INNSBRUCK...
Idąc przez Innsbruck wieczorną porą i trzymając za rękę śliczną blondynkę, która swoim dobrym humorem zaraża wszystkich wkoło powinno się być raczej szczęśliwym i myśleć jak dać tej kobiecie jeszcze więcej powodów do radości. On natomiast myślami był zupełnie gdzie indziej. Od maila minął tydzień. Żadnej wiadomości więcej. Codziennie sprawdzał pocztę czy przypadkiem nie napisała chociaż kilku zdań. Chociaż jednego słowa. Chciał napisać ale tak właściwie nie wiedział co. Chciała kilku dni przerwy więc dostanie. Nie może być nachalny. Poza tym teraz ma z kim spędzać chociaż te chwile wolnego. Ma dla kogo być...
Spojrzał na blondynkę. Podziwiała góry dokoła. Uśmiechała się. Gdyby tylko czuł choć w minimalnym stopniu to co Ona byłby najszczęśliwszym facetem pod słońcem. Bo niczego Mu nie brakowało a Sylvia była kobietą idealną. Dzieliła Jego pasję, rozumiała Go choć nie we wszystkich kwestiach, starała się być dla Niego. Wspierała Go. Dodawała otuchy i odwagi. Czuł w Niej siłę. Tylko czy jedna osoba może kochać za dwoje?
- O czym myślisz? - zapytała siadając na jednej z ławek przy jeziorze.
- O Nas. - odpowiedział szczerze.
Spojrzała na Niego z lekką obawą w oczach. Objął Ją i pocałował w czoło. Wyczuł, że trochę Ją tym uspokoił.
- I co wymyśliłeś?
- Że moglibyśmy pójść na kręgle. Co Ty na to? - zapytał.
- Kręgle? - zdziwiła się. - Thomas... Nie uważasz, że jesteśmy na to lekko za starzy? - zapytała śmiejąc się.
"Za starzy?" - pomyślał. "No chyba Ty." - dodała podświadomość.
- Masz jakiś inny pomysł? - spytał lekko zawiedziony.
- W weekend organizowana jest tutaj w Muzeum Sztuki Współczesnej wystawa o Malarstwie XXI wieku pod mikroskopem. Może byśmy się wybrali? - zapytała z entuzjazmem.
"Nie idź tam! To zryje Ci beret!" - krzyczała podświadomość.
- Dobrze, możemy iść. - zgodził się i lekko się uśmiechnął.
"W takim razie ja zostaję w pokoju ze Schlierim." - obraziła się.
- Pocałujesz mnie? - zapytała uśmiechając się zalotnie.
- A chcesz? - zapytał.
Zbliżyła się do Niego i szepnęła...
- A wątpisz w to po ostatnich nocach?
KRAKÓW...
Siedzieli na bardzo niewygodnych krzesłach przed ogromnym biurkiem i równie ogromną kobietą. Patrzyła na Nich uważnie oceniając każdy ich ruch. Każdy gest. Każde spojrzenie. Starali się być rozluźnieni ale przy Niej to było wręcz niewykonalne. Ta kobieta przerażała wzrokiem. Często miało się wrażenie, że czyta z ludzi jak z otwartych książek mimo, że nic właściwie nie robią. Po prostu była straszna...
- Widzę, że się Państwo dogadaliście. - stwierdziła z krzywym uśmiechem. - No i w końcu wyglądacie jak na egzamin przystało. - zmierzyła ich stroje wzrokiem.
To prawda. Oboje się dogadali. Właściwie przez ostatni tydzień spędzali ze sobą tyle czasu, że praktycznie nie można było ich spotkać osobno. Poznawali się. Odkrywali na wzajem. I podobało im się to. On nie naciskał, Ona się powoli otwierała. Nawet zaczęła dopuszczać do siebie Jego osobę. Cielesność. Może nie w sensie wielkiej bliskości ale pojedyncze gesty... Bo po co się spieszyć? Tak było dobrze. Odkrywali swoje prawdziwe oblicza. Swoją codzienność.
- No dobrze, to co przez te 2 tygodnie dowiedział się Pan o Pani Zofii? - zapytała.
Brunet uśmiechnął się mimowolnie.
- Zośka to cholernie irytująca dziewczyna. - zaczął. - Uwielbia denerwować ludzi, myśli, że zawsze ma rację, odpycha od siebie innych i nikomu nie ufa. Jest złośliwa i pyskata. Gada stanowczo za dużo. Zawsze mówi to co ślina Jej na język przyniesie. - zakończył. Spojrzała na Niego z pytajnikami w oczach. Uśmiechnął się. - Ale tak na prawdę pod tym wszystkim ukrywa się nieśmiała, zraniona kobieta, która ma serce wypełnione dobrem. Boi się zaufać komukolwiek i przez to czuje się samotna. Potrzebuje kogoś kto pokaże Jej, że życie wcale nie jest aż tak beznadziejne i że można sobie pozwolić na bycie szczęśliwym. - zakończył.
- Interesujące... - mruknęła profesorka. - A Pani czego się dowiedziała o Panu Maćku? - zapytała.
- To nachalny podrywacz, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Myśli, że przez to, że ma słodką buźkę może mieć każdą. Cwaniakuje, kozaczy, chwali się wszystkim jakby co najmniej był mistrzem świata. - zaczęła. Pokręcił głową. - Ale przy bliższym poznaniu można dowiedzieć się o Nim wielu ciekawych rzeczy. Jest cierpliwy. Ma głowę pełną pomysłów. Opiekuńczy, troskliwy, życiowy... Normalny. Nie gwiazdorzy. Nie zapomina o tych ludziach dzięki którym istnieje. Uwielbia to co robi i jego pasję można wyczuć na kilometr. Ciągle czegoś szuka... - przerwała.
- Czegoś? - zapytała kobieta.
- Kogoś. - poprawiła się brunetka.
- Już znalazłem. - powiedział cicho. Obie spojrzały na Niego z zainteresowaniem. Wzruszył jedynie ramionami. Popatrzył na Nią. Uśmiechnął się lekko.
- No dobrze... - zaczęła profesorka. - Możecie iść. Oboje dostajecie czwórki. - powiedziała i oddała im indeksy. - No i wszystkiego dobrego - uśmiechnęła się miło.
Po wyjściu z sali odetchnęli z ulgą. Sesja za Nimi. Koniec roku. Wakacje. Stała oparta o ścianę obok sali. Cieszyła się jak wariatka. Widząc Jej wesoły uśmiech sam zaczął się uśmiechać.
- Zdaliśmy Kocie! - zawołała wesoło.
- Wakacje... - westchnął.
- Hej, wakacje. Nie powinieneś się cieszyć? - zapytała zdziwiona Jego reakcją.
- Wakacje oznaczają powrót do domu. - powiedział. Jego uśmiech trochę przygasł.
Zrozumiała. Powrót do domu oznaczał, że nie będą codziennie przesiadywać na ławce w parku gadając o byle czym. Nie będą się widywać. Każde z Nich ma przecież swoje rodziny, swoich przyjaciół... Swoje życie. Tylko Jej życie było jedno a Jego były dwa. Za nie cały miesiąc zaczynał się sezon letni w skokach. Wyjazdy, zgrupowania, wieczna tułaczka. A kiedy wraca się do domu pomiędzy zawodami nie myśli się o wyjeździe tam, gdzie wszystko przypomina nam o studiach.
- To nie koniec świata Maciek. Mamy telefony. Nadal będziesz mógł mnie zamęczać opowiadaniami o Twoich kumplach z kadry. - uśmiechnęła się miło.
- Chciałbym mieć do kogo wracać po zawodach. - powiedział poważnie.
W Jego oczach zobaczyła szczerą tęsknotę. Jeszcze nigdzie nie wyjeżdżali a już tęsknił. Czy Ona też miała takie uczucia? Nie była pewna. Owszem Maciek był kimś wyjątkowym w Jej życiu ale czy na tyle żeby tęsknić za Nim kiedy każdego wieczora rozstają się w drzwiach akademika?
- Przecież masz. - powiedziała ściskając Jego dłoń. Drugą dłonią odgarnął Jej kosmyk opadających na oczy włosów. Pogłaskał Ją po policzku. Robił to codziennie. Na taką bliskość mogła sobie pozwolić. Niestety widziała w Jego wzroku, że On chciałby czegoś więcej. Czegoś co pozwoli Mu myśleć, że ma się o co starać. Jakiegoś znaku. Przyzwolenia na to, czego chce od samego początku.
- Mam? - zapytał z nadzieją.
W głowie miała tłumy myśli. Jedne mówiły żeby pozwolić sobie na coś więcej inne mówiły, że jeszcze nie. Jeszcze inne przypominały o głosie, który tak bardzo chciała jeszcze kiedyś usłyszeć, a którego być może już nigdy nie usłyszy. Tęskniła za nim. Ale przecież to było irracjonalne. Ważne jest to co tu i teraz.
Przybliżyła swoją twarz do Jego twarzy. Widziała wahanie w Jego uroczych tęczówkach. Widziała wewnętrzną walkę jaką w sobie toczył. Bał się zniszczyć to co między Nimi już jest. Ona też się bała. Ale przecież kiedyś trzeba zrobić ten pierwszy krok. Nie myśleć o czymś co nieosiągalne. Nie budować w głowie historii o księciu z bajki, którego nigdy nie spotka. Zwłaszcza jeżeli książę nie chce budować żadnej historii. Żyć chwilą. Brać z życia jak najwięcej. Zamknęła oczy i wykonała ten pierwszy krok. Jego usta były delikatne i takie ciepłe... Czuła to ciepło, które rozchodziło się teraz po Jej ciele dając przyjemność. Czuła jak Jego dłoń lekko zadrżała kiedy przesuwał ją na Jej talię. Pogłębiła pocałunek dając Mu do zrozumienia, że nie popełnia błędu. Że też tego chce. Że daje Mu zielone światło. I poczuła jak Jego mięśnie się rozluźniają a pocałunek przybiera na intensywności. Nie drapieżnej, nie zachłannej... Przyjemnej. Był pełen tęsknoty. Jakby para zakochanych widziała się po raz pierwszy po długiej rozłące. I odkrył przed Nią swoje uczucia. Tym jednym pocałunkiem. A Ona przed Nim. Bo coś sprawiało, że równie mocno tego chciała. Że nie bała Mu się zaufać. Bo odkrył się przed Nią. Całkowicie i niezaprzeczalnie...
- Widzę, że się Państwo dogadaliście. - stwierdziła z krzywym uśmiechem. - No i w końcu wyglądacie jak na egzamin przystało. - zmierzyła ich stroje wzrokiem.
To prawda. Oboje się dogadali. Właściwie przez ostatni tydzień spędzali ze sobą tyle czasu, że praktycznie nie można było ich spotkać osobno. Poznawali się. Odkrywali na wzajem. I podobało im się to. On nie naciskał, Ona się powoli otwierała. Nawet zaczęła dopuszczać do siebie Jego osobę. Cielesność. Może nie w sensie wielkiej bliskości ale pojedyncze gesty... Bo po co się spieszyć? Tak było dobrze. Odkrywali swoje prawdziwe oblicza. Swoją codzienność.
- No dobrze, to co przez te 2 tygodnie dowiedział się Pan o Pani Zofii? - zapytała.
Brunet uśmiechnął się mimowolnie.
- Zośka to cholernie irytująca dziewczyna. - zaczął. - Uwielbia denerwować ludzi, myśli, że zawsze ma rację, odpycha od siebie innych i nikomu nie ufa. Jest złośliwa i pyskata. Gada stanowczo za dużo. Zawsze mówi to co ślina Jej na język przyniesie. - zakończył. Spojrzała na Niego z pytajnikami w oczach. Uśmiechnął się. - Ale tak na prawdę pod tym wszystkim ukrywa się nieśmiała, zraniona kobieta, która ma serce wypełnione dobrem. Boi się zaufać komukolwiek i przez to czuje się samotna. Potrzebuje kogoś kto pokaże Jej, że życie wcale nie jest aż tak beznadziejne i że można sobie pozwolić na bycie szczęśliwym. - zakończył.
- Interesujące... - mruknęła profesorka. - A Pani czego się dowiedziała o Panu Maćku? - zapytała.
- To nachalny podrywacz, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Myśli, że przez to, że ma słodką buźkę może mieć każdą. Cwaniakuje, kozaczy, chwali się wszystkim jakby co najmniej był mistrzem świata. - zaczęła. Pokręcił głową. - Ale przy bliższym poznaniu można dowiedzieć się o Nim wielu ciekawych rzeczy. Jest cierpliwy. Ma głowę pełną pomysłów. Opiekuńczy, troskliwy, życiowy... Normalny. Nie gwiazdorzy. Nie zapomina o tych ludziach dzięki którym istnieje. Uwielbia to co robi i jego pasję można wyczuć na kilometr. Ciągle czegoś szuka... - przerwała.
- Czegoś? - zapytała kobieta.
- Kogoś. - poprawiła się brunetka.
- Już znalazłem. - powiedział cicho. Obie spojrzały na Niego z zainteresowaniem. Wzruszył jedynie ramionami. Popatrzył na Nią. Uśmiechnął się lekko.
- No dobrze... - zaczęła profesorka. - Możecie iść. Oboje dostajecie czwórki. - powiedziała i oddała im indeksy. - No i wszystkiego dobrego - uśmiechnęła się miło.
Po wyjściu z sali odetchnęli z ulgą. Sesja za Nimi. Koniec roku. Wakacje. Stała oparta o ścianę obok sali. Cieszyła się jak wariatka. Widząc Jej wesoły uśmiech sam zaczął się uśmiechać.
- Zdaliśmy Kocie! - zawołała wesoło.
- Wakacje... - westchnął.
- Hej, wakacje. Nie powinieneś się cieszyć? - zapytała zdziwiona Jego reakcją.
- Wakacje oznaczają powrót do domu. - powiedział. Jego uśmiech trochę przygasł.
Zrozumiała. Powrót do domu oznaczał, że nie będą codziennie przesiadywać na ławce w parku gadając o byle czym. Nie będą się widywać. Każde z Nich ma przecież swoje rodziny, swoich przyjaciół... Swoje życie. Tylko Jej życie było jedno a Jego były dwa. Za nie cały miesiąc zaczynał się sezon letni w skokach. Wyjazdy, zgrupowania, wieczna tułaczka. A kiedy wraca się do domu pomiędzy zawodami nie myśli się o wyjeździe tam, gdzie wszystko przypomina nam o studiach.
- To nie koniec świata Maciek. Mamy telefony. Nadal będziesz mógł mnie zamęczać opowiadaniami o Twoich kumplach z kadry. - uśmiechnęła się miło.
- Chciałbym mieć do kogo wracać po zawodach. - powiedział poważnie.
W Jego oczach zobaczyła szczerą tęsknotę. Jeszcze nigdzie nie wyjeżdżali a już tęsknił. Czy Ona też miała takie uczucia? Nie była pewna. Owszem Maciek był kimś wyjątkowym w Jej życiu ale czy na tyle żeby tęsknić za Nim kiedy każdego wieczora rozstają się w drzwiach akademika?
- Przecież masz. - powiedziała ściskając Jego dłoń. Drugą dłonią odgarnął Jej kosmyk opadających na oczy włosów. Pogłaskał Ją po policzku. Robił to codziennie. Na taką bliskość mogła sobie pozwolić. Niestety widziała w Jego wzroku, że On chciałby czegoś więcej. Czegoś co pozwoli Mu myśleć, że ma się o co starać. Jakiegoś znaku. Przyzwolenia na to, czego chce od samego początku.
- Mam? - zapytał z nadzieją.
W głowie miała tłumy myśli. Jedne mówiły żeby pozwolić sobie na coś więcej inne mówiły, że jeszcze nie. Jeszcze inne przypominały o głosie, który tak bardzo chciała jeszcze kiedyś usłyszeć, a którego być może już nigdy nie usłyszy. Tęskniła za nim. Ale przecież to było irracjonalne. Ważne jest to co tu i teraz.
Przybliżyła swoją twarz do Jego twarzy. Widziała wahanie w Jego uroczych tęczówkach. Widziała wewnętrzną walkę jaką w sobie toczył. Bał się zniszczyć to co między Nimi już jest. Ona też się bała. Ale przecież kiedyś trzeba zrobić ten pierwszy krok. Nie myśleć o czymś co nieosiągalne. Nie budować w głowie historii o księciu z bajki, którego nigdy nie spotka. Zwłaszcza jeżeli książę nie chce budować żadnej historii. Żyć chwilą. Brać z życia jak najwięcej. Zamknęła oczy i wykonała ten pierwszy krok. Jego usta były delikatne i takie ciepłe... Czuła to ciepło, które rozchodziło się teraz po Jej ciele dając przyjemność. Czuła jak Jego dłoń lekko zadrżała kiedy przesuwał ją na Jej talię. Pogłębiła pocałunek dając Mu do zrozumienia, że nie popełnia błędu. Że też tego chce. Że daje Mu zielone światło. I poczuła jak Jego mięśnie się rozluźniają a pocałunek przybiera na intensywności. Nie drapieżnej, nie zachłannej... Przyjemnej. Był pełen tęsknoty. Jakby para zakochanych widziała się po raz pierwszy po długiej rozłące. I odkrył przed Nią swoje uczucia. Tym jednym pocałunkiem. A Ona przed Nim. Bo coś sprawiało, że równie mocno tego chciała. Że nie bała Mu się zaufać. Bo odkrył się przed Nią. Całkowicie i niezaprzeczalnie...
INNSBRUCK...
Patrzył po raz kolejny na swoją skrzynkę mailową. Po raz kolejny czuł zawód. Żadnej wiadomości od Niej. Dlaczego tak za Nią tęsknił? Potrzebował Jej. Potrzebował Jej rady.
- Nadal nic? - zapytał szatyn udając obojętność. Tak na prawdę był bardzo ciekawy czy dziewczyna nie odpisała czegoś Thomasowi. Trochę się tego bał ale to było jedyne wyjście, żeby blondyn znowu zaczął normalnie funkcjonować. Żeby zaczął żyć życiem, które jest tutaj. Na miejscu. W końcu od tygodnia jest z Sylvią i nie jest im źle, prawda?
- Nic. - powiedział błądząc myślami gdzieś daleko.
- Skoro nie pisze to znaczy, że nie naprawiła komputera. Albo, że nie potrzebuje już lekcji. - stwierdził Schlieri.
- Może do Niej napiszę? Jak myślisz?
- To chyba nie jest najlepszy pomysł. Skoro się nie odzywa to znaczy, że ma jakiś powód. - powiedział szybko. - Poza tym, chyba masz się kim zająć prawda?
- Taa. - westchnął niechętnie.
- Coś nie tak?
- Wszystko jest nie tak Gregor. - powiedział w końcu. - Myślałem, że jeżeli spróbujemy być razem to coś poczuję, coś z tego wyjdzie ale im więcej czasu z Nią spędzam tym bardziej przekonuję się, że to jest beznadziejny pomysł. My w ogóle do siebie nie pasujemy. Ona w ogóle mnie nie rozumie. Widzę, że się stara ale...
- Przecież sypiacie ze sobą. To chyba coś znaczy. - stwierdził.
- To tylko chwila przyjemności. Czasem chciałbym po prostu przy Niej poleżeć, przytulić się, porozmawiać o tym co mnie gnębi. Jeszcze się tak nie zdarzyło. A jeżeli już zaczynamy rozmowę o moich problemach to... Ona zawsze ma jakiś argument mówiący, że to wszystko jest nieważne i że wszystko się ułoży. A ja potrzebuję czegoś innego. Z Zośką mogę o tym pogadać i powie mi jak to wygląda od innej strony, powie co robię źle, opieprzy mnie, a potem pocieszy. Ale powie coś konstruktywnego. A Sylvia...
- Wiesz, że idealizujesz kogoś kogo tak na prawdę nie znasz? - zapytał szatyn.
- Nie idealizuję Greg, mówię jak jest. Być może wkręciłem się w tą znajomość za bardzo. Ale szczerze mówiąc to jest jedyna osoba, z którą mogę na spokojnie o wszystkim pogadać. Ty jesteś stronniczy.
- Ja?
- Dla Ciebie powinienem być z Sylvią i koniec tematu. Nie bierzesz pod uwagę tego, że mogę czuć coś do kogoś zupełnie innego.
- Do kogoś zupełnie nieznanego. - poprawił przyjaciela.
- I co z tego?
- To, że zaczynasz żyć wyobrażeniami a nie prawdziwym życiem Thomas.
- Nawet nie wiesz jak cholernie potrzebuję tej godziny rozmowy z Nią. Dzięki temu mam ochotę się budzić następnego dnia.
- Wiesz, że ostatnio wepchnąłeś Ją w ramiona jakiegoś innego gościa? - zapytał.
- Jeżeli będzie z Nim szczęśliwa to super. Być może nigdy się nie potkamy ale rozmowy z Nią dają mi chęć do działania Greg. - wyjaśnił. Wstał z łóżka i podszedł do szafy.
- Idziesz do Sylvii? - zapytał z nadzieją szatyn.
- Idę pobiegać. - powiedział blondyn i wyszedł z pokoju.
- Świetnie. - mruknął. - Obyś nie zmienił hasła do kompa bo jeśli tak to ta Twoja Love Story właśnie się skończyła. - powiedział otwierając komputer kumpla. - Po co ja się wtrącam w ogóle?
KRAKÓW...
Patrzyła na monitor i po raz kolejny czytała tego samego maila. Od Niego. Było Jej trochę przykro ale skoro taka była Jego decyzja... Bolało Ją, że już więcej nie usłyszy Tego głosu. Bo bardzo Go teraz potrzebowała. Dodawał Jej otuchy i wsparcia. I dobrych rad. A teraz ich potrzebowała. Teraz kiedy zaczynała pogłębiać relację z Maćkiem. To nie był jeszcze związek. Raczej znak, że coś z tego może być. I Maciek to rozumiał. I choć takie znaki nie miały się często powtarzać czuł się pewniej i wyjazd do domu nie był już tak bardzo straszny. Zerknęła ponownie na tekst maila...
Zofio,
doszedłem do wniosku, że muszę teraz skupić się na własnym życiu.
Na codzienności, którą powinienem żyć.
Nie mogę teraz wchodzić w coś co w ogóle nie ma przyszłości mając przy sobie szansę na rzeczywiste szczęście.
I tym teraz chcę się zająć.
Mam nadzieję, że i Ty zajmiesz się swoim życiem.
Bo ważne jest to co tu i teraz.
Thomas.
Bolało. Bo przecież niczego od Niego nie oczekiwała. Chciała tylko słyszeć Jego głos. Miała świadomość, że prawdopodobnie nigdy się nie spotkają. Więc dlaczego czuła się zraniona? Znów ktoś Ją zawiódł. Ktoś komu zaufała. Ktoś z kim w końcu poczuła więź. Dlatego nie miała żadnych wątpliwości, że Maciek jest "tym co tu i teraz"...
***********************************************************************************
No i Gregor namieszał.:D
Jakieś propozycje co powinien napisać w kolejnym mailu?
Buziole :*
Teraz mam ochotę udusić Gregora. Normalnie zatkało mnie. ;p Tak po prostu, nie wiem co napisać... Co teraz z nimi będzie?
OdpowiedzUsuńZosia! Maciek nie jest tym "tym co tu i teraz", bo inaczej nie myślałaby o głosie Thomasa... I przede wszystkim- gdyby nie wiązała z nim większych uczuć, tak bardzo nie zabolałyby ją słowa, które napisał do niej Gregor w imieniu Thomasa...
Czekam na następny. :)
Buziaki. ;*
Ojj Gregor trochę przegiął... aż takiej treści maila się nie spodziewałam. Chociaz nie ukrywam, cieszy mnie taki obrót sprawy, ale i tak prędzej czy później to się wyda, a wtedy Thomas chyba go zabije.
OdpowiedzUsuńZośka się ewidentnie nie może zdecydować, jej reakcja na maila ,,Thomasa" mówi sama za siebie.
Po tekście Gregora o haśle do kompa wnioskuję, że będzie chciał to odkręcić...ok, rozmawiać sobie mogą, ale Zośka musi być z Maćkiem! :)
Pozdrawiam
krateczka
Ja tam lepiej nie powiem co powinien napisać kochana , bo wiesz zapewne co mam na myśli :)
OdpowiedzUsuńI love Gregor♥!
Najlepsza postać tego opowiadania!
A Thomas? Chodząca ciamajda... wybacz.
Zośki to nie skomentuję ... a Maciuś :) Ma swoje zalety !
Mieszane mam uczucia!
Ann.
No to Gregor dał do pieca po swojemu. W dalszym ciągu zastanawia się po co się wtrąca, a jednak znowu to robi - czyżby tym razem chciał odkręcić swoje poprzednie słowa? (tekst o haśle) Mam nadzieję, ale popieram opinię Andżeliki Kowalczyk, że Gregor to najlepsza postać opowiadania.
OdpowiedzUsuńZa starzy na kręgle - serio? Czy ona czuje się aż tak stara?
Czekam na dalszy rozwój sytuacji, zwłaszcza na linii Zośka - Thomas, życzę weny :)
Dzisiaj tylko tyle- Gregor mnie zdenerwował, dziękuję!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co on wymyśli w następnym mailu... tylko jak Gregor zacznie to odkręcać, to może wyjść jeszcze gorzej... Na siłę Thomasa nie uszczęśliwi, przecież sam widzi jak Morgenstern czeka na maila od Zośki...
OdpowiedzUsuńI ciekawi mnie w jaki sposób dowie się o tym Thomas...
jk