich. - powiedziała.
- Chodzi Ci o Manuela? - spytał.
- On na prawdę coś do mnie czuje. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak się musi z tym wszystkim czuć. - westchnęła. - Chciałabym móc coś zrobić żeby poczuł się choć trochę lepiej.
- Trzeba znaleźć Mu dziewczynę. - powiedział pewnie. Wywróciła oczami.
- Na razie oficjalnie to ja jestem Jego dziewczyną. - przypomniała. Zamilkł. Czuła, że Jego twarz wyraża wielkie skupienie. Zastanawiał się nad czymś. Być może nad tym jak zadać pytanie, które chciał zadać. - Co jest? - spytała głaszcząc Go po policzku.
- Zastanawiam się jak bardzo musi Ci na mnie zależeć skoro z Nim... żyłaś. - odpowiedział cicho. Na początku nie zrozumiała o co chodzi blondynowi. Dopiero po chwili dotarło do Niej o cym On w ogóle mówi. - Nie mogę sobie wybaczyć, że praktycznie wepchnąłem Cię do Jego łóżka. - westchnął. - Z tego wszystkiego zapomniałem Mu za to odpowiednio podziękować. - powiedział z ironią ale i z tak wielkim zdenerwowaniem jakiego jeszcze nigdy u Niego nie widziała.
- Nie sypialiśmy ze sobą Thomas. - powiedziała wyraźnie. Tak aby te słowa dotarły do Niego i utkwiły w Jego świadomości.
- Co? - nie mógł w to uwierzyć. - Manuel nie chciał...
- Chciał. Na początku. Ale potem... On się pogubił. Potrzebował czasu i odpowiedniego bodźca, żeby uświadomić sobie, że źle robi.
- Więc... Wy...
- Nie dotknął mnie. - powiedziała pewnie. - I nie zmuszał mnie do niczego. Nawet nie próbował namawiać. - dodała. - To na prawdę dobry facet. Nie skrzywdziłby mnie.
- Wiesz, że stawiasz Go w takim świetle, że właściwie robisz z Niego świętego? - zapytał. - Nie możemy zapomnieć, że to przez Niego i Jego zazdrość nie możemy teraz razem być.
- Ale to nadal jest ten sam Fetti. - powiedziała pewnie. - Wie, że źle zrobił. Wie, że namieszał i jest gotów ponieść tego konsekwencje. I będzie nas krył i nam kibicował. Bo wie jak bardzo Cię kocham i jak bardzo Ty kochasz mnie. - dodała. Westchnął. - Thomas jeszcze nie dawno dalibyście się za siebie pociąć. Sam mówiłeś mi kiedyś, że jesteście jak jedna wielka rodzina, pamiętasz? - zapytała.
- Pamiętam. Tylko w rodzinie nie robi się bratu takiego numeru. - powiedział kładąc się na plecach. Zwinnie podążyła za Nim kładąc się na Nim i całując Go czule w usta.
- Czy chcesz tego czy nie, jest w tym razem z nami. I jeszcze trochę pobędzie.
- Coś wymyślę, żeby to rozwiązać jak najszybciej. - powiedział patrząc Jej w oczy. W tym momencie zadzwonił Jego telefon.
- Odbierz. - podała Mu aparat. Z niechęcią to zrobił.
- To Kristina... - stwierdził zdezorientowany. Nie miał pojęcia czego może chcieć w środku nocy. Usiedli na łóżku. - Słucham... - przez chwilę nic nie mówił. Przetarł oczy i na moment zamarł. - Będę za pół godziny. - powiedział i się rozłączył.
- Coś się stało? - spytała kiedy w pośpiechu zakładał spodnie. Owinęła się szczelniej prześcieradłem i spojrzała na Niego z przejęciem. Widząc Jego minę była przekonana, że stało się coś niedobrego.
- Rodzice Kristy mieli wypadek. Są w szpitalu w stanie krytycznym. Obije są operowani. Muszę do Niej jechać. - powiedział poważnie. Od razu zaczęła się ubierać. - Co robisz? - spytał widząc Jej pośpiech.
- Jadę z Tobą.
- Nie musisz...
- Muszę Thomas. Teraz będziesz Jej potrzebny. Jesteś jedyną osobą, która w tym momencie może utrzymać Ją w całości. Ja zajmę się Lily. - oznajmiła zakładając buty.
- Jesteś pewna? - zapytał. Podeszła do Niego i pocałowała Go czule.
- Jedźmy już. Nie może długo być sama. - oznajmiła.
- Jesteś cudowna.
***
Szpitalny korytarz przyprawiał Ją o niezbyt miłe wspomnienia ale sama chciała tutaj przyjechać. Mała blondyneczka zasnęła Jej na rękach więc usiadła na jednym z pobliskich krzesełek kołysząc Ją delikatnie. Wyglądała jak mały aniołek. Pogłaskała Ją delikatnie po buźce i zerknęła w stronę widocznie zdenerwowanej pary siedzącej bliżej sali operacyjnej. Blondyn uspokajająco przytulał blondynkę i głaskał Ją po plecach. Czy czuła zazdrość? Nie. Bardziej była dumna z Niego, że tak troszczy się o kobietę, z którą kiedyś był, kiedyś kochał i z którą ma tak cudowne dziecko a która jest już jedynie przyjaciółką. Po takim wypaleniu uczucia niewiele osób jest zdolnych do normalnego utrzymywania kontaktu, nie mówiąc już o życiu w przyjaźni. A ta dwójka? Wspierała się, lubiła się, nadal doskonale rozumiała. Czy ta relacja nie była piękna? Mała poruszyła się lekko w Jej ramionach ale nie obudziła się. Jedynie wtuliła główkę jeszcze bardziej w ramiona brunetki. Lily była tak urocza, że nie można było Jej nie pokochać od pierwszego wejrzenia. Ale czy po tak wspaniałych rodzicach można było się spodziewać czegoś innego niż samej słodyczy w postaci dziecka?
- To pewnie jeszcze trochę potrwa. - usłyszała słaby głos obok siebie. Spojrzała w tamtym kierunku. Blondynka o smutnej twarzy patrzyła na Nią próbując ubrać się w przyjazny uśmiech. - Nie chciałabym Cię wykorzystywać w żaden sposób. - powiedziała z przepraszającym wzrokiem.
- Nie ma o czym mówić. Wiem co to znaczy mieć tak bliską rodzinę w szpitalu... Teraz powinnaś zadbać o siebie. Albo przynajmniej pozwolić Thomasowi się Tobą zaopiekować. Lily usnęła, a nawet gdyby nie spała to jest tak grzecznym dzieckiem, że opieka nad Nią to nie praca. - powiedziała. Blondynka lekko się uśmiechnęła i zerknęła w stronę mocującego się z automatem do kawy blondyna.
- Thomas to wyjątkowy facet. - stwierdziła ze szczerym uśmiechem. Spojrzała ponownie na brunetkę. - Słyszałam, że jesteś z Manuelem. - wspomniała.
- To jest... trochę bardziej...
- Skomplikowane? - spytała. Uśmiechnęła się ponownie. - Thomas zawsze lubił pakować się w skomplikowane relacje i sytuacje. Ja się nie mieszam... - zaczęła. - Chciałabym tylko wiedzieć czy oboje jesteście świadomi tego co robicie? - spytała. Brunetka zrobiła duże oczy. - Widzę jak na siebie patrzycie, przyjechaliście tutaj razem, On ma wymiętą koszulę a Ty lekko rozmazany makijaż i rozczochrane włosy. A kiedy o tym mówię zaczynasz się czerwienić. - zauważyła. - Chciałabym tylko żeby znów był szczęśliwy. Bo zasługuje na to jak nikt inny. A i Ty swoje przeszłaś. - zakończyła głaszcząc małą po główce.
- Kawa dla Pań - powiedział cicho blondyn, który stanął obok trzech najważniejszych kobiet w swoim życiu. Wzięły od Niego po kubeczku gorącej cieczy. W tym momencie zza drzwi do sali operacyjnej pojawił się młody lekarz. Był widocznie zmęczony a Jego wyraz twarzy mówił jedno... Stało się coś niedobrego. Blondyni natychmiast do Niego podeszli a brunetka wstała z małą na rękach. Tylko moment... Jeden jedyny moment wystarczył żeby wszystko stało się jasne. Blondynka wypuściła z dłoni kubek z kawą a ciemna ciecz rozprysnęła się po całej podłodze. Jedynie silne ramiona blondyna zapobiegły upadnięciu kobiety na ziemię. Lekarz jedynie pokręcił ze smutkiem głową i po chwili dało się słyszeć szloch kobiety. I brunetce zrobiło się słabo. Musiała usiąść. Bo doskonale wiedziała co w tej chwili przeżywa Kristina. Blondyn spojrzał na Nią z wyraźnym smutkiem w oczach. Zostawił blondynkę na chwilę z pielęgniarką, która podawała Jej właśnie coś na uspokojenie i podszedł do brunetki.
- Oboje? - zapytała szeptem. Pokiwał tylko głową. - Tak mi przykro Thomas. - powiedziała szczerze.
- Nie wiem co mam robić. Kristy jest w totalnej rozsypce. - westchnął.
- Zabiorę Ją do Ciebie taksówką. Załatw z lekarzami wszystkie formalności. Ona i tak nie byłaby w stanie teraz tego zrobić. Potem przyjedziesz i się Nią zajmiesz.
- Dasz sobie radę? - zapytał z troską. Uśmiechnęła się lekko.
- Kto jak nie ja? - zapytała.
- To pewnie jeszcze trochę potrwa. - usłyszała słaby głos obok siebie. Spojrzała w tamtym kierunku. Blondynka o smutnej twarzy patrzyła na Nią próbując ubrać się w przyjazny uśmiech. - Nie chciałabym Cię wykorzystywać w żaden sposób. - powiedziała z przepraszającym wzrokiem.
- Nie ma o czym mówić. Wiem co to znaczy mieć tak bliską rodzinę w szpitalu... Teraz powinnaś zadbać o siebie. Albo przynajmniej pozwolić Thomasowi się Tobą zaopiekować. Lily usnęła, a nawet gdyby nie spała to jest tak grzecznym dzieckiem, że opieka nad Nią to nie praca. - powiedziała. Blondynka lekko się uśmiechnęła i zerknęła w stronę mocującego się z automatem do kawy blondyna.
- Thomas to wyjątkowy facet. - stwierdziła ze szczerym uśmiechem. Spojrzała ponownie na brunetkę. - Słyszałam, że jesteś z Manuelem. - wspomniała.
- To jest... trochę bardziej...
- Skomplikowane? - spytała. Uśmiechnęła się ponownie. - Thomas zawsze lubił pakować się w skomplikowane relacje i sytuacje. Ja się nie mieszam... - zaczęła. - Chciałabym tylko wiedzieć czy oboje jesteście świadomi tego co robicie? - spytała. Brunetka zrobiła duże oczy. - Widzę jak na siebie patrzycie, przyjechaliście tutaj razem, On ma wymiętą koszulę a Ty lekko rozmazany makijaż i rozczochrane włosy. A kiedy o tym mówię zaczynasz się czerwienić. - zauważyła. - Chciałabym tylko żeby znów był szczęśliwy. Bo zasługuje na to jak nikt inny. A i Ty swoje przeszłaś. - zakończyła głaszcząc małą po główce.
- Kawa dla Pań - powiedział cicho blondyn, który stanął obok trzech najważniejszych kobiet w swoim życiu. Wzięły od Niego po kubeczku gorącej cieczy. W tym momencie zza drzwi do sali operacyjnej pojawił się młody lekarz. Był widocznie zmęczony a Jego wyraz twarzy mówił jedno... Stało się coś niedobrego. Blondyni natychmiast do Niego podeszli a brunetka wstała z małą na rękach. Tylko moment... Jeden jedyny moment wystarczył żeby wszystko stało się jasne. Blondynka wypuściła z dłoni kubek z kawą a ciemna ciecz rozprysnęła się po całej podłodze. Jedynie silne ramiona blondyna zapobiegły upadnięciu kobiety na ziemię. Lekarz jedynie pokręcił ze smutkiem głową i po chwili dało się słyszeć szloch kobiety. I brunetce zrobiło się słabo. Musiała usiąść. Bo doskonale wiedziała co w tej chwili przeżywa Kristina. Blondyn spojrzał na Nią z wyraźnym smutkiem w oczach. Zostawił blondynkę na chwilę z pielęgniarką, która podawała Jej właśnie coś na uspokojenie i podszedł do brunetki.
- Oboje? - zapytała szeptem. Pokiwał tylko głową. - Tak mi przykro Thomas. - powiedziała szczerze.
- Nie wiem co mam robić. Kristy jest w totalnej rozsypce. - westchnął.
- Zabiorę Ją do Ciebie taksówką. Załatw z lekarzami wszystkie formalności. Ona i tak nie byłaby w stanie teraz tego zrobić. Potem przyjedziesz i się Nią zajmiesz.
- Dasz sobie radę? - zapytał z troską. Uśmiechnęła się lekko.
- Kto jak nie ja? - zapytała.
***
Droga do mieszkania Thomasa minęła w milczeniu. Blondynka wpatrywała się w szybę nic nie mówiąc. A kiedy znalazła się w mieszkaniu, natychmiast położyła się w łóżku Thomasa. Leki na uspokojenie, które dostała i emocje nagromadzone w Niej samej spowodowały, że opadła całkowicie ze wszystkich sił. Zośka jedynie okryła Ją kocem i położyła Lily do łóżeczka, które przeniosła do pokoju gościnnego żeby Mała nie obudziła Kristiny. Stała tam pochylona nad łóżeczkiem i wpatrywała się w to cudne stworzenie kiedy poczuła na swoim ciele ciepłe dłonie, które oplatały Jej talię. Uśmiechnęła się lekko.
- Wszystko załatwiłeś? - zapytała cicho.
- Jutro muszę jechać z Kristy podpisać wszystkie papiery. Formalnie nie jesteśmy rodziną więc nie wiele mogłem zrobić. - odparł równie cichym głosem.
- Zasnęła jak tylko położyła się na Twoim łóżku. Jutro powinna trochę lepiej funkcjonować.
- Boję się o Nią. - stwierdził. - Miała tylko ich. - dodał. - Teraz zostanie ze wszystkim sama.
- Ma Ciebie. - odparła spokojnie. - Znam Cię Thomas. Nie zostawiłbyś Jej teraz samej.
- Nie miej mi tego za złe... Ona wiele dla mnie znaczy. - powiedział.
- Nie mam. - odpowiedziała. - Wiem jak bliscy sobie jesteście. Jeżeli jest coś co mogę dla... - zawahała się na moment. - Dla Was zrobić...
- Nie ma już Nas. Jestem ja i jest Kristina. Teraz My oznacza kogoś innego. - odparł. Przez chwilę żadne z Nich się nie odzywało. Dziewczynka uśmiechnęła się przez sen powodując uśmiech na Ich twarzach. - Jesteś najbardziej wyrozumiałą osobą jaką znam. - powiedział po chwili.
- Nie mów tego przy Maćku. - odparła cicho.
- Nad czym myślisz? - zapytał widząc Jej zamyślone oczy.
- Czy kiedyś i ja będę miała taki skarb. - powiedziała z rozmarzeniem i pogłaskała blondyneczkę po główce. Uśmiechną się pod nosem.
- Nigdy nie mówiłaś mi o swoich marzeniach związanych z rodziną. - zauważył.
- A jak powiem Ci, że chciałabym mieć gromadkę dzieci to uciekniesz? - zapytała śmiejąc się lekko. Obrócił Ją w swoją stronę tak, żeby móc spojrzeć Jej w oczy.
- Jeśli powiesz, że chcesz tą gromadkę mieć ze mną to zostanę. - powiedział poważnie. I znowu wprawił Jej serce w delikatne drgania, które z każdym ruchem uwalniało falę ciepła rozchodząca się po całym ciele.
- Wszędzie dzieci... - stwierdziła.
- Wszędzie miłość... - dodał.
- Na wszystko przyjdzie odpowiedni czas. - powiedziała z uśmiechem.
- Gdyby się okazało, że jesteś w ciąży... - zaczął. - Byłbym najszczęśliwszym facetem na ziemi. - dodał szepcząc Jej na ucho. Spojrzała na Niego uważnie. Jego oczy mówiły wyraźnie, że był w 100% poważny. Że każde ego słowo było czystą prawdą. Prawdą, która wypełniała Ją ciepłem i wzruszeniem. Bo w końcu czuła się w pełni szczęśliwa. Choć przez moment. W ta jedną noc. Mimo, że okoliczności wprawiały w przygnębienie, smutek i łzy ona potrafiła jedynie cieszyć się gdzieś tam głęboko w sobie. Bo obok siebie miała mężczyznę, którego kochała nad życie. Który kochał Ją. Z którym właśnie choć w małej części zaplanowała swoją przyszłość. Tylko żeby ta przyszłość mogła nadejść trzeba najpierw zmierzyć się z teraźniejszością...
******************************************************
Witajcie moje Kochane :*
Po pierwsze przepraszam, ze tak długo kazałam Wam czekać na nowy rozdział ale złapałam wakacyjną pracę, która kradnie mi czas i siłę, a nie chciałam Wam dawać tutaj byle czego tylko stworzyć coś co pasuje do całości.
Dziękuję za poprzednie komentarze i proszę o kolejne.
Jakieś propozycje w jaki sposób bohaterowie powinni rozwiązać sprawę z Sylvią? :)
Buziole :*
P.S.: Kolejny rozdział powinien pojawić się dopiero w poniedziałek. (w sobotę mam wesele :D) A jutro coś nowego u Baśki i Michała :)