KRAKÓW, ARESZT
ŚLEDCZY…
- Nie wiem dlaczego tutaj
przyszłam. – powiedziała do słuchawki trzymanej w ręce. Przez plastikową szybę
patrzyła w oczy mężczyźnie, który przez swoją głupotę sprawił nieszczęście
dotykające całą Jej rodzinę. – Niech Pan mówi to co chciał mi Pan powiedzieć.
Nie mam zbyt wiele czasu. Za dwie godziny mam samolot.
- Chciałem przeprosić. –
powiedział. Miał może niewiele ponad 30 lat. Jego oczy wydawały się być
szczere. Mimo młodego wieku pojawiły się pierwsze zmarszczki na Jego twarzy. To
co się wydarzyło i więzienie dodały kolejne kilka lat Jego rysom.
- Przeprosić? – zdziwiła
się. Telefon jaki otrzymała poprzedniego dnia, informujący Ją, że mężczyzna,
który spowodował kalectwo Jej brata i śpiączkę Jej matki chce się z Nią spotkać
wyprowadził Ją z równowagi. Zdziwienie powoli przeszło w oburzenie. – To nie
mnie powinien Pan przepraszać ale siebie. Za swoją głupotę. Wie Pan co mogę
sobie zrobić z Pana przeprosinami?
- Wiem, to nie zmieni
tego co się stało. Ale chciałem, żeby Pani wiedziała, że bardzo tego wszystkiego
żałuję. – powiedział spokojnie.
- O to fantastycznie. Czy
zdaje sobie Pan sprawę z tego co się stało z naszym życiem? Moja mama zapadła w
śpiączkę. Nie budziła się prawie miesiąc a teraz kiedy się już obudziła nadal
nie jest z Nią dobrze, a mój brat? On ma tylko 18 lat. Dopiero zaczynał swoje
życie. Chciał być zawodowym siatkarzem. Grał w jednym z lepszych klubów i nagle
bam! Zjawia się Pan, zalany w trupa, prowadzący tira i mój brat ledwie przeżył.
– powiedziała podniesionym głosem.
- Ale żyje…
- Słucham?! Co Pan
powiedział?! – Jej nerwy były na skraju wytrzymałości. Gdyby nie oddzielająca
ich szyba w tym momencie facet dostałby po twarzy. – Dla mojego brata życie się
skończyło w momencie kiedy został przez Pana kaleką na wózku inwalidzkim! Kiedy
wszystkie Jego marzenia legły w gruzach! Wie Pan jak zmieniło się nasze życie?
Jak zmieniły się plany? Wie Pan ile kosztuje operacja mojego brata, która o
ironio jeszcze niczego nie gwarantuje? Wie Pan co ja i moi najbliżsi musieliśmy
poświęcić żeby ta operacja w ogóle doszła do skutku?! – wykrzyczała. Musiała
wziąć kilka głębszych oddechów żeby się uspokoić. – milczy Pan… Wie Pan co?
Przyjmuję Pana przeprosiny. Ale to nic nie zmieni. Mam nadzieję, że wyrzuty
sumienia będą Pana gryzły jak najdłużej. – powiedziała i odłożywszy słuchawkę
wyszła z pomieszczenia dla odwiedzających.
AUSTRIA, INNSBRUCK…
- Kiedy wróci Zośka? –
zapytał cicho Stefan.
- Nie wiem, mam nadzieję,
że jak najszybciej. – odparł mu Manuel.
- Przysięgam, że jeżeli
wróci jeszcze dzisiaj to ani raz nie zajęknę kiedy będzie chciała nas wziąć na
wodny aerobik. – stwierdził błagalnie brunet kierując złożone ręce ku górze
czym rozbawił wszystkich swoich kolegów.
- Kraft! – usłyszał za
plecami. Zimny pot poleciał po Jego kręgosłupie. Głos Samanthy Go przerażał.
Ona cała Go przerażała.
- Tak Sami? – zapytał i
uśmiechnął się najładniej jak potrafi.
- Jeżeli jest Ci ze mną
tak źle to możesz wyjść z ćwiczeń. – powiedziała spokojnie.
- Naprawdę mogę? –
zapytał z entuzjazmem. Pokiwała głową i odprowadziła Go wzrokiem ku drzwiom do
szatni.
- Jeśli coś się komuś
jeszcze nie podoba to zapraszam do wyjścia. Oczywiście to jest równoznaczne z
opuszczeniem najbliższych zawodów. – uśmiechnęła się. Nikt nie ośmielił się Jej
przeciwstawić. Zza drzwi wychyliła się ciemna czupryna należąca do Stefana.
- Wiecie co? Tutaj wcale
nie jest tak źle. Trochę jogi nam się przyda co nie chłopaki? Wyciszymy się,
uspokoimy nerwy, będzie git! – zawołał z entuzjazmem wracając na matę którą
porzucił.
- Widzisz Stefan? Joga ma
swoje plusy. Zacząłeś myśleć. – powiedziała i odeszła od roześmianych
chłopaków.
- Nie znoszę Jej. –
jęknął.
- Nie jęcz. Zośka wraca
dziś wieczorem. Jutro już będziesz śmigał pajacyki w basenie. – zaśmiał się
szatyn.
- To prawda, że się od
Was wyprowadza? – zapytał Manu.
- Tak.
- Tak Jej zalazłeś za
skórę? A może Morgi za bardzo się przystawiał co? Hehe – zaśmiał się Stefan za
co oberwał od szatyna.
- No co? – jęknął.
- Wyprowadza się, bo
znalazła coś większego. Za tydzień ma tutaj przyjechać Jej mama a po operacji
chce ściągnąć tutaj Szymona. – powiedział naśladując to co robiła w tym
momencie Samantha.
- Jak z takim brzuchem
można to zrobić? – zapytał zszokowany Andi.
- Może musimy przytyć? –
stwierdził Michael.
- Czyli mówisz, że
przenoszą się tutaj na stałe? – spytał Fettner.
- Na to wygląda. –
odparł.
- Thomas Jej powiedział,
że Ją kocha? – zapytał ponownie.
- A co Cię to tak
interesuje Manu? – spytał podejrzliwie.
- Tak tylko pytam. –
wzruszył ramionami. – Jak nie chcesz to nie mów. – dodał. Szatyn pokręcił tylko
głową.
- Powiedział Jej.
- I jak zareagowała?
- Przyjęła to do
wiadomości. Chyba tak to mogę określić. Poza tym chyba ma teraz o czym myśleć i
czym się martwić więc myślenie o amorach Morgiego to nie jest to czym zajmuje
głowę.
***
Weszła do mieszkania tak cicho jak to było tylko możliwe.
Nie chciała budzić Gregora. Zagadałby Ją na śmierć. Przyszło Jej na myśl, że
jeżeli kiedyś doszłoby do tego nieszczęsnego ślubu Schlieriego z Adelą to w ich
domu nie mogłaby przebywać dłużej niż godzinę. Jedna katarynka to dużo ale dwie
to tłok. Uśmiechnęła się na tą myśl. Wizja ich kłótni od razu poprawiała Jej
nastrój. To jak potrafili sobie nawzajem dogryzać było mistrzostwem.
„Ciekawe jakie byłyby ich
dzieci?” – pomyślała na dobranoc.
Kolejny dzień zaczął się zbyt szybko. Budzik darł się jak
oszalały. Kiedy wybiegała z mieszkania szatyn jeszcze spał. Na basen dotarła szybko.
Od razu kiedy zobaczyła pierwszego pacjenta uśmiechnęła się szeroko. Stefan był
największym promyczkiem całej drużyny. Wystarczyło spojrzeć na Jego uroczą,
roześmianą twarz a dzień stawał się pogodniejszy mimo, że chmury przynosiły
ulewne deszcze. Deszczowa końcówka sierpnia nie zapowiadała ciepłego września.
A wizja jesieni bez słońca i kolorów na drzewach tylko pogłębiała przygnębienie.
- Na reszcie jesteś! –
krzyknął i przytulił Ją do siebie.
- Stefan? Nie było mnie 3
dni. W tym dwa to sobota i niedziela kiedy nie mamy rehabilitacji. – zauważyła.
- Ale wczoraj był
poniedziałek z Samanthą. Wyobraź sobie jogę z tą babą. Nie wiedziałem co
gorsze, czy robienie tych wygibasów czy patrzenie na Nią kiedy je robiła. –
stwierdził. Musiała się zaśmiać. Wizja wielkiej Sami na macie była zbyt
zabawna.
- No dobra, nie zrzędź
już tylko wskakuj do wody i zacznij robić przysiady z obciążeniem.
- Jakie dzisiaj? –
zapytał patrząc na sztangi.
- 20.
Ćwiczenia ze Stefanem były dla Niej bardziej zabawą niż
pracą. Co chwilę rzucał jakimś dowcipem albo robił jakąś głupią minę ale
słuchał się Jej bardzo uważnie i dokładnie wykonywał każde zadanie, które Mu powierzyła.
Po godzinie zjawiła się reszta ekipy.
- Jesteś jakąś pieprzoną
ninją. – zauważył szatyn wchodząc do basenu.
- Albo Ty masz głęboki
sen. – odparła stojąc na brzegu.
- Ja słyszę najmniejszy
szmer moja droga. – pochwalił się.
- A własne chrapanie Cię
czasem budzi? – spytała.
- Nie chrapię. – ochlapał
Ją wodą. Zaśmiała się i włączyła muzykę.
- No moje gwiazdki, czas
na pajacyki! – zawołała wesoło.
Z niechęcią ale po kolei zaczęli skakać w
wodzie usiłując zrobić coś co przypominałoby pajacyki. Niestety opór wody lekko
spowalniał ich ruchy i zanim się przyzwyczaili do odpowiedniego tempa minęła
spora chwila.
- Dzięki temu ćwiczycie
równowagę, cierpliwość i siłę waszych nóg nie obciążając czego? – spytała.
- Kręgosłupa! – odpowiedzieli
chórem.
- Moje zdolne bestie! –
zawołała z uśmiechem. – To teraz pobawcie się w piłkarzy a ja zaraz wrócę. –
powiedziała widząc Heinza machającego do Niej zza szyby. Podeszła do przejścia
łączącego basen z szatniami i przywitała się z Kuttinem. – Co jest trenerze? –
zapytała.
- Dzwonili wczoraj do
mnie z ośrodka, w którym jest Thomas. – oświadczył poważnie. Z tym jednym
zdaniem w Jej głowie od razu pojawiło się tysiąc złych wiadomości jakie mogli
Mu przekazać.
- Tak?
- Przez te dwa tygodnie
Thomas zrobił bardzo duże postępy. A największe w kwestii swojej psychiki. Może
jeszcze nie jest tak dobrze z Jego formą i kondycją ale psycholog powiedział,
że z takim samozaparciem i determinacją już praktycznie jest wyleczony.
- Naprawdę? – ucieszyła
się. Kamień spadł Jej z serca. Wiadomość o poprawie stanu Morgensterna była jak
do tej pory chyba jedyną dobrą wiadomością jaką dostała.
- Naprawdę ale to nie
wszystko… - powiedział tajemniczo.
POLSKA, KRAKÓW…
Usiadła na jednej z ławek w szpitalu wojewódzkim. Siedziała
i wpatrywała się w ścianę naprzeciwko. Nie miała pomysłu gdzie iść, co zrobić,
do kogo się zwrócić… Została teraz z tą informacją sama. Trzęsła się. Strach?
Owszem czuła strach ale nie o siebie tylko o inną osobę. Bliską Jej jak nikt
inny na świecie. Bo to czego się dowiedziała nie mogło dziać się naprawdę. Od
kiedy życie biegło tak szybko i tak intensywnie? Od kiedy wszystko komplikowało
się tak bardzo? Zrobiło się Jej niedobrze. Musiała wyjść na świeże powietrze.
Ale jak pech to pech…
- Adela dobrze się
czujesz? – usłyszała po chwili.
- Tak. Wszystko ok. –
powiedziała. – Co tutaj robisz? – spytała zerkając w stronę bruneta.
- Mamy z Mają wizytę u
lekarza. Coś Ją pobolewa więc wolimy dmuchać na zimne. – odparł. Spojrzała na
dziewczynę stojącą przed wejściem do szpitala. Była wysoka, miała krótkie blond
włosy i wielkie brązowe oczy. Totalne przeciwieństwo Zośki.
- To Ona? – zapytała
wskazując głową w stronę dziewczyny.
- Tak.
- Będzie z Was ładne
dziecko. – powiedziała i chciała odejść ale zatrzymał Ją jeszcze.
- Hej, na pewno wszystko
gra? – zapytał.
- Na pewno. Maciek, nie
jesteśmy przyjaciółmi. Nie musisz się o mnie troszczyć. Masz swoje życie ja mam
swoje a Zośka ma swoje. Niech każdy zajmie się sobą a świat stanie się
piękniejszy. – stwierdziła.
- Zosia dotarła spokojnie
do Innsbrucka? – zapytał puszczając bokiem to co usłyszał od blondynki.
- Tak.
- Co u Jej mamy? –
zapytał ponownie.
- Gorzej. – powiedziała
poważnie. – Muszę iść. Mam czas do wieczora żeby wymyślić jak Jej to
powiedzieć. – stwierdziła i odeszła…
AUSTRIA, INNSBRUCK…
Patrzyła z niedowierzaniem na trenera.
- To znaczy, że Thomas
może wyjść wcześniej? – spytała.
- Tak. Tylko potrzebny
jest opiekun.
- Opiekun? – zapytała
zdziwiona.
- Ktoś kto by Go pilnował
z dawkami leków, kontrolami w klinice i rehabilitacji. No i wspierał. - dodał.
- I kto tego opiekuna
przydziela?
- Ja. – oznajmił.
Zdziwiła się lekko. – Miałabyś czas i ochotę zostać takim opiekunem Thomasa? –
zapytał prosto z mostu.
- Ja?
- Przyjaźnicie się,
jesteś obowiązkowa, wiem, że zapanujesz nad Nim. W końcu to Ty zauważyłaś Jego
problem więc teraz też w razie czegoś coś zauważysz. Poza tym jesteś
rehabilitantką więc wszystko będziesz miała pod kontrolą i nic Ci nie umknie. A
z tego co słyszałem to mieszkacie razem więc…
- Nie mieszkamy razem.
Mieszkam tymczasowo w mieszkaniu Thomasa i Grega ale wyprowadzam się już
niedługo. – powiedziała spanikowana tą informacją.
- Krótka piłka Zośka.
Podejmiesz się roli opiekunki? – spytał z uśmiechem.
„Powiedz tak! Powiedz tak!” –krzyczała podświadomość.
„Nie uważasz, że to
jeszcze bardziej skomplikuje nasze relacje?”
„Albo wyjaśni w końcu wszystko raz na zawsze. Pamiętasz co obiecałaś
Maćkowi?”
„Pamiętam…”
- Jasne. – odpowiedziała
trenerowi. – Co mam zrobić żeby stać się tym opiekunem? – zapytała z lekkim
uśmiechem.
- Wiedziałem, że się
zgodzisz. – wyszczerzył się Heinz. Z torby wyciągnął odpowiednie papiery i
podał Jej długopis. – Podpisz proszę tutaj…. I tutaj… i jeszcze raz tutaj… -
spokojnie podpisywała kolejne kartki. – Tutaj masz wytyczne wszystkiego od A do
Z. Od godzin przyjmowanych leków przez ich dawki do odpowiedniej diety. Mam
nadzieję, że sobie poradzisz. Jakby coś się działo niedobrego to dzwoń o każdej
porze dnia i nocy. To nie jest tak, że zrzucam na Ciebie całą odpowiedzialność
za Niego. Po prostu będziesz moimi oczami i uszami. Musze mieć kontrolę nad
wszystkimi z drużyny nie tylko nad Thomasem.
- Rozumiem to. Nie musi
mi się trener tłumaczyć. I tak wiele dla Niego Pan robi.
- Może czas najwyższy
przejść na drogę mniej oficjalną? – zapytał z uśmiechem.
- Z przyjemnością. Zośka.
– wystawiła dłoń w kierunku trenera.
- Heinz. – uścisnął Jej
dłoń i uśmiechnął się promiennie. – No dobra. To w takim razie zostawiam Was i
wracam do siebie. Przyślij mi ich potem na krótkie zebranie ok? – spytał.
- Jasne. Jak tylko ich
wykończę to do Ciebie pojadą. A teraz wybacz ale muszę wracać, bo mi cały basen
rozniosą. – zaśmiała się lekko.Odwrócił się i już chciał wyjść z szatni kiedy
zatrzymał Go Jej głos. – Heinz!
- Tak?
- Kiedy On wróci? –
zapytała.
- Szybciej niż Ci się
wydaje. – powiedział tajemniczo i wyszedł.
- Ten ich austriacki
humor… - mruknęła i wróciła na basen gdzie tak jak myślała banda małpiszonów
rozrabiała na całego. – Hej! Co to ma znaczyć?! – krzyknęła. Niestety nikt Jej
nie usłyszał. Pożyczyła gwizdek od jednej z ratowniczek i użyła Go zaraz przy
basenie, w którym bawili się skoczkowie. Od razu zwrócili na Nią uwagę. – Jak
dzieci. – mruknęła. – Co to ma znaczyć? – zapytała.
- Skończyliśmy serię. –
odpowiedział Michael.
- A kto Wam kazał kończyć
na jednej serii? – zapytała. Nikt nie odpowiedział. – Z wody Panowie. –
powiedziała poważnie. Nikt nie ośmielił się Jej przeciwstawić. – Ustawcie się w
szeregu na brzegu basenu. – nakazała. Posłusznie to zrobili. – Dobrze wiecie,
że jeżeli złapiecie jaką kontuzję na moich zajęciach to wylecę. Chcecie mieć
non stop jogę z Samanthą? – zapytała. Pokręcili głowami. – Chcecie się pobawić
w wodzie to nie na moich zajęciach zrozumiano? – spytała ostro. Pokiwali
głowami. – Gdzie jest Stefan? – cisza. – Zadałam Wam pytanie. – powtórzyła. W
tym momencie usłyszała krzyk i ogromny rechot zjeżdżającego z ogromnej
zjeżdżalni bruneta. Odwróciła się w tamtą stronę i pokręciła głową lekko się
załamując. – Gdybym chciała pracować z dziećmi to zostałabym przedszkolanką. –
jęknęła. – Stefan! – wrzasnęła tak, że cały basen zamarł. – Natychmiast do
mnie!
Brunet po chwili stał już obok dziewczyny.
Rozweselony jak dzieciak na karuzeli.
- Tak bardzo lubisz
zjeżdżalnie? – spytała.
- Zośka no… To tylko jeden
zjazd.
- O jeden za dużo. –
powiedziała groźnie i wyszła na chwilę do szatni. Po kilku minutach wróciła z
jednym z ratowników, który trzymał w ręku wiadro z gąbkami i specjalnym płynem.
– Stefan, skoro tak pałasz zamiłowaniem do zjeżdżalni to Pan pokaże Ci jak
odpowiednio o Nią dbać. Pójdziesz z Nim i wyczyścisz wszystkie zjazdy na
basenie.
- Ale Zośka ja tylko…
- Żadnego ale. Nie będę
powtarzała dwa razy. Marsz za ratownikiem! – wskazała kierunek brunetowi,
którego mina wyrażała rozpacz totalną. Jego koledzy nie mogli wytrzymać ze
śmiechu i prawie leżeli na płytkach robiąc sobie żarty z biednego Krafta.
Odwróciła się do nich. – No dobra dzieciaczki Wy wracacie do ćwiczeń. –
wskoczyli do basenu. – Nie, nie, nie… źle mnie zrozumieliście chłopcy. – uśmiechnęła
się. – Dzisiaj macie resztę ćwiczeń dostosowanych do waszego wieku
emocjonalnego. Zapraszam na mały basen. – wskazała basen obok, w którym grupa
przedszkolaków w kolorowych czepkach i z motylkami na rękach uczyła się pływać.
- Zośka ale My już
będziemy grzeczni… - jęknął Gregor.
- Zapraszam, bo inaczej
pojedziecie na jogę do Samanthy. – pogroziła im. Od razu wyszli z basenu.
Zatrzymała ich i każdemu rozdała po czepku i parze motylków z kolorowymi
wzorami. Kiedy już założyli z jękami na siebie swoje nowe stroje i weszli do
małego basenu uśmiechnęła się szeroko. A widząc zabójczy wzrok przedszkolaków
patrzących na grupę skoczków z mordem w oczach nie mogła powstrzymać śmiechu. –
Nie obijać się. Pan instruktor potem powie mi kto jak ćwiczył. – powiedziała i
zaczęła chodzić wzdłuż basenu.
Dzień minął szybko. I intensywnie. Na późniejszym
treningu siłowym Manuel naciągnął sobie mięśnie w nodze i musiała nad Nim
popracować, a że mięśnie miał napięte jak struna to rozluźnienie ich wymagało
czasu i siły. Trening pozostałych się skończył a Oni nadal tkwili w Sali
gimnastycznej.
- Nie wiem skąd Oni mają
siłę jeszcze oglądać te mecze do północy i jeść tyle pizzy. – stwierdziła
przypominając sobie pomysł Gregora na spędzenie dzisiejszego wieczoru.
- Facet zawsze ma siłę na
rozrywkę. Na pracę niekoniecznie. – zaśmiał się brunet.
- No dobra, koniec na
dzisiaj. Wstań i przejdź się na palcach wzdłuż Sali. – poleciła. Zrobił to i
uśmiechnął się szeroko.
- Jesteś cudotwórcą. –
uśmiechnął się szeroko.
- Spoko. Taka moja praca.
– powiedziała i wpisała coś do odpowiedniej karty.
- To może w ramach
podziękowania dasz się zaprosić na kawę? – zapytał nieśmiało. Spojrzała na
Niego zdziwiona ta propozycją. – Tzn. dzisiaj chyba już trochę za późno ale
może jutro? Co Ty na to?
- Cóż… właściwie czemu
nie? – uśmiechnęła się miło. – Praktycznie nie znam tego miasta mimo, że jestem
tu już trzeci tydzień.
- No to świetnie się
składa. Najpierw pójdziemy na kawę, potem pokażę Ci najbardziej interesujące
miejsca tutaj a potem…
- A potem zrobię pyszną
kolację dla całej ekipy, którą Wam wiszę. – dodała z uśmiechem.
- Jasne… Niech tak
będzie.
- To co? Idziemy oglądać
mecz? – spytała z lekkim rozbawieniem. Wizja krzyków jakie miały wypełniać
mieszkanie tego wieczora Ją lekko niepokoiła. No ale same komentarze skoczków
były więcej warte niż sam mecz.
Kiedy dotarli do domu mecz już trwał. Tak
samo jak ostra kłótnia w salonie.
- Sam żeś jest cienias
buraku jeden On jest najlepszy w całej drużynie! – usłyszała głos Stefana.
- Sam meczu nie wygra rumuńska
pało! – wydarł się Gregor.
- Jeden dobry jest lepszy
niż kilku bezmyślnych idiotów!
- To co Ty jeszcze robisz
w kadrze?
- Hej! Uspokójcie się
debile bo nic nie słychać! – wrzasnął Michi.
- Banda niedorozwojów. –
skomentował spokojnie Andreas.
- Taa… Miłość i spokój. –
skomentowała stojąc z Manuelem w drzwiach do salon.
- Chyba jesteśmy jedynymi
normalnymi ludźmi w tym pomieszczeniu. – stwierdził brunet i oparł się o ścianę
przedpokoju kładąc rękę na ramieniu brunetki. W tym momencie usłyszeli jak ktoś
przekręca zamek w drzwiach wejściowych. Jak jeden skierowali się w tamtą
stronę. Jakie było ich zdziwienie kiedy w drzwiach stanął nie kto inny jak…
- Thomas? Co Ty tutaj
robisz? Nie powinieneś być w… Niemczech? – spytał Gregor mało co nie wygadując
się przy wszystkich.
- Wróciłem trochę
wcześniej. Taka niespodzianka. – powiedział patrząc na Manuela obejmującego
dziewczynę. – I chyba mi się udała…
**************************************************
Witajcie kochane :*
Przepraszam za te
opóźnienia ale to co działo się z moim Internetem przechodziło ludzkie pojęcie.
Dziś dodaję to, jutro
(jak nic się nie podzieje złego) będzie kolejny oraz coś nowego dla fanek
siatkówki lub sympatyczek pewnego zabawnego, utalentowanego muzycznie
siatkarza, który jeszcze nie dawno był tylko uroczy, a czas sprawił, że stal
się nieziemsko przystojny :D
Jeżeli znacie
takowego piszcie w komentarzach o kim może być to opowiadanie. Ta, która
pierwsza trafi poprawnie – dostanie dedykację w prologu J
Zgaduję: Winiar? On jest utalentowany muzycznie :D
OdpowiedzUsuńEw. Wronka, ładnie gra na fortepianie ^^
To się porobiło z tym Manuelem. Kurde, od początku mi nie pasował.
Już sobie wyobrażam co pomyślał Thomas. Czekam na następny :)
Czyżby to był Michał Winiarski ? :)
OdpowiedzUsuńPS. Rozdział jak zwykle super :)
Pozdrawiam , Zuzia :)
Ohhoho, co to się dzieję? Manu poczuł miętę do Zośki? Jak już ma być z jakimś Austriakiem, to niech to będzie Fetti, którego wprost ubóstwiam. Ja się pytam, dlaczego on nie ma dziewczyny? Takie ciacho się marnuje. Wracając do tematu, jak nie Maciek, to Manu. Krafti mnie rozwalił, jego też uwielbiam. Rzeczywiście takie słoneczko. Zawsze poprawia mi humor. Ta sprawa z opiekunem dla Thomasa mnie trochę martwi. Zośka miała się wyprowadzić, a tu raczej nici z tego, bo będzie musiała pilnować Morgensterna. Ona się nigdy od niego nie uwolni. Czemu Heinz nie mógł poprosić Gregora, przecież on o wszystkim wie.
OdpowiedzUsuńCo do Adelki, na początku myślałam, że może jest w ciąży, szpital i te sprawy, ale potem wszystko się rozjaśniło. W sumie, ciekawe co by się stało, gdyby ona naprawdę była w ciąży.
Życzę weny i pozdrawiam kochana.
PS. Siatkówki może nie lubię, ale stawiam na Winiara, z tego co wiem, to on wykazuje zdolności muzyczne :D
Witamy na pokladzie mr. Winiarskiego!
OdpowiedzUsuńKochana, cudowny rozdzial. Przepraszam za dluzsza nieobecnosc:c
Buziaki, Skowronek.
Po dwóch tygodniach wyleczony... wydaje mi się, że to stanowczo za wcześnie, żeby to stwierdzić. TO na nim będzie ciążyć ciałe życie, 2 tygodnie to jest nic.... ale w porządku, ważne że szybko sie uporał ze swoim problemem ( oby!)
OdpowiedzUsuńThomas się musiał nieźle zdziwić tym Manuelem i Zośką... ma za swoje! :)
Kara dla chłopaków w postaci zajęć na małym basenie mistrzowska, opis zajęć z nimi zawsze gwarantuje dobry humor.
krateczka
powiem-napiszę tak..jestem nową czytelniczką
OdpowiedzUsuńznalazłam tego bloga bodajże przedwczoraj luknęłam w bohaterów i jak zobaczyłam tam Maćka zaczęłam czytać bo go uwielbiam..dzisiaj skończyłam czytać wszystkie rozdziały więc CZEKAM NA NASTĘPNY
piszesz w bardzo fajny sposób ale przez ciebie osiwieję..tyle stresów w tej opowieści..wstydź się
serce mi się kraja jak czytam o małofajnym (i nie pasującym do niego) obliczu Macka
mam nadzieję że się ogarnie
pozdrawiam Ola
Dzień dobry, cześć i czołem.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze. Primo: Nie spodziewałam się, że ten telefon jest od ‘tej’ osoby...
‘Ale żyje…’ Co za bezczelny typ.
Nie dziwię się, że Zośka tak zareagowała...
Scena z jogą i na basenie - jak zawsze pełno humoru - pełno śmiechu. :D I te myśli o Gregorze i Adeli - ha ha. :D
A na tych zajęciach grupowych na basenie Zosia mówi do nich jak do dzieci... a raczej dostosowuje się do swoich podopiecznych. :D
Zapewne w mniemaniu Austria team, Stefan dostał lepszą karę... dla reszty teamu takie ćwiczenia musiały być ‘upokarzające’, ale dzięki temu może się czegoś nauczą. :D
Ehh... Oby z mamą Zosi było jednak wszystko w porządku. Ciekawe, czy w takich okolicznościach będzie mogła być opiekunką Thomasa, tzn. czy nie będzie musiała wyjechać, żeby zająć się mamą.
Co do decyzji zostania opiekunką Thomasa - myślę, że ona rzeczywiście będzie sprawowała najlepszą pieczę nad stanem Morgensterna... Tylko ja obawiam się, że Thomas sobie nawyobraża niewiadomo czego, być może stanie się nie po jego myśli... i znowu wpadnie w nałóg. Ale zobaczymy...
A co do Manuela. Mówiłam, że ‘niebezpiecznie kręci się’ koło Zośki... Wtedy podejrzewałam, że tak po przyjacielsku, a teraz nie byłabym tego taka pewna...
I Thomas tak szybko wrócił. A jednak tylko 2 tyg. wystarczyły? Trochę podejrzane... myślę, że kolorowo nie będzie.
Po drugie. Primo: Po moim ostatnim komentarzu stwierdziłam, że mogło to wyglądać jakbym ‘zmieniła strony’ Maciek-Thomas. Nie, cały czas jestem po stronie Morgensterna, tylko myślę, że coś tu nie będzie jednak grało...
Po trzecie. Primo ultimo: Ja jestem fanką Twoich opowiadań. ;) Tak jak mówiłam, w siatkówkę lubię grać, ale rzadko oglądam mecze. Ale na pewno sobie ‘wygogluję’ wszystko co potrzebne. Może mnie to zainteresuje, a Twoje opowiadanie będę śledzić i postaram się komentować na bieżąco (świetnie się zapowiada :D).
jk