sobota, 5 lipca 2014

33. Komplikacje...

AUSTRIA, INNSBRUCK…

            Cały czas czuła Jego wzrok na sobie. Cieszyła się, że wrócił. Że wszystko wraca powoli do normy. Ale czy na pewno? Był wyraźnie zmęczony. Jego oczy były jeszcze szare. Nie odzyskały dawnego błękitu, dawnej zieleni. Wiele razy zastanawiała się jak właściwie określić kolor Jego tęczówek. Były tak intensywne a zarazem głębokie, że czasem zatracała się w nich jedynie o nich myśląc. A teraz? Teraz były przygaszone. Pozbawione radości. Pełne czegoś co zaczynało Ją martwić.
- Trochę jestem zmęczony. – powiedział. – Pójdę się położyć, bo jutro nie wstanę na trening. Dobranoc. – dodał i wyszedł do swojego pokoju.
  Tak. Był inny. Zbyt spokojny. Zbyt opanowany. Zbyt smutny i małomówny. Wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z szatynem i po cichu wyszła z salonu. Delikatnie zapukała do pokoju blondyna i usłyszawszy ciche „proszę” weszła. Stał przy oknie patrząc nie wiadomo na co. Walizka rozłożona na łóżku była jeszcze pełna.
- Wziąłem leki. – powiedział cicho.
- Nie przyszłam Cię kontrolować. – odparła ciepłym głosem. Uśmiechnął się lekko. Brakowało Mu tego głosu. Tego opanowania i spokoju, który Go ogarniał przy Niej. Poczuł Jej obecność zaraz za sobą. Biło od Niej coś elektryzującego. Zawsze miał w Jej towarzystwie lekkie ciarki na plecach. A kiedy widział Jej uśmiech wszystko nagle stawało się prostsze.
- Jako mój opiekun powinnaś. – odpowiedział po chwili.
- Jako Twoja przyjaciółka nie muszę. – odparła. – Ufam Ci Thomas i wiem, że nie zrobisz już żadnej głupoty. Masz dla kogo się starać. Masz Lilly. – dodała. Spojrzał na wielkie zdjęcie wiszące nad Jego łóżkiem. Wesoła blondyneczka patrzyła na Niego swoimi wielkimi oczami śmiejąc się wesoło i wystawiając w Jego kierunku swoje malutkie rączki. Znów musiał się uśmiechnąć. Córka powodowała, że Jego serce napełniało się ciepłem.
- Masz rację. Mam Lilly. – westchnął. Odwrócił się w końcu w Jej stronę. – Przepraszam. – powiedział poważnie.
- Za co? – zdziwiła się lekko.
- Za to, że znowu dodaję Ci obowiązków. To nie był mój pomysł żebyś to Ty została moim opiekunem. Chciałem, żeby był nim Gregor ale Heinz stwierdził, że Schlieri jest za mało odpowiedzialny. Jakbym potrzebował niańki 24h na dobę. – pokręcił głową. – Chyba przestał mi ufać.
- Martwi się o Ciebie. Zna Cię od dziecka i obwinia się za to, że nie zauważył Twoich problemów, że być może coś zaniedbał kiedy dochodziłeś do siebie po wypadku. Chce mieć pewność, że teraz wszystko będzie z Tobą dobrze. – powiedziała pewnie. – Nikt nie przestał Ci ufać. Ani Heinz ani Greg ani ja. Nadal jesteś dla nas tym samym Thomasem co przedtem.
- Już nigdy nie będę taki sam Zośka. – powiedział szczerze patrząc Jej w oczy. – Mam tylko nadzieję, że nie zmieniłem się tak bardzo jak mi się wydaje.
- To się dopiero okaże. Najważniejsze jest to, że chcesz walczyć. A to jak bardzo tego chcesz widać po tym jak szybko stamtąd wyszedłeś. – powiedziała. – Jestem z Ciebie cholernie dumna. – dodała z uśmiechem. – A spróbuj to schrzanić to się do Ciebie słowem nie odezwę. – pogroziła Mu palcem. Uśmiechnął się wesoło. – Czemu się jeszcze nie rozpakowałeś? – spytała.
- Z czystego jak łza lenistwa. – odpowiedział podchodząc do walizki. Powoli zaczął układać swoje rzeczy w szafce. Usiadła na brzegu łóżka i przyglądała Mu się. – Tak, schudłem. Wiem to. – mruknął.
- Nie ma się czym chwalić Thomas. Nie mogę pozwolić na to, żebyś ważył mniej ode mnie. Do końca tygodnia będę Cię karmić jak małe dziecko a potem będziesz przychodził do mnie na obiadki. – zaśmiała się. Wyprostował się usłyszawszy to.
- Do Ciebie? – spytał zdezorientowany. Uśmiechnęła się lekko widząc Jego zawiedzioną minę. – Czyli to już postanowione tak? – zapytał kontynuując rozpakowywanie.
- Muszę. – odparła.
- Manu się pewnie ucieszył co nie? – zapytał.
- Manu? Czemu miałby się ucieszyć? – spytała. Zamknął szafkę i usiadł obok Niej.
- Przeprowadzisz się do Jego kuzynki. Będzie mógł się częściej z Tobą spotykać. – wzruszył ramionami.
- Nie wiem co masz na myśli ale nie przeprowadzam się do kuzynki Fettiego. – oznajmiła.
- Nie?
- Nie Thomas. Mam na oku niedrogie mieszkanie na obrzeżach. Za tydzień ma przyjechać moja mama a po operacji sprowadzę tu Szymona. Chcę mieć ich obok siebie. – powiedziała z uśmiechem.
- Przeprowadzacie się tutaj? – zapytał z nadzieją.
- Tak będzie lepiej. Nie tylko dla mnie ale i dla nich. – stwierdziła.
- Jak się trzymasz? – zapytał. Doskonale wiedziała o co Mu chodzi.
- Dobrze. Skupiam się na pracy i jest naprawdę świetnie.
- A tak serio? – spytał ponownie. Popatrzyła na Niego niepewnie. Bała się, że jak powie wszystko co leży Jej na sercu to nie wytrzyma i się rozklei. Rozpadnie i nie będzie umiała się potem złożyć.
- Wszystko jest do dupy Thomas. Ale… - jej wypowiedź przerwał Jej telefon. Zerknęła na wyświetlacz. ADELA DZWONI. Odebrała od razu. – Cześć blondynko, czemu dzwonisz tak późno? – spytała wesoło.
- Zośka… mam dwie wiadomości.
- Zacznij od dobrej. – powiedziała poważniejąc.
- Nie powiedziałam, że jest jakaś dobra. – odparła. Była zbyt poważna, żeby kłamać albo robić sobie żarty więc naprawdę musiało się coś stać.
- Co się stało? – zapytała nerwowo. Blondyn przysłuchiwał się rozmowie ale nie mógł nic zrozumieć. Widział tylko jak brunetka się napina a z Jej twarzy znika uśmiech. To nie wróżyło nic dobrego.
- Twoja mama… gorzej z Nią. – powiedziała poważnie. – Ma bardzo silne bóle głowy i co chwile mdleje. Jutro będą robić jej tomografię. Więc jak tylko czegoś się dowiem to od razu do Ciebie zadzwonię.
- Boże… dobrze, będę czekać na telefon. A ta druga wiadomość? – spytała.
- To… nie jest na rozmowę przez telefon. Jak przyjadę z Twoją mamą to wtedy porozmawiamy. Tylko…
- Tylko co?
- Ja nie wiem czy jest sens żebym tam przyjeżdżała. – oznajmiła.
- Dlaczego? – zdziwiła się brunetka.
- Bo jak przyjadę to będę musiała zaraz wrócić. – powiedziała z płaczem.
- Adela co się dzieje? Dlaczego Ty płaczesz? – spytała z przejęciem. Zerknęła w stronę blondyna, który patrzył na Nią w skupieniu.
- Zośka ja… Ja jestem w ciąży! – wykrzyczała i rozpłakała się na dobre…

POLSKA, KRAKÓW…

- Dałem Jej zielone światło. – oznajmił upijając łyk piwa.
- Tzn.? – spytał blondyn siedzący na fotelu obok.
- Poprosiłem, żeby mi obiecała, że da szansę Thomasowi. – stwierdził.
- Oszalałeś. – blondyn odłożył puszkę z piwem  na stolik przed nimi i ściszył telewizor.
- Dawid, dobrze wiesz, że to by nie wyszło. Ja mam mieć dziecko z inną kobietą. – powiedział dobitnie.
- A Morgi nie ma… - stwierdził z powątpieniem.
- Ma. Tylko, że Jego dziecko już się urodziło a On i Kristina ułożyli już sobie życia tak jak ma być. Ustabilizowali się i porozumieli w kwestii wychowania, odwiedzin itd. To jest zupełnie inna bajka. Oni są gotowi na nowe rozdziały w swoim życiu. Dla mnie nowym rozdziałem ma być Majka i dziecko.
- I tak po prostu odpuszczasz? – zdziwił się. – Jeszcze nie dawno walczyłbyś o nią jak lew. Nagle przestałeś Ją kochać?
- Nie. Po prostu… Muszę teraz spróbować przelać całą miłość na kogoś innego. A mam Jej dużo, bo w związku z Zośką kochałem za dwoje.
- Nie wierzę, że nic do Ciebie nie czuła. Widziałem jak na Ciebie patrzyła. Dlatego nie rozumiem dlaczego oddajesz Ją Morgiemu. – drążył uparcie.
- Kiedyś powiedziała mi, że do Thomasa czuje zupełnie co innego niż do mnie.
- No właśnie!
- No właśnie. We mnie się zakochała a Jego kocha Dawid. Koniec tematu…

AUSTRIA, INNSBRUCK…

- W ciąży? – blondyn nie mógł uwierzyć w to co właśnie usłyszał. – Jest tego pewna? – zapytał. Miał jeszcze niewielką nadzieję, że to pomyłka, albo fałszywy alarm. Nie wyobrażał sobie tego jak taką wiadomość przyjmie Gregor. Zwłaszcza, że bardzo dobrze Go zna. Schlieri miał problem kiedy musiał na chwilę zostać z Lilly a co dopiero kiedy dowie się, że zostanie ojcem.
- Adela była dzisiaj u lekarza. Nie ma mowy o pomyłce. – westchnęła. – Ona jest załamana. Ja nie wiem jak z Nią mam rozmawiać. – pokręciła głową. – I jest tam teraz sama. Jeszcze zajmuje się moją mamą, z którą teraz znowu jest kiepsko. – jęknęła. – Thomas Ty znasz Gregora lepiej niż każdy inny jak On zareaguje na taką wiadomość? – zapytała z nadzieją w głosie. Blondyn spojrzał na Nią z miną wyrażającą lekkie zakłopotanie. – O Boziu… - schowała twarz w dłoniach.
- Hej, popatrz na mnie. – uniósł Jej podbródek tak, żeby na Niego spojrzała. – Wszystko będzie w porządku. Musisz w to wierzyć. Jeżeli nie będziesz w to wierzyć to Adela też nie będzie a teraz Jej to nie pomoże. – powiedział poważnie. – Wszystko będzie dobrze tak? – zapytał patrząc Jej głęboko w oczy. Pokiwała lekko głową. – Kiedy przyjeżdżają? – zapytał.
- W niedzielę wieczorem. – powiedziała lekko uspokojona głosem blondyna.
- Więc mamy tydzień, żeby przygotować Gregora na taką wiadomość. Damy sobie radę. Zobaczysz. – powiedział pewnie.
- Na pewno?
- Tak. Na pewno. Kto jak nie my? – spytał z uśmiechem. Też się lekko uśmiechnęła. – Z Twoją mamą też będzie dobrze. Już wykorzystałaś całkowicie limit pecha w swoim życiu. – zaśmiała się słysząc to.
- Mam wrażenie, że mój limit jest cholernie duży. – stwierdziła kręcąc głową. – Chyba przyciągam do siebie dzieci. Najpierw mój niedoszły mąż ze swoją dwójką, potem Maciek, Ty, teraz Adela… Do kogo bym się nie przywiązała ten zaraz spodziewa się dziecka. – blondyn uśmiechnął się słysząc te słowa.
- Ja się nie spodziewam. – zauważył. Wywróciła oczami. Delikatnie ścisnął Jej dłoń. – Damy sobie radę. – powtórzył. Spojrzała na Niego. Jego zdeterminowany wzrok dodawał Jej otuchy i pewności.
- Cieszę się, że wróciłeś. – powiedziała szczerze.
- Ja też się cieszę, że wróciłem. – odparł z uśmiechem na ustach.
  I zapanowała cisza. Po prostu patrzyli się na siebie. I jedno i drugie czuło wewnętrzną siłę. Moc, która dawała nadzieję na lepsze jutro. Na to, że wszystko potoczy się tak jak powinno. I było jeszcze coś. Uczucie nie dające obojgu spokoju. Uczucie przyciągające ich do siebie nawzajem. Uczucie nie pozwalające na oderwanie od siebie oczu. Uczucie, które powodowało szybsze bicie serca i stopniowe zmniejszanie odległości między tą dwójką. Wzrok przeskakiwał w oczu na usta, z ust na oczy… Delikatnie przejechał dłonią po Jej policzku, na którym pojawił się rumieniec. Musiała spuścić wzrok. Uśmiechnął się i pocałował Ją w czoło. Jak młodszą siostrę. Wiedział, że jest za wcześnie na jakiekolwiek ruchy. Wszystko jest jeszcze zbyt skomplikowane i świeże żeby dodawać komplikacji jeszcze bardziej. Czekał na Nią do tej pory, więc poczeka jeszcze trochę.
Chyba, że Pan Fettner sprzątnie Ci Ją sprzed nosa.” – podpowiedziała podświadomość.
„Do niczego Jej nie zmuszę.” – pomyślał.
Więc oddasz Ją tak po prostu?
„Tego nie powiedziałem.”
- Jutro o 8:00 macie wspólną rehabilitację ze mną na basenie. Przygotuj się na wodny fitness. – powiedziała w końcu.
- Wodny fitness… To żarcik tak? – zaśmiał się. Popatrzyła na Niego poważnie.
- Zapytaj chłopaków czy ja żartuję w kwestii rehabilitacji. – wystawiła u język i wstała chcąc wyjść z pokoju.
- Zosia? – zapytał. Pierwszy raz zwrócił się do Niej w taki sposób. Jego akcent lekko bawił ale był przyjemny dla ucha.
- Słucham.
- Mogę Cię o coś spytać?
- Strzelaj.
- Czy Ty i Manu... Czy Wy coś… razem… - plątał się. Uśmiechnęła się miło.
- Jutro idziemy na kawę, którą Mu wiszę i ma mi pokazać miasto. To tylko dobry kolega. – powiedziała pewnie. – Nowe związki na razie chyba nie są dobrym pomysłem w moim wykonaniu. – dodała ciszej patrząc na Niego uważnie. Chciała jak najdelikatniej zaznaczyć, że to dla Niej za wcześnie i żeby nie robił żadnych głupot.
- Jasne. To jest zrozumiałe. – uśmiechnął się. – Dobranoc.
- Dobranoc. – odparła i wyszła z pokoju.

***

- No chyba sobie żartujesz… - jęknął Michael. – Nie ma mowy żebyśmy znowu udawali jezioro łabędzie do jakiejś durnej muzyki. – oburzył się słysząc piosenkę przygotowaną na dzisiejszy poranek przez brunetkę.
- Póki co to w Waszym wykonaniu był bardziej kaczy staw niż jezioro łabędzie więc nie marudź. – powiedziała stojąc na brzegu basenu, w którym grupka austriackich skoczków krzywiła się na dźwięki wydobywające się z radia.
- Stefan powiedz coś!
- Sorry Greg ale ostatnio obiecałem, że nie będę jęczał na aerobiku z Zośką. Wolę się tutaj ośmieszać niż patrzeć na Samanthę.
- Stefan ma rację. Poza tym ludzie wiedzą, że mamy nietypowe treningi więc się przyzwyczaili. – dodał Manuel. Blondyn stal z boku i przyglądał się tej wymianie zdań dziwiąc się jednak niezmiernie.
- Greg i Michael jeżeli Wam nie pasuje możecie dołączyć do kolorowych kolegów w basenie obok. – powiedziała. - To jak? Mam Wam przygotować motylki i czepki? – spytała. Niechętnie pokręcili głowami i ustawili się w odpowiedniej kolejności. – Thomas stań obok Grega to pokaże Ci co masz robić. Zaczynacie rozgrzewką taką jak zwykle tylko podkręcamy tempo. – powiedziała i puściła muzykę.
- Wy tak na serio czy robicie ze mnie idiotę? – zapytał szatyna.
- Thomas radzę Ci nie zrzędź i lepiej się Jej słuchaj.
- Co Ona Wam takiego zrobiła, że się tak boicie? – zapytał.
- Jeszcze większe pośmiewisko niż to co widzisz teraz. – stwierdził. – Nie przejmuj się niczym tylko rób co Ci pokazuję. Nie wiem jakim cudem ale to naprawdę poprawia nam kondycję i mięśnie no i nie obciąża kręgosłupa. – dodał.
- Thomas to, że Cię nie było nie zwalnia Cię z ćwiczeń! – krzyknęła. – Rusz dupsko! – nie mógł uwierzyć, że to ta sama Zośka, którą znał.

***

            Innsbruck był wyjątkowo ładnym miastem. Tyle mogła powiedzieć po wycieczce jaką zrobił Jej Manuel. Nie dość, że zwiedziła chyba wszystkie możliwe tam miejsca to jeszcze świetnie się przy tym bawiła.
- Nie myślałeś o karierze Pana od wycieczek? – zapytała z uśmiechem.
- Jak pójdę na emeryturę to będę oprowadzał studentki. – puścił Jej oko. Znów się zaśmiała.
- Dziękuję za miłe popołudnie. – powiedziała kiedy stali już przy wejściu do mieszkania.
- Nie ma za co. Polecam się na przyszłość. – odparł. – Nie zdążyliśmy pójść na tą kawę. – przypomniał.
- W takim razie pójdziemy następnym razem. – uśmiechnęła się. – Za chwilę mają dzwonić ze Stanów i poinformować mnie jak wszystko tam przebiega. Strasznie się tym denerwuję. – powiedziała zagryzając dolną wargę z nerwów.
- Hej, nie martw się. Wszystko będzie dobrze. – przytulił Ją do siebie. Zerknął w kierunku okna i zauważył poruszającą się firankę. Uśmiechnął się pod nosem i jeszcze bardziej zbliżył się do brunetki. – Gdyby coś było nie tak, to zawsze możesz na nas liczyć. – powiedział Jej cicho do ucha.
- Dziękuję. – dała Mu całusa w policzek i poczochrała po grzywce. – Użyj trochę mniej tego czegoś a nie będziesz mógł się opędzić od lasek. – puściła Mu oko i weszła do mieszkania z uśmiechem na twarzy. Też się uśmiechnął i spojrzał jeszcze raz w stronę okna…

**************************************************
Witajcie kochane J
Internet znów odmawiał posłuszeństwa, dlatego tak krótko L
Mam nadzieję, że od dzisiaj będzie już wszystko po staremu.
Ale na wszelki wypadek nie obiecuję kiedy będzie kolejny rozdział.
Dziś oddaję to co widzicie wyżej i Prolog mojego nowego opowiadania, które mam nadzieję zaciekawi nie tylko fanki Michała Winiarskiego. ;)
Liczę na Wasze wsparcie i obecność (aktywną!) i tutaj i tam.
Zapraszam na

Buziole :*

czwartek, 3 lipca 2014

32. Przeprosiny i powroty...

KRAKÓW, ARESZT ŚLEDCZY…

- Nie wiem dlaczego tutaj przyszłam. – powiedziała do słuchawki trzymanej w ręce. Przez plastikową szybę patrzyła w oczy mężczyźnie, który przez swoją głupotę sprawił nieszczęście dotykające całą Jej rodzinę. – Niech Pan mówi to co chciał mi Pan powiedzieć. Nie mam zbyt wiele czasu. Za dwie godziny mam samolot.
- Chciałem przeprosić. – powiedział. Miał może niewiele ponad 30 lat. Jego oczy wydawały się być szczere. Mimo młodego wieku pojawiły się pierwsze zmarszczki na Jego twarzy. To co się wydarzyło i więzienie dodały kolejne kilka lat Jego rysom.
- Przeprosić? – zdziwiła się. Telefon jaki otrzymała poprzedniego dnia, informujący Ją, że mężczyzna, który spowodował kalectwo Jej brata i śpiączkę Jej matki chce się z Nią spotkać wyprowadził Ją z równowagi. Zdziwienie powoli przeszło w oburzenie. – To nie mnie powinien Pan przepraszać ale siebie. Za swoją głupotę. Wie Pan co mogę sobie zrobić z Pana przeprosinami?
- Wiem, to nie zmieni tego co się stało. Ale chciałem, żeby Pani wiedziała, że bardzo tego wszystkiego żałuję. – powiedział spokojnie.
- O to fantastycznie. Czy zdaje sobie Pan sprawę z tego co się stało z naszym życiem? Moja mama zapadła w śpiączkę. Nie budziła się prawie miesiąc a teraz kiedy się już obudziła nadal nie jest z Nią dobrze, a mój brat? On ma tylko 18 lat. Dopiero zaczynał swoje życie. Chciał być zawodowym siatkarzem. Grał w jednym z lepszych klubów i nagle bam! Zjawia się Pan, zalany w trupa, prowadzący tira i mój brat ledwie przeżył. – powiedziała podniesionym głosem.
- Ale żyje…
- Słucham?! Co Pan powiedział?! – Jej nerwy były na skraju wytrzymałości. Gdyby nie oddzielająca ich szyba w tym momencie facet dostałby po twarzy. – Dla mojego brata życie się skończyło w momencie kiedy został przez Pana kaleką na wózku inwalidzkim! Kiedy wszystkie Jego marzenia legły w gruzach! Wie Pan jak zmieniło się nasze życie? Jak zmieniły się plany? Wie Pan ile kosztuje operacja mojego brata, która o ironio jeszcze niczego nie gwarantuje? Wie Pan co ja i moi najbliżsi musieliśmy poświęcić żeby ta operacja w ogóle doszła do skutku?! – wykrzyczała. Musiała wziąć kilka głębszych oddechów żeby się uspokoić. – milczy Pan… Wie Pan co? Przyjmuję Pana przeprosiny. Ale to nic nie zmieni. Mam nadzieję, że wyrzuty sumienia będą Pana gryzły jak najdłużej. – powiedziała i odłożywszy słuchawkę wyszła z pomieszczenia dla odwiedzających.

AUSTRIA, INNSBRUCK…

- Kiedy wróci Zośka? – zapytał cicho Stefan.
- Nie wiem, mam nadzieję, że jak najszybciej. – odparł mu Manuel.
- Przysięgam, że jeżeli wróci jeszcze dzisiaj to ani raz nie zajęknę kiedy będzie chciała nas wziąć na wodny aerobik. – stwierdził błagalnie brunet kierując złożone ręce ku górze czym rozbawił wszystkich swoich kolegów.
- Kraft! – usłyszał za plecami. Zimny pot poleciał po Jego kręgosłupie. Głos Samanthy Go przerażał. Ona cała Go przerażała.
- Tak Sami? – zapytał i uśmiechnął się najładniej jak potrafi.
- Jeżeli jest Ci ze mną tak źle to możesz wyjść z ćwiczeń. – powiedziała spokojnie.
- Naprawdę mogę? – zapytał z entuzjazmem. Pokiwała głową i odprowadziła Go wzrokiem ku drzwiom do szatni.
- Jeśli coś się komuś jeszcze nie podoba to zapraszam do wyjścia. Oczywiście to jest równoznaczne z opuszczeniem najbliższych zawodów. – uśmiechnęła się. Nikt nie ośmielił się Jej przeciwstawić. Zza drzwi wychyliła się ciemna czupryna należąca do Stefana.
- Wiecie co? Tutaj wcale nie jest tak źle. Trochę jogi nam się przyda co nie chłopaki? Wyciszymy się, uspokoimy nerwy, będzie git! – zawołał z entuzjazmem wracając na matę którą porzucił.
- Widzisz Stefan? Joga ma swoje plusy. Zacząłeś myśleć. – powiedziała i odeszła od roześmianych chłopaków.
- Nie znoszę Jej. – jęknął.
- Nie jęcz. Zośka wraca dziś wieczorem. Jutro już będziesz śmigał pajacyki w basenie. – zaśmiał się szatyn.
- To prawda, że się od Was wyprowadza? – zapytał Manu.
- Tak.
- Tak Jej zalazłeś za skórę? A może Morgi za bardzo się przystawiał co? Hehe – zaśmiał się Stefan za co oberwał od szatyna.
- No co? – jęknął.
- Wyprowadza się, bo znalazła coś większego. Za tydzień ma tutaj przyjechać Jej mama a po operacji chce ściągnąć tutaj Szymona. – powiedział naśladując to co robiła w tym momencie Samantha.
- Jak z takim brzuchem można to zrobić? – zapytał zszokowany Andi.
- Może musimy przytyć? – stwierdził Michael.
- Czyli mówisz, że przenoszą się tutaj na stałe? – spytał Fettner.
- Na to wygląda. – odparł.
- Thomas Jej powiedział, że Ją kocha? – zapytał ponownie.
- A co Cię to tak interesuje Manu? – spytał podejrzliwie.
- Tak tylko pytam. – wzruszył ramionami. – Jak nie chcesz to nie mów. – dodał. Szatyn pokręcił tylko głową.
- Powiedział Jej.
- I jak zareagowała?
- Przyjęła to do wiadomości. Chyba tak to mogę określić. Poza tym chyba ma teraz o czym myśleć i czym się martwić więc myślenie o amorach Morgiego to nie jest to czym zajmuje głowę.

***

            Weszła do mieszkania tak cicho jak to było tylko możliwe. Nie chciała budzić Gregora. Zagadałby Ją na śmierć. Przyszło Jej na myśl, że jeżeli kiedyś doszłoby do tego nieszczęsnego ślubu Schlieriego z Adelą to w ich domu nie mogłaby przebywać dłużej niż godzinę. Jedna katarynka to dużo ale dwie to tłok. Uśmiechnęła się na tą myśl. Wizja ich kłótni od razu poprawiała Jej nastrój. To jak potrafili sobie nawzajem dogryzać było mistrzostwem.
„Ciekawe jakie byłyby ich dzieci?” – pomyślała na dobranoc.
            Kolejny dzień zaczął się zbyt szybko. Budzik darł się jak oszalały. Kiedy wybiegała z mieszkania szatyn jeszcze spał. Na basen dotarła szybko. Od razu kiedy zobaczyła pierwszego pacjenta uśmiechnęła się szeroko. Stefan był największym promyczkiem całej drużyny. Wystarczyło spojrzeć na Jego uroczą, roześmianą twarz a dzień stawał się pogodniejszy mimo, że chmury przynosiły ulewne deszcze. Deszczowa końcówka sierpnia nie zapowiadała ciepłego września. A wizja jesieni bez słońca i kolorów na drzewach tylko pogłębiała przygnębienie.
- Na reszcie jesteś! – krzyknął i przytulił Ją do siebie.
- Stefan? Nie było mnie 3 dni. W tym dwa to sobota i niedziela kiedy nie mamy rehabilitacji. – zauważyła.
- Ale wczoraj był poniedziałek z Samanthą. Wyobraź sobie jogę z tą babą. Nie wiedziałem co gorsze, czy robienie tych wygibasów czy patrzenie na Nią kiedy je robiła. – stwierdził. Musiała się zaśmiać. Wizja wielkiej Sami na macie była zbyt zabawna.
- No dobra, nie zrzędź już tylko wskakuj do wody i zacznij robić przysiady z obciążeniem.
- Jakie dzisiaj? – zapytał patrząc na sztangi.
- 20.
            Ćwiczenia ze Stefanem były dla Niej bardziej zabawą niż pracą. Co chwilę rzucał jakimś dowcipem albo robił jakąś głupią minę ale słuchał się Jej bardzo uważnie i dokładnie wykonywał każde zadanie, które Mu powierzyła. Po godzinie zjawiła się reszta ekipy.
- Jesteś jakąś pieprzoną ninją. – zauważył szatyn wchodząc do basenu.
- Albo Ty masz głęboki sen. – odparła stojąc na brzegu.
- Ja słyszę najmniejszy szmer moja droga. – pochwalił się.
- A własne chrapanie Cię czasem budzi? – spytała.
- Nie chrapię. – ochlapał Ją wodą. Zaśmiała się i włączyła muzykę.
- No moje gwiazdki, czas na pajacyki! – zawołała wesoło.
 Z niechęcią ale po kolei zaczęli skakać w wodzie usiłując zrobić coś co przypominałoby pajacyki. Niestety opór wody lekko spowalniał ich ruchy i zanim się przyzwyczaili do odpowiedniego tempa minęła spora chwila.
- Dzięki temu ćwiczycie równowagę, cierpliwość i siłę waszych nóg nie obciążając czego? – spytała.
- Kręgosłupa! – odpowiedzieli chórem.
- Moje zdolne bestie! – zawołała z uśmiechem. – To teraz pobawcie się w piłkarzy a ja zaraz wrócę. – powiedziała widząc Heinza machającego do Niej zza szyby. Podeszła do przejścia łączącego basen z szatniami i przywitała się z Kuttinem. – Co jest trenerze? – zapytała.
- Dzwonili wczoraj do mnie z ośrodka, w którym jest Thomas. – oświadczył poważnie. Z tym jednym zdaniem w Jej głowie od razu pojawiło się tysiąc złych wiadomości jakie mogli Mu przekazać.
- Tak?
- Przez te dwa tygodnie Thomas zrobił bardzo duże postępy. A największe w kwestii swojej psychiki. Może jeszcze nie jest tak dobrze z Jego formą i kondycją ale psycholog powiedział, że z takim samozaparciem i determinacją już praktycznie jest wyleczony.
- Naprawdę? – ucieszyła się. Kamień spadł Jej z serca. Wiadomość o poprawie stanu Morgensterna była jak do tej pory chyba jedyną dobrą wiadomością jaką dostała.
- Naprawdę ale to nie wszystko… - powiedział tajemniczo.

POLSKA, KRAKÓW…

            Usiadła na jednej z ławek w szpitalu wojewódzkim. Siedziała i wpatrywała się w ścianę naprzeciwko. Nie miała pomysłu gdzie iść, co zrobić, do kogo się zwrócić… Została teraz z tą informacją sama. Trzęsła się. Strach? Owszem czuła strach ale nie o siebie tylko o inną osobę. Bliską Jej jak nikt inny na świecie. Bo to czego się dowiedziała nie mogło dziać się naprawdę. Od kiedy życie biegło tak szybko i tak intensywnie? Od kiedy wszystko komplikowało się tak bardzo? Zrobiło się Jej niedobrze. Musiała wyjść na świeże powietrze. Ale jak pech to pech…
- Adela dobrze się czujesz? – usłyszała po chwili.
- Tak. Wszystko ok. – powiedziała. – Co tutaj robisz? – spytała zerkając w stronę bruneta.
- Mamy z Mają wizytę u lekarza. Coś Ją pobolewa więc wolimy dmuchać na zimne. – odparł. Spojrzała na dziewczynę stojącą przed wejściem do szpitala. Była wysoka, miała krótkie blond włosy i wielkie brązowe oczy. Totalne przeciwieństwo Zośki.
- To Ona? – zapytała wskazując głową w stronę dziewczyny.
- Tak.
- Będzie z Was ładne dziecko. – powiedziała i chciała odejść ale zatrzymał Ją jeszcze.
- Hej, na pewno wszystko gra? – zapytał.
- Na pewno. Maciek, nie jesteśmy przyjaciółmi. Nie musisz się o mnie troszczyć. Masz swoje życie ja mam swoje a Zośka ma swoje. Niech każdy zajmie się sobą a świat stanie się piękniejszy. – stwierdziła.
- Zosia dotarła spokojnie do Innsbrucka? – zapytał puszczając bokiem to co usłyszał od blondynki.
- Tak.
- Co u Jej mamy? – zapytał ponownie.
- Gorzej. – powiedziała poważnie. – Muszę iść. Mam czas do wieczora żeby wymyślić jak Jej to powiedzieć. – stwierdziła i odeszła…

AUSTRIA, INNSBRUCK…

            Patrzyła z niedowierzaniem na trenera.
- To znaczy, że Thomas może wyjść wcześniej? – spytała.
- Tak. Tylko potrzebny jest opiekun.
- Opiekun? – zapytała zdziwiona.
- Ktoś kto by Go pilnował z dawkami leków, kontrolami w klinice i rehabilitacji. No i wspierał. -  dodał.
- I kto tego opiekuna przydziela?
- Ja. – oznajmił. Zdziwiła się lekko. – Miałabyś czas i ochotę zostać takim opiekunem Thomasa? – zapytał prosto z mostu.
- Ja?
- Przyjaźnicie się, jesteś obowiązkowa, wiem, że zapanujesz nad Nim. W końcu to Ty zauważyłaś Jego problem więc teraz też w razie czegoś coś zauważysz. Poza tym jesteś rehabilitantką więc wszystko będziesz miała pod kontrolą i nic Ci nie umknie. A z tego co słyszałem to mieszkacie razem więc…
- Nie mieszkamy razem. Mieszkam tymczasowo w mieszkaniu Thomasa i Grega ale wyprowadzam się już niedługo. – powiedziała spanikowana tą informacją.
- Krótka piłka Zośka. Podejmiesz się roli opiekunki? – spytał z uśmiechem.
Powiedz tak! Powiedz tak!” –krzyczała podświadomość.
„Nie uważasz, że to jeszcze bardziej skomplikuje nasze relacje?”
Albo wyjaśni w końcu wszystko raz na zawsze. Pamiętasz co obiecałaś Maćkowi?
„Pamiętam…”
- Jasne. – odpowiedziała trenerowi. – Co mam zrobić żeby stać się tym opiekunem? – zapytała z lekkim uśmiechem.
- Wiedziałem, że się zgodzisz. – wyszczerzył się Heinz. Z torby wyciągnął odpowiednie papiery i podał Jej długopis. – Podpisz proszę tutaj…. I tutaj… i jeszcze raz tutaj… - spokojnie podpisywała kolejne kartki. – Tutaj masz wytyczne wszystkiego od A do Z. Od godzin przyjmowanych leków przez ich dawki do odpowiedniej diety. Mam nadzieję, że sobie poradzisz. Jakby coś się działo niedobrego to dzwoń o każdej porze dnia i nocy. To nie jest tak, że zrzucam na Ciebie całą odpowiedzialność za Niego. Po prostu będziesz moimi oczami i uszami. Musze mieć kontrolę nad wszystkimi z drużyny nie tylko nad Thomasem.
- Rozumiem to. Nie musi mi się trener tłumaczyć. I tak wiele dla Niego Pan robi.
- Może czas najwyższy przejść na drogę mniej oficjalną? – zapytał z uśmiechem.
- Z przyjemnością. Zośka. – wystawiła dłoń w kierunku trenera.
- Heinz. – uścisnął Jej dłoń i uśmiechnął się promiennie. – No dobra. To w takim razie zostawiam Was i wracam do siebie. Przyślij mi ich potem na krótkie zebranie ok? – spytał.
- Jasne. Jak tylko ich wykończę to do Ciebie pojadą. A teraz wybacz ale muszę wracać, bo mi cały basen rozniosą. – zaśmiała się lekko.Odwrócił się i już chciał wyjść z szatni kiedy zatrzymał Go Jej głos. – Heinz!
- Tak?
- Kiedy On wróci? – zapytała.
- Szybciej niż Ci się wydaje. – powiedział tajemniczo i wyszedł.
- Ten ich austriacki humor… - mruknęła i wróciła na basen gdzie tak jak myślała banda małpiszonów rozrabiała na całego. – Hej! Co to ma znaczyć?! – krzyknęła. Niestety nikt Jej nie usłyszał. Pożyczyła gwizdek od jednej z ratowniczek i użyła Go zaraz przy basenie, w którym bawili się skoczkowie. Od razu zwrócili na Nią uwagę. – Jak dzieci. – mruknęła. – Co to ma znaczyć? – zapytała.
- Skończyliśmy serię. – odpowiedział Michael.
- A kto Wam kazał kończyć na jednej serii? – zapytała. Nikt nie odpowiedział. – Z wody Panowie. – powiedziała poważnie. Nikt nie ośmielił się Jej przeciwstawić. – Ustawcie się w szeregu na brzegu basenu. – nakazała. Posłusznie to zrobili. – Dobrze wiecie, że jeżeli złapiecie jaką kontuzję na moich zajęciach to wylecę. Chcecie mieć non stop jogę z Samanthą? – zapytała. Pokręcili głowami. – Chcecie się pobawić w wodzie to nie na moich zajęciach zrozumiano? – spytała ostro. Pokiwali głowami. – Gdzie jest Stefan? – cisza. – Zadałam Wam pytanie. – powtórzyła. W tym momencie usłyszała krzyk i ogromny rechot zjeżdżającego z ogromnej zjeżdżalni bruneta. Odwróciła się w tamtą stronę i pokręciła głową lekko się załamując. – Gdybym chciała pracować z dziećmi to zostałabym przedszkolanką. – jęknęła. – Stefan! – wrzasnęła tak, że cały basen zamarł. – Natychmiast do mnie!
 Brunet po chwili stał już obok dziewczyny. Rozweselony jak dzieciak na karuzeli.
- Tak bardzo lubisz zjeżdżalnie? – spytała.
- Zośka no… To tylko jeden zjazd.
- O jeden za dużo. – powiedziała groźnie i wyszła na chwilę do szatni. Po kilku minutach wróciła z jednym z ratowników, który trzymał w ręku wiadro z gąbkami i specjalnym płynem. – Stefan, skoro tak pałasz zamiłowaniem do zjeżdżalni to Pan pokaże Ci jak odpowiednio o Nią dbać. Pójdziesz z Nim i wyczyścisz wszystkie zjazdy na basenie.
- Ale Zośka ja tylko…
- Żadnego ale. Nie będę powtarzała dwa razy. Marsz za ratownikiem! – wskazała kierunek brunetowi, którego mina wyrażała rozpacz totalną. Jego koledzy nie mogli wytrzymać ze śmiechu i prawie leżeli na płytkach robiąc sobie żarty z biednego Krafta. Odwróciła się do nich. – No dobra dzieciaczki Wy wracacie do ćwiczeń. – wskoczyli do basenu. – Nie, nie, nie… źle mnie zrozumieliście chłopcy. – uśmiechnęła się. – Dzisiaj macie resztę ćwiczeń dostosowanych do waszego wieku emocjonalnego. Zapraszam na mały basen. – wskazała basen obok, w którym grupa przedszkolaków w kolorowych czepkach i z motylkami na rękach uczyła się pływać.
- Zośka ale My już będziemy grzeczni… - jęknął Gregor.
- Zapraszam, bo inaczej pojedziecie na jogę do Samanthy. – pogroziła im. Od razu wyszli z basenu. Zatrzymała ich i każdemu rozdała po czepku i parze motylków z kolorowymi wzorami. Kiedy już założyli z jękami na siebie swoje nowe stroje i weszli do małego basenu uśmiechnęła się szeroko. A widząc zabójczy wzrok przedszkolaków patrzących na grupę skoczków z mordem w oczach nie mogła powstrzymać śmiechu. – Nie obijać się. Pan instruktor potem powie mi kto jak ćwiczył. – powiedziała i zaczęła chodzić wzdłuż basenu.
            Dzień minął szybko. I intensywnie. Na późniejszym treningu siłowym Manuel naciągnął sobie mięśnie w nodze i musiała nad Nim popracować, a że mięśnie miał napięte jak struna to rozluźnienie ich wymagało czasu i siły. Trening pozostałych się skończył a Oni nadal tkwili w Sali gimnastycznej.
- Nie wiem skąd Oni mają siłę jeszcze oglądać te mecze do północy i jeść tyle pizzy. – stwierdziła przypominając sobie pomysł Gregora na spędzenie dzisiejszego wieczoru.
- Facet zawsze ma siłę na rozrywkę. Na pracę niekoniecznie. – zaśmiał się brunet.
- No dobra, koniec na dzisiaj. Wstań i przejdź się na palcach wzdłuż Sali. – poleciła. Zrobił to i uśmiechnął się szeroko.
- Jesteś cudotwórcą. – uśmiechnął się szeroko.
- Spoko. Taka moja praca. – powiedziała i wpisała coś do odpowiedniej karty.
- To może w ramach podziękowania dasz się zaprosić na kawę? – zapytał nieśmiało. Spojrzała na Niego zdziwiona ta propozycją. – Tzn. dzisiaj chyba już trochę za późno ale może jutro? Co Ty na to?
- Cóż… właściwie czemu nie? – uśmiechnęła się miło. – Praktycznie nie znam tego miasta mimo, że jestem tu już trzeci tydzień.
- No to świetnie się składa. Najpierw pójdziemy na kawę, potem pokażę Ci najbardziej interesujące miejsca tutaj a potem…
- A potem zrobię pyszną kolację dla całej ekipy, którą Wam wiszę. – dodała z uśmiechem.
- Jasne… Niech tak będzie.
- To co? Idziemy oglądać mecz? – spytała z lekkim rozbawieniem. Wizja krzyków jakie miały wypełniać mieszkanie tego wieczora Ją lekko niepokoiła. No ale same komentarze skoczków były więcej warte niż sam mecz.
   Kiedy dotarli do domu mecz już trwał. Tak samo jak ostra kłótnia w salonie.
- Sam żeś jest cienias buraku jeden On jest najlepszy w całej drużynie! – usłyszała głos Stefana.
- Sam meczu nie wygra rumuńska pało! – wydarł się Gregor.
- Jeden dobry jest lepszy niż kilku bezmyślnych idiotów!
- To co Ty jeszcze robisz w kadrze?
- Hej! Uspokójcie się debile bo nic nie słychać! – wrzasnął Michi.
- Banda niedorozwojów. – skomentował spokojnie Andreas.
- Taa… Miłość i spokój. – skomentowała stojąc z Manuelem w drzwiach do salon.
- Chyba jesteśmy jedynymi normalnymi ludźmi w tym pomieszczeniu. – stwierdził brunet i oparł się o ścianę przedpokoju kładąc rękę na ramieniu brunetki. W tym momencie usłyszeli jak ktoś przekręca zamek w drzwiach wejściowych. Jak jeden skierowali się w tamtą stronę. Jakie było ich zdziwienie kiedy w drzwiach stanął nie kto inny jak…
- Thomas? Co Ty tutaj robisz? Nie powinieneś być w… Niemczech? – spytał Gregor mało co nie wygadując się przy wszystkich.
- Wróciłem trochę wcześniej. Taka niespodzianka. – powiedział patrząc na Manuela obejmującego dziewczynę. – I chyba mi się udała…

**************************************************
Witajcie kochane :*
Przepraszam za te opóźnienia ale to co działo się z moim Internetem przechodziło ludzkie pojęcie.
Dziś dodaję to, jutro (jak nic się nie podzieje złego) będzie kolejny oraz coś nowego dla fanek siatkówki lub sympatyczek pewnego zabawnego, utalentowanego muzycznie siatkarza, który jeszcze nie dawno był tylko uroczy, a czas sprawił, że stal się nieziemsko przystojny  :D
Jeżeli znacie takowego piszcie w komentarzach o kim może być to opowiadanie. Ta, która pierwsza trafi poprawnie – dostanie dedykację w prologu J

Buziole :*

niedziela, 29 czerwca 2014

31. Nie kocha się za coś tylko mimo wszystko...

POLSKA, KRAKÓW…

- Mała nie denerwuj się bo jak się denerwujesz to Ci się zaczyna wszystko trząść i wyglądasz jak taka pulchna galaretka. – puścił Jej oko.
- Nawet teraz musisz być dla mnie złośliwy? – dźgnęła Go delikatnie w ramię. Błękitne oczy spojrzały na Nią uważnie. Widziała w Nich lekki strach ale i wiele nadziei. I wdzięczność, którą nie opiszą żadne słowa.
- Zosiek… Wiesz, że nie będę umiał spłacić tego długu. – zaczął.
- Nie myśl o pieniądzach Szymek. – powiedziała pewnie. – Musisz teraz myśleć o sobie i powrocie do zdrowia. Wiesz, że sam zabieg niczego nie gwarantuje. Musisz sam chcieć wyzdrowieć. A jak będzie po wszystkim to przyjeżdżasz do mnie tak?
- Jesteś pewna, że tam jest Twoja przyszłość? – zapytał poważnie. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak poważny i dojrzały może być 18-latek. To już nie był Jej malutki braciszek. To już był dorosły mężczyzna. Mający świadomość co się dzieje i jak wygląda sytuacja. Doskonale wiedziała o co tak dokładnie Mu chodzi. Zerknęła w bok, gdzie stała niska blondynka i wysoki brunet przyglądający się Im.
- Tak czuję. – odparła.
- Jeżeli tak czujesz na 100% to wiesz co powinnaś zrobić. – spojrzał na Nią znacząco. – Poza tym…
- Wiem. Nie lubisz Maćka ale nadal nie powiedziałeś mi dlaczego. – powiedziała z lekkim smutkiem. Bądź co bądź Maciek nadal był Jej… dla Niej kimś ważnym. Po przyjeździe do Polski od razu zauważyła chłodny stosunek swojego brata do bruneta. Nie dało się nie zauważyć złośliwości kierowanych ze strony Szymona pod adresem Kota. Zabolało Ją to, bo przecież Maciek tyle dla Niej robił. Tak bardzo Ją wspierał. Chciał nawet dać część pieniędzy na operację Szymka. A ten traktował Go jak zło konieczne.
- Naprawdę mam Ci mówić dlaczego? – zapytał z determinacją w głosie. – Zosia najpierw przeszliśmy piekło z naszym ojcem, który oszukiwał nie tylko mamę ale i nas. Potem się rozpił i w końcu zapił na śmierć zostawiając nas z długami po Jego hazardowych zachciankach. Później poznałaś tego całego… - przerwał bo zauważył na Jej twarzy grymas świadczący o kiepskich wspomnieniach z tamtego okresu Jej życia. –Który prowadził podwójne życie oszukując Ciebie przez długi czas. Miałem nadzieję, że poznasz kogoś kto zapewni Ci spokój i jakąś kontrolę nad życiem. I na początku cieszyłem się kiedy mama powiedziała mi, że się z Nim spotykasz. Ale kiedy Adelka opowiedziała mi o tej sytuacji z dzieckiem…
- Szymon to jest sprawa między mną a Maćkiem. Ja jestem Mu bardzo wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobił przez ten cały czas i…
- Zocha On będzie miał dziecko z inną kobietą. – przerwał Jej pewnie. Wiedziała to wszystko. Wiedziała też do czego zmierza Jej brat. I wiedziała, że ma rację. – Widzę, że jest Ci cholernie ciężko zwłaszcza teraz. Wiem jak dobrą osobą jesteś i jak wielkie masz serducho. Ale nie bądź z Nim z wdzięczności. – powiedział. – Jesteś moją siostrą i widzę jak Cię to męczy. A z czasem… będzie Cię to męczyło jeszcze bardziej. Bo On będzie tutaj z tą laską. Będzie patrzył jak Jego dziecko się rozwija w Niej… A Ty będziesz harowała w Austrii. On też będzie miał podwójne życie… Słyszałem Waszą rozmowę, a raczej Jego monolog. Ściany są strasznie cienkie w tym hotelu. – przyznał.
- Słucham? – zdziwiła się.
- I nie powiesz mi, że to nie jest początek końca… - stwierdził…

            Weszła po cichu do pokoju hotelowego, który był dla Nich zarezerwowany. Przyleciała z Austrii tylko po to, żeby pożegnać się ze swoim bratem przed Jego wylotem do Stanów. Nie mogła tego przegapić. Zawody miały odbyć się dopiero w kolejny weekend więc miała możliwość powrotu chociaż na chwilę do Polski. No i przy tym miała możliwość spotkania się w końcu z Adelą no i z Maćkiem. Chciała zrobić Mu niespodziankę więc niezauważona podeszła do siedzącego na łóżku bruneta. Uśmiechała się do siebie bo stęskniła się za Nim. Mimo tego, że mieli zrobić sobie przerwę ciągnęło ich ku sobie. I oboje to czuli. Oboje tęsknili. Uśmiech zelżał kiedy zobaczyła co robi brunet. Uśmiechał się do siebie tak błogo… Jego oczy wpatrywały się w zdjęcie jak w najpiękniejszy obraz na świecie. Jego palce głaskały papier jakby dotykał aksamitnego materiału… I serce zakłuło. Bo choć spodziewała się, że kiedyś taka sytuacja może Ich zastać to nie spodziewała się, że tak na to zareaguje. Poczuła się jak intruz. Usiadła delikatnie na fotelu przy ścianie. Brunet nawet nie drgnął. Igłą, która przeszyła Jej serce był telefon jaki dostał. Odebrał i nie zmieniając wyrazu twarzy zaczął rozmowę.
- No cześć – przywitał się wesoło. – Tak i szczerze mówiąc nie mogę oderwać od tego zdjęcia wzroku. – powiedział z entuzjazmem. – Na początku w ogóle nie mogłem zobaczyć gdzie to dziecko jest ale lekarka wszystko nam wyjaśniła… Wiem mamo nie musisz mi mówić tego tysięczny raz… Maja czuje się dobrze. Teraz wyjechała do rodziców na 2 tygodnie ale jak tylko wróci to coś wynajmiemy i… Tak wiem… Ale żebyś Ty słyszała ten dźwięk… Po raz pierwszy w życiu poczułem się taki szczęśliwy. Jego serce biło tak głośno i wyraźnie… - brunet wstał i podszedł do okna. – Będę ojcem mamo. – powiedział ciszej ale z wyraźną dumą. – Tak wiem, że wszystko się zmieni. Już się zmieniło. – wspomniał i odwrócił się w stronę pokoju. Wtedy Ją zobaczył. I Jej wyraz twarzy. Lekki uśmiech i tak cholernie smutne oczy. – Mamo zadzwonię jutro bo muszę kończyć. Papa. – rozłączył się i podszedł do brunetki. – Co Ty tu robisz? – zapytał wesoło ale z lekkim zdenerwowaniem. – Miałaś przyjechać dopiero jutro rano.
- Chciałam Ci zrobić niespodziankę. – powiedziała cicho. – I chyba mi się udało. – dodała. Nie wiedział co ma powiedzieć. Wiedział natomiast, że Zośka nie powinna usłyszeć tego wszystkiego. – Cieszę się, że jesteś szczęśliwy. – powiedziała z lekkim uśmiechem. – To chłopczyk? – zapytała.
- Jeszcze za wcześnie na rozpoznanie płci. To dopiero początek 3 miesiąca i… - przerwał widząc jak dziewczyna usiłuje trzymać się twardo i nie uronić ani jednej łzy. – Cieszę się, że jesteś. – powiedział i mocno Ją do siebie przytulił. Miał nadzieję, że dzięki bliskości wszystko wróci do normy. Że to co stało się przed chwilą nagle zniknie. Lekko wtuliła się w Jego ramiona ale wszelkie odczucia z tym związane jakby się ulotniły. Gdzieś uciekły… Odsunęła się lekko od Niego i spojrzała w oczy. – Zosia ja…
- Przenocuję u Adeli w pokoju. – powiedziała cicho. Wizja zbliżenia z Nim nasuwała na myśl tylko jedno. „On będzie miał dziecko. Z inną.” I to wystarczało.
- Tęsknię za Tobą… - wyszeptał Jej do ucha ponownie zmniejszając dzielący ich twarze dystans.
- Ja za Tobą też. – odparła. Lekko się uśmiechnął i już chciał złożyć na Jej ustach pocałunek kiedy odsunęła się od Niego. – Dobranoc. – powiedziała i wyszła z Jego pokoju.

            Spojrzała na brata uważnie. Jego wzrok przeszywał Ją na wylot. Za dobrze Ją znał żeby nie wiedzieć jak bardzo zabolało Ją to co usłyszała. Te wszystkie słowa tylko utwierdziły Ją w przekonaniu, że to nie ma już sensu.
- Czas na mnie. – powiedział. – Daj znać jak poszła Ci rozmowa z Maćkiem. I nie martw się o Nic. Zaopiekuj się mamą i zacznij myśleć trochę o sobie i swoim szczęściu. – dodał. Pochyliła się nad wózkiem na którym siedział i złożyła na Jego policzku pocałunek. Przytulił Ją do siebie mocno i po chwili zniknął w wejściu na pokład samolotu.
  Tępo wpatrywała się w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą był. Coś ścisnęło Ją za serce. Był silniejszy od Niej. Mimo tragedii jaka Go spotkała. Zazdrościła Mu tej siły. Też chciała być tak odporna na całe zło otaczające Ją wokół. Na wszystkie problemy. Odwróciła się w stronę przyjaciół i razem z Nimi wróciła do hotelu cały czas milcząc.
- Wiesz… - zaczęła blondynka. – Zastanawiałam się nad tym co zaproponowałaś mi w nocy. – powiedziała poważnie. Brunetka spojrzała uważnie na przyjaciółkę.
- Nie musisz teraz decydować. Chciałam tylko, żebyś to sobie przemyślała i wzięła taką opcję pod uwagę. – powiedziała z lekkim uśmiechem. – Nie chcę Cię do niczego na siłę namawiać. – dodała. Blondynka usiadła obok Niej.
- Jesteś dla mnie jak młodsza upierdliwa siostra Zocha. Wiesz, że jesteś mi bliższa niż moi właśni rodzice. – powiedziała. – I wydaje mi się, że Twoja propozycja to naprawdę godny przemyślenia pomysł. – uśmiechnęła się.
- Naprawdę tak myślisz? – zapytała z nadzieją.
- Nic mnie tutaj nie trzyma. Kończyć studia mogę tak samo jak Ty. Indywidualny tryb studiów będzie mi na rękę. W Austrii mogę znaleźć pracę łatwiej niż tutaj. Będę bliżej Ciebie, będę mogła nauczyć się w końcu niemieckiego no i…
- Będziesz bliżej Gregora. – dokończyła brunetka z uśmiechem.
- Też. Chociaż po Jego ostatnich wyczynach nie wiem czy ten argument nie jest bardziej na „nie”. – zaśmiały się. – Twoja mama ma przyjechać do Ciebie za dwa tygodnie więc mam czas na załatwienie wszystkich formalności. A gdybym jechała z Nią nie musiałabyś specjalnie tutaj przyjeżdżać. No i znów mieszkałybyśmy razem. – wyszczerzyła się.
- To akurat dla mnie jest ten argument na „nie”. – wystawiła język przyjaciółce.
- Fuck off Zośka! – blondynka rzuciła w Nią poduszką.
- Jesteś pewna, że chcesz do mnie przyjechać? – zapytała poważniejąc.
- Musisz tylko załatwić jakieś fajne mieszkanko. – puściła Jej oko. – Jestem. Poza tym Twój brat mnie gorąco do tego dzisiaj rano namawiał. Nie uważasz, że mógł się zakochać? – spytała.
- Wybiję Mu to z głowy. – znów się zaśmiały. Brunetka już dawno nie czuła się tak dobrze jak teraz w towarzystwie przyjaciółki.
- Powiedziałaś już Maćkowi, że przenosisz całe swoje życie do Innsbrucka? – zapytała.
- Nie. Umówiłam się z Nim na spacer. Właściwie to powinnam już wyjść. – zerknęła na zegarek. Wstała i podeszła do lustra lekko poprawiając kucyka.
- Zosiek… - zaczęła poważnie blondynka. – Masz we mnie 100% poparcia. Pamiętaj o tym.
- Wiem i jestem Ci za to bardzo wdzięczna.
- Nie masz za co. Za dużo w życiu przeszłaś żeby pakować się w kolejny rozdział bez przyszłości. Mam wrażenie, że przyciągasz facetów z podwójnym życiem. Najpierw ten idiota, którego imienia nie wymienię, potem Maciek no i jest jeszcze Thomas.
- Thomas? – zdziwiła się.
- No On też ma córkę. – powiedziała i wzruszyła ramionami. – Jesteś jakimś pieprzonym magnesem na dzieciatych facetów. – wystawiła język brunetce. – Poza tym Jego drugim życiem od niedawna są prochy czyż nie?
- Skąd wiesz? – zdziwiła się jeszcze bardziej.
- Gregor to papla. – wzruszyła ramionami. – Nie martw się wiem tylko Ja. Ale po tej wiadomości już nie jestem taka pewna czy to jest odpowiedni facet dla Ciebie.
- To mój przyjaciel. Koniec tematu. – powiedziała.
- Jak chcesz. – wzruszyła ramionami. – No idź już. – pogoniła Ją. – Nie każ Mu czekać na kiepskie nowiny.

***

            Chodzili po krakowskich plantach krążąc bez konkretnego celu. Nawet milczenie przeszkadzało w zebraniu odpowiednich myśli w Jej głowie. Nie miała pojęcia jak zacząć tą rozmowę. Jedną z najtrudniejszych jeżeli nie najtrudniejszą. W końcu usiadła na jednaj z ławek i spojrzała na Niego. Był dziwnie spokojny. Jakby przygotowany na to co za chwilę miał usłyszeć. Patrzył Jej w oczy lekko się uśmiechając. Nawet nie próbował złapać Ją za rękę. Po prostu czekał na to aż zacznie mówić.
- Więc chcecie coś razem wynająć… - zaczęła. Uciekł wzrokiem. Pierwszy strzał i pierwszy celny. Choć kiedy strzelasz do swojego człowieka to boli Ciebie taka samo jak i Jego.
- Kiepsko to wszystko wygląda prawda? – zapytał. – Ty mieszkasz w Austrii z facetem, który na Ciebie leci a ja będę mieszkał tutaj z laską, która jest ze mną w ciąży. – powiedział. – Tak raczej być nie powinno. Ale muszę się Nimi zaopiekować. Ona nie ma tutaj nikogo. Ma tylko mnie. – dodał jakby chcąc się usprawiedliwić. -  A Ty…
- A ja przez tydzień mieszkałam u Thomasa. Po tygodniu wyjechał do Niemiec na rehabilitację i zostałam w mieszkaniu z Gregorem, który oświadczył się Adeli. A teraz mam na oku mieszkanie do wynajęcia, bo za dwa tygodnie przyjeżdża do mnie moja mama, której tam mogę zapewnić świetną rehabilitację i być o Nią spokojna. Po operacji przyjedzie do mnie Szymon a Adela… Adela przeprowadzi się do mnie razem z moją mamą. – powiedziała poważnie chcąc odeprzeć ewidentny atak ze strony bruneta. Nie chciała ponownie wyjść na tą złą. Tą która mieszka z obcym lecącym na Nią mężczyzną. Nie chciała też wystawiać bruneta na tą złą pozycję ale to był jedyny sposób żeby zauważył jak to wszystko wygląda.
- Widzę, że zaplanowałaś życie wszystkim dokoła. – stwierdził. – Mieli chociaż cokolwiek do powiedzenia czy postawiłaś ich przed faktem dokonanym jak mnie w sprawie naszego związku? – zapytał zdenerwowany.
- Jesteś niesprawiedliwy Maciek. Nikogo do niczego nie zmuszałam. Każdy, czy to moja mama, czy Szymon czy Adela… każdy z nich sam podjął decyzję. Ja tylko podałam propozycję. – wyjaśniła. – A nasz związek nie ma szans na przetrwanie w obecnej sytuacji. – dodała ciszej. – I dobrze o tym wiesz.
- Wiem. – powiedział szybko. – Tylko nie umiem się z tym pogodzić. – dodał ciszej i spojrzał Jej w oczy.
- Widziałam jak się cieszysz z tego, że będziesz ojcem. – zaczęła spokojnie. – I cieszę się, że dojrzewasz do tej odpowiedzialności. I jestem z Ciebie cholernie dumna. Kiedy skupiasz całą swoją uwagę na tym maleństwie jesteś szczęśliwy. To szczęście i radość aż od Ciebie bije. Nie chcę Ci tego psuć.
- Jesteś tam szczęśliwa? – zapytał wprost.
- Nie całkiem. – odpowiedziała szczerze. – Bo nie mogę Ciebie uszczęśliwić.
- Możesz. – poprawił Ją.
- Nie w taki sposób w Jaki byśmy chcieli. Nie da się zbudować trwałego związku kiedy tylko jedna osoba wie co czuje. Nie możesz kochać za nas oboje. – powiedziała. Ciężko było Jej wypowiadać te słowa ale taka była prawda. A szczerość to rzecz dla Niej najważniejsza.
- Więc mnie nie kochasz. – bardziej stwierdził niż zapytał. Widziała zawód w Jego oczach. Ale nie mogła Go dalej zwodzić.
- Nie kocham Cię Maciek. – powiedziała cicho. – Może gdyby to wszystko inaczej się potoczyło…
- Nie kocha się za coś tylko mimo wszystko. – powiedział poważnie. – Nigdy byś mnie nie pokochała. Twoje serce jest zajęte kimś zupełnie innym. Nie wiem tylko dlaczego tak bardzo się przed tym bronisz. Krzywdzisz samą siebie. A na to nie mogę pozwolić bo ja nadal Cię kocham. – dodał. Zabolało. Właśnie Go rzucała a On nadal mówił Jej o miłości jaką Ją obdarza. Jak On to robił, że zawsze wszystko wychodziło tak, że to Ona była tą złą? – To jest nasze rozstanie, wiem to. Dlatego mam do Ciebie tylko jedną prośbę. A w zasadzie dwie. Mogę? – zapytał.
- Jasne. – uśmiechnęła się lekko.
- Obiecaj mi, że nie odepchniesz Thomasa. Że dasz Mu szansę. Mimo, że też ma skomplikowaną sytuację rodzinną jest bardziej poukładany i stabilny. I naprawdę może dać Ci wiele szczęścia, na które zasługujesz. Obiecasz mi, że dasz Wam szansę? – zapytał. Spojrzała na Niego uważnie.
- Za jakiś czas. – odparła. Pokiwał głową. – A ta druga prośba? – zapytała…

NIEMCY, KOLONIA…

- Nie za dużo Pan od siebie wymaga? – zapytała młoda kobieta stojąca przy jednej z bieżni ustawionej w siłowni w kompleksie Kliniki. Uśmiechnął się do Niej miło i pokręcił głową. – Jeszcze nigdy nie widziałam tutaj kogoś z takim samozaparciem i dyscypliną. Jak tak dalej pójdzie to skończy Pan terapię wcześniej. – zatrzymał się.
- To tak można? – zapytał zdziwiony.
- W wyjątkowych przypadkach owszem. – potaknęła i podała Mu butelkę z wodą mineralną.
- Co trzeba zrobić żeby tak się stało? – zapytał ponownie widząc dla siebie wyjście z dołka w jakim był. Odległość od domu, odseparowanie od rodziny i przyjaciół… to wszystko naprawdę nie pomagało w wyjściu z nałogu.
- To zależy od psychologa i terapeuty prowadzącego. Jeżeli widzą postępy wykraczające poza przewidywania terapii to mogą wydać opinię wcześniej niż po 4 tygodniach terapii.
- Wcześniej o ile? – zapytał.
- Po 3 a nawet po 2. – odparła. Zamyślił się. Zobaczył przed sobą nowy cel. Naprawdę chciał się wydostać z tego szpitala. Czuł się tam obco i nieswojo. To nie było Jego miejsce na ziemi. Brakowało Mu wszystkiego. Nawet skoków, o których myślał coraz więcej. Ciągle nabierał ochoty na powrót na skocznię mimo tego, ze strach przed upadkiem nadal w Nim tkwił. – Zapraszam pod prysznic a potem na kolację. – powiedziała instruktorka i odeszła od Niego.
2 albo 3 tygodnie. Brzmi nieźle. Wcześniej wróciłbyś do Niej.
„I co wtedy?”
A co ma być? Wspólne mieszkanie, Kot z dzieckiem więc pokrzywdzona dziewczyna… Czego chcieć więcej? Idealna sytuacja dla Ciebie.
„A nie lepiej dać Jej czas?”
Na co? Przecież Ona Cię kocha. Bracie! Cytując klasyka: Daj Jej trochę ciepła i juuuuuż!
„Od kiedy osioł ze Shreka to klasyk? A tak w ogóle to mam wrażenie jakbyś nadal był naćpany.”
Hej! Jestem prawdziwym Tobą! Zabawnym, wyluzowanym i bezpośrednim. A Ty jesteś nudnym romantykiem, który nigdy nie zdobędzie ukochanej kobiety bo jest rozlazły jak…
„Dobra, daj se już spokój.”
- Panie Morgenstern telefon do Pana. – powiedziała pielęgniarka z słuchawką w dłoni. Uśmiechnął się do Niej miło i odebrał telefon.
- Słucham.
- Ściemka. Co słychać? – zapytał wesoły szatyn po drugiej stronie słuchawki.
- Ptaków śpiew. – odparł blondyn siadając na ławeczce.
- Hohoho widzę, że humor wraca. – ucieszył się. – Jak terapia?
- Całkiem nieźle. Jest szansa ze wypuszczą mnie wcześniej. – powiedział zadowolony.
- Serio? To świetna wiadomość.
- Też tak myślę. Co u Was? – zapytał. Bardziej interesowały Go wiadomości o Zośce. I Jej glos w słuchawce niż to co wymyślili koledzy z kadry podczas treningów.
- Wszystko w porządku. Zośka pojechała do Polski na weekend.
- Do Maćka? – zapytał zdziwiony. – Przecież mieli sobie zrobić przerwę czy coś w tym stylu…
- Pojechała zobaczyć się z bratem. Szymon dzisiaj leci do Stanów. Chciała się z Nim pożegnać, zobaczyć z mamą no i z Adelką. No i przy tym z Kotem.
- Yhym. Wszystko u Niej w porządku? – zapytał.
- Stary pytaj wprost. Przecież i tak wiem co chcesz wiedzieć. Z tego co mówiła mi Adelka przez telefon to dziś nastąpi definitywny koniec pary Zośka-Maciej. – powiedział. – No i jest kilka spraw o których jeszcze nie wiesz.
- Tzn.? – dopytywał. Usłyszawszy słowa „definitywny koniec” poczuł radość jakiej jeszcze nigdy nie czuł chociaż nie powinien tak reagować na nieszczęście przyjaciółki.
- Zośka chce wynająć większe mieszkanie w centrum.
- Po co? – zapytał. Wizja tego, że dziewczyna wyprowadzi się z Jego mieszkania nie była tym czego skrycie pragnął.
- Ściąga tutaj swoją mamę a potem brata. Wiesz, chce mieć wszystkich przy sobie. A i będzie mogła czuwać nad ich rehabilitacją.
- No tak. Racja. – potaknął.
- Thomas… Nie dobieraj sobie do głowy. Ona nie wyprowadza się przez to co Jej powiedziałeś. Po prostu chce trochę stabilizacji w życiu. Musi mieć dla siebie trochę czasu i przestrzeni. Ten cały młyn jaki miała przez ostatnie kilka tygodni nie powodował zbyt wielu radości. Daj Jej odetchnąć.
- Nie zamierzam robić nic czego by nie chciała.
- Najważniejsze żebyś nie chciał Jej po powrocie zamknąć w złotej klatce jak to chciał zrobić Maciek.
- Greg?
- No?
- Myślisz, że może kiedyś… - zaczął.
- Jestem tego pewien. – powiedział poważnie. – Jak tego, że Adelka za mnie wyjdzie. – dodał.
- Nie pociesza mnie to. – zaśmiał się blondyn.
- Trzymaj się tam.
- Jasne. Pozdrów chłopaków…

POLSKA, KRAKÓW…

- Że co chciał? – blondynka zakrztusiła się czekoladą którą piła.
- Żebym została matką chrzestną Jego dziecka. – odpowiedziała spokojnie brunetka. Przyjaciółka aż usiadła na łóżku z wrażenia. Albo bardziej z oburzenia.
- Co On sobie w ogóle wyobraża?! Jak w ogóle miał czelność Cię o coś takiego prosić?! Co za dzieciak bez mózgu!
- Adelka uspokój się.
- Zgodziłaś się? – zapytała nadal nie kryjąc oburzenia.
- Powiedziałam, że się zastanowię.
- Ty chyba żartujesz?!
- Dziecku się nie odmawia. – powiedziała brunetka.
- Ok… punkt dla Ciebie. Moja babcia tez tak mówiła. Ale to nie zmienia faktu, że ta prośba była lekko nie na miejscu. Kaczan pospolity.
- Przestań. Jemu też nie jest łatwo.
- Sam sobie taki los zgotował. Jakby nie bzykał wszystkiego co się rusza nie miałby teraz problemu. – powiedziała i wyciągnęła butelkę wódki.
- Co Ty robisz? – zaśmiała się brunetka widząc 2 kieliszki przed sobą.
- Jutro rano wracasz do Austrii, właśnie zerwałaś z facetem, zobaczę Cię dopiero za dwa tygodnie więc trzeba się upić. Poza tym mamy dzisiaj imieniny Ani.
- Jakiej Ani?
- Ani moje ani Twoje. Nie zrzędź tylko przynieś jakąś przepite. – powiedziała stanowczo blondynka.
- Przecież jak Ty do mnie przyjedziesz to ja popadnę w alkoholizm. – zaśmiała się brunetka.
- Już się doczekać nie mogę! – zawołała blondynka.
 W tym momencie zadzwonił telefon. Zośka zerknęła na wyświetlany numer i ze zdezorientowaną miną odebrała nadchodzące połączenie.
- Słucham.
- Witam, czy rozmawiam z Panią Zofią Pawlak?...

*********************************************************************************
Witajcie Kochane J
Przepraszam za takie opóźnienie ale same rozumiecie… Kac morderca.
Dlatego też jakość rozdziału może być niesatysfakcjonująca.
Obiecuję, że we wtorek będzie lepiej J
Mam tylko do Was jedno zasadnicze pytanie:
która z Was lubi siatkówkę? :D
Coś więcej na ten temat już we wtorek.
Serdecznie zapraszam ;)

Buziole :*