środa, 10 września 2014

50. Wesele...

INNSBRUCK, MIESZKANIE THOMASA I ZOŚKI...

     Trzymając w ręce sporych rozmiarów kopertę stała przed oknem balkonowym w swojej sypialni. Wpatrywała się w nią uparcie jakby chcąc wymusić aby treść kartki w niej schowanej była dobra. Nie spała całą noc. I było to widoczne, bo Jej oczy były napuchnięte a pod nimi malowały się delikatne cienie. Była zmęczona. Zmęczona zamartwianiem się. Bo ostatnie 3 tygodnie były koszmarnie nerwowe i pełne lęku. O co? O przyszłość albo jej brak. I to co było w kopercie miało o tym zadecydować. Usłyszała kroki za sobą a potem poczuła ciepłe dłonie na swoich ramionach. Czuła Go. Czuła też Jego strach. Bo pomimo pozytywnego myślenia istnieje też coś takiego jak zdrowy rozsądek, który zawsze podpowiada nam, że istnieje więcej niż jedno wyjście. Niż jedna ewentualność. 
- Nie możemy dłużej zwlekać kochanie. - usłyszała obok ucha.
 Miał rację. Czasu było mało. była 10.00 a o 14.00 miał zacząć się ślub. Obiecała Adeli, ze będzie wcześniej i pomoże Jej z suknią ślubną i całymi przygotowaniami. Jak na świadka przystało powinna być przy Niej i Ją wspierać. Dodawać otuchy i odwagi. I powtarzać co chwilę, że nie popełnia błędu.
- Otwórz najpierw. - poprosiła. Odwróciła się w Jego stronę. Miał swoją kopertę w dłoni. Spojrzał Jej w oczy i zobaczył panikę. - Nie wybaczę sobie jeżeli jesteś chory. - powiedziała cicho a w oczach pojawiły się łzy. Nie wiedziała dlaczego ostatnio tak często płakała. To po prostu się działo. Najmniejsza pierdoła powodowała potok łez. Jej nerwy były skrajnie wyczerpane a emocje zaczęły się powoli gubić. Pokiwał głową i otwarł kopertę wyciągając kartkę. Kilka wykresów, kilka danych, które nikomu nic nie mówią, poziomy różnych dziwnych rzeczy, o których pierwszy raz usłyszeli u lekarza. I dane, które Ich interesowały najbardziej. A właściwie jedno sformułowanie. "Wynik badania:". Patrzyła uparcie na Jego twarz ale nie widać było żadnych emocji. W końcu na Nią spojrzał a Jego oczy zabłysnęły. Odetchnęła z ulgą. 
- Negatywny. - powiedział z uśmiechem. 
- Boże jak dobrze... - wydusiła z siebie przytulając Go mocno.
- Mówiłem, że będzie dobrze. - powiedział wyraźnie. - Teraz Twoja kolej. - powiedział poważnie patrząc na Nią. Odsunęła się na bok i wyjęła kartkę. Ręce trzęsły się Jej jakby trzymała w nich bombę, która zaraz miała wybuchnąć. Zaskoczyło Ją, że w Jej kopercie były dwie kartki. Dwie i na obu były jakieś wykresy i wyniki ale obie dotyczyły czegoś zupełnie innego. Zerknęła tylko w jedno miejsce. I nie mogła się powstrzymać. Wybuchnęła płaczem, a koperta z kartkami upadła na podłogę. Ukryła twarz w dłoniach ciągle spazmatycznie oddychając i wylewając hektolitry łez. Blondyn zamarł. Taką reakcję mogło wywołać tylko jedno. Delikatnie zbliżył się do dziewczyny a serce ścisnęło Mu się tak mocno jak jeszcze nigdy. Tyle wycierpiała a teraz jeszcze to. Nie zasługiwała na dalsze cierpienie. Po prostu nie mogło to być możliwe. - Zosia... - wyszeptał cicho kładąc dłoń na Jej ramieniu. Wtuliła się w Niego mocno a on jeszcze mocniej Ją do siebie przytulił. 
- Jestem zdrowa Thomas... - powiedziała nadal płacząc.
- Co? - zapytał niedowierzając. Odsunął Ją na długość ramion i spojrzał Jej prosto w oczy. W tym momencie Jej płacz zmienił się w histeryczny śmiech.
- Jestem zdrowa... - powtórzyła ciesząc się jak wariatka. Też zaczął się śmiać i wziął Ją w ramiona obracając wokół własnej osi. Kiedy tylko postawił Ją na ziemi wpił się mocno w Jej usta oddając całe nagromadzone pożądanie. Oddając wszystkie uczucia jakie w Nim siedziały. Całą miłość jaką Ją obdarzał. Tęsknotę jaka stworzyła się przez tygodnie bliskości. Odwzajemniła pocałunek pogłębiając Go. Była szczęśliwa. Jej kłopoty i zmartwienia właśnie się skończyły a zaczynała się piękna przyszłość z mężczyzną, którego kocha nad życie. Tak bardzo tęskniła za nim całym, za tą bliskością... Nie mogła złapać tchu.
- Wyjdź za mnie... - wyszeptał przerywając pocałunek. - Wiem, że chcesz poczekać ale...
- Dobrze. - przerwała Mu. Spojrzał Jej prosto w oczy nie mogąc uwierzyć w to co słyszy. 
- Słucham? - Jego głos w tym momencie przypominał pisk. Był tak zaskoczony, że nie wiedział co ma właściwie robić. 
- Wyjdę za Ciebie Thomas. Kocham Cię i nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie a przez to wszystko co się ostatnio działo... Dotarło do mnie, że życie jest cholernie krótkie. Za krótkie żeby na coś czekać. - powiedziała szczerze. Jej oczy błyszczały. Były szczere i radosne.
- Ale... ja nie mam pierścionka. - powiedział z miną, która mówiła "zaraz będę płakał". Zaśmiała się wesoło i ponownie Go pocałowała.
- Ile mamy jeszcze czasu? - zapytała w pewnym momencie.
- Jakąś godzinę. - stwierdził nie wiedząc o co chodzi brunetce. Nic nie mówiąc pociągnęła Go za rękę i lekko pchnęła na łóżko kładąc się na Nim delikatnie. Nie potrzebował więcej wskazówek. Z uśmiechem na ustach odwrócił dziewczynę tak, żeby położyć się na Niej i stanowczym ruchem pozbył się Jej bluzki...

MIESZKANIE MAMY ZOŚKI...

- Gdzie Ona jest do jasnej cholery?! - wrzasnęła kiedy po raz kolejny odezwała się sekretarka w telefonie dziewczyny. Odwróciła się w stronę wielkiego stojącego lustra i zaczęła analizować swój wygląd. - Przecież nie pójdę do ołtarza w szlafroku! - wściekała się. Usiadła załamana na łóżku, a w Jej oczach zaświeciły się łzy.
- Hej hej hej! Robiłam Ci ten makijaż godzinę! - zagrzmiała Kristina. 
- Może coś się Im stało... - powiedziała z przejęciem mama Zośki kukając przez okno. - Przyjechała! - klasnęła uradowana w dłonie kiedy zobaczyła córkę wysiadającą z taksówki. Po chwili brunetka była już w pokoju blondynki.
- Wrócę jak Panna młoda przestanie na Ciebie krzyczeć. - powiedziała Kristina i wyszła z uśmiechem z pokoju. Brunetka uśmiechnęła się przepraszająco.
- Lepiej żebyś miała jakieś dobre wytłumaczenie. - pogroziła.
- Ok, tutaj chyba będę bezpieczniejsza. - powiedziała Kristina wchodząc spowrotem do pokoju. - Twój brat zaraz zacznie kopulację w salonie. - stwierdziła siadając na łóżku. Brunetka wywróciła oczami. 
- Kochanie ja Cię bardzo przepraszam za spóźnienie ale musiałam... - zacięła się na chwilę. No bo co powiedzieć? Nie mogła powiedzieć prawdy. Nie teraz. Nie przed ślubem przyjaciółki, która przejmowałaby się tym przez cały dzień i noc.
- Co musiałaś? - zapytała.
- Maciek już przyjechał? - zapytała.
- Tak. - odparła. Spojrzała poważniejąc na przyjaciółkę. - Odebrałaś wyniki tak? - spytała.
- Słucham? - zapytała zaskoczona brunetka.
- Maciek dzwonił do mnie jakieś 2 tygodnie temu. - odparła.
- Wiemy o wszystkim skarbie. - dodała ciszej mama.
- I tak po prostu pytacie mnie o wyniki? - zdziwiła się jeszcze bardziej.
- Z tym da się żyć. Maciek chciał żebym miała na Ciebie oko. - odparła blondynka. Brunetka spojrzała niepewnie na Kristinę. Ta uśmiechnęła się lekko.
- Thomas mi powiedział. - wyjaśniła.
- I co? - zapytała mama. - Nie trzymaj nas dłużej w niepewności. - dodała ciszej. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- Jesteśmy zdrowi - powiedziała szczęśliwa.
- Alleluja! Bóg jednak istnieje! - powiedziała Adela. - A teraz do roboty leniuchu jeden i pomóż mi założyć tą plandekę z kryształkami. - powiedziała poważnie podchodząc do obszernej sukni ślubnej. Suknia ta była śliczna. Bogato zdobiona jak to określiła Adela po to aby odwrócić uwagę od Jej słoniowego brzucha. Z łatwością ubrały słoniątko i udekorowały Jej głowę koronkowym welonem. 
- Wyglądasz pięknie. - powiedziała mama Zośki. - Szkoda, że Twoi rodzice nie mogli przyjechać. - dodała. Blondynka nie pozbyła się uśmiechu z twarzy.
- To Wy jesteście moją rodziną. - odparła pogodnie. Brunetka z troską popatrzyła na przyjaciółkę. Doskonale wiedziała, że w głębi duszy blondynka cierpi. Cierpi, bo mimo wszystko tęskni za rodzicami. Matka nie udźwignęła świadomości bycia przyszła babcią i wróciła do Polski szybciej niż tutaj przyjechała powodując, że na sercu blondynki pojawiła się wielka rysa.
- To teraz coś niebieskiego. - powiedziała Kristina i podała blondynce błękitną jedwabną chustkę.
- I coś starego. - powiedziała mama Zośki i podarowała dziewczynie ozdobną błękitną spinkę do włosów, którą kiedyś sama nosiła.
- I coś pożyczonego. - powiedziała Zośka i rzuciła w przyjaciółkę białą podwiązką.
- Mam tylko jedno pytanie. - powiedziała blondynka. - Uprawiałaś w tym sex z Thomasem? - spytała podejrzliwie. Brunetka tylko się zaśmiała. Podeszła do swojej torebki i wyjęła z Niej złożoną na pół kartkę z wynikami. Podeszła z kartką do przyjaciółki i podała Jej dokument.
- To - wskazała na podwiązkę. - Jest przyczyną tego. - pokazała wynik na kartce powodując, że oczy blondynki zrobiły się dużo dużo większe...

SALA WESELNA...

   Wszystko w bieli i błękicie. Piękne światła, eleganckie stoły, zespół, który przechodzi sam siebie grając jak prawdziwe gwiazdy estrady. Po prostu pięknie. Uśmiech na twarzy blondynki był tym czego zawsze chciała brunetka. Bo Adela była dla Niej jak siostra... Parkiet pełen bawiących się ludzi tętnił życiem. Śmiechy dokoła mówiły wszystko. Goście bawili się wyśmienicie.
- Cieszę się, że wszystko jest w porządku. - usłyszała obok siebie. Brunet stał zaraz za Nią i tak jak Ona wpatrywał się w tańczących ludzi. - I przepraszam za narobienie Ci strachu. - dodał.
- Jak czuje się Majka? - zapytała.
- W porządku. Jest pod stałą opieką lekarza.
- Co z dzieckiem? - zapytała.
- Przy obecnej medycynie jest bardzo możliwe, że urodzi się zupełnie zdrowe. - powiedział jakby trochę weselszym tonem. Odwróciła się w Jego stronę i uśmiechnęła delikatnie.
- Więc nie marnuj czasu na martwienie się. Idź i bądź z Nią. - powiedziała wskazując głową brunetkę siedzącą samotnie przy stoliku. Uśmiechnął się i poszedł w kierunku dziewczyny. Cieszyła się Jego szczęściem. Mimo, ze Jego życie się pokomplikowało bardzo chciała, żeby choć jedna rzecz w tym życiu poszła po Jego myśli. Żeby Adaś urodził się zdrowy.
- Zatańczymy? - zapytał blondyn pojawiając się ni stąd ni zowąd przed Nią.
- Thomas... jesteś pijany. - zaśmiała się widząc Jego wesołą minę.
- To ze szczęścia. Jesteśmy zdrowi, chcesz za mnie wyjść, mój przyjaciel się żeni... - wyliczał.
- A zniesiesz jeszcze trochę tego szczęścia? - zapytała wesoło.
- A co? Masz dla mnie co jeszcze? Jakąś bombę? - dopytywał. Uśmiechnęła się szeroko i zbliżyła do Jego ucha.
- Będziemy mieli dziecko. - wyszeptała...


*************************
Cześć i czołem :)
Wiem, że mówiłam, że kolejny będzie w przyszłym tygodniu ale zapomniałam, że przecież mam go napisanego!
Głupia Ja!
Więc dodaję.
I zapraszam na

Buziole :*

wtorek, 9 września 2014

INFORMACJA





KOCHANE :)
JAKO, ŻE MAM PROBLEM Z ŁAPKĄ NIE MOGĘ ZBYT WIELE PISAĆ DLATEGO KOLEJNY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ W PRZYSZŁYM TYGODNIU.

PÓKI CO NIE MOGĘ SIĘ POWSTRZYMAĆ I CHCIAŁABYM WAM ZAPROPONOWAĆ ZERKNIĘCIE NA COŚ CO TWORZĘ OD JAKIEGOŚ CZASU A CO NIE JESTEM PEWNA CZY POWINNO UJRZEĆ ŚWIATŁO DZIENNE.
(WĄTPIĘ W CIEKAWOŚĆ TEGO OPOWIADANIA)


LICZĘ NA WASZE OPINIE I WSPARCIE.

WASZA - 
  PANNA BOOP

BUZIOLE :*

poniedziałek, 8 września 2014

49. Panieńsko - kawalerski...

INNSBRUCK...

     Dni mijały. Dłużyły się niesamowicie. Każda czynność wymagała wielkiej ostrożności. Żeby tylko się nie skaleczyć, żeby nie dopuścić nikogo do zbyt bliskiego kontaktu ale jak to zrobić kiedy jest się fizjoterapeutą? Właśnie dlatego chciała wziąć urlop. I wtedy wtrącił się ten, który na wiadomość o możliwości złapania wirusa zamknął się w swoim gabinecie i przesiedział tam pół dnia. Heinz Kuttin. Człowiek, który w najbardziej ekstremalnych sytuacjach okazuje się być najbardziej zdystansowanym i trzeźwo myślącym człowiekiem spośród wszystkich. A właściwie spośród całej ich trójki. Nie pozwolił na żaden urlop. Ani jednemu ani drugiemu. Kazał pracować tak jak zwykle tylko bardziej uważnie. Dopóki nie będzie wyników wszystko jest tak jak wcześniej. A najbardziej zdziwiło Ją to w jaki sposób do tego podchodził. Powiedział tylko jedno zdanie... "To nie jest koniec świata. Z tym da się normalnie żyć. Nie jesteście trędowaci."
- Nie myśl o tym tyle. - usłyszała obok ucha. Po chwili kubek z gorącym kakao wylądował w Jej dłoniach, a gruby włochaty koc na Jej nogach. Ogień w kominku rozgrzewał Ją i dodawał ciepła całemu pomieszczeniu. - Teraz zajmij się tym żeby wyleczyć to cholerne przeziębienie. Musisz być zdrowa na najbliższy konkurs. - dodał całując Ją w czoło, które było wyraźnie zbyt ciepłe.
- Thomas... 
- Przestań. To zwykłe przeziębienie. Wczoraj dopiero się zaczęło. Jeżeli będzie trwało dłużej niż tydzień wtedy zaczniemy się martwić. - powiedział głaszcząc Ją po policzku. 
- Denerwuję się. - powiedziała.
- Wiem. Jeszcze dwa tygodnie i wszystko się wyjaśni. A na razie róbmy tak jak doradzał Heinz. Żyjmy normalnie.
- Nie da się żyć normalnie Thomas! - zakaszlała. - O Jezu... niedobrze mi. - powiedziała i wybiegła do łazienki. Usiadł na kanapie z bezradnością wypisaną na twarzy. Nie wiedział co ma robić. Była załamana. Nie potrafiła myśleć o niczym innym tylko o tym jaki wynik zobaczy za 2 tygodnie w klinice. On też się bał. Nie mógł zaprzeczyć ale starał się myśleć pozytywnie, a przede wszystkim starał się dodawać Jej otuchy i wspierać Ją jak tylko mógł. Niestety rzadko kiedy to się udawało. Mniej jadła, była blada, chodziła zamyślona... Wszyscy to zauważyli, a Ona nie chciała nikogo martwić. Z resztą nie było się czym chwalić. Poczuł Jej rękę na swojej dłoni. Spojrzał Jej w oczy. Były smutne ale na Jej ustach pojawił się lekki uśmiech. - Od razu mi lepiej. - stwierdziła.
- Zosia chciałbym w końcu choć jeden wieczór spędzić normalnie. - powiedział cicho. 
- Normalnie...
- Tak, normalnie. Z moją kobietą, w naszym mieszkaniu, na kanapie, siedząc, przytulając się i oglądając głupie filmy. - wyjaśnił lekko zdenerwowany. - Ostatnio wszystko kręci się wokół tego czy jesteśmy zarażeni czy nie. Maciek jest numerem jeden naszych rozmów a Ja nie mogę nawet swobodnie Cię pocałować chociaż dobrze wiesz, że przez to się nie zarażę. Mam już tego dość... - powiedział cicho. Milczała. Oczy zaszły łzami ale dopiero teraz, kiedy blondyn powiedział Jej jak to widzi uświadomiła sobie jak bardzo oddaliła się od mężczyzny, którego kocha. I który tak bardzo kocha Ją. Wtedy właśnie poczuł Jej dłonie oplatające Go od tyłu.
- Kocham Cię tak bardzo... - wyszeptała. - Nie chcę Cię stracić. - dodała. Odwrócił się i posadził Ją sobie na kolanach.
- I nie stracisz. - powiedział pewnie. - Zośka proszę, nie płacz. - głaskał Ją po głowie przytulając Ją mocno do siebie. - Wszystko będzie dobrze. - powiedział wyraźnie. 
- Możesz mi to obiecać? - zapytała.
- Obiecuję Ci. - powiedział pewnie. - Z tym da się normalnie żyć. - dodał. - Zobaczysz, że jeszcze będziemy śmiali się z tego naszego strachu. - uśmiechnął się. Potrzebowała dłuższej chwili żeby się uspokoić. Ostatnio takie ataki paniki zdarzały Jej się stanowczo zbyt często. - Pamiętaj, że teraz masz na głowie dużo trudniejszą rzecz. - stwierdził.
- Trudniejszą? - zdziwiła się.
- Musisz przygotować Adeli wieczór panieński. - przypomniał.
- O rany... zapomniałam. - walnęła się w czoło.
- Ślub za dwa tygodnie więc masz tydzień. - stwierdził z uśmiechem. - Masz już jakiś pomysł?
- Nie mam. - jęknęła. - Standardowy striptiz odpada.
- Dlaczego? - zaśmiał się.
- Adelka ma teraz taką chcicę, że dziwię się, że Gregor w ogóle sypia. A jak Jej postawię przed oczami rozbierającego się faceta to się na Niego rzuci i żadnego ślubu nie będzie. - zaśmiali się.
- No to masz problem. Nawet upić się nie możecie. - stwierdził z rozbawieniem.
- A Wy możecie? - zdziwiła się.
- A nie? Gregor w ciąży nie jest. - wzruszył ramionami. 
- I zamówiłeś Mu striptizerkę? - zapytała.
- Yhym... - pokiwał głową nie patrząc Jej w oczy.
- Thomas... - zaczęła poważnie. - Coś Ty wymyślił?...

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ...

- Zwariowałeś... - stwierdził szatyn jak tylko otwarł oczy po zdjęciu z nich apaszki. Rozejrzał się dokoła i wszędzie widział półnagie kobiety. - Adela mnie zabije. - powiedział pewnie. - Wychodzę. - dodał i odwrócił się w stronę drzwi chcąc opuścić budynek, do którego Go przywieziono. Niestety kilka par rąk zatrzymało Go siłą.
- Stary, to Twój kawalerski. Wyluzuj. Adela o niczym się nie dowie. Teraz zajmuje się czymś zupełnie innym. Jeśli chcesz, żeby moje pieniądze poszły w błoto to ok, wychodź ale w kościele stanie zamiast mnie duch święty.
- Szantażujesz mnie? - zaśmiał się szatyn. Blondyn tylko się wyszczerzył.
- Mam Twoje obrączki. Pamiętaj, że zawsze mogę ich zapomnieć. - poklepał Go po ramieniu. - Wyluzuj Greg.
- Odkąd Ty taki sztywny się zrobiłeś? - zapytał Didl.
- Dlatego nigdy się nie ożenię. - stwierdził Stefan i uśmiechnął się szeroko do przechodzącej obok brunetki. - Jesteś w niebie i jeszcze Ci źle. - dodał.
- To tylko klub ze striptizem. Nikt nie każe Ci robić rzeczy, których potem możesz żałować. - powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Michael.
- Przypilnuję Cię. - stwierdził blondyn idąc w kierunku zamówionej loży.
- A kto będzie pilnował Ciebie? - zaśmiał się szatyn...

TYMCZASEM W SPA...

- Co Mu powiedziałaś? - zaśmiała się Adela.
- No co? - spytała brunetka.
- Jesteś nienormalna. - stwierdziła ze śmiechem Kristina.
- Najważniejsze, że zadziałało.
- Na mnie też by zadziałała świadomość mieszkania z teściową. - stwierdziła Adela. - Zośka ten masaż jest fenomenalny ale kiedy będzie striptizer? - spytała. Pozostałe kobiety spojrzały na Nią z lekkim zdziwieniem, - Nie będzie? - spytała zawiedziona. Jej mina była tak zabawna, że nie mogły wytrzymać ze śmiechu. Blondynka wyglądała jakby miała się popłakać. - Jak to nie będzie? - jęknęła.
- Uspokój się haha podobno potrzebowałaś wypocząć porządnie.
- Owszem Kristi ale to jest mój panieński i mam święte prawo zobaczyć rozbierającego się faceta! - oburzyła się.
- Adela opanuj hormony. - upomniała Ją Zośka.
- Ale ja nie chcę ich opanowywać! Ja chcę zobaczyć penisa! - powiedziała wyraźnie powodując śmiech nawet u masażystów.
- Poczekaj jeszcze trochę. Nie zrzędź, a będzie Ci dane. - powiedziała pewnie Kristina relaksując się pod dłońmi przystojnego masażysty...

KLUB ZE STRIPTIZEM...

- Ale ja Wam mówię... To jest najlepszszsze co mogło mnie ssspotkać... Ja kooooocham Adelę jak... jak... no jak ja Ją kocham to słów brak. - wybełkotał patrząc na wyginające się przed Nim dziewczyny, które miały na sobie stroje więcej odkrywające niż osłaniające. - I będę miał dziecko. Słyszy Pani? - zapytał podchodzącą do Niego dziewczynę, która teraz usiadła Mu na kolanach. Jego wzrok zawędrował na obfity biust blondynki. - Ależ Pani ma piiiięękne oczy... - stwierdził. - Thomas? - zwrócił się do przyjaciela, który z uśmiechem na twarzy obserwował bawiących się świetnie kolegów. Pijanych kolegów. - Thomas... jesteś moim najlepszszczym pszczyjacielem wiesz? Wiesz?
- Tak, wiem. - odparł rozbawiony. 
- Napij się. Za moje zdrowie. - stwierdził szatyn.
- Wiesz, że nie mogę. - odpowiedział.
- Co Ona z Tobą zrobiła? Gdzie jest mój przyjaciel? - powiedział płaczliwym głosem.
- Dlatego nigdy się nie ożenię! - stwierdził ponownie już mocno wstawiony Stefan.
- Nie jestem żonaty - przypomniał blondyn.
- Ale chcesz się ożenić. To niewielka różnica. - zauważył wpatrzony w uroczą brunetkę Didl.
- Muszę Was pilnować. - wytłumaczył spokojnie blondyn.
- Przed czym? Przed pięknem? - zapytał tańczący na stole z jedną ze striptizerek Michael. 
- Przed Waszym popędem. - wyjaśnił...

SPA...

- Już dobrze, nie płacz proszę. - brunetka głaskała przyjaciółkę po głowie próbując uspokoić atak płaczu Adeli i przy okazji atak śmiechu, który zbliżał się nieubłagalnie. Kristina praktycznie leżała na podłodze śmiejąc się jak nawiedzona. - Kristi nie pij więcej. - poprosiła. Blondynka tylko wystawiła rękę do góry, którą było widać nad łóżkiem.
- Ale jak będę żoną to już nie będę pociągająca! - ryczała blondynka. - Będę grubą mamuśką i kurą domową a ten idiota będzie ruchał wszystko co popadnie na zawodach!
- Po pierwsze, zawsze będziesz piękna i atrakcyjna a po drugie ja jeżdżę na zawody i będę Go pilnować. - uspokajała przyjaciółkę brunetka.
- Ale jak Go ochronisz przed nawiedzonymi i napalonymi fankami na Jego urokliwego penisa?
- Urokliwego penisa hahahahaha - powtórzyła Kristina. Brunetka jedynie wywróciła oczami.
- Adela uspokój się! - powiedziała stanowczo i złapała dziewczynę za ramiona. - Jak sie nie uspokoisz to nie będzie striptizera. - zagroziła.
- Adela uspokój się! - warknęła tym razem Kristina podnosząca się z podłogi. - Ostatnim penisem jakiego widziałam był penis Thomasa. Daj mi sobie poużywać! - powiedziała stanowczo. Brunetka wywróciła oczami. Próby blondynki stania prosto były karkołomne. Dosłownie. 
- Kristi usiądź na łóżku obok Adelki a ja pójdę zobaczyć co z naszym striptizerem. - powiedziała i wyszła z pokoju. Kobieta posłusznie usiadła obok przyszłej panny młodej i uśmiechnęła się szeroko. Adela spojrzała na Nią uważnie.
- Co jest? - spytała starsza z blondynek.
- Zastanawiasz się czasem czy Thomasowi jest lepiej z Zośką w tych sprawach niż było Mu z Tobą? - spytała wprost. Kobieta jakby spoważniała.
- Hmn... nie. Aczkolwiek... - zaczęła z dziwną miną powodującą śmiech u Adeli. - Zośka ma lepszy tyłek ode mnie. I cycki... - przyznała. - O Jezuniu... - załamała się. Wyglądała jakby miała się za chwilę rozpłakać. - Jestem beznadziejna... 

KLUB ZE STRIPTIZEM...

   Wyszedł na chwilę z klubu widząc dzwoniący telefon. Z uśmiechem na ustach odebrał połączenie.
- Cześć kochanie, jak się bawicie? - zapytał.
- Świetnie. - powiedziała. W tle było słychać głośny szloch.
- Kto tak płacze? Adela? - zapytał śmiejąc się. - Ma zamiar zmienić decyzję? Bo jak tak to idę powiedzieć Schlieriemu. Niech skorzysta z okazji. - zaśmiał się.
- Kristina. Przeżywa... takie tam... damskie sprawy. - odparła.
- Coś się stało? - zapytał lekko zaniepokojony.
- Powiedzmy, że uświadomiła sobie, że już dawno nie miała faceta. Striptizer Ją pociesza. - zaśmiała się.
- Macie striptizera? - zapytał przestając się uśmiechać.
- Wy macie cały klub. - odparła z wyrzutem.
- Skąd... ech... Nic już nie powiem Stefanowi. - zaśmiali się. Przez chwilę żadne z Nich się nie odzywało. - Za tydzień będą małżeństwem, uwierzysz? - zapytał wesoło.
- Nadal nie mogę. - powiedziała cicho.
- Za tydzień też dowiemy się czy... - zaczął ale nie potrafił skończyć.
- Czy Ty też będziesz mógł mówić do mojego brzucha. - odparła spokojnie. Uśmiechnął się. - Kocham Cię Thomas.
- Ja Ciebie też. Najbardziej na świecie. - dodał.
- Bawcie się dobrze. - powiedziała i rozłączyła się. 
 Pozostało tylko czekać...



*******************************************************
Już się tłumaczę.
Złamałam rękę! :(
Na szczęście lewą więc jakoś mogę funkcjonować ale napisanie rozdziału zajęło mi dwa razy więcej czasu.
Tak to jest jak się chce popisać jazdą na motorze. 
Rada dla Was: jeśli macie prawko na motor nie oznacza to, że umiecie jeździć. ;)
Co do opowiadania - zbliżamy się do końca. 
Jeden rozdział i Epilog przed nami.
Dziwnie mi z tym ale nie ma sensu przeciągać tej historii dalej.
Mam nadzieję, że zakończenie się Wam spodoba. :)
Do następnego ;)
Buziole :*

P.S.: Dodaję link do filmiku, który rozwalił mi cały dzień! :D
Link. Nudzący się w autokarze skoczkowie :D