INNSBRUCK...
Siedziała w poczekalni mimo, że Jej wizyta w gabinecie już dawno się zakończyła. Na co czekała? Tego nie wiedziała nawet Ona. Po wczorajszym telefonie od Maćka załamała się. Nie mogła uwierzyć, że to działo się na prawdę. Często słyszymy o takich rzeczach w telewizji, czytamy o nich w gazetach... Ale nigdy nie podejrzewamy, że kiedyś mogą spotkać właśnie nas. Bo to wydaje się być tak dalekie od normalnego życia. Od życia, które na co dzień prowadzimy. A jednak życie i los lubią płatać nam figle. W najmniej odpowiednim momencie. I kiedy wydaje nam się, że wszystko zaczyna się układać, że zaczynamy kontrolować swoją przyszłość, robić plany i cieszyć się tym co nadchodzi... wystarczy jeden telefon...
Wstała z ławeczki i powolnym krokiem udała się do autobusu, którym miała dojechać do ośrodka sportowego. Dzisiejszego dnia skoczkowie od rana trenowali na Bergisel przed zbliżającym się inauguracyjnym konkursie zimowego sezonu. Tydzień. Tyle zostało do pierwszego wyjazdu. Do pierwszego konkursu w Klingenthal. Skoczkowie musieli się skupić na treningach, na dotarciu do takiej formy jaką oczekują od Nich kibice, trener i sami od siebie. A Ona musiała być w pełnej dyspozycji. Musiała umieć i za wszelką cenę potrafić zająć się wszelkimi choćby najmniejszymi kontuzjami. Bo czasem wystarczy chwila nieuwagi i...
- Słucham. - odebrała dzwoniący telefon.
- Byłaś? - usłyszała zatroskany głos.
- Tak. - odpowiedziała krótko i zapadła cisza. Niewygodna i krępująca.
- Przepraszam. - powiedział cicho. Szum wiatru wkoło sprawiał, że ledwo Go słyszała. Pogoda w listopadzie była okropna. Deszcz, wiatr i zimno. Poprawiła czerwoną chustę wokół szyi i ruszyła w kierunku swojego miejsca pracy.
- Nie wiedziałeś. - odparła po chwili. - Majka też. - dodała. - Jak Ona się czuje? - zapytała.
- Fizycznie... lepiej. Psychicznie... - zamilkł. Podejrzewała, że i Ona i On teraz są w ogromnej rozsypce. Bo świat walił się z każdej strony.
- Startujesz w zawodach? - zapytała.
- Nie mam do tego ani głowy ani siły ani...
- Nie powiedziałeś jeszcze trenerowi? - zdziwiła się.
- Powiedziałem. Związek nie widzi w tym problemu jeżeli wszystko zostanie w tajemnicy. A wiesz, że nic się nie ukryje i prędzej czy później to wyjdzie na jaw. - powiedział wyjątkowo spokojnie. - Zosia... - zaczął niepewnie. - Jeżeli... jeżeli...
- Nic nie mów Maciek. - powiedziała łamiącym się głosem. Nie chciała zaczynać tego tematu. To dla Niej zbyt trudne i zbyt dużo. Nie mogła teraz się tym zajmować. Teraz musiała wrócić do pracy jak gdyby nigdy nic i uważać na wszystko co robi.
- Powiedziałaś Thomasowi? - zapytał. Stanęła przed drzwiami na salę gimnastyczną, na której trener pomocniczy powoli rozkładał odpowiednie przyrządy do treningu.
- Nie. - powiedziała cicho. Zamknęła oczy.
- Powiedz Mu. Wiesz, że On też...
- Wiem. Maciek... ja muszę kończyć. Praca na mnie czeka. - powiedziała. - Trzymajcie się. - dodała i rozłączyła się. Przeszła przez salę witając się krótko z trenerem pomocniczym i od razu zamknęła się w swoim gabinecie. Usiadła na krześle przy biurku i wpatrywała się w jakiś bliżej nieokreślony punkt. A w głowie znów pojawił się obraz Thomasa, który wczorajszego wieczora tak cierpliwie i z troską wpatrywał się w Nią i tulił do siebie...
Wstała z ławeczki i powolnym krokiem udała się do autobusu, którym miała dojechać do ośrodka sportowego. Dzisiejszego dnia skoczkowie od rana trenowali na Bergisel przed zbliżającym się inauguracyjnym konkursie zimowego sezonu. Tydzień. Tyle zostało do pierwszego wyjazdu. Do pierwszego konkursu w Klingenthal. Skoczkowie musieli się skupić na treningach, na dotarciu do takiej formy jaką oczekują od Nich kibice, trener i sami od siebie. A Ona musiała być w pełnej dyspozycji. Musiała umieć i za wszelką cenę potrafić zająć się wszelkimi choćby najmniejszymi kontuzjami. Bo czasem wystarczy chwila nieuwagi i...
- Słucham. - odebrała dzwoniący telefon.
- Byłaś? - usłyszała zatroskany głos.
- Tak. - odpowiedziała krótko i zapadła cisza. Niewygodna i krępująca.
- Przepraszam. - powiedział cicho. Szum wiatru wkoło sprawiał, że ledwo Go słyszała. Pogoda w listopadzie była okropna. Deszcz, wiatr i zimno. Poprawiła czerwoną chustę wokół szyi i ruszyła w kierunku swojego miejsca pracy.
- Nie wiedziałeś. - odparła po chwili. - Majka też. - dodała. - Jak Ona się czuje? - zapytała.
- Fizycznie... lepiej. Psychicznie... - zamilkł. Podejrzewała, że i Ona i On teraz są w ogromnej rozsypce. Bo świat walił się z każdej strony.
- Startujesz w zawodach? - zapytała.
- Nie mam do tego ani głowy ani siły ani...
- Nie powiedziałeś jeszcze trenerowi? - zdziwiła się.
- Powiedziałem. Związek nie widzi w tym problemu jeżeli wszystko zostanie w tajemnicy. A wiesz, że nic się nie ukryje i prędzej czy później to wyjdzie na jaw. - powiedział wyjątkowo spokojnie. - Zosia... - zaczął niepewnie. - Jeżeli... jeżeli...
- Nic nie mów Maciek. - powiedziała łamiącym się głosem. Nie chciała zaczynać tego tematu. To dla Niej zbyt trudne i zbyt dużo. Nie mogła teraz się tym zajmować. Teraz musiała wrócić do pracy jak gdyby nigdy nic i uważać na wszystko co robi.
- Powiedziałaś Thomasowi? - zapytał. Stanęła przed drzwiami na salę gimnastyczną, na której trener pomocniczy powoli rozkładał odpowiednie przyrządy do treningu.
- Nie. - powiedziała cicho. Zamknęła oczy.
- Powiedz Mu. Wiesz, że On też...
- Wiem. Maciek... ja muszę kończyć. Praca na mnie czeka. - powiedziała. - Trzymajcie się. - dodała i rozłączyła się. Przeszła przez salę witając się krótko z trenerem pomocniczym i od razu zamknęła się w swoim gabinecie. Usiadła na krześle przy biurku i wpatrywała się w jakiś bliżej nieokreślony punkt. A w głowie znów pojawił się obraz Thomasa, który wczorajszego wieczora tak cierpliwie i z troską wpatrywał się w Nią i tulił do siebie...
DROGA Z BERGISEL DO OŚRODKA TRENINGOWEGO...
- Rozmawiałeś z Nią? - spytał szatyn wyrywając blondyna z zamyśleń.
- Ciężko to nazwać rozmową Greg. - odparł spokojnie.
- Znowu się kłóciliście? - zdziwił się.
- Nie.
- No to o co chodzi? - nie rozumiał przyjaciela.
- Powiedziałem Jej, że mogę poczekać, że nie chcę naciskać i że wszystko przyjdzie w swoim czasie.
- No... i?
- I zadzwonił do Niej telefon. - stwierdził odwracając się w kierunku szatyna. - Maciek dzwonił. - dodał.
- Maciek? A czego On chciał?
- Nie wiem. Nie powiedziała mi. - odparł blondyn. - Ale po rozmowie z Nim znalazłem Ją w sypialni. Jestem pewien że płakała.
- To co On Jej takiego powiedział?
- Nie wiem. Nie chciała mi powiedzieć. W ogóle... dziwnie się zaczęła zachowywać. - stwierdził.
- Co to znaczy dziwnie?
- Odsunęła się ode mnie. - westchnął. - Dała się jedynie przytulić. A kiedy chciałem Ją pocałować odwróciła się w drugą stronę udając że śpi.
- Skąd wiesz że udawała? - blondyn spojrzał na przyjaciela jak na idiotę. - No dobra, głupie pytanie. - przyznał. - Myślisz że Kot chce do Niej wrócić?
- Nie wiem. - przyznał. - Wydawało mi się, że nawet gdyby chciał to Zośka kocha mnie. I nic by z tego nie wyszło.
- No właśnie. Stary przecież Ona świata poza Tobą nie widzi.
- Więc dlaczego płakała? - zapytał.
- Może powiedziała Mu, że nic z tego? Wiesz... laski są wrażliwe, jak komuś mówią, że Go nie kochają to ryczą... - stwierdził szatyn.
- To dlaczego mnie odtrąciła? - zapytał. Szatyn nie znał odpowiedzi na to pytanie.
- Jesteśmy na miejscu. Idź do Niej i z Nią pogadaj. - powiedział wysiadając z busu...
GABINET ZOŚKI...
Starała się zająć tym co było Jej obowiązkiem. Niestety akta nie chciały współpracować z Jej silną wolą i każda analiza zdrowia zawodnika była skazana na porażkę. Zamknęła dokumenty i stanęła przy oknie patrząc na szykujących się do treningu zawodników. Rozgrzewali się. Byli bardzo weseli. Cieszyli się z nadchodzącego sezonu. Widać było jak bardzo Ich to co robią rajcuje. I w tym momencie trener zrobił coś co zdziwiło nawet Ją. Kazał sprzątnąć całą siłownię rozłożoną na boisku a rozłożyć siatkę. Po kilku minutach skoczkowie odbijali już piłkę. Uśmiechnęła się widząc biednego Stefana, który usiłował przebijać się przez blok wystawiony przez Gregora i Thomasa. Może nie byli tak wysocy jak każdy przeciętny siatkarz ale Stefan był po prostu bardzo niski.
- Proszę! - zawołała słysząc pukanie do drzwi.
- Zosia, muszę jechać do Związku. Prezes czegoś chce. Zejdziesz ich przypilnować, żeby się nie pozabijali? - zapytał.
- Ja? A co z Twoim pomocnikiem? - zapytała zdziwiona.
- Jedziemy razem. Reszta zajmuje się nartami. To co? Zastąpisz mnie? - spytał.
- Jasne. Co mam robić? - zapytała wychodząc z gabinetu. Po chwili byli już na boisku.
- Nie daj Im się pozabijać. Jak będzie trzeba to bij po głowie. - powiedział i wyleciał z sali jak z procy. Wszyscy patrzyli na Nią z uśmiechem.
- To co? Grasz z nami? - zapytał z cwanym uśmiechem Stefan.
- Nie ma opcji. Rozwaliłabym Twoją drużynę swoją zagrywką. - powiedziała pewnie i usiadła z boku. Bacznie obserwowała to co działo się po obu stronach siatki. Skupiając się na tym zadaniu mogła choć na chwilę oderwać się od przykrych myśli, które wiązały Jej żołądek w supeł. Oczywiście do czasu...
- Uwaga! - krzyknął Michael ale było już za późno. Piłka z wielkim impetem uderzyła w głowę brunetki powodując, że dziewczyna przewróciła się i uderzyła ręką o metalową nogę od ławeczki.
- Jezu, nic Ci nie jest? Przepraszam... - zaczął pochylający się nad Nią Michael. Próbowała się podnieść ale ręka bardzo Ją zabolała.
- Rozwaliłaś sobie rękę. Poczekaj, pomogę Ci. - powiedział Thomas. Zerknęła na swoją dłoń. Strużka krwi spływała po całym przedramieniu. Kiedy zobaczyła rękę blondyna przy swojej natychmiast w głowie zapaliła się Jej czerwona lampka.
- Nie! - krzyknęła i schowała rękę w sweter. Wszyscy spojrzeli na Nią jak na wariatkę. Jedynie blondyn patrzył z troską pomieszaną ze zdezorientowaniem.
- Zosia spokojnie, to tylko trochę krwi... - próbował ponownie chwycić Ją za rękę. - Zaraz Ci to opatrzę i będzie po krzyku. - powiedział łagodnie.
- Nie dotykaj mnie! - warknęła patrząc Mu prosto w oczy. Milczeli. A szok na Ich twarzach i ból na twarzy blondyna był wyraźnym znakiem, że przesadziła ale nie mogła inaczej. - Thomas odsuń się ode mnie! - warknęła po raz kolejny. Powoli wstała i nadal chowając rękę w swetrze bez słowa pobiegła do swojego gabinetu. Zamknęła za sobą drzwi i natychmiast włożyła rękę pod wodę. Przypominając sobie zawiedzioną twarz blondyna łzy napłynęły Jej do oczu. Jak przez ten najbliższy miesiąc ma Go unikać? Jak odsunąć się od Niego tak, żeby nie bolało a żeby uniknąć z Nim kontaktu? Odpowiedź była prosta. Nie da się. Musi Mu powiedzieć. Tylko jak?
Zdezynfekowała rękę, owinęła bandażem i zdjęła ukrwawiony sweter. Wtedy ktoś wszedł do gabinetu. Wrzuciła sweter do kosza na śmieci i założyła kitel. Odwróciła się w kierunku gościa i spojrzała Mu w oczy.
- Przepraszam. Moja reakcja była...
- Co się dzieje? - zapytał z troską w głosie. Podszedł do Niej i chciał przytulić ale odsunęła się od Niego. Nie wiedział co ma o tym myśleć.
- Thomas... Musimy... Musimy sobie zrobić przerwę. - powiedziała poważnie a w Jej oczach zaświeciły się łzy, które powoli wylewały się z oczu.
- Słucham? - zapytała z niedowierzaniem. Cały czas myślał, że w Ich związku jest dobrze, coraz lepiej. - To przez mój pośpiech? Zosia, mówiłem, że mogę poczekać. Dam Ci tyle czasu ile będziesz chciała. - kontynuował.
- Nie o to chodzi. - powiedziała cicho.
- Więc o co? - zapytał. - Dlaczego się ode mnie odsuwasz? - nie odpowiedziała. - Zośka czemu płaczesz? Co się stało? - dopytywał. - To przez Maćka tak? Czego od Ciebie chciał? Co takiego Ci powiedział? Od rozmowy z Nim jesteś jakaś inna... Nie wiem co mama o tym myśleć. - przyznał.
- Thomas usiądź proszę. - powiedziała cicho. Usiadł na leżance i nadal uparcie wpatrywał się w Jej zapłakaną twarz. - Dzisiaj rano byłam w klinice. - oznajmiła.
- Po co? Jesteś na coś chora? - zapytał.
- Byłam tam żeby się przebadać, bo... jest taka możliwość, że...
- Że? - zapytał. I w tym momencie coś przeskoczyło w Jego głowie. Uśmiechnął się szeroko. - Jesteś w ciąży tak? - zapytał. - To dlatego jesteś taka przybita? Zosia... - przytulił Ją do siebie mocno. - Przecież damy sobie radę. - zapewnił. - Nawet nie wiesz jak się cieszę...
- Nie Thomas! - odsunęła się od Niego gwałtownie. - Nie jestem w ciąży i być może już nigdy nie będę mogła być! - krzyknęła płacząc.
- O czym Ty mówisz? - zapytał przestraszony.
- Majka jest zarażona wirusem HIV. - oznajmiła najciszej jak potrafiła i opadła na krzesło. Blondyn jakby nie wierzył w to co usłyszał.
- Co? - tylko tyle udało Mu się wydusić z siebie po tej wiadomości.
- Maciek też. - dodała patrząc beznamiętnym wzrokiem w twarz Morgensterna. Usiadł na leżance wpatrując się w dziewczynę siedzącą przed Nim. - Mogę być zarażona Thomas... - wyszeptała. A w Jego głowie jakby coś gruchnęło. Coś się przestawiło. Jakby zawaliło. Świat? Plany? Marzenia o wspólnej przyszłości? O zbudowaniu prawdziwej normalnej rodziny?... Spojrzał uważnie na Jej kruche ciało. Na Jej twarz tonąca we łzach. Przecież to była Jego Zośka... Wyszedł bez słowa z Jej gabinetu i wybiegł z sali zaskakując tym samym cieszących się ze wszystkiego kolegów. Musiał ochłonąć. Po takiej informacji nikt nie wie jak powinno się zareagować. I On tez nie wiedział jak zareagować. Co zrobić... Pierwszą Jego myślą było tylko jedno... Wyciągnął telefon i wybrał odpowiedni numer, a kiedy po jakimś czasie ktoś odebrał miał do powiedzenia tylko jedno...
- Jeśli okaże się, że Ją zaraziłeś... Nie daruję Ci tego rozumiesz? - warknął. - Nie odbierzesz mi Jej. Nie pozwolę, żeby cokolwiek zniszczyło to o co tak długo walczyłem. A Ty... - przerwał. - Nie namieszasz już bardziej w naszym życiu. - rozłączył się. Musiał się uspokoić. Nie mógł w takim stanie wrócić do Niej. Ale wrócić musiał. Chciał. Bo wiedział, że musi być przy Niej. Że jest Jej potrzebny właśnie dlatego, że cholernie się boi. Powolnym krokiem wszedł spowrotem na salę i mijając bez słowa kolegów poszedł prosto do Jej gabinetu. Kiedy na Niego spojrzała mógł zrobić tylko jedno. Podejść do Niej i najmocniej jak potrafi przytulić do siebie. - Wszystko będzie dobrze... - wyszeptał Jej do ucha. - Nic mi Ciebie już nie odbierze.
- Musisz się przebadać Thomas... - zaczęła cicho płacząc. - Jeśli...
- Przestań. - przerwał Jej. - Jesteś zdrowa. Jestem tego pewien. - powiedział pewnie.
- Proszę, zrób badania... - powiedziała.
- Jakie badania? - usłyszeli z boku głos Kuttina...
- Uwaga! - krzyknął Michael ale było już za późno. Piłka z wielkim impetem uderzyła w głowę brunetki powodując, że dziewczyna przewróciła się i uderzyła ręką o metalową nogę od ławeczki.
- Jezu, nic Ci nie jest? Przepraszam... - zaczął pochylający się nad Nią Michael. Próbowała się podnieść ale ręka bardzo Ją zabolała.
- Rozwaliłaś sobie rękę. Poczekaj, pomogę Ci. - powiedział Thomas. Zerknęła na swoją dłoń. Strużka krwi spływała po całym przedramieniu. Kiedy zobaczyła rękę blondyna przy swojej natychmiast w głowie zapaliła się Jej czerwona lampka.
- Nie! - krzyknęła i schowała rękę w sweter. Wszyscy spojrzeli na Nią jak na wariatkę. Jedynie blondyn patrzył z troską pomieszaną ze zdezorientowaniem.
- Zosia spokojnie, to tylko trochę krwi... - próbował ponownie chwycić Ją za rękę. - Zaraz Ci to opatrzę i będzie po krzyku. - powiedział łagodnie.
- Nie dotykaj mnie! - warknęła patrząc Mu prosto w oczy. Milczeli. A szok na Ich twarzach i ból na twarzy blondyna był wyraźnym znakiem, że przesadziła ale nie mogła inaczej. - Thomas odsuń się ode mnie! - warknęła po raz kolejny. Powoli wstała i nadal chowając rękę w swetrze bez słowa pobiegła do swojego gabinetu. Zamknęła za sobą drzwi i natychmiast włożyła rękę pod wodę. Przypominając sobie zawiedzioną twarz blondyna łzy napłynęły Jej do oczu. Jak przez ten najbliższy miesiąc ma Go unikać? Jak odsunąć się od Niego tak, żeby nie bolało a żeby uniknąć z Nim kontaktu? Odpowiedź była prosta. Nie da się. Musi Mu powiedzieć. Tylko jak?
Zdezynfekowała rękę, owinęła bandażem i zdjęła ukrwawiony sweter. Wtedy ktoś wszedł do gabinetu. Wrzuciła sweter do kosza na śmieci i założyła kitel. Odwróciła się w kierunku gościa i spojrzała Mu w oczy.
- Przepraszam. Moja reakcja była...
- Co się dzieje? - zapytał z troską w głosie. Podszedł do Niej i chciał przytulić ale odsunęła się od Niego. Nie wiedział co ma o tym myśleć.
- Thomas... Musimy... Musimy sobie zrobić przerwę. - powiedziała poważnie a w Jej oczach zaświeciły się łzy, które powoli wylewały się z oczu.
- Słucham? - zapytała z niedowierzaniem. Cały czas myślał, że w Ich związku jest dobrze, coraz lepiej. - To przez mój pośpiech? Zosia, mówiłem, że mogę poczekać. Dam Ci tyle czasu ile będziesz chciała. - kontynuował.
- Nie o to chodzi. - powiedziała cicho.
- Więc o co? - zapytał. - Dlaczego się ode mnie odsuwasz? - nie odpowiedziała. - Zośka czemu płaczesz? Co się stało? - dopytywał. - To przez Maćka tak? Czego od Ciebie chciał? Co takiego Ci powiedział? Od rozmowy z Nim jesteś jakaś inna... Nie wiem co mama o tym myśleć. - przyznał.
- Thomas usiądź proszę. - powiedziała cicho. Usiadł na leżance i nadal uparcie wpatrywał się w Jej zapłakaną twarz. - Dzisiaj rano byłam w klinice. - oznajmiła.
- Po co? Jesteś na coś chora? - zapytał.
- Byłam tam żeby się przebadać, bo... jest taka możliwość, że...
- Że? - zapytał. I w tym momencie coś przeskoczyło w Jego głowie. Uśmiechnął się szeroko. - Jesteś w ciąży tak? - zapytał. - To dlatego jesteś taka przybita? Zosia... - przytulił Ją do siebie mocno. - Przecież damy sobie radę. - zapewnił. - Nawet nie wiesz jak się cieszę...
- Nie Thomas! - odsunęła się od Niego gwałtownie. - Nie jestem w ciąży i być może już nigdy nie będę mogła być! - krzyknęła płacząc.
- O czym Ty mówisz? - zapytał przestraszony.
- Majka jest zarażona wirusem HIV. - oznajmiła najciszej jak potrafiła i opadła na krzesło. Blondyn jakby nie wierzył w to co usłyszał.
- Co? - tylko tyle udało Mu się wydusić z siebie po tej wiadomości.
- Maciek też. - dodała patrząc beznamiętnym wzrokiem w twarz Morgensterna. Usiadł na leżance wpatrując się w dziewczynę siedzącą przed Nim. - Mogę być zarażona Thomas... - wyszeptała. A w Jego głowie jakby coś gruchnęło. Coś się przestawiło. Jakby zawaliło. Świat? Plany? Marzenia o wspólnej przyszłości? O zbudowaniu prawdziwej normalnej rodziny?... Spojrzał uważnie na Jej kruche ciało. Na Jej twarz tonąca we łzach. Przecież to była Jego Zośka... Wyszedł bez słowa z Jej gabinetu i wybiegł z sali zaskakując tym samym cieszących się ze wszystkiego kolegów. Musiał ochłonąć. Po takiej informacji nikt nie wie jak powinno się zareagować. I On tez nie wiedział jak zareagować. Co zrobić... Pierwszą Jego myślą było tylko jedno... Wyciągnął telefon i wybrał odpowiedni numer, a kiedy po jakimś czasie ktoś odebrał miał do powiedzenia tylko jedno...
- Jeśli okaże się, że Ją zaraziłeś... Nie daruję Ci tego rozumiesz? - warknął. - Nie odbierzesz mi Jej. Nie pozwolę, żeby cokolwiek zniszczyło to o co tak długo walczyłem. A Ty... - przerwał. - Nie namieszasz już bardziej w naszym życiu. - rozłączył się. Musiał się uspokoić. Nie mógł w takim stanie wrócić do Niej. Ale wrócić musiał. Chciał. Bo wiedział, że musi być przy Niej. Że jest Jej potrzebny właśnie dlatego, że cholernie się boi. Powolnym krokiem wszedł spowrotem na salę i mijając bez słowa kolegów poszedł prosto do Jej gabinetu. Kiedy na Niego spojrzała mógł zrobić tylko jedno. Podejść do Niej i najmocniej jak potrafi przytulić do siebie. - Wszystko będzie dobrze... - wyszeptał Jej do ucha. - Nic mi Ciebie już nie odbierze.
- Musisz się przebadać Thomas... - zaczęła cicho płacząc. - Jeśli...
- Przestań. - przerwał Jej. - Jesteś zdrowa. Jestem tego pewien. - powiedział pewnie.
- Proszę, zrób badania... - powiedziała.
- Jakie badania? - usłyszeli z boku głos Kuttina...
**********************************************
Cześć wszystkim :)
Długo wyczekiwany ale jest.
Mam nadzieję, że zaskoczyłam Was wszystkie. Może zbyt drastycznie ale czuję, że wiało nudą.
DO zakończenia zostało kilka rozdziałów.
Jeszcze nie wiem jak to zakończę ale obiecuję, że postaram się Was zadowolić :)
No i efektem ankiety jest to, że kolejne opowiadanie będzie o dziennikarce.
Cieszy mnie to, że wzięłyście w tej ankiecie udział i dziękuję za wszelkie opinie.
Za tą, że moje pomysły są denne też. ;)
A od października pojawi się coś zupełnie nowego, nie związanego ze skokami ale mam nadzieję, że kogoś, choć jedną z Was to zainteresuje. Jedyną rzeczą jaką mogę powiedzieć jest to, że blog będzie związany z moimi najbliższymi planami, które jak na prawdziwego hardcorowca przystało pojawiły się nagle i namieszały trochę w moim życiu ;)
A jutro coś u Basi i Michała ;)
Buziole :*