piątek, 13 czerwca 2014

26. Sosna pyli w maju...

INNSBRUCK...

   Obudził Ją dźwięk dzwonka do drzwi. Przewróciła się na drugi bok pewna tego, że właściciel mieszkania otworzy. Niestety dzwonek wciąż dzwonił. Zerknęła na telefon. Była 6:00 rano. Budzik miał zadzwonić dopiero za 15 minut. Zwlokła się z łóżka i wtargnęła do pokoju blondyna. Nie było Go tam. Weszła szybko do salonu i na stoliku zobaczyła kartkę.
Poszedłem do sklepu.
T.
Podbiegła do drzwi wejściowych i otwarła je. Osoba stojąca za nimi zlustrowała Ją wzrokiem od stóp do głów. Nie mogła się dziwić. Była w samym podkoszulku i to ledwo przykrywającym Jej uda. No i zapadła niezręczna cisza.
- Zastałam Thomasa? - zapytała znana Jej blondynka.
- Wyszedł do sklepu ale zaraz powinien wrócić. Proszę, niech Pani wejdzie. - wpuściła kobietę do środka. - Jestem Zofia. - przedstawiła się. Oczy blondynki zrobiły się wielkie jak spodki. - Pani nazywa się Sylvia, mam rację?
- Owszem. - odparła siadając na kanapie. - To Ty jesteś tą dziewczyną, którą Thomas poznał przez internet tak?
- yyy tak. - odpowiedziała zdezorientowana. "Czyżby wszyscy wiedzieli?"
- I jesteś przy okazji dziewczyną Maćka Kota. - dodała.
- No tak.
 Kobieta ponownie zlustrowała Ją wzrokiem. 
- Może się Pani czegoś napije? - zaproponowała.
- Mówmy sobie po imieniu. - powiedziała. - To, że Thomas woli dużo młodsze nie czyni mnie jeszcze aż tak starą. - dodała z lekkim sarkazmem.
- Thomas to tylko przyjaciel. - wyjaśniła.
- Ach tak... Jak tam chcesz. - machnęła ręką.
- Nie dorabiaj swojej bajki do obrazka. - powiedziała już lekko rozzłoszczona brunetka. - Thomas zaproponował, że dopóki nie znajdę czegoś własnego mogę zatrzymać się u Niego. W poniedziałek już będę we własnym mieszkaniu. A to jest przyjacielska pomoc. - tłumaczyła się właściwie nie wiedząc po co.
- Przeprowadziłaś się do Innsbrucka? - zdziwiła się blondynka.
- Tak. Dostałam tutaj pracę.
- W tym zadupiu? 
- Przejęłam Twoją posadę. - powiedziała poważnie. Blondynka spojrzała na Nią z niedowierzaniem. W tym momencie drzwi do mieszkania otwarły się z hukiem a do środka wszedł obładowany siatkami blondyn. Kiedy zobaczył gościa siedzącego na kanapie w salonie i stojącą obok brunetkę stanął tam lekko zdezorientowany.
- Sylvia... Co tutaj robisz? - zapytał odkładając zakupy na ladę oddzielającą salon od kuchni.
- Przyjechałam po swoją kamerę. Zostawiłam ją u Ciebie kiedy... byłam tutaj ostatnio. Od Samanthy dowiedziałam się że dużo wcześniej zaczynacie zajęcia więc wpadłam tak wcześnie. - powiedziała uważnie przyglądając się brunetce. Blondyn wyszedł na chwilę do swojej sypialni po czym wrócił z kamerą w ręku. - Dziękuję. - schowała kamerę do torby i jeszcze raz zerknęła na dziewczynę. Uśmiechnęła się smutno do Niej. - Nie daj Mu się wciągnąć w to Jego przedstawienie kochanie. 
- Przedstawienie? - spytała ze zdziwieniem.
- Sylvia proszę Cię... - zaczął.
- Owszem. Przedstawienie. Thomas to najlepszy aktor melodramatyczny jakiego znam. I ma słabość do rehabilitantek. - wyjaśniła. - Urobić, rozkochać, przelecieć kilka razy i zostawić.
- Dobrze wiesz, że to nie tak. - zdenerwował się. 
- Zrobisz co zechcesz ale jeżeli masz faceta, który Cie prawdziwie kocha to nie daj się uwieść Morgiemu. Rada od starszej koleżanki. - powiedziała. - Miłego dnia. - dodała i wyszła zamykając za sobą drzwi.
Spojrzała na Niego zaskoczona i nieco speszona minioną sytuacją. Był wyraźnie zły na blondynkę. Pokręcił z niedowierzaniem głową. 
- Przepraszam Cię za Nią. - powiedział spokojnie.
- Nic się nie stało. - odparła nadal w lekkim szoku.
- Sylvia...
- Thomas to jest sprawa pomiędzy Wami. - przerwała Mu nie chcąc zbyt głęboko wchodzić w dyskusję.
- Tak, ale nie chciałbym żeby to co powiedziała wpłynęło na naszą relację. - powiedział patrząc Jej prosto w oczy. 
- A dlaczego miałoby wpłynąć? - spytała nie bardzo rozumiejąc blondyna.
- Nie chcę żebyś pod Jej wpływem zmieniła swoje zdanie o mnie. - wyjaśnił.
- Nie zmienię. - zapewniła. Tylko, że w Jej głowie teraz pojawiły się kolejne tłumy myśli. Najpierw Maciek stwierdził, że Thomas to podrywacz, teraz Sylvia i Jej dość ciężka opinia o blondynie... Tylko czy te opinie mogły być prawdziwe? W końcu oboje zyskają na tym, że Ona zmieni zdanie co do Niego. I właściwie dlaczego miałaby zmieniać? Przecież nie wiąże się z Nim.
- Na co masz ochotę? - zapytał wyjmując zakupy z siatek. Od razu zrobił się weselszy. Trochę nie rozumiała tych Jego wahań nastrojów ale nie miała głowy do myślenia o tym.
- Nie jestem głodna. Pójdę się odświeżyć. - odparła i poszła do łazienki. Szybki prysznic i była gotowa do wyjścia. Jeszcze tylko jedna rzecz... Wyciągnęła z torebki telefon i wybrała odpowiedni numer. Zdziwiła się nieco kiedy odebrał. A właściwie odebrała...
- Tu telefon Maćka Kota w czym mogę pomóc? - zapytała wesoło jakaś kobieta.
- yyy... chciałam... chciałam porozmawiać z Maćkiem... - odpowiedziała zdziwiona. Usłyszała w tle jakieś glosy i po chwili odezwał się On.
- Zosia? Jesteś tam? - zapytał.
- Jestem. - nadal była zdezorientowana. - Masz bardzo wesołą sekretarkę. - zauważyła.
- To nie tak jak myślisz. To moja kuzynka Majka. Lubi sobie robić głupie żarty. - tłumaczył się. Nie miała ochoty na kłótnie. W końcu dzwoniła żeby się pogodzić.
- Kuzynka Fettiego kupiła mieszkanie, raty są dla Niej trochę duże więc szuka współlokatorki. - zaczęła.
- Wyprowadzasz się od Thomasa? - spytał z nadzieją.
- Tak. Jak tylko wrócimy z zawodów w Szwajcarii. - odparła. I nastała cisza. Nikt nic nie mówił. Nie takiej reakcji się spodziewała. - Powiesz coś?
- A co mam Ci powiedzieć? Cieszę się.
- Właśnie słyszę. - odparła z sarkazmem.
- Nadal nie podoba mi się to, że będziesz z Nim pracować.
- Znowu zaczynasz? Maciek jak ja Ci jeszcze mam pokazać jak bardzo liczę się z Twoim zdaniem i jak bardzo mi zależy? Doskonale wiesz, że nie zrezygnuję z tej pracy, bo muszę zarobić na operację dla Szymka. Nie chcę żeby moja praca była ciągłym tematem naszych kłótni.
- Wiem, przepraszam... - westchnął. - Ja po prostu strasznie za Tobą tęsknię.
- Ja za Tobą też. Nawet nie wiesz jak bardzo. - powiedziała szczerze. - Zobaczymy się w piątek. - dodała optymistycznie. - Będziemy mieli cały weekend dla siebie.
- Nie całkiem dla siebie. - zauważył.
- Mnie będzie cieszyło chociaż te kilka godzin, które będę mogła z Tobą spędzić. - zerknęła na zegarek. - Maciek ja muszę już kończyć. Praca czeka.
- Rozumiem.
- Zajrzysz dzisiaj do mojej mamy? - zapytała.
- Tak. Zaglądam codziennie. Na razie jest bez zmian ale stabilnie. - powiedział uspokajająco. - Zosia wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.
- Innej opcji nie biorę pod uwagę.
- Kocham Cię. - powiedział ciszej. Przez chwilę nic nie mówiła. Te słowa nadal znaczyły zbyt wiele.
- Wiem. - odpowiedziała. - Zadzwonię jutro. - rozłączyła się.
   Dlaczego nadal nie potrafiła odpowiedzieć Mu tym samym? 2 proste słowa. Tak proste a tak trudne do wypowiedzenia. Ale teraz nie miała czasu na zastanawianie się nad tym. Zdążyła tylko jeszcze wysłać SMSa do Adeli z pytaniem czy wszystko w porządku i razem z blondynem udali się na basen. Kiedy byli już w wodzie pokazała Mu kilka ćwiczeń, które powinien wykonywać. Pilnowała żeby wykonywał je dokładnie i powoli. Przy niektórych miała niezły ubaw.
- Nie śmiej się, to wcale nie jest takie proste. - oburzył się i ochlapał Ją wodą.
- Panie Morgenstern proszę nie pyskować tylko wykonać polecenie. - odpowiedziała. - Dobra a teraz zrobisz ćwiczenie, które wykonują piłkarze. Uginasz nogę podnosząc ją wysoko i robisz kółka. Plecy starają się być proste. - wykonał polecenie. - Ok. Powtórz każdą nogę po 20 razy. - powiedziała i wyszła z basenu.
- Gdzie idziesz? - zapytał zaciekawiony. Poza tym nie mógł oderwać od Niej wzroku. Mimo, że strój kąpielowy jaki miała na sobie był jednoczęściowy i tak wyglądała jak z okładki Playboya.
- Manu zaraz zaczyna zajęcia, powiem Mu co ma robić i wracam do Ciebie. - puściła Mu oko.
"Manu... teraz masz okazję Go utopić." - podpowiedziała podświadomość.
"Utopić?"
"No jeszcze wczoraj chciałeś Go zabić."
"Nie wierzę, że jesteś mną. To było w żartach. Akt desperacji. Bo zamiast mi pomóc wiedząc co do Niej czuję to mi Ją zabiera do tej swojej kuzynki."
"A zastanawiałeś się dlaczego On nie chce Ci pomóc tylko kładzie kłody pod nogi?"
"Że niby co? Że Manu... Chyba sobie żartujesz. On nie wykazuje żadnego zainteresowania Zośką."
"Tak? To spójrz w prawo na duży basen." - podpowiedziała.
 Zerknął w tamta stronę. Brunet trząsł się w wodzie z zimna a brunetka stała przy brzegu i śmiała się z Niego. Po chwili tak po postu wciągnął Ją do basenu powodując u Niej wesoły śmiech. Ochlapała Go intensywnie i pogroziła palcem po czym coś Mu powiedziała i wyszła z basenu obserwując Jego ruchy przez chwilę. Kiedy przepłynął 2 baseny wróciła do blondyna.
- Zrobione? - zapytała wesoło.
- Tak. Co robi Manu?
- Ćwiczy barki. Potem ma masaż. - powiedziała. - Na dzisiaj koniec. Za pół godziny masz umówionego dietetyka więc możesz się zbierać.
- Jutro też mamy tu przyjść? - jęknął.
- Owszem. Codziennie Thomas. Aż zobaczę poprawę. Nie marudź tylko zmiataj.
- Dostanę jakąś nagrodę? - zapytał wychodząc z basenu. Zaśmiała się.
- Przykro mi ale właśnie skończyły mi się naklejki dzielnego pacjenta. - powiedziała i weszła do basenu, w którym pływał Manu.

***

   Gdyby tęsknota miała rzeczywiste rozmiary to Jej tęsknota byłaby olbrzymką. Nawet gotując obiad myślała o Nim. O tym jak bardzo potrzebuje Jego osoby przy sobie. Tylko czy rozmowy przez telefon i spotkania raz na jakiś czas to jest dobre rozwiązanie tej sytuacji? Od rana się nad tym zastanawiała. Czy oboje mają wystarczająco dużo siły żeby to przetrwać? I jak długo to potrwa? Żołądek Jej się skręcał na samą myśl o rozstaniu z Maćkiem. Ale czy tak nie byłoby lepiej? Tylko dla kogo lepiej? Bo na pewno nie dla Niej. 
"Jeszcze nie powiedziałaś Mu że Go kochasz więc chyba lepiej byłoby to zakończyć teraz niż później prawda?"
"W ogóle nie chcę tego kończyć."
"Jesteś tego pewna? Bo wiesz... On tam Ty tu... Tam są miliony dziewczyn tu jest Thomas..."
"Thomas?"
"Tylko mi nie mów, że przestał na Ciebie działać. Może się przyzwyczaiłaś mieszkając z Nim ale ewidentnie Cie pociąga. Przyznaj to."
"Jest jakiś inny."
"Inny? To ten sam przystojny blondyn z nieziemskim głosem, który zawracał Ci tak niedawno w głowie."
"Nie. Coś się w Nim zmieniło. Widzę to. Jest jakiś... bardziej pewny siebie, zmienny, trudno Go wyczuć. Mam wrażenie, że dzieje się z Nim coś niedobrego."
"To, że chce być najlepszy to coś niedobrego? Widziałaś dzisiaj raport Heinza. Thomas robi największe postępy ze wszystkich. Powinnaś być dumna."
"No właśnie. Robi największe postępy ze wszystkich w najkrótszym czasie. Czy to nie dziwne? Przecież niedawno miał wypadek. Powinien mieć dużo mniej siły i odwagi."
"Determinacja i chęć pokazania Ci, że jest najlepszy. Mówię Ci On chce Cię wyrwać na "jestem niezniszczalny i ciągle najlepszy" Aż tak ślepa jesteś?"
Z zamyśleń wyrwał Ją głos blondyna.
- Zośka... bo zaśniesz. - zaśmiał się. 
- Obiad będzie za chwilę. - powiedziała z miłym uśmiechem i przygotowała talerze. Podszedł do Niej i wyciągnął sztućce. - Przeziębiłeś się? - zapytała widząc Go z chusteczką przy nosie.
- Niee... yyy... Alergia. - wyjaśnił lekko nerwowo.
- A na co masz alergię? - zapytała patrząc na Niego uważnie.
- Na sosnę. - powiedział szybko. - To co na ten obiad? - spytał.
  Obiad minął szybko i spokojnie. Blondyn gadał jak najęty. Nie przypominała sobie żeby kiedykolwiek mówił tak dużo jak tym razem. W dodatku zjadł niewiele co Ją dziwiło bo dzisiejszy trening jaki zagwarantował skoczkom Heinz był na prawdę wyczerpujący. Wydawał się odrobinę nerwowy. Miała wrażenie, że chce za wszelką cenę ukryć soje spojrzenie przed Nią co było jeszcze dziwniejsze.
- Thomas wszystko w porządku? - zapytała siedząc na kanapie obok Niego. Wpatrywał się w telewizor. Teleturniej który właśnie leciał był mało interesujący a On wpatrywał się w ekran jak zahipnotyzowany.
- Tak. A czemu miałoby być nie w porządku? - spytał nadal na Nią nie patrząc.
- Martwię się o Ciebie. Ostatnio dziwnie się zachowujesz.
- Dziwnie? - spojrzał na Nią na chwilę. 
- Jesteś jakiś nieswój. 
- Wydaje Ci się. - uśmiechnął się delikatnie i ponownie spojrzał na telewizor. - Kiedy się wyprowadzasz? - zapytał.
- A co już się chcesz mnie pozbyć? - zażartowała. Nie zaśmiał się. - Thomas?
- Nie chcę żebyś się wyprowadzała. - powiedział wyłączając telewizor. Odwrócił się w Jej stronę.
- Wiesz, że dalsze mieszkanie z Tobą zrodziłoby plotki, które byłyby nieprzyjemne dla każdego z Nas.
- Na prawdę przejmujesz się plotkami? Przecież My wiemy, że jesteśmy przyjaciółmi i Ci wszyscy dokoła też. - ścisnął Jej dłoń. 
- Maciek...
- Maciek jest tak zazdrosny, że to zasłania Mu wszystko. I nie bierze pod uwagę Twojego dobra tylko swoją wygodę. - powiedział. - Gdyby na prawdę Cię kochał to by Ci ufał. I nie kazałby Ci wybierać pomiędzy Nim a mną.
- Nie kazał mi wybierać. - powiedziała pewnie. Uwolniła swoją dłoń z Jego dłoni. Już po raz kolejny blondyn na zbyt dużo sobie pozwalał. Przysunął się do Niej.
- Zośka... potrzebuję Cię. - powiedział. Jego oczy były dziwnie nienaturalne. Błękit zniknął pojawiła się szarość. A wokół czerwone plamki. - Na prawdę Cię potrzebuję. - kontynuował. Ponownie ścisnął Jej dłoń a drugą dłonią pogłaskał Ją po policzku. Coś było nie tak. Tego była pewna. Thomas nie był typem faceta, który przystawia się do laski aż tak bezpośrednio. - Bez Ciebie moje życie nie ma sensu... - mówił dalej.
- Thomas...
- Kocham Cię - szepnął i wpił się ustami w Jej usta. Całował zachłannie i zbyt natarczywie. Wolną ręką walnęła Go w brzuch i wyrwała się z Jego objęć. Jęknął z bólu. Przerażona patrzyła na Niego nie poznając człowieka, który siedział przed Nią. Po chwili spojrzał na Nią i po prostu zaczął płakać. Z Jego oczu najnormalniej w świecie zaczęły wypływać łzy. Przerażenie i zdziwienie zaczęły ustępować kiedy uświadomiła sobie czego tak na prawdę jest świadkiem. Szarpnęła Nim mocno tak żeby na Nią spojrzał.
- Gdzie to masz?! - warknęła.
- Ale o co Ci chodzi? - zapytał natychmiast zmieniając swój nastrój. Z płaczu przeszedł w złość. - Kocham Cię rozumiesz? A Ty jesteś na tyle głupia żeby ciągnąć to przedstawienie z Kotem. Mógłbym Ci dać wszystko... Tak mnie w sobie rozkochałaś. I co? I nic... Nawet nie dałaś mi szansy pokazać Ci jak mogłoby Ci być ze mną dobrze. - ciągnął. Przestała Go słuchać. Wzięła do rąk Jego torbę sportową i wyrzuciła na podłogę całą Jej zawartość. - Co Ty do cholery robisz?! - wrzasnął wstając z kanapy i wyrywając Jej z rąk pustą już torbę.
- Gdzie to masz?! - krzyknęła wściekła.
- Nie mam pojęcia o co Ci chodzi! - spojrzała na Niego uważnie.
- Masz nastrój zmienny jak baba w ciąży, nie jesz praktycznie nic a siły ciągle Ci przybywa, po takim urazie jaki miałeś nie powinieneś mieć nawet odwagi na skok do basenu, a skaczesz najlepiej ze wszystkich, nie powinieneś mieć takich mięśni a robisz największe postępy w treningach w najkrótszym czasie, powinieneś się zwijać z bólu po każdym z nich a Ty tryskasz energią i najważniejsze Thomas katar nie może być alergiczny bo sosna do cholery pyli w maju! - krzyknęła ze łzami w oczach. - Więc powiedz mi natychmiast gdzie to masz?! 
  Złamała Go. Znów zobaczyła łzy w Jego oczach. Usiadł na podłodze opierając się o ścianę i wskazał boczną kieszeń torby. Od razu tam zerknęła. Zobaczyła to czego się spodziewała. Spojrzała na Niego i nie miała już siły udawać twardej. Łzy popłynęły z Jej oczu. Spojrzał na Nią i powiedział tylko 2 słowa...
- Pomóż mi...


***********************************************************************************
Oddaję w Wasze ręce.
Mam nadzieję, że zaskoczyłam :)
No i czymże jest to co zobaczyła Zośka?
Chyba już się domyślacie. :)
I to wyjaśni dlaczego Thomas był takim psycholem :P
Buziole :*

czwartek, 12 czerwca 2014

25.Witamy w drużynie wariatów...

INNSBRUCK...

   Kiedy tylko razem z Thomasem pojawiła się w hali sportowej na twarzach skoczków tam trenujących pojawiły się uśmiechy. Przywitali Ją uściskami no i oczywiście współczującym wzrokiem. Nie pomagał zapomnieć o problemach i skupić się na pracy ale był szczery. I to Ją cieszyło najbardziej. Bo przyjęli Ją do siebie jak swoją. 
- Kiedy zaczynasz? - zapytał Manuel. 
- Dzisiaj. - odpowiedziała za Nią Samantha, która pojawiła się ni stąd ni zowąd za plecami skoczków. Ubrana w błękitny uniform z uśmiechem na twarzy pociągnęła za rękę brunetkę w stronę sal na piętrze budynku. - Zobaczycie się za chwilę! - krzyknęła do Nich. 
 Kiedy weszły do gabinetu brunetka znieruchomiała. Nigdy w życiu nie widziała tak dobrze wyposażonego gabinetu oraz sali rehabilitacyjnej. Wszystko było eleganckie, nowe, nie zużyte. I te kolory na ścianach. Uspokajająca zieleń, która od samego wejścia relaksowała. Lawenda na parapetach również działała antystresowo. Wszystko było takie profesjonalne...
- Tutaj masz grafik zabiegów. Jest podzielony na godziny, osoby i diagnozy problemów. Oczywiście jako, że przejmujesz to stanowisko będziesz mogła zrobić swój własny grafik ale to dopiero za kilka dni. Musisz zrobić najpierw wywiad z każdym Twoim podopiecznym i dopasować do Niego odpowiednie zabiegi.
- A Ty? - zapytała brunetka przeglądając karty zawodników.
- Ja zajmuję się nadzorem i kadrą trenerską. - westchnęła. - W brew pozorom Oni częściej nabawiają się kontuzji niż zawodnicy. Lubią się popisywać a treningu zero. Mam za dużo z Nimi roboty żeby jeszcze się zajmować zawodnikami. - uśmiechnęła się miło. - Sylvia miała swój własny system. Trzymasz Go w rękach. Co o nim sądzisz? - zapytała.
- Jest trochę chaotyczny wg mnie. I nie ma tutaj wspólnej rehabilitacji. A wg mnie ta opcja jest bardzo ważna pracując z drużyną.
- Dobre spostrzeżenie. Teraz to tylko od Ciebie zależy w jakim Oni będą stanie. - wskazała trenujących mężczyzn za szybą. - To duża odpowiedzialność. - dodała. - Dlatego dobrze przemyśl pracę z każdym z Nich. Masz już jakiś pomysł na wspólne ćwiczenia?
- Macie tutaj dostęp do basenu? - zapytała.
- Wodny fitness? - zaśmiała się. - Nie pójdą na to ale spróbować możesz. Tak jak powiedziałam teraz wszystko zależy od Ciebie. Po miesiącu sprawdzę rezultaty Twojej pracy i wypisze Ci opinię dla Związku, wtedy zdecydują czy zostaniesz na dłużej.
- Rozumiem.
- Nie martw się. Masz dobre pomysły tylko musisz Ich sobie wychować żeby Twoja praca przyniosła efekty. - powiedziała. - Tutaj jest Twój strój. Przebierz się a ja zawołam pierwszego na rozmowę z Tobą. Będę w gabinecie obok gdyby coś jeszcze było niejasne. Spis sprzętu jest na końcu raportu Sylvii. Witamy w drużynie wariatów. - powiedziała i wyszła z sali.
  Brunetka jeszcze raz rozglądnęła się po pomieszczeniu uważnie zapamiętując wszystko co może Jej się przydać. Miała tak wiele możliwości, że powoli gubiła się we własnych myślach. Z notatek swojej poprzedniczki zdołała dowiedzieć się więcej o samej dziewczynie niż o zawodnikach. Była mało kreatywna i praktycznie każdy zawodnik miał te same ćwiczenia. Dość ograniczone. Szybko przebrała się w swój błękitny uniform i związała włosy. "AustriaSkiTeam" widniejące na bluzce bardzo Ją cieszyło chociaż przez moment przewinęła się myśl o tym, że wolałaby zamienić ten napis na zupełnie inny. Spojrzała na telefon. Zero wiadomości od Maćka. Stanęła przy szybie oddzielającej gabinet od sali gimnastycznej. Ćwiczenia jakie wykonywali skoczkowie po trochu śmieszyły a po trochu przerażały. Niektórych nie mogła nawet zapamiętać a co dopiero powtórzyć. Uśmiechnęła się widząc drużynę w wyjątkowo dobrych nastrojach. "Może nie będzie tutaj tak źle..." - pomyślała. Do gabinetu zapukał pierwszy z Nich. Po chwili w drzwiach zobaczyła uśmiechniętego bruneta.
- No no no... Ależ Ci w tym do twarzy. - wyszczerzył się. Zaśmiała się i wzięła odpowiednią kartę do ręki.
- Siadaj Manu. - poprosiła. - Najpierw pogadamy.
- Nie będzie masażu? - spytał zawiedziony.
- Sylvia was trochę rozpieściła. Ze mną będzie rehabilitacja, nie SPA. - puściła Mu oko. - Zacznijmy od tego jakie kontuzje Ci się najczęściej przytrafiają...

***

- No dobra, to teraz gadaj. - zaczął Michael.
- Ale o czym? - spytał zdezorientowany. 
- Nie udawaj głupka. Jak załatwiłeś Jej tą pracę? - zapytał Stefan. Popatrzył na kolegów jak na idiotów. 
- Nie załatwiłem. - oznajmił.
- Chcesz powiedzieć, że to, że z nami będzie pracowała to czysty przypadek?
- Tak Stefan. Przypadek. - pokiwał głową i wrócił do podnoszenia sztangi. Stali po Jego bokach i uważnie Mu się przyglądali.
- I mieszka z Tobą. - dodał brunet.
- Nie ze mną tylko u mnie i Grega. - wyjaśnił. 
- Myślisz, że to przeznaczenie? - spytała szczerząc się.
- Stefan ogarnij ten swój romantyzm. - stwierdził Michi. 
- Być może. - powiedział uśmiechnięty blondyn.
- Serio? Wierzysz w takie bzdury Thomas?
- Z jakiegoś powodu coś tu Ją przywiało. I to do mnie. Gdyby to nie było przeznaczenie zostałaby w Wiedniu.
- Zostałaby w Wiedniu gdybyś nie sypiał z Sylvią. - stwierdził Michi. Blondyn skarcił Go wzrokiem. - A co do mieszkania z Tobą to mam swoją teorię.
- Tak? Jaką? - zapytał odkładając sztangę na stojak.
- Jest zakochana w Maćku. A Maciek jak sam stwierdziłeś nie chce żeby z Tobą mieszkała. Nie znam Jej zbyt dobrze ale wystarczająco żeby stwierdzić, że za kilka dni będzie mieszkać już gdzieś indziej. 
- I tutaj się z Michim zgadzam. - przytaknął brunet.
- Macie racje. - powiedział.
- Mamy? - spytali obaj na raz.
- Jasne. Ona zrobi dla Niego wszystko. Uzależniła się od Niego i żeby On był zadowolony Ona zrobi wszystko co Jej każe. Ja muszę tylko Jej to uświadomić i pozwolić przejrzeć na oczy.
- A to przejrzenie na oczy co Jej da? - zapytał Stefan.
- Zobaczy, że tak na prawdę to mnie kocha. Nie Maćka. - powiedział pewnie. Blondyn pokręcił głową.
- Nie poznaję Cię stary. - stwierdził.
- Najwyższy czas zawalczyć o swoje. Liczę że mi się to uda.
- Żebyś się tylko nie przeliczył. - wzruszył ramionami brunet...

EGIPT...

   Spojrzała w lustro. Wyglądała świetnie. I była tego świadoma. Biała sukienka idealnie kontrastowała z Jej opalenizną. Lekki makijaż, wysokie buty, rozpuszczone włosy... Tak. Wyglądała bardzo pociągająco. Widziała to samo w Jego oczach, które teraz uważnie się Jej przyglądały. Pociągała Go bardzo i była tego w pełni świadoma. Niestety była na tyle inteligentna żeby wiedzieć że sam pociąg fizyczny do niczego nie wystarcza. "On ma się zamiar oświadczyć." - zabrzmiało w Jej głowie echem. Dlaczego powiedziała że wie? Żeby się tak po prostu nie rozpłakać. Nie pokazać przyjaciółce jak cholernie zabolały Ją te słowa. To, że niczego Jej nie powiedział. Poczuła wstyd. Bo uświadomiła sobie jak Ją wykorzystał. Jak nadal Ją wykorzystuje. Nic nie obiecywał. Ona też. Ale przecież to wszystko co robili mówiło samo za siebie. To nie był wypad na sex w obcym kraju gdzie nikt Cię nie zna. To była podróż, poznawanie świata, wspólne wycieczki, wygłupy, kłótnie... Ale nie mogła pokazać, że Jej zależy. Że to wszystko znaczy dla Niej więcej niż by tego chciała. Nie Jemu. 
- Gotowa? - zapytał. 
- Jak zawsze. - powiedziała i wyminęła Go w korytarzu.
  Kolacja w drogiej restauracji na specjalnie przygotowanych miejscach miała to całe magiczne otoczenie. Świece, gwiazdy, morze, piasek... I cisze wokół. Intymność... Siedziała na białym fotelu i patrzyła w morze. Jego szum trochę uspokajał. Wypiła 2 lampki wina. Musiała się znieczulić chcąc zacząć odpowiedni temat rozmowy. Czuła na sobie Jego wzrok. Przyglądał się Jej badawczo. Wcześniej nie była tak małomówna. Zawsze miała coś do skomentowania. Zawsze coś Jej nie pasowało do końca. Co chwilę o coś się z Nim kłóciła ale uwielbiał te momenty. To jak wtedy na Niego patrzyła. Szczerze. No i to co działo się później. Żałował tylko, że ich sex ani raz nie zdarzył się po miłej rozmowie tylko zawsze po kłótni. Został jeszcze tydzień. I miał nadzieję, że chociaż raz zdarzy się cud i do zbliżenia dojdzie tak po prostu. Bez zbędnych emocji.
- O czym myślisz? - zapytał. 
- Zastanawiam się czy każdy facet przed zaręczeniem się spędza 2 tygodnie z dala od świata, w którym żyje pieprząc się z poznaną przypadkiem laską. - odparła spokojnie. Spojrzała na Niego. Zaskoczenie na Jego twarzy było widoczne nawet w ciemnościach nocy. - Nie jestem aż tak głupia jak Ci się wydaje. - dodała uśmiechając się lekko.
- Dlaczego zgodziłaś się na ten wyjazd? - zapytał ignorując to co właśnie usłyszał.
- Dlaczego go zaproponowałeś? 
 Zamilkł. Sam się nad tym zastanawiał. Po każdej spędzonej z Nią nocy. Dlaczego to robi? Przecież ma się oświadczyć. 
- Jesteśmy tylko ludźmi. - odpowiedział.
- Myślę, że Sandrze ta odpowiedź by się nie spodobała. - stwierdziła.
- Sandra zdradza mnie na każdym kroku. - powiedział jak gdyby to była normalna rzecz. - Większość roku nie ma mnie w domu a kiedy jestem to ciągle jestem zajęty. To, że sypia z innymi to oczywista oczywistość. - wzruszył ramionami.
- I mimo to chcesz się z Nią ożenić. - zauważyła. - Jesteś najdziwniejszym facetem pod słońcem.
- Kiedy z Nią jestem Ona przynajmniej stwarza pozory tego że mnie kocha. Przy moim trybie życia znalezienie kobiety, która by mnie kochała na prawdę... jest raczej nie możliwe.
- Dlatego wolisz ożenić się z kobietą, która kocha Twoje pieniądze i żyć w małżeństwie, które nie ma głębszego sensu ale jest dla Ciebie wygodne. Mam rację?
- Masz.
- A co by było gdybyś spotkał tą która Cię pokocha tak prawdziwie? Bezinteresownie? Co jeśli i Ty się zakochasz?
- Nie mam pojęcia co to znaczy. - wyznał.
- Słucham?
- Nigdy nie byłem prawdziwie zakochany. - powiedział poważnie. - Nie wiem jak to jest. Mogę tylko się domyślać widząc co czuje Thomas.
- Thomas jest zakochany? - zapytała zdziwiona. 
"Klops Schlieri!"
- Pamiętam jak był zakochany w Kristinie. - wyjaśnił. Pokiwała tylko głową. 
- No i co wtedy czuł? - zapytała odkładając kieliszek. Spojrzał na Nią uważnie.
- Myślał ciągle o Niej, gadał ciągle o Niej, kiedy byli ze sobą to patrzył na Nią jakby była jakimś cudem natury. - powiedział. 
- I co jeszcze? - zapytał podchodząc do Niego i siadając okrakiem na Jego kolanach.
- Mówił, że w życiu nie czuł się tak swobodnie jak przy Niej, mógłby spędzać z Nią każdą chwilę i nigdy by Mu się nie znudziła. Mówił, że Jej oczy były piękniejsze niż całe Jej ciało, bo widział w nich szczerą prawdę. 
- I? - pytała dalej. Zaczęła bawić się Jego włosami.
- Mówił, że każdy Jej dotyk sprawiał, że Jego serce przyspieszało jak jeszcze nigdy, że Jej zapach i wzrok działał jak narkotyk, że za każdym razem chciał Jej więcej... - ściszył głos. - Że nie mógł się oderwać od Jej miękkich ust, że chciał zasypiać i budzić się obok Niej... Że nigdy nie chciał się z Nią rozstawać... - szepnął. 
- Jest taka osoba przy której to wszystko czujesz? - zapytała szeptem uparcie patrząc Mu w oczy. Nie odpowiedział. Przyciągnął Ją jeszcze bliżej i namiętnie pocałował. Nie wiedział co się z Nim działo ale po raz pierwszy był pewien, że wszystko jest tak jak być powinno...

INNSBRUCK...

- Rozbierz się. - powiedziała pewnie. Spojrzała na blondyna stojącego przed Nią. Uśmiechał się znacząco. - Thomas...
- No co? 
- Po prostu się rozbierz. 
- Całkiem? - wyszczerzył się.
- Chcesz się czymś pochwalić? - spytała z lekka ironią. Zaśmiał się i zdjął koszulkę. Pokręciła tylko głową. "Na nudę narzekać nie będę mogła." - pomyślała.
"O mamuńciu... Bóg nad nami czuwa Zocha. Patrz na te mięśnie!" - wykrzyczała podświadomość.
"Reszta miała takie same. To tylko ciało."
"Oooo rzeczywiście ma się czym pochwalić" - gwizdnęła.
"Nie wierzę, że jestem tak zboczona" - pomyślała ale uśmiechnęła się lekko pod nosem widząc blondyna w samych slipkach.
- Ok, wejdź na wagę. Musze sobie Ciebie pomierzyć. - powiedziała. Posłusznie zrobił to o co prosiła. Podeszła do wagi i ustawiła wszystko. - Wyjątkowo wesoły dzisiaj jesteś. - zauważyła.
- To źle? - spytał patrząc Jej w oczy.
- Patrz przed siebie. - poprosiła. Zapisała kilka cyfr. - Ok. 65kg przy 184cm wzrostu to stanowczo za mało. - powiedziała poważnie.
- Wiesz, że nie mogę ważyć więcej. 
- Nie obchodzi mnie to. Jeżeli dalej będziesz tak chudł to owszem będziesz skakał daleko ale nie wylądujesz bo nie będziesz miał na to siły. 
- Ile mam przytyć?
- Najlepiej z 7 kg.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Nie. Dbam o Wasze zdrowie. - powiedziała poważnie. - Przy tak intensywnym treningu musisz więcej jeść. Przez ostatni upadek bardzo schudłeś, jeśli chcesz odzyskać dobrą formę musisz przytyć. Dobij do 69kg i dam Ci spokój. - stwierdziła. 
- To na prawdę konieczne? - jęknął.
- Zrób przysiad na jednej nodze z wyciągniętymi ramionami. - poprosiła. Zrobił to ale ze wstaniem miał problemy.
- Stawy Ci wysiadają. Jak dalej będziesz chudł przy lądowaniu na dużej skoczni kolana nie wytrzymają. - powiedziała poważnie. - Odwróć się. - poprosiła. - Wyprostuj się. - dotknęła Jego ramion. Były mocne. Ale to nie o to chodziło w badaniu. Przejechała wzdłuż kręgosłupa dłonią. Powodując u Niego dreszcz. - Ok. Bolą Cie plecy kiedy podnosisz jakiś ciężar? - zapytała. - Możesz się ubrać. - usiadła za biurkiem i coś zapisała na karcie.
- Trochę w dole kręgosłupa. Ale najbardziej kolana. Po tym wypadku.
- A Twój bark?
- Na razie nie mam z nim kłopotów. 
"Jak powiesz, że masz to będzie masaż!" - podpowiadała podświadomość.
- Chociaż czasem odezwie się dopiero po treningu. - dodał siadając przed Nią. Pokiwała głową.
- No to chyba wszystko wiem. Umówię Cię z naszym dietetykiem to powie Ci wszystko o odpowiednim odżywianiu się. Nogi będziemy ćwiczyć w basenie. To spowoduje, że stawy nie będą zbytnio obciążone a i tak będą wyćwiczone. Na ten bark... Po każdym treningu przyjdziesz na masaż. - powiedziała.
"Co Ty byś beze mnie zrobił?"
- Thomas...
- Tak?
- Nie przeginaj na treningach. Ten upadek to nie było potknięcie się tylko ciężki uraz. Wiem, że chcesz pokazać wszystkim, że jest świetnie ale do świetnie jeszcze Ci dużo brakuje. Masz bardzo nadwyrężony kręgosłup i będę musiała porozmawiać z Heinzem o Twoim stanie. - dodała poważnie.
- Zośka ja daję radę. 
- Do czasu. Nie chcę potem odwiedzać Cie w szpitalu. - powiedziała z troską.
- Nie martw się, nie tak łatwo mnie zniechęcić. - powiedział z lekkim uśmiechem i ścisnął Jej dłoń.
- Ujmę to inaczej... - zaczęła. Wyswobodziła swoją dłoń z Jego i stanęła przy drzwiach. - Możesz zlekceważyć moje zalecenia. Owszem. Ale wtedy będziesz musiał pożegnać się ze skokami. - powiedziała poważnie. Westchnął. Podszedł do Niej i spojrzał Jej w oczy.
- Ja na prawdę...
- Na prawdę chcesz zakończyć swoją karierę tak mam to rozumieć? - spytała.
- Nie chcę.
- Więc nie lekceważ zaleceń. Tylko o to Cię proszę.
  W Jej oczach widać było szczerą troskę. 
- Ok. Postaram się. - uśmiechnęła się. - Jedziemy do domu? - zapytał. - Po drodze wstąpimy do jakiejś knajpki na kolację bo chyba nic w lodówce już nie mam. 
- Jedź sam. - powiedziała zdejmując bluzkę za drzwiami szatni. 
- Nie wracasz? - zdziwił się.
- Gotowa? - zapytał wchodzący do gabinetu Manuel.
- 2 minuty Manu! - zawołała zza drzwi.
- Idziecie gdzieś? - spytał zdziwiony blondyn.
- Moja kuzynka szuka współlokatorki do mieszkania a Zośka mówiła, że czegoś szuka więc jedziemy do Luisy zobaczyć co i jak. - powiedział wesoło brunet.
- Możemy jechać. - oznajmiła wracając do mężczyzn. Mina Thomasa mówiła tylko jedno. Był zawiedziony. Poczuła się z tym źle ale przecież nie mogła siedzieć Mu na głowie przez cały pobyt tutaj. Poza tym... To rzeczywiście mogłoby dwuznacznie wyglądać. A plotek potrzebowała najmniej. I On powinien to rozumieć najlepiej. - Zobaczymy się w domu. - powiedziała z uśmiechem i dała Mu całusa w policzek.
- Ta... w domu... - powiedział już sam do siebie kiedy wyszli. - Kiedyś Cię zabiję Manu. - westchnął...


***********************************************************************************
Oddaję w Wasze ręce.
I bardzo dziękuję za ostatnie opinie.
Są tak skrajnie różne, że już sama nie wiem jak dalej skierować losy bohaterów. :)
Ale ciesze się że wywołuję u Was takie emocje.
Stworzyły się 2 obozy:
TEAM THOMAS
i
TEAM MACIEK
Wybierzcie swój ;)
Buziole :*

środa, 11 czerwca 2014

24. Morgensternie, nie zepsuj tego...

INNSBRUCK...

   Mieszkanie Thomasa i Gregora było dość sporych rozmiarów. Miało dwa poziomy, 3 pokoje, 2 łazienki, salon i ogromną otwartą kuchnię. Wszystko było urządzone bardzo elegancko i na pierwszy rzut oka widać było pieniądze włożone w wystrój. Skórzana sofa i fotele, plazma na ścianie, oświetlenie jak w eleganckim pięciogwiazdkowym hotelu... Nawet w łazienkach kafelki były idealnie białe, a lustro ogromne i podświetlane z każdej ze stron. Poczuła się wyjątkowo nieswojo w tym mieszkaniu. Wyjątkowo biednie.
- Czuj się jak u siebie. - powiedział z uśmiechem zostawiając Ją na chwilę w Jej "tymczasowym" pokoju. "O tak, jakby to w ogóle było możliwe." - pomyślała. Duże łóżko, kilka szafek, biurko i balkon. Czekoladowe ściany idealnie pasowały do pomarańczowych mebli. Widać było, że jakiś artysta urządzał to mieszkanie... 
  Nie miała zamiaru zostawać tam długo. Kiedy Thomas praktycznie przybiegł na rynek Innsbrucka Ona siedziała na jednej z ławek z walizką u boku. Wyglądała na lekko wystraszoną ale tak na prawdę była poirytowana faktem, że nikt nie powiadomił Jej o zmianie planów i o prawdziwej posadzie jaką miała przyjąć. W Innsbrucku hotele były wypełnione turystami. Jak zawsze zresztą. Dlatego zadzwoniła do Thomasa. Samantha mieszkała z mężem więc nie było mowy o przetrzymaniu kilku nocy w ich domu. Jedyną nadzieją był Thomas. Ostatnią deską ratunku. Kiedy pomyślała o tym, że musi powiedzieć o zaistniałej sytuacji Maćkowi żołądek podchodził Jej do gardła. Jego reakcja będzie oczywista. I nie będzie należeć do najprzyjemniejszych. Wzięła szybki prysznic w łazience obok pokoju i ubrała szary dres. Wyciągnęła telefon i wybrała numer Kota.
- Boże Zośka już myślałem, że coś Ci się stało! Czemu dzwonisz dopiero teraz? Wszystko w porządku? - zaczął od razu.
- Dotarłam do Wiednia punktualnie tylko... Sprawy się trochę pokomplikowały.
- Pokomplikowały? Co się stało?
- Tylko się nie denerwuj. - zaczęła.
- Jak mam się nie denerwować skoro dopiero tam dotarłaś a już masz jakieś kłopoty? - zapytał zmartwiony.
- Maciuś, proszę daj mi spokojnie wszystko opowiedzieć. - poprosiła łagodnie. Zamilkł. - Kiedy dotarłam do tej kliniki dostałam przydzieloną opiekunkę, która miała mi przekazać jakie stanowisko obejmę i we wszystko wprowadzić.
- I?
- No i wprowadziła. Tylko, że to nie jest ta praca o której myślałam.
- Zośka co Ty masz tam robić? - zapytał przestraszony.
- Źle to zabrzmiało... Będę pracować w tej firmie tylko, że nie w tej klinice. I musiałam wymeldować się z hotelu w którym byłam bo wyjechałyśmy z Wiednia. 
- Zosia gdzie Ty jesteś? - zapytał. 
- Ech... Jestem w Innsbrucku. - wyznała.
- Co Ty robisz w Innsbrucku? 
- Maciek ja... - w tym momencie usłyszała pukanie do drzwi. - Proszę! - zawołała. Do pokoju zajrzała blond czupryna z uśmiechem na twarzy.
- Za 10 minut kolacja! - zawołał wesoło. Kiedy zobaczył telefon przy Jej uchu zrozumiał, że to nie jest odpowiednia pora na taką radość. Szepnął ciche "przepraszam" i wyszedł.
- Czy ja słyszałem... - nie dokończył.
- Wszystkie hotele były zajęte. Nie miałam się gdzie podziać i zadzwoniłam do Thomasa. Dopóki nie znajdę sobie jakiegoś mieszkania to przez kilka dni zostanę u Niego. - wyznała. Po drugiej stronie słuchawki zapanowała cisza. Nie tego się spodziewała. Myślała, że w tym momencie usłyszy stanowczy sprzeciw i ogromny gniew a tu cisza. - Maciek jesteś tam?
- Jestem. - powiedział spokojnie. - Ze wszystkich znajomych skoczków musiałaś zadzwonić akurat do Niego? - zapytał równie spokojnym głosem. Niestety dla Niej ten spokojny głos był jeszcze gorszy niż krzyk.
- Gregor mieszka z Nim. Manu i reszta to tylko znajomi. A Thomas...
- A Thomas to przyjaciel, tak wiem. - dodał.
- Maciek proszę nie złość się ja na prawdę nie miałam innego wyboru. 
- Nie podoba mi się to. - powiedział pewnie.
- Ale...
- Nie podoba mi się i chce żebyś jak najszybciej znalazła sobie inne mieszkanie.
- Maciek...
- Chcę żebyś ograniczyła kontakty z Nim do absolutnego minimum zwłaszcza, że teraz będzie Cię miał na zawołanie, bo będziesz pracować w tym samym mieście. 
- Będę pracować z Nim. - wyznała przerywając Mu. 
- Słucham?
- Maciek ja przejmę miejsce Sylvii w Austria Team. Będę ich fizjoterapeutką. - wyjaśniła. I znów ta przejmująca cisza. Wiedziała jak bardzo brunet jest o Nią zazdrosny zwłaszcza jeżeli chodzi o Thomasa ale to właśnie dlatego o wszystkim Mu powiedziała. Chciała, żeby wiedział, że Go nie oszukuje, że jest z Nim szczera.
- Wróć do Polski. - powiedział cicho.
- Co? - zdziwiła się tą propozycją. 
- Wróć do Polski Zośka. Porozmawiam z Łukaszem może Związek zgodzi się na dodatkową pomoc medyczną, zrobię wszystko żebyś dostała pracę u nas tylko wróć do mnie. - powiedział z desperacją w głosie.
- Maciek o czym Ty mówisz? - pokręciła głową.
- Jeżeli teraz nie wrócisz to Cię stracę. - wyznał już tak cicho, że ledwie Go słyszała. - Wiem, że On mi Cię odbierze.
- Maciek przestań natychmiast gadać głupoty! - warknęła. Zabolały Ją słowa bruneta. Bo to oznaczało, że Jej nie ufał. - Wiesz, że sama rozmawiałam już z Łukaszem i nic nie da się zrobić. Ta praca to moja szansa na zdrowie dla Szymona. Nie zrezygnuję z Jego zdrowia przez Twoje urojenia.
- Urojenia?! Czy Ty na prawdę jesteś taka ślepa czy tylko udajesz bo tak Ci wygodniej?
- Maciek zaufaj mi! Obiecałeś mi to! 
- Nie ufam Jemu! I nie mam zamiaru pozwalać Ci na mieszkanie z Nim!
- To tylko kilka dni!
- Jasne, już to widzę.
- Maciek nie kończmy tej rozmowy kłótnią, proszę. - powiedziała cicho.
- Ach no tak, bo zepsuję Ci kolację. Wiesz co może już lepiej idź, bo blondas na pewno się postarał. - powiedział i rozłączył się. 
  Zabolało. Bo powiedziała prawdę, bo chciała Go usłyszeć, chciała z Nim normalnie porozmawiać, bo po prostu tęskniła. A ciągłe pretensje o to samo tylko osłabiały Jej i tak marne siły. To nie szło w dobrym kierunku. Ale przecież nie mogła się poddać. Miała dla kogo walczyć...
  Cicho weszła do salonu. Blondyn siedział na kanapie i oglądał telewizję. Jakiś teleturniej. Była Mu cholernie wdzięczna za pomoc jaką od Niego dostała. Dlatego nie mogła pozwolić na to, żeby przez tą pomoc czuł się źle. Żeby był źle postrzegany przez Maćka.
- To co jest na tą kolację? - zapytała cicho. Odwrócił się w Jej stronę z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Nie jestem urodzonym kucharzem więc tylko kanapki ale za to robię najlepsze kakao pod słońcem. - powiedział dumnie. - Siadaj. - poprosił. Zajęła miejsce obok Niego i spojrzała na talerz do pizzy zapełniony kolorowymi kanapkami.
- Kto to wszystko zje? - zaśmiała się lekko.
- Ty. - odparł. - Muszę zacząć Cię karmić bo wyglądasz jakbyś spędziła miesiąc w Etiopii. - dodał poważniej. Jej uśmiech przygasł.
- Thomas... ja nie wiem jak mam Ci dziękować za to co dla mnie robisz.
- Daj spokój to tylko mieszkanie. - uśmiechnął się. - Dopóki Greg nie wróci ze swojej... podróży... będę tutaj całkiem sam. Twoje towarzystwo dobrze mi zrobi. Poza tym - zaczął. - jesteśmy przyjaciółmi tak?
- Owszem.
- No właśnie. A przyjaciołom się pomaga w trudnych sytuacjach. Nie chciałaś przyjąć ode mnie pieniędzy to chociaż pozwól mi się Tobą zaopiekować kiedy tutaj będziesz. - poprosił. Spojrzała na Niego. Szczerość jaka była w Jego oczach biła na kilometry. On na prawdę chciał się Nią zaopiekować. Na prawdę Mu zależało. "Czy Ty na prawdę jesteś taka ślepa czy tylko udajesz bo tak Ci wygodniej?" zabrzmiało w Jej głowie. Słowa Maćka głęboko wbiły się w Jej umysł. Tylko czy przez to nie będzie z każdym zdaniem wypowiadanym przez blondyna węszyć jakiegoś głębszego sensu? Jakiegoś ukrytego dna?
"To Twój przyjaciel, to normalne, że chce Ci pomóc" - podpowiadała podświadomość. - "A jeżeli przy tym będzie mógł sobie Ciebie bzyknąć to rozumiem Go doskonale." - dodała.
"Zamknij się!"
 Wzięła jedną z kanapek i spokojnie zaczęła jeść. Zerknęła na telewizor.
- "Gra o tron"? - zdziwiła się. Zerknęła w Jego stronę. - Nie wyglądasz na kogoś lubiącego ten serial. - dodała.
- Pozory mylą. - uśmiechnął się. - Jak chcesz mogę włączyć coś zupełnie innego. - zaproponował. - Na którymś kanale leci "Casablanca".
- Chyba wolę serial, w którym co chwilę kogoś zabijają. - stwierdziła przypominając sobie fabułę wspomnianego filmu. Popatrzył na Nią z zaciekawieniem. Wydawała się na prawdę zainteresowana tym serialem. Co dziwiło Go bardzo, bo przy Kristinie i przy Sylvii mógł oglądać jedynie powtórki na następny dzień i to wtedy kiedy ich nie było. - Czytałeś książki?
- Niestety nie.
- Ja też. Ale nie chciałabym spotkać faceta, który to pisze. - lekko się uśmiechnęła. - Co nie zmienia faktu, że uwielbiam ten serial. - dodała wpatrując się w ekran.
- Jak myślisz...
- Arya Stark. - odpowiedziała na niezadane pytanie. Zaśmiał się.
- Ona ma igłę zamiast miecza i wielkiego ochroniarza. Jakim cudem zostanie królową?
- Nie wiem ale zostanie. A jeśli nie ona to Daenerys Targaryen - wyszczerzyła się.
- I nie bierzesz pod uwagę żadnego mężczyzny? - spytał.
- Nie ma takiej opcji.
- Ok. Ja też stawiam na Daenerys. Ale pewnie Ją też zabiją. - wzruszył ramionami. - Której postaci Ci najbardziej brakuje?
- Zdziwię Cie ale nie będzie to żaden ze Starków. - odparła z cwanym uśmiechem.
- Czyżbyś żałowała Joffreya?
- Oczywiście. On napędzał ten serial. - znów się zaśmiała.
 Lubił Jej śmiech. Uwielbiał widok Jej rozpromienionych oczu. Niestety teraz nie mógł tego o nich powiedzieć. Były lekko przygaszone. Stwarzała pozory ale tak na prawdę coś Ją potwornie gryzło. Coś o czym niekoniecznie chciała mówić a o co nie chciał pytać, żeby nie naciskać. Tylko, że pragnienie uszczęśliwienia Jej i otoczenia Ją niewidzialną tarczą, dzięki której będzie bezpieczna i odgrodzona od nieszczęść wszelkiego rodzaju była zbyt duża. Uczucia nie pozwalały myśleć racjonalnie a co dopiero postępować racjonalnie.
 "Ona ma faceta, któremu obiecałeś, że nie będziesz się wcinał tam gdzie Cię nie chcą." - przypomniała Mu podświadomość.
"Wiem. Ale skąd mam wiedzieć, że Ona tego nie chce skoro nie sprawdziłem?"
"Pamiętasz co Ci powiedziała w Wiśle? Mam Ci przypomnieć? Proszę bardzo..."
"Wiem, że to będzie przyjaźń. Czuję to. Z każdą kolejną rozmową z Tobą czuję jakieś powiązanie. Jakąś dziwną więź, której jeszcze do końca nie rozumiem. Ale nie mogę powiedzieć, że czuję do Ciebie to co do Maćka. To są zupełnie dwa odmienne światy." - od razu stanął Mu przed oczami ten obraz.
- Cieszę się, że będziesz z Nami pracować. - powiedział z miłym uśmiechem. Też się uśmiechnęła.
- Nie wszyscy są z tego zadowoleni. - mruknęła.
- Maćkowi przejdzie. Zrozumie to. Tylko musisz dać Mu trochę czasu. To jasne, że wolałby żebyś była tam. I tam pracowała. To dla Niego tak samo trudna sytuacja jak dla Ciebie. A biorąc pod uwagę Jego zazdrość... To, że mieszkasz u mnie Mu nie pomaga.
- Musiałam Mu powiedzieć. Nie chcę Go okłamywać. Poza tym mieszkam u Ciebie tylko dopóki czegoś nie znajdę. - dodała. - A Jego zazdrość... Wszystko niszczy. Tworzy w głowie urojenia i mówi wiele niepotrzebnych rzeczy.
- Akurat Jego zazdrość jest dla mnie zrozumiała. - powiedział. Spojrzała na Niego zdziwiona. - Jesteś piękną kobietą, to normalne, że boi się, że ktoś się Tobą zainteresuje. A mieszkanie z innym facetem 1000 km od domu nie napawa optymizmem.
- Dlaczego nadal nie potrafi mi zaufać?
- Ufa Ci. On nie ufa mi.
- A ma do tego powody? - spytała poważniejąc.
 No i co miał odpowiedzieć? Że tak, owszem, Maciek powinien się bać, bo On zamierza Ją odbić i się z Nią ożenić? Bo kocha Ją tak bardzo, że jest w stanie posunąć się do rzeczy o których wcześniej nawet by nie pomyślał? Bo skoro los Ją przygnał do Innsbrucku to musiał to być znak. To wszystko miało się zdarzyć. To miało ukryty cel. Jaki? Można się tylko domyślać.
- Jest facetem. - odpowiedział. - A faceci zawsze są zazdrośni o swoje kobiety. - dodał. Była zmartwiona. Wyraźnie widać było jak rani Ją ten brak zaufania ze strony Maćka. I tym razem poczuł że może to być odpowiednia pora żeby spróbować coś sobie wywalczyć. Wiedział, że być może to nie fair ale skoro była tutaj, w Jego mieszkaniu, na Jego kanapie... - Nie rozumiem tylko dlaczego nie okazuje Ci wsparcia. Na Jego miejscu znając Twoją sytuację nie marnowałbym czasu na bezsensowne kłótnie. Wolałbym każdą chwilę kiedy tylko to możliwie spędzić z Tobą. Nawet jeżeli chodziłoby o chwilę rozmowy przez telefon. - powiedział ciszej.
- Thomas ja już nie wiem co ja mam robić. - westchnęła. W oczach pojawiły się Jej łzy. - To wszystko mnie przytłacza. Chcę dobrze a wychodzi źle...
- Hej... - przerwał Jej i przysunął się do Niej. Chwycił Ją za dłoń i ścisnął lekko. - Robisz wszystko żeby zadbać o swoja mamę i brata. Przedkładasz ich zdrowie nad swoje szczęście. Przyjechałaś tutaj do pracy nie znając praktycznie nikogo i niczego tylko po to żeby zarobić na operację dla Szymona. Jeżeli Maciek nie jest w stanie dostrzec tego co robisz... to tylko Jego strata. Jesteś najsilniejszą kobietą jaką kiedykolwiek poznałem i nie wolno Ci myśleć, że cokolwiek robisz to wszystko jest złe. Postępujesz słusznie i cieszę się że w jakikolwiek sposób mogę Ci w tym pomóc. Jestem z Ciebie dumny i podziwiam Twoją odwagę Zośka. Na prawdę. - powiedział szczerze. - No chodź tu do mnie. - przytulił Ją jak małą dziewczynkę. Objął Ją ramieniem i delikatnie głaskał po dłoni, którą nadal trzymał w swojej. - Pamiętaj, że ja zawsze będę po Twojej stronie i że zawsze możesz na mnie liczyć. - powiedział cicho prosto do Jej ucha.
   Poczuła Jego ciepły oddech. Jego silne ramię, które otaczało Ją dodając otuchy, Jego dotyk na swojej skórze, Jego bliskość, Jego zapach i ten głos... Czy to o tym mówił Maciek kiedy opowiadał o tym jak Morgi działa na kobiety? Być może. Ale tylko ten facet obecnie dawał Jej jasno do zrozumienia, że cokolwiek by się nie działo On przy Niej będzie. Tylko w Nim miała wsparcie. Potrzebowała tego. Tylko liczyła na to wsparcie ze strony osoby, która Ją kocha. I to bolało najbardziej. Że przyjaciel wspierał bardziej niż chłopak. I nie chodziło tu o przytulenie. Ale o słowa otuchy. Zrozumienie.
- Dziękuję Ci Thomas. - powiedziała cicho i odsuwając się lekko od Niego spojrzała Mu w oczy. Były pełne troski. A kiedy się uśmiechał wokół nich tworzyły się lekkie zmarszczki. Dodawały Mu uroku i powagi. Mówiły o tym jak wiele już przeżył mimo, że był młodym człowiekiem. Świadczyły o dojrzałości. Kiedy wpatrywała się w ten oceaniczny błękit w Jego oczach nie mogła przestać. Tak bardzo wciągał. Zerknęła na ich złączone dłonie. Mimo, że uważała, że nic złego nie robi czuła, że nie powinna do tego dopuszczać.
- Nie masz za co mi dziękować. - powiedział cicho będąc zaskakująco blisko Jej twarzy. Natychmiast uwolniła dłoń z Jego uścisku i wstała z kanapy. Po Jego twarzy przemknął cień zawodu.
- Późno już. Jutro musisz mi pokazać drogę do pracy. - uśmiechnęła się lekko do Niego. Pokiwał tylko głową. - Mam nadzieję, że chłopaki się nie zawiodą nową terapeutką. - dodała.
- Na pewno się ucieszą. - zapewnił wstając z kanapy i sprzątając po kolacji.
- Thomas... - podeszła do Niego.
- Tak? - zapytał. Była bardzo blisko. Znów widział te magiczne oczy. Znów czuł to ciepło bijące od Niej. Znów tak bardzo pragnął zatopić się w Jej malinowych ustach. - Robisz najlepsze kakao pod słońcem. - powiedziała i pocałowała Go w policzek po czym odeszła do pokoju. Uśmiechnął się pod nosem tępo wpatrując się w drzwi do Jej pokoju. Serce walczyło z rozumem. Puls wracał do normy po bliższym kontakcie z Nią. "Dlaczego tak na mnie działasz?" - pomyślał.
"Bo ma fajne cycki"
"Czemu myślisz tylko o cyckach?"
"Bo to jest laska, a laski mają cycki."
"Kocham Ją."
"A Ona kocha innego. Jest Twoją przyjaciółką i Ci cholernie ufa. Morgensternie, nie zepsuj tego..."


***********************************************************************************
Witajcie :)
Dziś rozdział specyficzny bo skupiający się na jednym wieczorze tylko w jednym miejscu.
Wątek Gregora i Adelki obiecuję wpleść jutro :)
Postaram się Was zaskoczyć co będzie trudne, bo po komentarzach stwierdzam, że stałam się lekko przewidywalna :P
Być może sesja mnie taką zrobiła ale sesja za mną a pierwsza obrona dopiero za 2 tygodnie więc mam nadzieję na duży zastrzyk weny w najbliższym czasie :P
Dziękuję za poprzednie komentarze kochane :)
Buziole i do jutra :*

poniedziałek, 9 czerwca 2014

23. Mała Zocha w wielkim świecie...

KRAKÓW...

- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - zapytała blondynka po drugiej stronie monitora. Miała łzy w oczach. Poznała brata Zośki, bo często odwiedzał siostrę w Krakowie. Mimo, że chłopak miał dopiero 17 lat był cholernie dojrzały i wrażliwy. I bardzo inteligentny. Blondynka uwielbiała z Nim rozmawiać. Uwielbiał chodzić po górach dlatego nie mogła sobie wyobrazić Jego przykutego do wózka. A słysząc wieści o Jej mamie nie potrafiła powiedzieć nic innego. - Zośka ja wracam do domu. - oznajmiła.
- To niepotrzebne. Za 3 godziny mam samolot do Wiednia. - dodała. 
- Kiedy Cie zobaczę? - zapytała.
- Jak tylko będę miała taką możliwość to przyjeżdżam do Polski. Mam tylko jedną prośbę...
- Co tylko chcesz. - powiedziała natychmiast.
- Zaopiekujesz się moją mamą? - spytała drżącym głosem. 
- Oczywiście, że tak. Jak tylko wyjdzie ze szpitala to zabieram Ją do siebie. - odparła. Adela mimo, że pochodziła z dość bogatej rodziny chciała być bardzo niezależna od rodziców. Co nie zmieniało faktu, że dom przepisany na Nią przez ojca przyjęła z radością. To właśnie tam miała zamiar opiekować się mamą Zośki. Rodzina Zośki była jedną z tych rodzin, które miały tylko siebie. Nieżyjący ojciec, matka i dwójka dzieci. Nikt więcej. Żadnych ciotek, żadnych kuzynek, nikogo... Mogli liczyć tylko na siebie. Dlatego Adela wiedziała jak ciężko teraz musi być przyjaciółce. Wszystko zwaliło się Jej na głowę. - Co na to wszystko Maciek? - zapytała niepewnie. Zauważyła smutek pojawiający się na twarzy brunetki.
- Dużo o tym rozmawialiśmy. Bardzo mnie wspiera. Nie chciał żebym wyjeżdżała ale nie mam innego wyjścia. Zaproponował, że da mi część pieniędzy.
- I co powiedziałaś?
- Nie zgodziłam się.
- Przecież to by Ci ułatwiło sprawę. Mogłabyś wcześniej wrócić z Austrii. - stwierdziła nie rozumiejąc zachowania przyjaciółki.
- Powiedziałam Wam o tym żebyście nie domyślali się dlaczego wyjeżdżam i  nie odebrali tego źle. Nie chcę pieniędzy. Nie wiem kiedy będę mogła oddać poza tym...
- Poza tym? - dopytywała.
- Jestem z Maćkiem nieco ponad miesiąc. To zbyt krótko żeby rozmawiać o planach na przyszłość i byciu razem na dobre i na złe. Owszem zależy mi na Nim cholernie i czuję do Niego ogromne uczucie ale nie potrafię jeszcze powiedzieć, że Go kocham. To dla mnie stanowczo za wcześnie. A jak teraz wyjadę... wszystko może się zmienić.
- Myślisz, że Wasz związek nie przetrwa?
- Nie chcę się z Nim rozstawać Adela... Tylko ja mam przeczucie, że kiedy wyjadę coś się z czasem zmieni i już nie będziemy ze sobą tylko obok siebie. Boję się, że staniemy się dla siebie obcy. I to cholernie boli.
- Kurrde jaką ja mam ochotę Cie teraz przytulić... - westchnęła. - Nie ważne co się wydarzy ja zawsze będę po Twojej stronie Zocha. - zapewniła.
- Jak pogoda w Egipcie? - zapytała brunetka chcąc zmienić temat.
- Och gorąco jak diabli i co chwilę... zaraz... - przerwała. - Skąd wiesz że jestem w Egipcie? - zapytała. Brunetka westchnęła.
- On chce się oświadczyć Sandrze Adelka. Ten facet ma już prawie obrączkę na palcu w co Ty się pakujesz? - zapytała.
 Blondynka wyglądała jakby Ją ktoś kopnął w brzuch.
- Wiem, że Gregor chce się Jej oświadczyć.
- I tak po prostu zgadzasz się na romans? - zdziwiła się. - Nie poznaję Cię...
- Czasem... - zaczęła niepewnie. - Czasem człowiek po prostu musi zrobić coś niezgodnego ze swoim sumieniem. - powiedziała. - Wiem, że to jest złe ale przez ten czas, który z Nim spędzam... Zośka ja jeszcze nigdy nie byłam taka szczęśliwa. - wyznała a oczy Jej się zaświeciły. - Wiem, ze to nie potrwa długo i że już nigdy się nie powtórzy. Ale nie chcę żałować potem że czegoś nie zrobiłam mając do tego okazję.
- Wiesz jak poczułaby się ta dziewczyna jakby się dowiedziała? Pomyślałaś o Niej?
- Nie. I nie mam zamiaru. - odpowiedziała natychmiast.
- Nie widzisz tego, że On po prostu Cię wykorzystuje?
- Nie dbam o to.
- Boże... jak to się stało, że aż tak zawrócił Ci w głowie? - zapytała cicho.
- Zośka... ja chce po prostu być przez chwilę szczęśliwa. - usłyszały dzwonek do drzwi. - To Maciek?
- Tak.
- Kopnij Go ode mnie. - powiedziała i rozłączyła się. Brunetka zamknęła laptopa i otwarła drzwi chłopakowi. Stał w drzwiach z miną mówiącą wszystko. Nie chciał Jej odwozić na lotnisko. W ogóle nie chciał żeby gdziekolwiek wyjeżdżała. Przez ostatnie dni jeszcze bardziej uświadomił sobie jak ważna jest dla Niego. Jak bliska. Jak bardzo Ją kocha. Wiedział, że Ona także darzy Go ogromnym uczuciem. Wiedział dlaczego nie powie Mu tych dwóch słów które tak bardzo chciał od Niej usłyszeć. I rozumiał to. Ale tęsknił za Nią już teraz. Za każdym Jej spojrzeniem, za każdym dotykiem, za każdą wspólną nocą...
- Jestem gotowa. - powiedziała cicho, przyciągając małą walizkę do siebie. Pokiwał tylko głową i wziął walizkę kierując się do samochodu...

INNSBRUCK...

   Każdy dzień, który mógł spędzić z córką był wyjątkowy. Ten także. Duma rozpierała Jego serce kiedy widział jak półtora roczna Lily walczy o to żeby porozmawiać z napotkanymi podczas spaceru zwierzętami. Jej gaworzenie było tak piękne, że nie był w stanie się nie uśmiechać. Codziennie dziękował Bogu za ten skarb. Teraz Jego życie bez tej małej istotki praktycznie nie miałoby sensu. Bo to Ona była sensem.
- Wygadana po tatusiu - zauważyła blondynka. 
- Dobrze, że urodę odziedziczyła po Tobie. - zaśmiali się.
- Jesteś pewien że transfer Sylvii jest najlepszym rozwiązaniem? - zapytała.
- To jedyne rozwiązanie Kristy. - oznajmił poważniej.
 Mimo, że nie byli ze sobą nadal potrafili szczerze rozmawiać. Faza przyjaźni na jakiej zbudowali swój związek nigdy nie minęła. Mimo, że miłość nagle zniknęła przyjaźń pozostała. Być może dla ludzi z boku wyglądało to dość dziwnie. Ale skoro nadal się szanują i umieją ze sobą rozmawiać to po co toczyć jakieś dziwne wojny? Zwłaszcza, że oboje tak samo mocno kochają owoc ich związku. A dobre relacje pomiędzy rodzicami to najlepsza rzecz jaka może spotkać dziecko.
- Thomas... - zaczęła. - Wiesz, że poprę każdą Twoją decyzję ale... 
- Co jest?
- Wiem o tej dziewczynie z internetu. - wyznała. - I wiem, że Ją poznałeś. Wiem, że to dziewczyna Maćka i wiem, że teraz ma kłopoty.
- Manu ma stanowczo za długi jęzor. - westchnął.
- Zakochanie się nie jest czymś złym. - dodała. - Tylko jest jedna zasada. Jeżeli Ona kocha Maćka, nie możesz tego zniszczyć. - zakończyła. Wzięła małą na ręce i przeszła dalej zostawiając blondyna samego ze swoimi myślami.

KRAKÓW...

   Stojąc w kolejce do rękawa samolotu miała ochotę zapłakać. Mimo, że Maciek cały czas Ją przytulał i całował mówiąc że wszystko będzie dobrze Ona nie potrafiła w to uwierzyć. Ciągle czułą, że stanie się coś niedobrego. 
- Zosiu... - szepnął Jej do ucha kiedy osoby przed Nią wchodziły już na pokład. Spojrzała w te Jego smutne oczy i nie wiedziała co powiedzieć. Łzy musiały wypłynąć. Chociaż tak bardzo Je zatrzymywała. - Hej, nie płacz... Wszystko będzie dobrze zobaczysz. - zapewniał. - Jak dotrzesz na miejsce to zadzwoń. I niczym się nie przejmuj. Musisz teraz być silna. Kto jak nie Ty? - zaśmiała się lekko i mocno wtuliła w Jego ramiona. 
- Te ostatnie dni...
- Ciii wiem... - szeptał. - To były najlepsze chwile w moim życiu. 
 Odsunęła się od Niego żeby ponownie spojrzeć Mu w szczere oczy. Pocałował Ją. Bardzo delikatnie i zmysłowo zapamiętując z tej chwili wszystko. 
- Kocham Cię. Pamiętaj o tym. - dodał. Pokiwała szybko głową i nie chcąc rozpłakać się na dobre weszła na pokład samolotu.

  Lot nie był długi. Gdyby nie to, że facet obok Niej co chwilę czegoś chciał byłby nawet przyjemny. Odetchnęła z ulgą kiedy stewardessa potwierdziła dotarcie na miejsce. Słońce świeciło wysoko na niebie powodując, że niewdzięczne krople potu zalewały Jej czoło. Lotnisko było wielkie i łatwo było się tam zgubić. Tłumy ludzi, którzy spieszyli się nie wiadomo dokąd spowodowały u brunetki lekki atak paniki. Właściwie nie wiedziała co ma teraz robić. Dotarła do postoju taksówek i kazała się zawieź pod siedzibę kliniki rehabilitacyjnej na obrzeżach Wiednia. To tam miała czekać na Nią praca, która pozwoli na operację Jej ukochanego brata. I tylko ta myśl pchała Ją do przodu. Musiała sobie poradzić dla Niego. Dla Szymona.
  Kiedy dotarła pod ogromny budynek cały oszklony zielonymi szybami weneckimi poczuła się jakby była w siedzibie FBI. Na wejściu ochrona, wszyscy elegancko ubrani, kobiety w odpowiednich uniformach z odpowiednimi makijażami i fryzurami... Patrząc na jej krótkie spodenki t-shirt i trampki można by powiedzieć, że zgubiła się podczas zwiedzania okolicy. Podeszła do miejsca wyglądającego jak hotelowa recepcja. Za ladą stała miło wyglądająca młoda kobieta, która miała doklejony na siłę uśmiech na ustach. 
- Dzień dobry, ja nazywam się Zofia Pawlak i miałam się dzisiaj zgłosić do pracy. - powiedziała na wstępie. Kobieta zmierzyła Ją wzrokiem. - Jestem tu prosto z lotniska. - wyjaśniła chcą jakby wytłumaczyć swój naganny ubiór. Lekko Ją to bawiło ale lepiej nie robić sobie wrogów już na początku.
- Proszę chwilkę poczekać. Kruszynka się Panią zaopiekuje. - powiedziała.
- Kruszynka?
- Zaraz do Pani przyjdzie Pani opiekunka. Proszę sobie usiąść na kanapie. - wskazała miejsce w poczekalni.
 Brunetka posłusznie wykonała polecenie i cierpliwie czekała aż owa Kruszynka zjawi się obok Niej. Od razu zaczęła się obawiać tego miejsca. Ludzi tu pracujących. Ktoś kto wymyśla takie pseudonimy nie może być normalny. Po chwili u Jej boku zjawiła się wspomniana opiekunka.
- Witam, nazywam się Samantha Haas dla znajomych "Kruszynka". Będę Twoją opiekunką podczas pierwszych kilku tygodni pracy. - przedstawiła się. Kiedy brunetka na Nią spojrzała od razu domyśliła się dlaczego owa Samantha ma takie a nie inne przezwisko. Kobieta miała młodą, przyjazną twarz, duże piwne oczy, burzę czerwonych loków na głowie i jakieś 30kg nadwagi.
- Witaj, jestem Zofia. - uścisnęły sobie dłoń.
- Dobrze, że masz ze sobą bagaż możemy jechać od razu. - powiedziała i ruszyła przed siebie.
- Dokąd jechać? - zapytała zdezorientowana. 
- Do Naszego nowego miejsca pracy.
- To nie będę pracować tutaj? - spytała ponownie.
 Wsiadły do czarnego dużego samochodu i Samantha pewnie ruszyła przed siebie.
- Nie. Tutaj już mają komplet. Mam Cię przygotować do przejęcia innego stanowiska. Wprowadzić w zakres obowiązków, zapoznać z klientami oraz harmonogramem wyjazdów. Masz paszport? - zapytała.
- Mam... ale...
- To świetnie. Nie będzie problemu z podróżami do Japonii.
- Do Japonii?
- Musimy Ci znaleźć jakiś hotel dopóki nie wynajmiesz sobie mieszkania ale z tym nie będzie problemu. Chyba.
- Ok, powoli, powiedz mi proszę, bo czegoś tutaj nie rozumiem, gdzie My jedziemy i kto będzie naszym klientem? - zapytała zaniepokojona...

INNSBRUCK...

   Puste mieszkanie to najgorsza rzecz jaka może spotkać mężczyznę kolo 30stki. Ciszę przerywa jedynie głos pochodzący z telewizora. Usiadł na kanapie przed nim i rzucił klucze na szklany stolik. Rozejrzał się dokoła. Nic tylko czas poczuć się staro i samotnie. Kiedy nie mieli zgrupowań nie mieszkali wspólnie. Nie było grupowych wygłupów. Ale Jego życie i tak było wesołe. Od kiedy Schlierenzauer został Jego współlokatorem nie cierpiał na nudę. Oczywiście do czasu kiedy Gregor nie postanowił wyjechać na wakacje romansując z Adelą. Pokręcił głową myśląc o tym. Nie rozumiał przyjaciela. I chyba nie chciał zrozumieć. Obiecał sobie kiedyś, że nie będzie się wtrącał w Jego życie mimo, że bardzo czasem tego chciał. Tylko, że tym razem szatyn ostro przegiął. I nic dobrego z tego nie wyniknie. Myśląc o Gregorze i Adeli nie mógł nie pomyśleć o Zośce. Ta dziewczyna mimo usilnych starań cały czas siedziała Mu w głowie. Ciągle zastanawiał się jak mógłby Jej pomóc. Jak mógłby Ją zdobyć... O tym myśleć nie powinien ale to przychodziło samo i było silniejsze od Niego. Spojrzał na zegarek. 
- Powinnaś być już w Wiedniu... - stwierdził. 
 Wyciągnął telefon i zastanawiał się czy nie zadzwonić do Niej. Sprawdzić czy wszystko w porządku. Czy nikt Jej nie oszukał. Czy się nie zgubiła. W końcu była taka mała i drobna... Uśmiechnął się na tą myśl. Była jak Calineczka. W tym momencie na wyświetlaczu pojawiło się Jej imię. Zdziwił się nieco ale odebrał od razu.
- Właśnie miałem do Ciebie dzwonić. - powiedział wesoło. - Jak podróż?
- Świetnie. Thomas... mam problem. - oznajmiła nieśmiało.
- Co się stało? - spytał zaniepokojony. Bezwiednie wstał z kanapy i podszedł do okna.
- Nastąpiła mała zmiana planów w tej firmie w której miałam pracować. Zarezerwowałam już sobie hotel w Wiedniu ale musiałam odwołać rezerwację i...
- Ale co się stało?
- Thomas... moglibyśmy się spotkać? - zapytała.
- Wiesz, że chętnie bym to zrobił ale droga do Wiednia zajmie mi co najmniej 4 godziny... Dlaczego musiałaś odwołać rezerwację? Gdzie Ty będziesz nocować?
- Ech... Nie jestem w Wiedniu. - oznajmiła.
- A gdzie? - teraz zaczął się na prawdę martwić. 
- W Innsbrucku. Siedzę na deptaku obok jakiejś cukierni...


Po pierwsze:
100 laaaaat 100 laaaaat
Niech żyje naaaaaaaaaaaaaaaaaaaam!!
A kto?
Maaaaaaaaaaaaciuuuuuuuś!! :*

Po drugie:
Nie mogłam się powstrzymać :D
Taaaaka jest słodziutka ^^

**********************************************************************************
Na tym zdjęciu Morgi ma strasznie duże zmarszczki nie sądzicie? :P
A co do rozdziału to same oceńcie sytuację. :)
Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)
Buziole :*