piątek, 23 maja 2014

12. Walcz!

KRAKÓW...

   Wpatrywała się w ekran monitora nie wierząc w to co widzi. Kolejny mail. Dopiero co analizowała po raz tysięczny tekst wysłany przez Niego tydzień temu a tutaj wyskakuje z czymś takim. Nie rozumiała Go. Był strasznie niezdecydowany. Wręcz dziwny. Jakby nie On...

Zofio,
przepraszam za ostatnią wiadomość.
Nie wiem czemu to napisałem.
Myślałem, że tak będzie dla mnie lepiej, bo za bardzo przyzwyczajałem się do Twojej obecności w moim życiu.
Ale teraz już wiem, że w niczym mi nie przeszkadzasz.
Wręcz odwrotnie.
Potrzebuję Cię.
Bo zgubiłem się we własnych uczuciach i myślach a Ty potrafisz ze mną rozmawiać jak nikt inny.
Jeśli jeszcze mnie nie znienawidziłaś to zadzwoń.
Thomas.

  Nawet numer telefonu podał. Widocznie potrzebował Jej bardziej niż Jej się mogło wydawać. Tylko ostatnia wiadomość była zbyt dobitna, żeby mogła teraz uwierzyć w tak nagłą zmianę. I to określenie... "w niczym mi nie przeszkadzasz.." "Na prawdę? Och to świetnie." - pomyślała zirytowana. Dlaczego ma być dla Niego tylko kiedy On Jej potrzebuje? Kiedy Ona Go potrzebowała Jego nie było. Kazał się Jej zająć własnym życiem... Zdenerwowało Ją to. Bo oczekiwał od Niej udawania, że nic się nie stało. Wzięła swój telefon do ręki i wykręciła numer podany w mailu. Długo czekała aż ktoś odbierze...

INNSBRUCK...

  Biegając mógł trochę odciążyć umysł od różnych myśli. Zamiast skupiać się teraz na skokach i swojej dalszej karierze w głowie miał to jak zakończyć bezboleśnie związek z Sylvią. Miał też tam głos, za którym z każdą chwilą tęsknił coraz bardziej. Dlaczego się nie odzywała? Być może ułożyła sobie swoje życie i nie potrzebuje Go już. A co z lekcjami niemieckiego? Z tego też zrezygnowała? Być może wcale nie wyjedzie do Wiednia. Z miłości rezygnuje się z różnych rzeczy...
  Poczuł wibracje telefonu. Zatrzymał się przy jeziorze w parku. Nieznany numer. Wpatrywał się w ekran telefonu właściwie bez powodu. Tylko kto o tej porze chciałby czegoś od Niego?
"To, że będziesz się gapił na ten numer nie spowoduje, że nagle wyświetli Ci się imię i nazwisko." - stwierdziła podświadomość. Odebrał.
- Słucham. - wysapał. To co usłyszał po drugiej stronie spowodowało, że stanął jak wryty.
- Cześć Thomas. - powiedziała.
 Jej głos. Usłyszał Jej głos. Tylko jakim cudem? Skąd miała Jego numer? To mogło oznaczać tylko jedno. Wie kim jest. Uzyskanie numeru telefonu do Niego nie było potem problemem. 
- Zośka? - zapytał zdziwiony. 
- Posłuchaj... Nie wiem co się z Tobą dzieje ale mam wrażenie, że sam nie wiesz czego chcesz. - zaczęła. - Nie było mi fajnie kiedy kazałeś zająć mi się własnym życiem ale jakoś to przełknęłam i zrobiłam to o co prosiłeś. Dlatego zastanawia mnie po co znowu zaczynasz. Nie rozumiem Cię. Bawi Cię to? Wzbudziłeś moje zaufanie i otwarłam się przed Tobą mając nadzieję na jakieś wsparcie z Twojej strony. Bo przecież dobrze nam się rozmawiało. A potem...
- Czekaj, czekaj... Zośka o co Ci chodzi? I skąd masz mój numer? - zapytał zdezorientowany. Nie miał zielonego pojęcia o czym Ona mówi.
- Nie rób ze mnie idiotki, proszę Cię. Jeśli nadal chcesz się bawić moimi emocjami to daruj sobie. - powiedziała gorzko.
- Ale ja na prawdę nie mam zielonego pojęcia o czym Ty mówisz! Po Twoim ostatnim mailu czekałem na jakąś wiadomość, że naprawiłaś sobie laptopa ale nic nie napisałaś. Myślałem, że skoro dałaś szansę temu komuś... Po prostu stwierdziłaś, że nie jestem Ci już potrzebny. Cały tydzień czekałem na to, żeby Cię usłyszeć. - zakończył.
- Ale... Twoja wiadomość...
- Jaka wiadomość? Nic do Ciebie nie wysyłałem.
- Przecież... dostałam od Ciebie maila, że musisz zająć się tym co masz obok siebie, że chcesz być w końcu szczęśliwy. No i że ja mam zająć się swoim życiem.
- Słucham?!
- A przed chwilą wysłałeś mi maila, że mnie potrzebujesz i żebym zadzwoniła. Podałeś swój numer... Thomas o co tu chodzi? - zapytała rozzłoszczona.
Poczuł lekką ulgę. Bo nie dowiedziała się kim jest. Ale te maile nie dawały Mu spokoju.
- Kiedy dostałaś ostatniego maila? - zapytał.
- Jakieś 10 minut temu. - powiedziała już spokojniej.
 Coś kliknęło w Jego głowie.
- Zabiję debila. - warknął.
- Co?
Westchnął.
- Posłuchaj... Nie wysyłałem Ci żadnych wiadomości. Cierpliwie czekałem aż się odezwiesz. To prawda, że Cię potrzebuję ale... To nie ja wysyłałem te maile.
- Więc kto? - zapytała...

  Gdyby nie to, że to Jego najlepszy przyjaciel dałby mu w mordę. A ochotę miał wielką. Kiedy wszedł do pokoju szatyn leżał na łóżku słuchając muzyki. Podszedł do Niego i zdjął Mu słuchawki z uszu. Gdyby wzrok mógł zabijać Gregor pewnie by nie żył. 
- Czyli zadzwoniła... hmn... myślałem, że trochę poczeka. - powiedział zastanawiając się nad czymś. - Czyli serio Jej zależy na tej Waszej dziwnej relacji. - stwierdził niewinnie.
- Czy Ty zgłupiałeś Greg? - zapytał wściekły.
- No co? Ja tylko chciałem, żebyś zobaczył, że ta laska do niczego nie jest Ci potrzebna. Dlatego wysłałem tego pierwszego maila. Żebyś miał czas dla Sylvii.
- Świetnie. A czy ktoś Cię o to prosił?
- Przepraszam, że chciałem Ci pomóc! 
- Pomóc? Jak na razie to cholernie namieszałeś! 
- Ale przecież wysłałem tego drugiego maila. I zadzwoniła. I sobie wszystko wyjaśniliście i znowu jest dobrze tak? - zapytał.
- To nie o to chodzi Gregor! Po co się wtrącasz?!
- Bo myślałem że tak będzie lepiej ok? Ale widzę jak Cię to męczy i jak reagujesz na ten brak kontaktu. I jeżeli tak ma dalej być to lepiej żebyście dalej robili to... coś... co robicie. - stwierdził. - Tylko potem nie jęcz, jak powie Ci, że wychodzi za mąż. 
- Przecież Jej nie kocham!
- A tak się właśnie zachowujesz. Jak zakochany nastolatek. 
 Patrzyli jeden na drugiego z licznymi pretensjami w oczach. 
- Czemu Jej nie powiesz kim jesteś? - zapytał w końcu szatyn.
- Bo nie chcę żeby patrzyła na mnie przez to jakim jestem sportowcem tylko jakim jestem człowiekiem.
- No to oszukując Ją na pewno nabijasz sobie punktów.
- Nie oszukuję Jej.
- Tylko mijasz się z prawdą. Pomyślałeś co się stanie jak w końcu się dowie? To tylko kwestia czasu.
- Powiem Jej ok? Tylko jeszcze nie teraz.
- Wiesz co? Normalnie mam ochotę Tobą tak trzepnąć o ścianę żebyś myśleć zaczął. Bo zachowujesz się jak ciamajda. Takie rozlazłe ciepłe kluchy. Takiś romantyczny i dobry że aż się rzygać chce. Skoro bardziej pociąga Cię laska której na oczy nie widziałeś niż Sylvia to powinieneś zacząć działać a nie czekać na nie wiadomo co. 
- Ciekawe jak mam zacząć działać. - usiadł zrezygnowany na swoim łóżku.
- Powiedz Jej prawdę. Laski lecą na skoczków. - wzruszył ramionami.
- Przecież Ci mówiłem, że nie chcę żeby...
- Jeżeli jest coś warta to nic to nie zmieni. - skomentował i położył się spowrotem zakładając słuchawki na uszy...

KRAKÓW...

   Przyjaciele... Są od tego, żeby służyć dobrą radą, żeby wspierać w chwilach załamania, żeby zasadzić kopa kiedy robimy źle, żeby słuchać kiedy mówimy i milczeć razem z nami kiedy mamy na to ochotę. Przyjaźni Thomasa nie rozumiała. Bo który przyjaciel podszywa się pod Ciebie rujnując coś czego nie rozumieją. Spojrzała na laptopa. To nie była miłość. To co czuła do Thomasa to jakaś więź, która pozwalała Jej zobaczyć pewne rzeczy z innej perspektywy. Być może kiedyś rozwinie się to w pewnego rodzaju przyjaźń ale nie miłość. Mimo, że Jego głos Ją bardzo zauroczył nie zna mężczyzny kryjącego się za nim. Nie widziała Go na oczy. Być może kiedyś zobaczy ale to kiedyś... Co ma być to będzie. Poza tym... On też ma swoje życie. A Ona swoje. I swoją... relację. Zerknęła na telefon. Uśmiechnęła się wspominając popołudnie. Wspominając pocałunek, który był pewnego rodzaju punktem przełomowym w znajomości z Maćkiem. I coraz bardziej upewnia się w przekonaniu, że Jej nie skrzywdzi, że jest wyjątkowy, że może Mu zaufać... To ciepło jakim Ją obdarowuje z każdym gestem powoduje uśmiech na Jej twarzy. Serce napawa się optymizmem i nadzieją, że może tym razem się uda.
   Wybrała odpowiedni numer i wcisnęła zieloną słuchawkę. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Stęskniłaś się? - zapytał wesoło.
- Nie. Dzwonię z biznesem. - oświadczyła uśmiechając się pod nosem.
- Jakim?
- Potrzebuję dobrego fachowca od komputerów. Ten, który podobno mi naprawił laptopa chyba jednak tego nie zrobił bo nie działa w dalszym ciągu a muszę mieć jakiś kontakt ze światem.
- Z tym Austriakiem? - zapytał. Wyczuła w Jego głosie lekką pretensję.
- Akurat z Nim kontakt mam telefoniczny. Potrzebuję komputera do normalnego funkcjonowania. - odparła.
- Dałaś Mu swój numer? - zapytał zdziwiony.
- On dał mi swój...
- A jeśli to rzeczywiście jakiś świr?
- Maciek o czym Ty mówisz?
- Nie znasz Go. Nie wiesz kim jest. A jeśli to jakiś zboczeniec? Najpierw zdobędzie Twój numer a potem adres...
- Och przestań. - jęknęła. - Zachowujesz się jak Adela. Myślałam, że jak wyjedzie to będę miała chwilę spokoju. Wraca jutro więc daruj sobie. Chciałam tylko wiedzieć czy znasz kogoś kto naprawi mój komputer.
- Ok... przepraszam. - westchnął. - Po prostu... trochę jestem...
- Zazdrosny? - spytała z lekkim uśmiechem.
- Przewrażliwiony. - odpowiedział wyraźnie. - Ech... jutro wezmę ten Twój złom i dam Go w dobre ręce.
- Dziękuję.
- A co z tego będę miał? - zapytał cwanie.
- Kino? - zapytała.
- W takim razie będę po komputer jutro o 9.00 rano. - powiedział.
- Super. - ucieszyła się. I nastąpiła cisza. Najdziwniejsze było to, że żadne z nich nie chciało się rozłączać. Mogli tak trwać w tej ciszy jeszcze długi czas. W końcu odezwał się pierwszy.
- Zosiu... - zaczął.
- Tak? - zapytała. Wyczuła wahanie w Jego głosie.
- Ech... dobranoc. - powiedział. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Ja Ciebie też. - powiedziała wesoło i się rozłączyła.
 Odpowiedź była oczywista. Ona Go też. Co? Nie... nie kocha. Szanuje, lubi, podziwia, też chciałby Go mieć przy sobie w tym momencie ale żadne nie chce składać obietnic, które trudno byłoby im dotrzymać. Bo przecież nie są niczego pewni. Dlatego tak dobrze się rozumieją...

INNSBRUCK...

 Stał na tarasie trzymając telefon w ręce. Palec zawisł nad zieloną słuchawką. Zadzwonić czy nie zadzwonić? "Raz kozie wio Morgenstern! Działaj! Choć raz posłuchaj Grega!" - podpowiadała podświadomość. Nie był pewny tego co robi. Ostatnio w ogóle mało czego był pewny. W końcu był z Sylvią a w myślach miał Zofię. Dziewczynę której w ogóle nie znał. Wiedział tylko, ze jest wyjątkowa i ze ma najcudowniejszy głos na świecie. Skoro ktoś ich zetknął to musiał to być jakiś znak. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Ktoś dał możliwość. Ktoś dał szansę na coś magicznego. Trzeba ją tylko wykorzystać... Odebrała po 3 sygnałach.
- Cześć Bestio - powiedziała wesoło.
- Cześć Piękna. - odparł równie wesołym głosem. Jej radość wypełniała Jego umysł powodując, że wszystkie troski odchodzą w kąt. - Chciałem tylko dać Ci znać, że wyjaśniliśmy sobie wszystko z moim przyjacielem i obiecał że nigdy więcej tego nie zrobi.
- To dobrze... Thomas?
- Tak?
- A mogę poznać Jego imię? - zapytała śmiejąc się. - Ciągle mówisz o Nim "mój przyjaciel" chciałabym poznać Jego imię.
 I co teraz? Niby nie znała się na skokach, nie była jakąś psychofanką ale przecież to nie było trudne odszyfrować kto jest kim kiedy ciągle dokłada się kolejna cegiełkę informacji.
- Pajac. Wścibski małolat. Duży dzieciak. Jak skończą mi się określenia na Jego idiotyzm to wtedy Ci powiem Jego imię. - zaśmiał się nerwowo. Miał nadzieję, że nie będzie drążyła i tak też się stało. Znów usłyszał Jej ciepły śmiech. - Jesteś dzisiaj wyjątkowo wesoła. - zauważył.
- Owszem. - powiedziała tajemniczo.
- A coś się stało? - spytał ciekawy.
- Pamiętasz jak mówiłam Ci o takim jednym co się stara?
- Pamiętam... - potwierdził.
- Dałam Mu szansę. Właściwie to Nam dałam szansę... I z każdą kolejną chwilą jest coraz lepiej i czuję się coraz pewniej. Coraz mniej boję się porażki. 
 Zakuło. Dlaczego? Bo chciał mieć Ją tylko dla siebie? 
- To chyba dobrze... - stwierdził niepewnie.
- Nawet bardzo dobrze. I to właściwie dzięki Tobie. - powiedziała wesoło.
 "Świetnie. Dawaj Thomas! Walcz!" - krzyczała podświadomość. "Ok! Tylko się zamknij!" - pomyślał.
- To się cieszę. Zośka... Pamiętaj, że gdyby cokolwiek się działo to jestem. - powiedział ciepło.
- Dzięki. Szkoda tylko, że tak daleko. - zaśmiał się sympatycznie.
- Różne jest tylko to co nas otacza. Miejsca, ludzie... To się zmienia. Popatrz przez okno. - powiedział. Widzisz niebo? - zapytał.
- Widzę. - powiedziała cicho.
- Wszystko mamy różne ale księżyc i gwiazdy mamy te same... - powiedział ciszej wpatrując się w czystą czerń. Zamilkła. Nie wiedziała co powiedzieć. Zatkało Ją. Uśmiechnął się. - Dobranoc Piękna... - dodał szeptem i przerwał połączenie.


***********************************************************************************
Jest późno ale jest :)
Mam nadzieję, że się podoba :)
Jutro pewnie też tak późno :)
Liczę na mnóstwo szczerych opinii :)
Buziole :*

czwartek, 22 maja 2014

11. To, co tu i teraz...

INNSBRUCK...

   Idąc przez Innsbruck wieczorną porą i trzymając za rękę śliczną blondynkę, która swoim dobrym humorem zaraża wszystkich wkoło powinno się być raczej szczęśliwym i myśleć jak dać tej kobiecie jeszcze więcej powodów do radości. On natomiast myślami był zupełnie gdzie indziej. Od maila minął tydzień. Żadnej wiadomości więcej. Codziennie sprawdzał pocztę czy przypadkiem nie napisała chociaż kilku zdań. Chociaż jednego słowa. Chciał napisać ale tak właściwie nie wiedział co. Chciała kilku dni przerwy więc dostanie. Nie może być nachalny. Poza tym teraz ma z kim spędzać chociaż te chwile wolnego. Ma dla kogo być...
  Spojrzał na blondynkę. Podziwiała góry dokoła. Uśmiechała się. Gdyby tylko czuł choć w minimalnym stopniu to co Ona byłby najszczęśliwszym facetem pod słońcem. Bo niczego Mu nie brakowało a Sylvia była kobietą idealną. Dzieliła Jego pasję, rozumiała Go choć nie we wszystkich kwestiach, starała się być dla Niego. Wspierała Go. Dodawała otuchy i odwagi. Czuł w Niej siłę. Tylko czy jedna osoba może kochać za dwoje? 
- O czym myślisz? - zapytała siadając na jednej z ławek przy jeziorze.
- O Nas. - odpowiedział szczerze. 
 Spojrzała na Niego z lekką obawą w oczach. Objął Ją i pocałował w czoło. Wyczuł, że trochę Ją tym uspokoił.
- I co wymyśliłeś?
- Że moglibyśmy pójść na kręgle. Co Ty na to? - zapytał.
- Kręgle? - zdziwiła się. - Thomas... Nie uważasz, że jesteśmy na to lekko za starzy? - zapytała śmiejąc się.
 "Za starzy?" - pomyślał. "No chyba Ty." - dodała podświadomość.
- Masz jakiś inny pomysł? - spytał lekko zawiedziony.
- W weekend organizowana jest tutaj w Muzeum Sztuki Współczesnej wystawa o Malarstwie XXI wieku pod mikroskopem. Może byśmy się wybrali? - zapytała z entuzjazmem.
 "Nie idź tam! To zryje Ci beret!" - krzyczała podświadomość.
- Dobrze, możemy iść. - zgodził się i lekko się uśmiechnął.
  "W takim razie ja zostaję w pokoju ze Schlierim." - obraziła się.
- Pocałujesz mnie? - zapytała uśmiechając się zalotnie. 
- A chcesz? - zapytał.
Zbliżyła się do Niego i szepnęła...
- A wątpisz w to po ostatnich nocach?

KRAKÓW...

   Siedzieli na bardzo niewygodnych krzesłach przed ogromnym biurkiem i równie ogromną kobietą. Patrzyła na Nich uważnie oceniając każdy ich ruch. Każdy gest. Każde spojrzenie. Starali się być rozluźnieni ale przy Niej to było wręcz niewykonalne. Ta kobieta przerażała wzrokiem. Często miało się wrażenie, że czyta z ludzi jak z otwartych książek mimo, że nic właściwie nie robią. Po prostu była straszna...
- Widzę, że się Państwo dogadaliście. - stwierdziła z krzywym uśmiechem. - No i w końcu wyglądacie jak na egzamin przystało. - zmierzyła ich stroje wzrokiem.
 To prawda. Oboje się dogadali. Właściwie przez ostatni tydzień spędzali ze sobą tyle czasu, że praktycznie nie można było ich spotkać osobno. Poznawali się. Odkrywali na wzajem. I podobało im się to. On nie naciskał, Ona się powoli otwierała. Nawet zaczęła dopuszczać do siebie Jego osobę. Cielesność. Może nie w sensie wielkiej bliskości ale pojedyncze gesty... Bo po co się spieszyć? Tak było dobrze. Odkrywali swoje prawdziwe oblicza. Swoją codzienność.
- No dobrze, to co przez te 2 tygodnie dowiedział się Pan o Pani Zofii? - zapytała.
 Brunet uśmiechnął się mimowolnie.
- Zośka to cholernie irytująca dziewczyna. - zaczął. - Uwielbia denerwować ludzi, myśli, że zawsze ma rację, odpycha od siebie innych i nikomu nie ufa. Jest złośliwa i pyskata. Gada stanowczo za dużo. Zawsze mówi to co ślina Jej na język przyniesie. - zakończył. Spojrzała na Niego z pytajnikami w oczach. Uśmiechnął się. - Ale tak na prawdę pod tym wszystkim ukrywa się nieśmiała, zraniona kobieta, która ma serce wypełnione dobrem. Boi się zaufać komukolwiek i przez to czuje się samotna. Potrzebuje kogoś kto pokaże Jej, że życie wcale nie jest aż tak beznadziejne i że można sobie pozwolić na bycie szczęśliwym. - zakończył.
- Interesujące... - mruknęła profesorka. - A Pani czego się dowiedziała o Panu Maćku? - zapytała.
- To nachalny podrywacz, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Myśli, że przez to, że ma słodką buźkę może mieć każdą. Cwaniakuje, kozaczy, chwali się wszystkim jakby co najmniej był mistrzem świata. - zaczęła. Pokręcił głową. - Ale przy bliższym poznaniu można dowiedzieć się o Nim wielu ciekawych rzeczy. Jest cierpliwy. Ma głowę pełną pomysłów. Opiekuńczy, troskliwy, życiowy... Normalny. Nie gwiazdorzy. Nie zapomina o tych ludziach dzięki którym istnieje. Uwielbia to co robi i jego pasję można wyczuć na kilometr. Ciągle czegoś szuka... - przerwała.
- Czegoś? - zapytała kobieta.
- Kogoś. - poprawiła się brunetka.
- Już znalazłem. - powiedział cicho. Obie spojrzały na Niego z zainteresowaniem. Wzruszył jedynie ramionami. Popatrzył na Nią. Uśmiechnął się lekko.
- No dobrze... - zaczęła profesorka. - Możecie iść. Oboje dostajecie czwórki. - powiedziała i oddała im indeksy. - No i wszystkiego dobrego - uśmiechnęła się miło.
  Po wyjściu z sali odetchnęli z ulgą. Sesja za Nimi. Koniec roku. Wakacje. Stała oparta o ścianę obok sali. Cieszyła się jak wariatka. Widząc Jej wesoły uśmiech sam zaczął się uśmiechać.
- Zdaliśmy Kocie! - zawołała wesoło.
- Wakacje... - westchnął.
- Hej, wakacje. Nie powinieneś się cieszyć? - zapytała zdziwiona Jego reakcją.
- Wakacje oznaczają powrót do domu. - powiedział. Jego uśmiech trochę przygasł.
 Zrozumiała. Powrót do domu oznaczał, że nie będą codziennie przesiadywać na ławce w parku gadając o byle czym. Nie będą się widywać. Każde z Nich ma przecież swoje rodziny, swoich przyjaciół... Swoje życie. Tylko Jej życie było jedno a Jego były dwa. Za nie cały miesiąc zaczynał się sezon letni w skokach. Wyjazdy, zgrupowania, wieczna tułaczka. A kiedy wraca się do domu pomiędzy zawodami nie myśli się o wyjeździe tam, gdzie wszystko przypomina nam o studiach.
- To nie koniec świata Maciek. Mamy telefony. Nadal będziesz mógł mnie zamęczać opowiadaniami o Twoich kumplach z kadry. - uśmiechnęła się miło.
- Chciałbym mieć do kogo wracać po zawodach. - powiedział poważnie.
 W Jego oczach zobaczyła szczerą tęsknotę. Jeszcze nigdzie nie wyjeżdżali a już tęsknił. Czy Ona też miała takie uczucia? Nie była pewna. Owszem Maciek był kimś wyjątkowym w Jej życiu ale czy na tyle żeby tęsknić za Nim kiedy każdego wieczora rozstają się w drzwiach akademika?
- Przecież masz. - powiedziała ściskając Jego dłoń. Drugą dłonią odgarnął Jej kosmyk opadających na oczy włosów. Pogłaskał Ją po policzku. Robił to codziennie. Na taką bliskość mogła sobie pozwolić. Niestety widziała w Jego wzroku, że On chciałby czegoś więcej. Czegoś co pozwoli Mu myśleć, że ma się o co starać. Jakiegoś znaku. Przyzwolenia na to, czego chce od samego początku.
- Mam? - zapytał z nadzieją.
  W głowie miała tłumy myśli. Jedne mówiły żeby pozwolić sobie na coś więcej inne mówiły, że jeszcze nie. Jeszcze inne przypominały o głosie, który tak bardzo chciała jeszcze kiedyś usłyszeć, a którego być może już nigdy nie usłyszy. Tęskniła za nim. Ale przecież to było irracjonalne. Ważne jest to co tu i teraz.
  Przybliżyła swoją twarz do Jego twarzy. Widziała wahanie w Jego uroczych tęczówkach. Widziała wewnętrzną walkę jaką w sobie toczył. Bał się zniszczyć to co między Nimi już jest. Ona też się bała. Ale przecież kiedyś trzeba zrobić ten pierwszy krok. Nie myśleć o czymś co nieosiągalne. Nie budować w głowie historii o księciu z bajki, którego nigdy nie spotka. Zwłaszcza jeżeli książę nie chce budować żadnej historii. Żyć chwilą. Brać z życia jak najwięcej. Zamknęła oczy i wykonała ten pierwszy krok. Jego usta były delikatne i takie ciepłe... Czuła to ciepło, które rozchodziło się teraz po Jej ciele dając przyjemność. Czuła jak Jego dłoń lekko zadrżała kiedy przesuwał ją na Jej talię. Pogłębiła pocałunek dając Mu do zrozumienia, że nie popełnia błędu. Że też tego chce. Że daje Mu zielone światło. I poczuła jak Jego mięśnie się rozluźniają a pocałunek przybiera na intensywności. Nie drapieżnej, nie zachłannej... Przyjemnej. Był pełen tęsknoty. Jakby para zakochanych widziała się po raz pierwszy po długiej rozłące. I odkrył przed Nią swoje uczucia. Tym jednym pocałunkiem. A Ona przed Nim. Bo coś sprawiało, że równie mocno tego chciała. Że nie bała Mu się zaufać. Bo odkrył się przed Nią. Całkowicie i niezaprzeczalnie...

INNSBRUCK...

   Patrzył po raz kolejny na swoją skrzynkę mailową. Po raz kolejny czuł zawód. Żadnej wiadomości od Niej. Dlaczego tak za Nią tęsknił? Potrzebował Jej. Potrzebował Jej rady. 
- Nadal nic? - zapytał szatyn udając obojętność. Tak na prawdę był bardzo ciekawy czy dziewczyna nie odpisała czegoś Thomasowi. Trochę się tego bał ale to było jedyne wyjście, żeby blondyn znowu zaczął normalnie funkcjonować. Żeby zaczął żyć życiem, które jest tutaj. Na miejscu. W końcu od tygodnia jest z Sylvią i nie jest im źle, prawda?
- Nic. - powiedział błądząc myślami gdzieś daleko. 
- Skoro nie pisze to znaczy, że nie naprawiła komputera. Albo, że nie potrzebuje już lekcji. - stwierdził Schlieri.
- Może do Niej napiszę? Jak myślisz?
- To chyba nie jest najlepszy pomysł. Skoro się nie odzywa to znaczy, że ma jakiś powód. - powiedział szybko. - Poza tym, chyba masz się kim zająć prawda? 
- Taa. - westchnął niechętnie.
- Coś nie tak?
- Wszystko jest nie tak Gregor. - powiedział w końcu. - Myślałem, że jeżeli spróbujemy być razem to coś poczuję, coś z tego wyjdzie ale im więcej czasu z Nią spędzam tym bardziej przekonuję się, że to jest beznadziejny pomysł. My w ogóle do siebie nie pasujemy. Ona w ogóle mnie nie rozumie. Widzę, że się stara ale...
- Przecież sypiacie ze sobą. To chyba coś znaczy. - stwierdził. 
- To tylko chwila przyjemności. Czasem chciałbym po prostu przy Niej poleżeć, przytulić się, porozmawiać o tym co mnie gnębi. Jeszcze się tak nie zdarzyło. A jeżeli już zaczynamy rozmowę o moich problemach to... Ona zawsze ma jakiś argument mówiący, że to wszystko jest nieważne i że wszystko się ułoży. A ja potrzebuję czegoś innego. Z Zośką mogę o tym pogadać i powie mi jak to wygląda od innej strony, powie co robię źle, opieprzy mnie, a potem pocieszy. Ale powie coś konstruktywnego. A Sylvia... 
- Wiesz, że idealizujesz kogoś kogo tak na prawdę nie znasz? - zapytał szatyn.
- Nie idealizuję Greg, mówię jak jest. Być może wkręciłem się w tą znajomość za bardzo. Ale szczerze mówiąc to jest jedyna osoba, z którą mogę na spokojnie o wszystkim pogadać. Ty jesteś stronniczy. 
- Ja?
- Dla Ciebie powinienem być z Sylvią i koniec tematu. Nie bierzesz pod uwagę tego, że mogę czuć coś do kogoś zupełnie innego.
- Do kogoś zupełnie nieznanego. - poprawił przyjaciela.
- I co z tego? 
- To, że zaczynasz żyć wyobrażeniami a nie prawdziwym życiem Thomas.
- Nawet nie wiesz jak cholernie potrzebuję tej godziny rozmowy z Nią. Dzięki temu mam ochotę się budzić następnego dnia. 
- Wiesz, że ostatnio wepchnąłeś Ją w ramiona jakiegoś innego gościa? - zapytał.
- Jeżeli będzie z Nim szczęśliwa to super. Być może nigdy się nie potkamy ale rozmowy z Nią dają mi chęć do działania Greg. - wyjaśnił. Wstał z łóżka i podszedł do szafy.
- Idziesz do Sylvii? - zapytał z nadzieją szatyn.
- Idę pobiegać. - powiedział blondyn i wyszedł z pokoju.
- Świetnie. - mruknął. - Obyś nie zmienił hasła do kompa bo jeśli tak to ta Twoja Love Story właśnie się skończyła. - powiedział otwierając komputer kumpla. - Po co ja się wtrącam w ogóle?

KRAKÓW...

  Patrzyła na monitor i po raz kolejny czytała tego samego maila. Od Niego. Było Jej trochę przykro ale skoro taka była Jego decyzja... Bolało Ją, że już więcej nie usłyszy Tego głosu. Bo bardzo Go teraz potrzebowała. Dodawał Jej otuchy i wsparcia. I dobrych rad. A teraz ich potrzebowała. Teraz kiedy zaczynała pogłębiać relację z Maćkiem. To nie był jeszcze związek. Raczej znak, że coś z tego może być. I Maciek to rozumiał. I choć takie znaki nie miały się często powtarzać czuł się pewniej i wyjazd do domu nie był już tak bardzo straszny. Zerknęła ponownie na tekst maila...

Zofio,
doszedłem do wniosku, że muszę teraz skupić się na własnym życiu.
Na codzienności, którą powinienem żyć.
Nie mogę teraz wchodzić w coś co w ogóle nie ma przyszłości mając przy sobie szansę na rzeczywiste szczęście.
I tym teraz chcę się zająć.
Mam nadzieję, że i Ty zajmiesz się swoim życiem.
Bo ważne jest to co tu i teraz.
Thomas.

  Bolało. Bo przecież niczego od Niego nie oczekiwała. Chciała tylko słyszeć Jego głos. Miała świadomość, że prawdopodobnie nigdy się nie spotkają. Więc dlaczego czuła się zraniona? Znów ktoś Ją zawiódł. Ktoś komu zaufała. Ktoś z kim w końcu poczuła więź. Dlatego nie miała żadnych wątpliwości, że Maciek jest "tym co tu i teraz"...


***********************************************************************************
No i Gregor namieszał.:D
Jakieś propozycje co powinien napisać w kolejnym mailu?
Buziole :*

środa, 21 maja 2014

10. Daj Nam szansę...

INNSBRUCK...

   Leżał na łóżku i wpatrywał się w ekran komputera. Po raz 10 czytał maila. Jakiego maila? Maila od Niej. Po raz 10 analizował w głowie każde pojedyncze zdanie. Jakby to co napisała było jakimś kodem do rozszyfrowania. Jakby było tam coś więcej. Coś pomiędzy wierszami. A może chciał żeby było tam coś jeszcze? Zaczął czytać po raz 11...

Thomas.
Przepraszam, że mailowo ale nie mam innej możliwości.
Mój laptop padł.
Rozłożyłam go na części pierwsze bo zalałam go kakao.
I nie umiem złożyć.
Wątpię też że po złożeniu zadziała, więc przez jakiś czas nie będę dostępna na Skype.
Wczoraj nie zadzwoniłam.
I za to też przepraszam.
Posłuchałam Twojej rady.
Dałam szansę.
Umówiłam się.
Było na prawdę wspaniale.
Dawno tak dobrze się nie bawiłam.
No i wytańczyłam się za wszystkie czasy.
Tylko potem...
Chyba zrobiłam z siebie kompletną kretynkę.
Najzwyczajniej w świecie uciekłam przed pocałunkiem.
Jak jakaś głupia nastolatka.
No bo to takie szczeniackie, nie uważasz?
Dzisiaj się z Nim spotykam.
Czas Mu wyjaśnić dlaczego zachowuję się jak głupia.
No..
Nieważne...
Właściwie to nie wiem czemu Ci o tym mówię.
Tylko zawracam Ci niepotrzebnie głowę.
Na pewno masz milion lepszych rzeczy do roboty.
No i muszę odwołać kilka naszych najbliższych lekcji.
Odezwę się jak naprawię komputer.
Trzymaj się.
Zośka.

  Wyobrażając sobie Jej głos w momencie kiedy zalała sobie komputer śmiał się do siebie jak nienormalny. Mógł sobie wyobrazić, że klnie albo prosi żeby jednak nic się nie stało. Czytając fragment o posłuchaniu Jego rady miał mieszane uczucia. Czuł, że postąpił słusznie. No bo pomógł Jej w jakiś sposób a na tym Mu zależało. Tylko dlaczego czuł zazdrość kiedy czytał o tym jak dobrze się bawiła z "tamtym"? Nie znał Jej. Znał Jej głos. Wyobraźnia pracowała na wysokich obrotach. Mógł jedynie wyobrazić sobie jak się śmieje. Jak wtedy brzmi. I znów się uśmiechnąć do samego siebie. No a potem co? Uciekła jak nastolatka. Czasem słuchając Jej miał wrażenie że ma więcej lat niż powiedziała a teraz czytając maila wrażenie było odwrotne. Zagubiona dziewczynka, która przestraszyła się pierwszej w życiu randki. Ale najbardziej trapiło Go kilka ostatnich zdań. Zmarszczył czoło czytając o tym, że nie powinna Mu zawracać tym głowy. Dlaczego nie powinna? On chce żeby Mu zawracała głowę. Dlaczego? Bo chce Jej pomóc. Tylko dlatego? Bo chce usłyszeć Jej głos ponownie. I znów pojawia się problem. "Muszę odwołać kilka naszych najbliższych lekcji...". Przez kilka najbliższych dni nie usłyszy Jej głosu. Dlaczego Go to przygnębiało? Na tym etapie znajomości nie powinno to wpływać na nic. A wpływa. Na Niego. Bo codziennie czeka tylko na to by móc z Nią porozmawiać. Jej głos wprowadza słońce do Jego życia. 
- Ściema! - krzyknął szatyn wchodząc z impetem do pokoju i rzucając się na swoje łóżko.
- Cześć. - mruknął blondyn nadal wpatrując się w tekst maila.
- Modlisz się? - zapytał.
- Czytam.
- Książkę? - zdziwił się.
Morgenstern spojrzał na przyjaciela z miną mówiącą "a wątpisz, że potrafię?".
- Maila.
- Od Zośki? - zapytał zaciekawiony i w momencie był na łóżku kumpla. Blondyn zamknął laptopa i odłożył na bok. - Ej! Chciałem przeczytać! - oburzył się.
- Masz na imię Thomas?
- Mogę zmienić na 5 minut. - wzruszył ramionami. - Co napisała? Wysłała zdjęcie? Chce się spotkać?
- Odwołała kilka lekcji. - mruknął zamyślony.
- Uuuu ma Cię dość? Jakbyś mi tak zrzędził o życiu to też bym odwołał internetowe randki z Tobą.
- Zalała laptopa i musi Go naprawić.
- Yhym. I co? Nie będziecie się teraz kontaktować?
- Raczej nie. - powiedział przygnębiony.
- Thomas co się z Tobą dzieje? - zapytał ni w 5 ni w 9. Przyjaciel spojrzał na szatyna jak na kosmitę nie wiedząc o co Mu właściwie chodzi. 
- O co Ci chodzi? - spytał.
- Odkąd zacząłeś gadać z tą laską ciągle chodzisz zamyślony, w każdej naszej rozmowie schodzimy w końcu na Jej temat, nawet nie zauważyłeś że Sylvia zmieniła się z Klarą tak, żeby Cię nie ćwiczyć.
- Co zrobiła? - zapytał zaskoczony. Nawet nie zwrócił na to uwagi. Myślał, że Klara jest na zastępstwie. Nawet nie spytał co się dzieje z Sylvią.
- Właśnie o tym mówię. W głowie masz tylko tą laskę. W dodatku nie wiesz jak Ona wygląda. To jest chore stary. - skomentował.
- Odczep się. - warknął i podszedł do szafy.
- Znowu idziesz biegać? Butów jeszcze nie podziurawiłeś? Odkąd poznałeś królewnę to biegasz non stop.
- Powinieneś wziąć ze mnie przykład. Poza tym nie idę biegać.
- A gdzie idziesz?
- Pogadać z Sylvią. - powiedział wychodząc z pokoju. 
Szatyn jedynie pokręcił głową. Wziął na kolana laptopa przyjaciela i otwarł Go. 
- Thomas... jakie Ty masz hasło? - zapytał sam siebie. Wpisał pierwsze co przyszło mu do głowy, czyli "Lily". Na ekranie pojawił się pulpit i zdjęcie małej. - Serio? Nie stać Cię nawet na Lily1? - wszedł w skrzynkę mailową i odczytał wiadomość od dziewczyny. Uśmiechnął się cwanie i odpisał...

KRAKÓW...

   Siedziała na swoim łóżku i patrzyła w okno. Właśnie opowiedziała Maćkowi swoją historię. Całą. Od początku do końca. Liczyła na jakieś słowa z Jego strony. Jakiekolwiek. A jaka była Jego reakcja? Siedział, patrzył na Nią i nic nie mówił. Nie mogła znieść tego w jaki sposób na Nią patrzył. Nie znosiła współczucia w ludzkich twarzach skierowanych w Jej kierunku. Musiała minąć dłuższa chwila zanim się odezwał.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi tego wcześniej? - zapytał.
- A jest się czym chwalić? Naiwnością i głupotą?
- Nie chodzi o chwalenie się Zośka. - powiedział. - Jakbym wiedział wcześniej co się działo w Twoim życiu nie byłbym taki... nachalny. - dodał.
 Popatrzyła na Niego. Mówił szczerze. Tego była pewna.
- Posłuchaj... wiem, że teraz boisz się komukolwiek zaufać. I każdy facet to zło wcielone ale... Nie każę Ci składać jakichkolwiek deklaracji. Nie chcę się z Tobą żenić ani zaręczać. Po prostu chcę się z Tobą zaprzyjaźnić. Poznać Cię lepiej... Jeżeli coś z tego ma wyjść... to kiedyś wyjdzie. Jesteśmy młodzi... trzeba cieszyć się życiem. Gdybym podejrzewał każdą dziewczynę o to, że leci na moje pieniądze i sławę to też z nikim bym się nie umawiał.
- I nie masz żony ani dzieci? - zapytała żartobliwie.
- Hehe nie. Moim drugim życiem są skoki. Ale to już dobrze wiesz. - powiedział. Chwycił Jej dłoń. - Nie będę przed Tobą ukrywał, że bardzo mi się podobasz. I że na prawdę chciałbym żebyś kiedyś dała nam szansę. Ale jeżeli potrzebujesz czasu... Poczekam. Nie spieszy mi się nigdzie. - uśmiechnął się.
 I znów patrzył na Nią tym wzrokiem. Pełnym czegoś tajemniczego. Czegoś fascynującego. Czegoś przyciągającego. Czegoś co sprawiało, że choć się bała to chciała spróbować. Tylko jeszcze nie teraz. Ścisnęła Jego dłoń i również się uśmiechnęła.
- No to może opowiedz mi o tym Twoim drugim życiu. - zaproponowała nadal trzymając Go za rękę.
- A co chciałabyś wiedzieć?
- To co najważniejsze Maciek. Ja nie mam pojęcia co się dzieje w skokach narciarskich. Znam zasady, punktacje, jakie są konkursy no i wiem, że nadeszła Stochomania przez Sochi i że Ty też nieźle skaczesz. Nic więcej. Nawet nie znam polskich skoczków. Wiem, że kiedyś skakał Adam. Tyle. - powiedziała szczerze. Zaśmiał się.
- Jesteś chyba pierwszą Polką jaką poznałem, która nie miałaby zielonego pojęcia o skoczkach.
- Wiem, że w ostatnim sezonie najlepszy był Kamil. A drugi był jakiś Słoweniec.
- Peter Prevc. - skomentował.
- Prevc. Ok. Pewnie nie zapamiętam ale mów dalej.
- No dobra... to może na początek... powiedz mi jakich skoczków kojarzysz? - zapytał bawiąc się palcami Jej dłoni.
- O matko... mój ojciec jest wiernym kibicem więc w domu coś tam sie przewijało... Hmn... Hannavald. - powiedziała zadowolona.
- Miał anoreksję, wygrał wszystkie konkursy w turnieju czterech skoczni, zarobił kupę kasy i napisał książkę. Już nie skacze. - zaśmiał się.
- Ok. Pierwsze pudło. Martin Schmitt?
- Nie skacze.
- Ło matko... Chyba dawno nie oglądałam żadnego konkursu. Czekaj... Był taki jeden... jakaś super gwiazdeczka co tak strasznie ostentacyjnie rzucał nartami jak mu coś nie wyszło...
- Schlierenzauer.
- Tak! Pamiętam jak mój ojciec się wkurzał jak ten dzieciak siadał na belce. W domu było tylko słychać "ślirencała ślirencała... Hitler też był Austriakiem" co prawda nie wiem jaki to miało związek ale nadawał jak tylko mógł. - zaśmiali się.
- No, ten dzieciak ma 24 lata i wygrał już cholernie dużo. Ostatnio mu nie szło i w ogólnej klasyfikacji był dopiero 5. - powiedział poważnie.
- Nie szło mu i był 5... Słyszysz jak to brzmi?
- Nooo jak na Niego to kiepski wynik.
- Dalej rzuca nartami?
- Już nie hehe zaczął być normalny. - powiedział z uśmiechem. - No dobra kogoś jeszcze kojarzysz?
- Hmn... Muszę sobie przypomnieć co mój ojciec wykrzykiwał... Człowiek legenda. Morgenstern. - dodała zadowolona.
Pokiwał głową.
- Morgi ma wśród skoczków cholernie duży respekt. Zawsze skakał świetnie. Wygrał praktycznie wszystko. Zazwyczaj konkuruje ze swoim najlepszym przyjacielem czyli ze Schlierim, ale ostatnio... powiedzmy, że lubi upadki. Było ciężko. Właściwie to myśleliśmy, że już się nie pozbiera. Kiedy był w szpitalu wspominał coś o zakończeniu kariery ze względu na to, że nie chce żeby Jego córka kiedyś bała się że straci ojca. No ale to było chwilowe i wrócił. W Sochi zdobył złoto z drużyną a potem odpuścił sobie resztę sezonu.
- Ma córkę?
- Tak. Co prawda nie jest już ze swoją dziewczyną ale raczej są w przyjacielskich stosunkach. To świetny gość. - przyznał.
- Mówisz o Nim jak o jakimś bohaterze. - zauważyła.
- Zawsze Go podziwiałem. Jego siłę, samozaparcie, wiarę, spokój... Ja się denerwuję po każdym nieudanym skoku a On po prostu się uśmiecha i idzie go przeanalizować po czym skacze dalej nie zważając na to że poprzedni skok był beznadziejny.
- A polscy skoczkowie? - zapytała.
 Zaśmiał się wesoło.
- Banda świrów...

INNSBRUCK...

   Siedział w niewielkim salonie w małym mieszkanku w centrum miasta. Patrzył na blondynkę, która unikała Jego wzroku jak tylko mogła. Na prawdę była piękną kobietą. I na prawdę mądrą. Więc dlaczego nic do Niej nie czuł? Do tej pory mogli rozmawiać o wszystkim. Każdy masaż i ćwiczenia mijały zbyt szybko. Co się wydarzyło, że nic z tego nie wyszło? 
- Dlaczego zmieniłaś się z Klarą? - zapytał.
- Jej godziny pracy kolidowały z zajęciami na uczelni. Poszłam Jej na rękę. - odpowiedziała.
  Zamilkł. Sylvia zawsze miała na wszystko odpowiedź. Choćby wiadomo było, że to głupia odpowiedź zawsze była wiarygodna. Teraz także. Z tym, że On już w to nie wierzył. 
- Nie wiedziałem, że to co się między nami wydarzyło będzie miało aż taki wpływ na Naszą pracę. Myślałem, że sobie wszystko wyjaśniliśmy. - powiedział spokojnie.
- Nie Thomas. - odparła. Odwróciła się w Jego stronę. W oczach miała łzy. Nigdy nie chciał wywołać u żadnej kobiety łez. Nie lubił kiedy kobiety przy Nim płakały, bo nie wiedział jak się wtedy zachować. Zwłaszcza kiedy płakały przez Niego. - Tylko Ty mówiłeś. Że nic z tego nie będzie, że nic nie czujesz... To Ty zrezygnowałeś. Poddałeś się. W ogóle mnie nie słuchałeś.
- Sylvia... dobrze wiesz, że mamy zupełnie różne wizje związku... - zaczął ale Mu przerwała.
- Przecież powiedziałam Ci, że nie chcę zakładać jeszcze rodziny.
- Nie wiem czy w ogóle będę chciał to zrobić. - powiedział poważnie. Zamilkła. - Posłuchaj... Nie chcę składać Ci obietnic, których nie będę mógł potem dotrzymać. Ja wiem, że jesteś w stanie poczekać ale nie mogę Ci obiecać, że w tej kwestii cokolwiek się zmieni. Poza tym... Muszę teraz skupić się na powrocie do formy. Na sporcie. Nie wiem czy znalazłbym dla Ciebie czas.
- Powiedz mi wprost - zaczęła. - Jest ktoś inny? - zapytała.
 Jej oczy były pełne żalu. Rozczarowania. Ale i nadziei. Że nie ma tam gdzieś nikogo. Nikogo, do kogo by się spieszył. Za kim by tęsknił. Jest tylko głos, którego ciągle Mu mało. Ale to nie to samo. Poza tym... Głos ma teraz swoje sprawy, swoją miłość.
- Nie ma nikogo Sylvia. - powiedział pewnie.
 Uwierzyła. Uśmiechnęła się delikatnie i pogłaskała Go po policzku. Kiedy poczuł Jej ciepłą dłoń uśmiechnął się lekko. Kiedy była wesoła czuł się lżej.
- Thomas... ja wiem, że Ty potrzebujesz sporo czasu. Chcę tylko żebyś dał nam szansę. Żebyś dał szansę temu się rozwinąć. Przecież tak dobrze nam się ze sobą rozmawia. Zawsze miałam wrażenie, że czas spędzony z Tobą mijał mi stanowczo zbyt szybko..
- Ja też tak miałem. - wyznał.
- Więc daj temu szansę... - szepnęła i przysunęła się do Niego. Jej oczy były pełne nadziei. Świeciły małymi jasnymi iskrami. - Proszę... - dodała szeptem i połączyła swoje usta z Jego ustami.
 Nie protestował. Nie miał siły. Nie miał ochoty Jej ponownie ranić. Być może to nie był dobry pomysł ale czy Jemu też nie należy się chwila szczęścia? Dostaje szansę od losu. A szansę trzeba wykorzystać. Objął Ją mocno i przyciągnął do siebie zmieniając delikatny pocałunek w taniec namiętności. W głowie miał tylko jedną myśl..."Ważne jest to co tu i teraz"...


***********************************************************************************
W dziesiąteczce więcej Thomasa :)
Dziś tak piękny i wesoły dzień, że nie mogę się powstrzymać i muszę wstawić to:
No jak to zobaczyłam to rechotałam chyba z pół godziny :D
Buziole dla wszystkich :*

wtorek, 20 maja 2014

9. Let's Twist again...

KRAKÓW...

   Idąc chodnikiem późnym czerwcowym wieczorem z przystojnym chłopakiem u boku raczej oczekuje się spokojnej, wręcz nudnej randki w otoczeniu świerszczy i z milionem świecących gwiazd na niebie. Zamiast tego czuła, że wiatr, który choć niezbyt mocny, dawał się we znaki. Wdzierał się pod kurtkę i sprawiał, że na ciele pojawiały się dreszcze. Na niebie nie widać było jasno świecących punkcików, bo przykrywały je chmury. Chmury, z których kapał deszcz. Zbyt słabo żeby rozkładać parasol ale zbyt mocno żeby Go nie rozkładać. No i ze spokoju też było niewiele. Mimo, że ciemności wokół panujące nie dawały wystarczającej ilości światła żeby poznawać ludzi z odległości dalszej niż 10 metrów, nastolatki przybyłe na Noc Muzeów do Krakowa miały w oczach radary noktowizyjne. Co kilka minut musieli przystawać, a Zośka pełniła rolę fotografa. Zdjęcia, autografy, zamiana kilku zdań... Niby zwykły spacer a męczyło Ją to bardziej niż trening, który brunet Jej zapewnił.
- Może to nie był najlepszy pomysł. - powiedziała po 20 nastolatce podbiegającej do Kota. Jego mina mówiła wszystko. Był zawiedziony, rozczarowany, zły i też miał dość.
- Nawet nie wiesz ile bym teraz dał za to, żeby nie być Maćkiem Kotem. - westchnął.
- Może wróćmy się do akademika co? 
 Popatrzył na Nią smutno. Nie tak to miało wyglądać. Jedyne co teraz mógł zrobić to jakoś wynagrodzić Jej ten zmarnowany czas. Pokiwał głową i ruszyli spowrotem. Po drodze zdarzyło się jeszcze kilka narwanych nastolatek ale poza tym nic szczególnego. No oprócz tego, że najzwyczajniej w świecie zaczęło lać. 
 Stali pod parasolem przy wejściu do akademika właściwie nic nie mówiąc. To wyjście można zaliczyć do katastrofalnych. Miał ochotę wymazać Jej z pamięci ten wieczór byle tylko nie zniechęciła się do Niego jeszcze bardziej. 
- Nie było tak źle. - powiedziała pogodnie, widząc Jego minę. Był załamany. Uśmiechnęła się sympatycznie.
- Było tragicznie. Przyznaj co zapamiętasz z tego wyjścia? - zapytał.
- Mam być szczera?
- Zawsze.
- Hmn... To, że prawy profil masz lepszy, że nie powinnam Ci robić zdjęć od dołu i że...
- No właśnie. - pokręcił głową. Zaśmiała się.
- I że doceniasz swoje fanki i nie gwiazdorzysz tylko jesteś dla Nich. Żadnej nie odmówiłeś. Mimo, że miałeś już dość nadal się uśmiechałeś. Bo wiesz jakie to dla nich ważne. Spoko z Ciebie skoczek Kocie. - pchnęła Go lekko pięścią. 
- Tylko, że tego wieczora nie miałem być atrakcją Krakowa tylko...
- Tylko?
- Tylko miałem być normalnym facetem, który chce spędzić fajny wieczór z fajną dziewczyną.
- To czemuś mi nie mówił, że z fajną dziewczyną? Nie marnowałabym Ci wieczoru. - zaśmiała się ponownie. Jej śmiech zarażał. Nie mógł więc powstrzymać własnego. - No w końcu. Już myślałam, że będę musiała opowiedzieć Ci jakiś głupi dowcip. - dodała.
- Masz jeszcze ochotę gdzieś wyskoczyć? - zapytał nagle. Zdziwiła się nieco. Zerknęła na zegarek. Wskazywał dopiero 22:00 więc teoretycznie noc była jeszcze młoda.
- A gdzie chcesz iść? - spytała.
 Uśmiechnął się wesoło. Deszcz przestał padać więc złożył parasol. Wskazał Jej plakat wiszący na tablicy ogłoszeń przez wejściem do akademika. Zaśmiała się czytając ogłoszenie i pokręciła głową.
- Skąd ja wezmę taki strój?
- Coś wymyślisz. Wyrobisz się w pół godziny? - wyszczerzył się.
- Postaram się.
- To do zobaczenia. - powiedział wesoło i poszedł do swojego akademika...

INNSBRUCK...

   Biegając tak w koło skoczni w ich głowach było miliony myśli. Ale tylko jedna powtarzała się we wszystkich. "Jak Go dorwę to Mu nogi z dupy powyrywam.". Kogo dotyczyła ta myśl? Oczywiście Gregora. Stwierdził, że idealnym pomysłem będzie zrobić Alexowi dowcip. Wpadł na genialny pomysł pomalowania Jego samochodu na zupełnie inny kolor. Wszystko byłoby dobrze, bo nawet dobrze to wyszło i można było pomyśleć, że to nowy lakier, gdyby nie to, że Alex miał takie samo auto jak prezes AZNu. Kiedy wyszli z wieczornego posiedzenia Gregor wyskoczył zza samochodu krzycząc NIESPODZIANKA. Jakież było Jego zdziwienie kiedy to kluczyki do auta wyciągnął nie Pointner a Schroecksnadel. I teraz za karę razem z całą drużyną musiał mieć nocny trening. Zaczęli od biegania wkoło skoczni...
- Wiesz, że masz przerąbane? - spytał wesoło blondyn biegnąc obok przyjaciela.
- Nie wiem z czego się tak cieszysz. Ty też masz trening.
- Ale ja mam trening tylko jednej nocy, a Ty przez tydzień, poza tym to Ty płacisz za czyszczenie samochodu a nie ja.
- Thomas... zamknij się. - warknął.
Blondyn obejrzał się za siebie na zmęczonych kolegów.
- Bardzo są źli? - zapytał szatyn
- Gregor... Oni nie dadzą Ci żyć. - powiedział zadowolony.
- Masz satysfakcję co?
- Przynajmniej schudniesz.
- Nie denerwuj mnie. Długo jeszcze? - jęknął.
- 3 okrążenia.
- Nie dam rady. - westchnął.
- Podziękuj Pizzy. - zaśmiał się Morgi.
Do owej dwójki podbiegł Stefan. Spojrzał na szatyna z mordem w oczach.
- Zabiję Cię Schlieri. Ja już nie mam siły. - jęknął.
- Podziękuj Pizzy. - powtórzył po koledze szatyn stwarzając wrażenie, że bieg nie robi na Nim wrażenia. Blondyn jedynie się zaśmiał.
- To Ty mi je kazałeś zamawiać. - oburzył się.
- Ale nie ja kazałem Ci je jeść. - powiedział.

KRAKÓW...

   Stali przy barze czekając na swoje drinki. Klub był ogromny. Mnóstwo ludzi. Kolorowe światła i ta muzyka... Każdy miał odpowiedni strój do klimatu imprezy. Nawet Oni...
- Pasuje Ci styl retro. - powiedział uśmiechając się i patrząc na Nią z podziwem. 
W 20 minut zrobiła z siebie śliczną retro dziewczynę lekko w stylu pin up. Co prawda nie była w samej bieliźnie ale w czarnej sukience w białe grochy z głębokim dekoltem ale upięte w wysoki kok włosy, czerwona chustka i charakterystyczna grzywka powodowały, że zwracała na siebie uwagę. 
- Tobie kapelusz też pasuje. I ta mucha... - zaśmiała się.
 Barman podał im drinki i odeszli od baru. Rozglądnął się dokoła w poszukiwaniu wolnego stolika ale wszystkie były już zajęte. W końcu jego oczom ukazał się widok jakiego się nie spodziewał ale w gruncie rzeczy ucieszył się z Niego. Pociągnął Ją za rękę i podszedł do stolika, przy którym jakaś para intensywnie okazywała sobie zainteresowanie. Poklepał chłopaka po ramieniu a kiedy ten z niezadowoleniem się odwrócił dziewczyna rozpoznała w Nim starszego z Kotów. Jakub uśmiechnął się widząc Ją i przywitał.
- Maniek, nie mówiłeś, że tu będziecie.
- Tak wyszło. - mruknął młodszy.
- Mówiłem, że muzea to kiepski pomysł na randkę.
Brunet wywrócił oczami. Zaśmiała się widząc Jego podenerwowanie. 
- Popilnujcie tylko naszych drinków, nie będziemy Wam przeszkadzać. - powiedział i odstawił szklaneczki na stolik.
   Pociągnął Ją za rękę na parkiet. Było tam mnóstwo przebranych ludzi. Każdy tańczył jeden charakterystyczny ruch, którego ciężko było nie znać. Twist królował na parkiecie. W Ich wygibasach również, bo tańcem tego nazwać nie można było. Dawno się tak nie uśmiała jak tańcząc z brunetem w rytm "Runaway" . Był mistrzem głupich min. No i obrotów wszelkiego rodzaju. Wyginał Ją w każdą stronę. Kiedy DJ puścił "Twist and shout" objął Ją i przyciągnął do siebie i razem bujali biodrami. Zabawa trwała na całego. Nie pili dużo. Jeden drink Im wystarczył. Wystarczyło to, że bawią się tam ze sobą. Takiej odskoczni oboje potrzebowali. Ona od Adeli, uczelni i filozofowania, a On od treningów i życia w świetle fleszy. Mogli po prostu być sobą. 
  Zbliżała się północ kiedy DJ ściszył muzykę i zaświecił światła na scenie. 
- Uwaga! - krzyknął. - Czas na karaoke! Oczywiście z nagrodami. Nagrodą główną jest niespodzianka. Nagrodą pocieszenia... Nie ma nagród pocieszenia!
 Zerknęli na siebie. DJ był zakręcony jak słoik dżemu. Ale kontynuował dalej.
- Dzisiejsza impreza jest imprezą pod wezwaniem Retro! Więc ochotnicy śpiewają piosenki retro! Zapraszam 5 chętnych osób!
 Na sali zaczęły podnosić się ręce. Znalazło się czworo chętnych do zaśpiewania wybranego przez siebie hitu. Poszukiwania piątego chętnego szły w ślimaczym tempie. Spojrzał na Zośkę. Uśmiechała się od ucha do ucha. Była wesoła. Takiej wesołej Jej jeszcze nie widział. Poczuł, że idzie w dobrym kierunku. Że jest coraz lepiej. Dlatego podniósł rękę.
- Mamy piątego chętnego! - krzyknął DJ a światło wskazało Maćka.
   Spojrzała na Niego ze zdziwieniem w oczach ale zaśmiała się widząc Jego beztroską minę i zaczęła bić brawo kiedy tylko wyszedł na scenę. Każdy z piątki osób losował sobie utwór, który miał zaśpiewać. Pierwsze 4 wykonania przyniosły dużo śmiechu. Oczywiście oceniała publiczność intensywnością owacji. Jako ostatni występował Maciek. Jego brat znalazł brunetkę i śmiejąc się jak głupi razem z Nią kibicował młodemu Kotowi. Kiedy muzyka popłynęła z głośników od razu się uśmiechnęła. To była Jej ulubiona piosenka z czasów retro. Trzymała kciuki za Maćka kołysząc się na boki z Jakubem. Po chwili usłyszeli jak Maciek zaczął śpiewać hit Paula Anki "Diana" . Oboje zaczęli śpiewać razem z Nim. Bujał się na scenie jak prawdziwy artysta. Nie znała Go od tej strony. Nie miała pojęcia, że potrafi być tak wyluzowany, zabawny i pełen dystansu do siebie...
  Maciek nie wygrał karaoke ale schodził ze sceny jak bohater. Razem z Kubą bili Mu intensywnie brawo, a kiedy przyszedł poprosiła Go o autograf. Połaskotał Ją tylko. DJ puścił kolejną piosenkę. Tym razem "Only you" Presleya. Wolniejszy kawałek sprawił, że poczuła się trochę nieswojo, bo wszędzie dokoła zaczęły pojawiać się tulące się pary. Brunet nie czekał na Jej reakcję. Widział, że chciała uciec do stolika. Uniemożliwił Jej to. Objął Ją delikatnie i zaczął spokojnie bujać. Patrzył na Jej twarz. W końcu na Niego spojrzała. Uśmiechnął się delikatnie. 
- I jak się bawisz? - spytał.
- Świetnie. Dawno nie bawiłam się tak dobrze. - powiedziała pewnie.
- Cieszy mnie to.
- Nie chwaliłeś się, że masz talent wokalny. - powiedziała. Zaśmiał się.
- Mam wiele talentów, o których jeszcze nie wiesz.
- Hmn... to musisz mi je pokazać. Do egzaminu został nam tylko tydzień. - przypomniała.
- Wracamy? - zapytał kiedy spojrzała na zegarek. Pokiwała głową.
  Droga do akademika to raczej spokojny spacer. Nawet pogoda się poprawiła. Czuć było padający jeszcze niedawno deszcz ale chmury się rozstąpiły pokazując świecące jasno gwiazdy. Jak na dżentelmena przystało dał Jej swoją marynarkę kiedy zauważył, że lekko się trzęsie. Szli milcząc. Co jakiś czas tylko zerkali na siebie delikatnie się uśmiechając. W końcu nie wytrzymała i musiała się zaśmiać na głos.
- Rany czuję się jak nastolatka na pierwszej randce.
- Haha... Mam to przyjąć jako komplement? - zapytał. 
 Stanęli przy wejściu do Jej akademika. Spojrzała Mu w oczy.
- To zależy. - powiedziała.
- Od czego? - zapytał uśmiechając się.
- Od tego czy to jest randka. - powiedziała trochę poważniej.
- A jeżeli jest? - spytał. - Hipotetycznie.
- To powinieneś mnie teraz pocałować. - powiedziała. - Hipotetycznie. - dodała.
 Zamilkli. Wzrok mówił więcej niż słowa. Oboje czuli się dobrze w swoim towarzystwie. Wyjątkowo dobrze. Bawili się świetnie. I co najważniejsze wcale nie mieli ochoty kończyć tego wieczoru. Mieli ochotę na więcej. Więcej przebywania ze sobą. Więcej informacji o sobie. Lepszego poznania siebie na wzajem. Przysunął się bliżej Niej. Ciągle mieli ze sobą kontakt wzrokowy. Dłonią odgarnął Jej włosy z czoła. Delikatnie pogłaskał Jej policzek. Przeszedł Ją przyjemny dreszcz. Jego usta były coraz bliżej. Coraz wyraźniej czuła zapach Jego perfum. Coraz bardziej zaczynał mącić Jej w głowie. I wtedy zapaliła się czerwona lampka. "Nic o Nim nie wiesz! Czego On chce?!". Pocałowała Go w policzek. Zaskoczony popatrzył na Nią ze zdezorientowaną miną. 
- Przepraszam. - szepnęła. Oddała Mu marynarkę i weszła szybko do akademika.
  Nie budząc Adeli przebrała się w pidżamę i wpełzła pod kołdrę. Dopiero wtedy dotarło do Niej jak się zachowała. Jak kompletna kretynka. Co mógł sobie pomyśleć? Że sama nie wie czego chce, albo, że jest niezrównoważona psychicznie, albo, że lubi zwodzić facetów. Żadne z tych opcji nie było prawdą. Po prostu się bała. Że znowu ktoś Ją oszuka. Wyjęła telefon z torby i wysłała smsa Maćkowi.

Przepraszam.
Spotkajmy się jutro.
Po Adelę przyjeżdża brat i jadą do domu na tydzień.
Chciałabym Ci wyjaśnić czemu zachowuję się jak kretynka.

 Po chwili dostała odpowiedź.

Przyjdę do Ciebie o 18:00.
Intrygujesz mnie.
może i ja jestem kretynem ale podoba mi się to.
Śpij dobrze.

 Uśmiechnęła się pod nosem. Czas posłuchać rady Thomasa. Czas powiedzieć Maćkowi co się wydarzyło. 
Thomas... Spojrzała na Adelę. Ciągle miała w głowie Jej słowa. "Za bardzo się wciągasz w tą relację". Czasem jest tak, że bezwiednie się w coś wciągamy. Instynktownie. Mimowolnie. I tak było z relacją z Thomasem. Nie znali się a rozmawiało Im się jakby się znali od dziecka. Rozumieli się. A co najważniejsze potrafili sobie wzajemnie pomagać. Miała ochotę Go poznać. Z każdym kolejnym słowem coraz bardziej. Tylko czy zaczynając głębszą relację z Maćkiem powinna wciągać się w Thomasa? Maciek jest tutaj. Na miejscu. Widzi Go, czuje Go, może zajrzeć Mu w oczy. Z Thomasem może jedynie porozmawiać. Maciek pociąga Ją fizycznie i nie potrafi oprzeć się Jego urokowi a Thomas pociąga Ją intelektualnie i nie może oderwać się od Jego głosu. Maciek jest w Jej wieku. Też chce się wyszaleć. Jest na tym samym etapie życiowym co Ona, Thomas jest starszy i ma już pewien bagaż doświadczeń. No i najważniejsza różnica. Maćka ma jak na dłoni. Thomas może okazać się zupełnie kimś innym niż Jej się wydaje. Z logicznego punktu widzenia pewniejszy był Maciek. Więc dlaczego bała się obu relacji? Dlaczego w ogóle zaczęła ich porównywać? Przecież dopiero co umówiła się z Maćkiem. Przecież Thomas jest nieosiągalny. 
  Mętlik w głowie sprawił, że sama zaczęła myśleć o sobie jak o wariatce. Była niezdecydowana. Sama siebie zaczęła irytować. Ale czasem, żeby podjąć tą właściwą decyzję trzeba trochę pobłądzić. Tylko pytanie jest ile osób na tym błądzeniu ucierpi?


***********************************************************************************
Dziewiąteczka :)
Ciężko u mnie z weną (jak widać z resztą) dlatego dopiero dzisiaj i to dość późno jak na mnie.
Nie wiem co będzie jutro.
Niczego nie obiecuję.
Mam jedynie nadzieję, że najbardziej wytrwałe czytelniczki nadal są ze mną.
Buziole :*

niedziela, 18 maja 2014

8. Szczerość to podstawa...

KRAKÓW...

   Spojrzała na laptopa i w głowie miała tylko jedną myśl... "Zbyt głęboko wchodzisz w tą relację." Odebrała połączenie na komputerze.
- Cześć Piękna. - usłyszała wesoły głos. Od razu spowodował uśmiech na Jej twarzy.
- Cześć Bestio. - opowiedziała. - Mogę do Ciebie oddzwonić za chwilę? Mam ważny telefon. - zapytała.
- Jasne. Będę czekał. - rozłączył się.
Nacisnęła zieloną słuchawkę na telefonie. 
- Co jest Kocie? - zapytała. Spojrzała na przyjaciółkę, która pokazywała kciuk uniesiony w górę.
- Tak się zastanawiałem... jakbyś się jutro trochę lepiej czuła to może... Nie wybrałabyś się ze mną na Noc Muzeów? - zapytał. Zaśmiała się w duchu. Oryginalny sposób na randkę...
- A które proponujesz? - spytała sympatycznie.
- Może najpierw Muzeum Lotnictwa, a potem Wawel? Nie chciałbym długo Cię ciągać po nocy żebyś się jeszcze bardziej nie załatwiła. - odpowiedział. 
 "Punktujesz Kocie."
- Czemu nie? Napiszę do Ciebie kolo 14.00 jak się czuję. Ok?
- Świetnie. - powiedział zadowolony. - A teraz jak się czujesz?
- Dziękuję, dobrze. Piję hektolitry herbaty z cytryną i łykam garście aspiryny.
- A Adela jak się czuje? - zapytał.
 Spojrzała z uśmiechem na przyjaciółkę.
- Adelka jak się czujesz? - spytała.
- Niech się nie podlizuje! Z dwojga złego i tak wolę Jego! - krzyknęła. Zośka lekko się skrzywiła słysząc tą opinię ale nie popsuło Jej to nastroju.
- Z dwojga złego? - spytał zdezorientowany.
- Adela za dużo myśli. I za bardzo się interesuje nie swoim życiem. - odpowiedziała wystawiając przyjaciółce język.
- Yhym... Zosiu? - słysząc to określenie znów zobaczyła w głowie Jego oczy. I ten uśmiech...
- Tak?
- Mam nadzieję, że jutro będziesz już zdrowa. - powiedział. - Dobranoc.
- Dobranoc. - rozłączyła się. Przez chwilę jeszcze trzymała telefon w ręce. Nie wiedziała jak On to robił ale wiedziała jak to na Nią działa. Teraz pozostawało tylko pytanie dlaczego to robi i jaki ma w tym cel?
- Mówiłam, że Ci zawrócił w głowie. - skomentowała blondynka.
- Adelka... odchrzań się. - powiedziała spokojnie i połączyła się z Thomasem.
 Odebrał po pierwszym sygnale.
- Hej. - powiedział krótko.
- Witaj.
 I zapanowała cisza. Kojąca uszy. I myśli. Zwłaszcza, że oboje mieli teraz ich natłok.
- Mogę Cię prosić o radę? - zapytał.
 W Jego głosie wyczuwała coś czego wcześniej nie było. Jakąś obawę. Coś na kształt lekkiego strachu, zdezorientowania, poczucia winy pomieszanego z bezradnością. Był przygaszony.
- Coś się stało? - spytała z troską.
- Jak już Ci wspominałem... niedawno rozstałem się z mamą Lily. Doszliśmy do wniosku, że to już jest bardziej przyzwyczajenie niż miłość ale nie chcieliśmy tego ciągnąć na siłę tylko ze względu na małą. Jesteśmy teraz w przyjacielskich stosunkach. Od jakiegoś czasu... Spotkałem się kilka razy z pewną kobietą. Ale... - nie bardzo wiedział co ma powiedzieć. Jak zakończyć swoją myśl.
- Ale nie poczułeś do Niej tego co do swojej byłej żony. - dokończyła.
- Nie, tzn. tak... ech... Nie byliśmy małżeństwem. - wyjaśnił. W głowie brunetki od razu wyświetlił się napis NIE-ROZWODNIK. Poczuła dziwną ulgę właściwie nie wiedząc dlaczego. Ale zaraz potem uświadomiła sobie, że jest jeszcze ta nowa kobieta. - Ale masz rację, nie poczułem do Sylvii nic. Bardzo chciałem. Chociaż sam nie wiem dlaczego.
- Powiedziałeś, że ze swoją, dziewczyną byłeś już z przyzwyczajenia... - zaczęła.
- Yhym...
- Może właśnie dlatego chciałeś coś poczuć do Sylvii? Może przyzwyczaiłeś się, że jest obok Ciebie kobieta, że z kimś jesteś, że masz do kogo wracać po pracy... A teraz Ci tego brakuje i podświadomie szukasz spowrotem tej swojej przystani... Kogoś kto by na Ciebie czekał w domu. - stwierdziła.
 Znów zapanowała chwila ciszy. Musiał przemyśleć słowa dziewczyny, które w jakiś sposób łączyły wszystko w całość. Wszystko oprócz jednego...
- Gdyby Twoja teoria była prawdziwa to raczej chciałbym w to dalej brnąć.
- A nie chcesz.
- Nie. Widzisz... Sylvia jest ode mnie starsza o 4 lata. O czym może marzyć kobieta w Jej wieku? O ślubie, stabilizacji, rodzinie, dzieciach... Ja mam Lily. Chcę się skupić na Niej. Nie chcę zakładać rodziny. Jeszcze nie teraz.
- I tu pojawiają się 2 problemy wg mnie Thomas. Po pierwsze nie możesz uogólniać ani sprowadzać wszystkich kobiet do tej samej grupy. Każda z nas jest inna i każda chce czegoś innego. Wiadomo, że kiedyś przychodzi ten czas kiedy stwierdzamy "tak, to jest ten moment" ale nie możesz myśleć, że ten czas u wszystkich zaczyna się koło 30stki. Po drugie... Mówisz, że nie jesteś gotowy na założenie rodziny, ustatkowanie się... Słyszałam jak mówisz o Lily. Jesteś ojcem jakiego chciałaby mieć każda córka. Kochającym na maksa. I zrobiłbyś dla Niej wszystko. Moim zdaniem jesteś gotowy na założenie rodziny tylko boisz się, że stanie się to samo co z poprzednią rodziną. Że znowu wkradnie się przyzwyczajenie a zniknie uczucie. Mówiłeś Sylvii o tym wszystkim?
- Powiedziałem, że nic do Niej nie czuję i że nie chcę Jej dalej oszukiwać. Mówiła, że poczeka, że też nie jest gotowa na zakładanie rodziny ale...
- Ale?
- Jej oczy mówiły zupełnie coś innego. Nie mógłbym z Nią być, patrzeć Jej w oczy ze spokojem, wiedząc, że Ona cierpi, bo widzi Nasz związek zupełnie inaczej niż ja a ja tego zmienić nie potrafię.
 Słysząc Jego słowa poczuła, że jest cholernie odpowiedzialnym facetem. Wie co może przynieść życie i nie chce ranić innych. Wrażliwy na potrzeby tej drugiej osoby. No i miał rację, gdyby był z Sylvią czułby wyrzuty sumienia, a będąc takim człowiekiem jakim jest - za pewne zgodziłby się na wszystko byleby kobieta była przy Nim szczęśliwa.
- Dobrze, że powiedziałeś Jej to wszystko teraz a nie potem, kiedy byłoby już za późno na pewne odwroty. To świadczy tylko o tym, że jesteś dojrzały i odpowiedzialny. I Ona na pewno to doceni. - powiedziała szczerze.
- Pracujemy razem. - westchnął. "No to pięknie." - pomyślała.
- Myślisz, że może się przez to popsuć atmosfera?
- Nie wiem. Mam nadzieję, że nie. - powiedział z nadzieją ale i z lekką obawą w głosie.
- Szczerość to najważniejsza rzecz jaką kobiety wymagają od mężczyzn. - powiedziała. - Jeśli będziesz z Nią szczery to wszystko będzie ok. - dodała pogodnie...

INNSBRUCK...

  Słuchając Jej słów miał wrażenie, że jako jedyna wokół Go rozumie. Gregor cały czas powtarzał tylko jedno zdanie "bierz co życie daje, nie czekaj na królewnę, którą będziesz musiał ratować z opresji". Ale On nie chciał królewny. Chciał po prostu kogoś do kogo poczuje to, czego nie czuł jeszcze do nikogo. Kogo będzie chciał mieć przy sobie w każdej chwili, w każdej sekundzie swojego życia. Kogoś, z kim będzie się rozumiał tak doskonale jak z nikim innym, do kogo będzie pasował jak puzzel do puzzla. Kogoś kto będzie uzupełniał Jego a kogo On sam będzie uzupełniał. Swojej drugiej połówki...
- Szczerość to podstawa każdej relacji Thomas. Dlatego nasza relacja jest taka dobra. Jedyne co możemy przed sobą ukryć to to że jesteśmy brzydcy jak noc listopadowa. - zaśmiała się lekko.
 Szczerość. Kolejna rzecz, która stanęła Mu na drodze. Nie mógł być do końca szczery w kontaktach z Zofią. Nie chciał. Dlaczego? Bo nie chciał żeby patrzyła na Niego przez pryzmat tego kim jest w życiu sportowym a nie na co dzień. Chciał Jej pomóc, chciał Ją poznać i chciał żeby Ona Go poznała. Ale prawdziwego. Bez niezliczonych historii budowanych przez media wokół Jego osoby. Bez ciężaru popularności. Chciał poczuć się normalnie. Jak każdy inny facet.
- Jesteś tam? - zapytała.
- Tak, zamyśliłem się trochę nad Twoimi słowami. - powiedział. - W tym momencie wydaje mi się, że jesteś starsza niż mówisz.
- Tu chyba nie chodzi o wiek tylko o to co człowiek przeżył. - odparła tajemniczo. A Jej tajemnicę On chciał odkrywać.
- Szkoda tylko, że do takich wniosków dochodzi się po tych gorszych przeżyciach. - stwierdził. Minęła chwila zanim się odezwała. Być może poczuła, że w zamian za Jego szczerość Ona powinna się odwdzięczyć tym samym, a może po prostu chciała się tym z Nim podzielić i wysłuchać opinii kogoś z zewnątrz...
- 3 lata temu poznałam chłopaka. Wydawał się idealny. Pod każdym względem. Był ode mnie starszy. O kilka lat. Ale czy to jest przeszkoda kiedy się kogoś kocha? Raczej nie. I dla mnie to też nie było przeszkodą. Byłam z Nim 2 lata. Oddałam Mu wszystko co najlepsze. Całą siebie. Bo kochałam. Cholernie mocno. Więc myślałam, że to naturalne, że dla ukochanej osoby chce się zrobić wszystko. I myślałam... byłam pewna, że On czuje to samo. Zaczęliśmy nawet mówić o ślubie, rodzinie, dzieciach... Wydawało mi się, że przy Nim jestem na to gotowa. Że z Nim podbiję świat i nic nie będzie dla nas przeszkodą. Aż pewnego dnia do moich drzwi zapukała pewna kobieta. Tego dnia nie zapomnę do końca życia... Trzymała za rękę małą dziewczynkę, może 4 letnią... A Jej brzuch wskazywał na dość zaawansowaną ciążę. - przerwała. Słyszał jak bierze głęboki oddech. Minął rok a Ona nadal przeżywała to tak samo. Tak samo Ją bolało. - Pokazała akt ślubu, akt urodzenia ich córki... Zdjęcia z wesela... Więcej nie potrzebowałam. Jak to się zakończyło możesz się domyślić. - powiedziała ciszej.
- Oszukał Cię. - powiedział spokojnie ale dłonie zacisnęły Mu się w pięść. Czuł złość. Nie wiadomo dlaczego ale czul złość na tego faceta. A Ją miał ochotę przytulić. Powiedzieć że wszystko już będzie dobrze. Tak jak ma być.
- Wiesz co jest najgorsze? Że tak na prawdę w ogóle Go nie znałam. Żyłam z Nim przez dwa lata i nie wiedziałam nic o Jego prawdziwym życiu. Nie kłamał. Bo nie pytałam o to czy ma żonę i dziecko. - lekko prychnęła. - Ale sam nie był szczery omijając tą część swojego życia. I to zabolało najbardziej. Tego nie jestem już w stanie nikomu wybaczyć. - dodała.
 Serce Go zakuło a żołądek ścisnął w supeł. Drugie życie, prawdziwe życie, to czego nie powiedział, bo nie zapytała więc nie kłamał... Te słowa brzmiały znajomo. Sam się teraz tak zachowywał. Usprawiedliwienie? W głowie miał ich pełno. Ale czuł, że prędzej czy później wszystko się wyda i straci to... Co straci? No właśnie... Przecież na razie nic nie ma oprócz jakiejś dziwnej więzi, której On sam nie rozumie. Ale tego też bał się stracić...
- Przepraszam. Nie chciałam Cię zanudzić.
- Nie zanudziłaś. Po prostu... - w tym momencie do pokoju wszedł Gregor, który jak zwykle zaciekawiony przebiegiem rozmowy przyjaciela usiał na swoim łóżku i zaczął się wsłuchiwać w to co blondyn mówił. - Po prostu nie wiem co mogę Ci powiedzieć. Nie znam dobrego wytłumaczenia na takie zachowanie. Obawiam się, że takie wytłumaczenie w ogóle nie istnieje. Pytanie tylko jak ta sytuacja odbiła się na Tobie i Twoich dalszych relacjach z facetami. - powiedział. Szatyn spojrzał uważnie na współlokatora nie wiedząc o co chodzi.
- No i tutaj pojawia się problem. Teraz każdy facet, który się chce ze mną umówić jest przeze mnie odtrącany. W głowie pojawiają mi się pytania typu... czego on właściwie chce? Po co chce się umówić? Jaki ma w tym cel? Analizuję zamiast próbować.
- Boisz się, że znowu ktoś Cię oszuka...
- Jest taki jeden... - zaczęła. - Całkiem sympatyczny. Przystojny. Stara się. Ale ma opinię podrywacza. Tylko podrywacz raczej daje sobie spokój kiedy dostanie kosza prawda?
- Zazwyczaj. - przyznał.
- No właśnie. A On po tym się zmienił. Na prawdę. I teraz mam wrażenie, że Go nie doceniam.
- Masz wyrzuty sumienia, że On się stara a Ty tego nie chcesz? Jeszcze mi powiedz, że się z Nim umówiłaś.
- Na jutro. - przyznała. Westchnął.
- Poczucie winy nie jest dobrym doradcą w tych sprawach. - powiedział i usłyszał prychnięcie ze strony przyjaciela. - Bądź z Nim szczera. Powiedz to co powiedziałaś mi... Może po prostu sama jeszcze nie wiesz co czujesz. - dodał nie wierząc, że to mówi.
- Myślisz, że powinnam dać Mu szansę? - zapytała.
- Spróbuj. Jeśli okaże się palantem to dasz mi Jego nazwisko. - powiedział z uśmiechem. Zaśmiała się. Ten dźwięk był najlepszą rzeczą jaka Go dzisiaj spotkała. I nawet świadomość tego, że właśnie wepchnął Ją w ramiona jakiegoś innego faceta nie była w stanie zniszczyć tego nastroju. Bo przecież nie miał do Niej nic. Był nikim. Obcym człowiekiem. "Który Ją oszukuje." - dodała podświadomość.
- Dzięki. Nigdy bym nie pomyślała, że mogę rozmawiać tak swobodnie z kimś zupełnie obcym.
- Pomyślałem o tym samym. - przyznał szczerze.
- Dobranoc Thomas.
- Dobranoc Zofio. - rozłączyła się.
 A myśli nadal krążyły wokół Niej.
- I mówisz, że nie chcesz królewny, którą trzeba ratować z opresji... - stwierdził szatyn. Blondyn spojrzał na Niego z mordem w oczach. - Nic nie mówię. - uniósł ręce w geście poddania się.
- To nie mów.
- Co Ona ma w tym głosie, że tak głupiejesz?
- A niby czemu głupieje?
- Sylvia jest u Sandry i beczy. Raczej nie muszę pytać z jakiego powodu.
 Blondyn zamknął oczy i schował twarz w dłoniach.
- Nie będę się nikomu tłumaczył Greg. Nie będę z Sylvią tylko dlatego, że Ona tego chce. - powiedział.
- I będziesz cierpliwie czekał na swoją królewnę tak?
- Owszem i nic Ci do tego.
- Rób co chcesz ale z tego co słyszałem to właśnie wepchnąłeś Ją w łapska jakiegoś kochasia. - zauważył.
- Przecież Jej nie powiem, żeby się z nikim nie umawiała bo ja to chcę zrobić jak się już trochę lepiej poznamy.
- A masz taki zamiar?
- Lepiej się poznać? Owszem.
- Umówić się z Nią.
- Kiedyś... być może... Nie zaprzeczam.
- Dobra Romeo... widzę, że nic nie wskóram. Uczepiłeś się tej laski jak pijany płotu. Uważaj tylko żeby Ci życie przez to nie uciekło. - stwierdził. - Zamawiamy pizze? Strasznie głodny jestem. - dodał.
- Idę pobiegać. Ale nie krępuj się. Tyj dalej. Może Sylvia wyżyje się na Tobie i nie będzie już miała siły na mnie. - puścił przyjacielowi oko i wyszedł z pokoju.
- Zawsze przez Jego porywy Ja cierpię. Zawsze... - mruknął pod nosem. - Don Huan od siedmiu boleści... Romeo za piątkę... Werter zakichany.... Stefciooooooo! - krzyknął wychodząc z pokoju. - Zamawiamy pizze?!


***********************************************************************************
Ósemeczka dla Was :*
Buziaczki :*